47
Po drugiej stronie panowała cisza...
Nie spodziewał się takiej wiadomości? Z pewnością... A jego milczenie mogli oznaczać tylko jedno. Nie pomoże jej.
- Axel... Wiesz... co? Zapomnij, że do ciebie dzwoniłam. - ganiła się cały czas w myślach. Jak mogła pomyśleć, że jej pomoże? On nie był jej tak bliski jak David... Z pewnością ma ważniejsze rzeczy do roboty. Errie nie lubiła w sobie takiej naiwności i zbyt wielkiego zaufania do innych... Przez takie zachowania łatwo mogła dać się wciągnąć w jakieś żarty... Albo po prostu pytała o coś, na co odpowiedź nie była jej przychylna.
- Zaczekaj. - odpowiedział dość spokojnie. - powiedziałem ci kiedyś... że możesz na mnie liczyć, więc postaram się pomóc. - jasnowłosa pisnęła że szczęścia. Szybko jednak zakryła usta ręką... Musi się powstrzymywać przed takim zachowaniem.
- To... Na boisku nad rzeką? - spytała.
- Masz szczęście, że wybrałem się tu na trening. Czekam. - Schowała telefon i odetchnęła z ulgą.
Zgodził się...
Na prawdę się zgodził. Czuła, jak ogień radości stłumił płomień, który znów widocznie miał zamiar sprawić jej ból. To uczucie w końcu ustanie...
Może też znajdzie nową siłę i stanie się lepsza... O wiele lepsza w piłce nożnej. Była świadoma, że do wszystkiego trzeba dochodzić ciężkimi ćwiczeniami... ale od długiego czasu nie widziała żadnego efektu. Dla niej to był znak, że potrzebuję jednego, znaczącego impulsu, który zapoczątkuje nowy rozdział i w końcu pokaże, jak dobra jest w tym sporcie. Tylko... czy jest w ogóle możliwe, by w jednej chwili nastąpił całkowity przełom?
Praktycznie nie możliwe.
Zatrzymała się przy moście, zerkajac na dół. Widziała Axela, który z uwagą podbijał piłkę. Ereina mogłaby patrzeć na niego cały czas. Jak zwykle zauważalna była precyzja i wielkie zaangażowanie.
Wspaniały piłkarz.
Nawet w tak prostych sprawachdawał znak, że zrobił bardzo duży.
- Mógłby się nawet równać z Judem... O ile już nie jest od niego lepszy. - powiedziała do siebie i szybko zeszła na dół.
Jej włosy poruszyły się od razu, a twarz otulił lekki wiatr. Napastnik właśnie oddał strzał. To uczucie było takie znajome. To samo poczuła... siedząc pewnego dnia na ławce rezerwowych, gdy piłka leciała w jej stronę, a David uchronił ją przed starciem z nią.
Białowłosy był trochę zdziwiony, widząc koleżankę na drodze piłki. Musiał idealnie wymierzyć kąt uderzenia. Spoglądał na nią spokojnie z opanowanym spojrzeniem i może trochę zakłopotanym. Tak samo zachowywała się Errie... Trochę spięta... i jakby kompletnie zapomniała, po co przyszła.
Miesiąc... tyle minęło. Raczej nic ważnego... chłopak jak każdy inny, prawda? Jednak nastolatce brakowało jego temperamentu i wspólnych treningów, a nawet tego, że czasem bardzo ją denerwował. Jemu chyba brakowało gadatliwości dziewczyny i po prostu tego, że miał kogoś, z kim mógł potrenować w inny sposób.
Ten czas odebrał im spontaniczność, ktora przydałaby się w przywitaniu. Unieśli w tym samym momencie ręce na ułamek sekundy, by potem wyciągnąć do siebie dłonie i lekko je uściskując, zachowując tym samym bezpieczną odległość. Zupełnie jak kapitanowie na boisku, pałąjacy do siebie widoczną niechęcią.
- Zagramy? - spytała, ostrożnie zabierając dłoń. Uprzedziła jego pytanie. Wiedział, że ma do niego jakąś sprawę... ale najwidoczniej chciała wpierw się rozluźnić. Był jeszcze zszokowany, gdy wyciągnęła z torby jakąś książkę i podała mu.
Jak leczyć kontuzje?
- Nic nie rozumiem.
- Weź... Będziesz miał wytłumaczenie przed tatą, po co się ze mną spotkałeś.
- zaśmiał się tylko. Znowu go zaskoczyła.
Axel spokojnie zaczął wymijać dziewczynę. Dostrzegał coś dziwnego w jej oczach i sposobie gry. Grała o wiele dynamiczniej... ale wciąż bardzo nie dokładnie, a w spojrzeniu nie dominowała determinacja, tylko jakby zakłopotanie. Zatrzymał się i wyciągnął dłoń do przodu, gdy Errie ruszyła na niego. Udało mu się ją zatrzymać mocnym przytrzymaniem jej ramienia.
- Może w końcu powiesz mi, o czym chciałaś rozmawiać? - jej powieki opadły na chwilę na dół, by potem unieść się i znów opaść... Tym razem... zaciskając się i dając sygnał reszcie ciała, by się zapadło. - Ereina?..- napastnik w ostatnim momencie objął ją ręką. Co się stało? I co miała znaczyć ta dłoń przciśnięta do serca? Nie wiedział tego, ale jasnowlosa myślała, że samą grą załatwi wszystko. Myliła się. W ten sposób nic nie mogła zdziałać... o czym świadczył palący ból. Musi powiedzieć... Tylko jak, gdy odebrało jej mowę?
Blaze odczuł jej głowę na ramieniu. Nie mógł tego ciągnąć w nieskończoność. Coś działo się dokładnie pod jego nosem, a on nie wiedział nawet najmniejszego szczegółu. Położył palec wskazujący pod brodę zawodniczki, a kciuk delikatnie położył na jej brodzie, zahaczając lekko o jej usta. Uniósł jej głowę do góry. Nie interesował ją szok.. malujący się na jej twarzy... ani dłoń, która złapała za jego nadgarstek.
- Powiesz mi w końcu? - pomógł jej wstać, gdy pokiwała twierdząco głową.
I tak się zaczęło... Cała historia z ogniem, który dawał o sobie znać zawsze w temacie piłki nożnej... Palący, nasilający się ból i brak zrozumienia.
- To ty go we mnie wszczepiłeś... Teraz mi pomóż... Albo powiedz, co mam robić.
Ogień? Który palił? Skoro to było związane z footballem, to czmeu on tego nie czuł?
Chyba znał rozwiązanie tej zagadki. On także miał w swoim sercu taki płomień... Tyle... że on motywował go do dalszej pracy i dawał siłę. Z każdym dniem coraz więcej... I coraz więcej z każdą chwilą, gdy czuł większą miłość do piłki.
Miłość...
No właśnie.
- Powiedz... Co czujesz do tego sportu? - zapytał z powagą.
- Lubie go... Jest czymś, co daje mi swobodę, ale i pokazuje, że mam jakąkolwiek wartość w świecie piłkarzy.
- Od kiedy piłka pokazuje, czy człowiek jest wartościowy, czy jest nikim? - i wszystko jasne. To nie było poprawne myślenie... Football trzeba pokochać, a nie wykorzystywać jako narzędzie do selekcji ludzi. Nic dziwnego, że jej ogień upomina się o prawdę. Jednak on nie może z tym nic zrobić. - wybacz, ale nie mogę zadawać się z kimś, kogo uczucia względem sportu są takie płytkie. - piłkę i książkę spakował do torby, którą przełożył przez ramię. Odczuł jeszcze mocny ucisk na nadgarstku.
- Axle proszę... Powiedziałeś, że mi pomożesz!.. - jej blagalny ton głosu i smutek w oczach... Nawet to nie zmieniło jego decyzji. Nie odpowiedział. Ostrożnie uwolnił rękę z jej uścisku i odszedł jak gdyby nigdy nic, zostawiając ją samą na tle słońca, zachodzącego za mostem. - mogę na ciebie liczyć, tak? Perfidne kłamstwo...
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top