29
Doktor poprawił okulary, a potem lekko scisnął sine kolano pacjentki.
- Boli? - zapytał od razu, nie otrzymując jednak odpowiedzi. Na szczęście zdradziła ją markotna mina, która mówiła jedno.
Boli
Jedną z dłoni położył pod kolanem, drugą zaś złapał za kostkę, starając się, by powoli i bezboleśnie wyprostować nogę jasnowłosej. Słyszał co jakiś czas jej ciche syknięcia, które starała się bezskutecznie ukryć.
- Mama wie? - wykonał gwałtowniejszy ruch, po którym Errie, która próbowała podnieść się do góry, położyła się znów na łóżku, jakby mając nadzieję, że to w jakiś sposób zmniejszy kłucie w obrębie rzepki.
- Nie... i chyba lepiej... żeby tak pozostało. - Pan Blaze uśmiechnął się tylko, znów przyglądając się nodze zawodniczki. Jedyne, czego dowiedział się o całym zajściu to to, że stał się to na skutek użycia ataku, który został nazwany przez Ereine Królewskim Pingwinem. Nie rozumiał jednak, jak mógł on doprowadzić do takiej kontuzji... mogła źle kopnąć piłkę. To jedna z opcji, ale najmniej prawdopodobna. Drugą możliwością mógł być już wcześniejszy uraz... ta opcja była już bardzo prawdopodobna.
- Jeśli jej nie powiem, to będzie jeszcze bardziej zła, niż jeśli się nie dowie. - mężczyzna usłyszał ciche stukanie do drzwi. Od razu odwrócił się w tamtą stronę, poprawiając gumowe rękawiczki. - to pewnie pielęgniarka. - Uchylił lekko drzwi, już będąc gotowym na przyjecie leków i opatrunków od lekarki, jednak zauważył kogoś zupełnie innego.
- Mogę wejść? - rzekł cicho przybysz, zauważając, jak ojciec odwraca się na chwilę w stronę swojej pacjentki.
- Prowadzę badania. Wątpię, że Ereina chce się z tobą widzieć.
- Niech wejdzie. - odpowiedziała. Pan Blaze zdziwił się jej słowami... jednak jako lekarz wiedział, że pacjentom dobrze robią spotkania z innymi, a nie tylko z ludźmi w białych fartuchach, których najczęściej można dostrzec w masce, dzierżących w rękach strzykawki i inne szpitalne przyrządy.
- Za chwile wrócę. Poinformuje matkę tej młodej damy o jej wypadku. - minął obojętnie syna. Z jego oczu bił ogromny chłód, jakby żywił do białowłosego jakiś żal... może tak na niego wpłynął brak żony, która zawsze go wspierała. To właśnie ze względu na nią meczy zna chciał, by jego dziecko zostało w przyszłości znakomitym lekarzem. W całym planie przeszkadzało mu tylko zamiłowanie Axela do piłki nożnej. Gdyby mógł wybić mu ją jakoś z głowy...
Odwrócił się ostatni raz w stronę sali, patrząc, jak syn znika za zamykającymi się drzwiami, a gdy te się zatrzasnęły, ruszył po lekarke, która powinna mieć w tym momencie przerwę.
- Czy to nie dziwne, że zawsze, gdy jesteś w pobliżu, spotykają mnie same kłopoty? - chłopak usiadł na łóżku, na miejscu, które wskazała mu Ereina. W jej wypowiedzi było trochę racji... chociaż rozpalenia w sobie miłości do piłki nie można było nazwać kłopotem.
- Może trochę. Boli? - niby wyglądało normalnie... jak każde inne kolano, a jednak na sporym jego kawałku rozciagała się bordowa plama.
- Nie boli. Jestem tu tylko dlatego, iż nie chciałam grać w meczu. - zażartowała, uśmiechając się mimowolnie i słysząc kroki lekarza, który po chwili znów znalazł się obok niej. Miał parę bandaży i jakieś pojedyncze listki tabletek. Najważniejsze były jednak malutkie strzykawki z cienkimi igłami z jakimiś czarnymi napisami. Zapewne umieszczono tam nazwy substancji, które zawierały.
- Skoro już tu jesteś, to możesz mi pomóc. - zwrócił się oschle do chłopaka, ci nie umknęło uwadze nastolatki. Przyglądała się jak mężczyzna powoli przeczyszcza chusteczką srebrne igły, a Axel w tym czasie użył płynu dezynfekującego, który powoli spłynął po nodze pacjentki. Nie wiedzieć czemu... wysunęła w jego stronę dłoń. Skinęła głową, by ją złapał. Bała się? Raczej nie... prędzej chodziło o to, co mogło przynieść ze sobą to nie przyjemne uczucie... poczucie samotności.
Sam ból był nie do zniesienia, co dało się zauważyć, gdy Errie po prostu znów położyła się na łóżku. Axel momentalnie puścił jej dłoń... nie trudno można było zauważyć, jak jasnowłosa zmaga się z wyrazem swojej twarzy... tylko nie ból i cierpienie... ale uśmiech.
- Koniec. - lekarz wytarł strzykawke, a chłopakowi podał opatrunek. Znów wyszedł... - Zapomniałem pójść do twojej matki Ereino. - Tak się wytłumaczył.
Napastnik westchnął tylko cicho i pomógł podnieść się koleżance, zabierając się od razu za bandaże wanie nogi. Słyszał co jakiś czas ciche syknięcia... mimo to nie przerywał pracy. Przystanął dopiero gdy dłoń Ereiny odtrąciła jego ręce, a powieki zacisnęły się, wyrzucając z siebie pojedyncze łzy.
- Errie. - przybliżył się trochę i objął ją ręką. Czuł, że w takiej chwili może pomóc jej taki prosty, krótki uścisk. Poczuł jednak jej ramię, które go obieło, a na swym barku jej palce i brodę.
- Co z drużyną? Wygrali? - spytała tylko. Brązowooki przyjechał tu od razu... dalsze siedzenie na trybunach nie miało sensu. Czułby się źle, gdyby nie przyjechał choćby na pięć sekund, by sprawdzić, czy wszystko dobrze. Szkoda, że jej koledzy z zespołu nie mieli zamiaru tak zrobić.
- Nawet w takiej chwili zajmujesz się innymi rzeczami... myśl teraz o sobie. - poczuł trochę mocniejszy uścisk, a potem rozluźnienie. Errie uśmiechnęła się, a podkrążone, szare oczy zmrużyły się.
- Wybacz. - czasem powinna trzymać się na wodzy... ona z taką łatwością i swobodą przytulała się do Axela, a on najwyraźniej jeszcze trzymał ją na dystans. Może to dlatego, że brakowało jej kogoś, do kogo mogłaby tak po prostu przyjść i znaleźć choć trochę zrozumienia. - Dzięki, że chociaż na ciebie mogłam dziś liczyć. - jej wzrok momentalnie skierował się na okno, a oczy wyobraźni dostrzegły uradowanych zawodników, którzy nie dostrzegli, albo raczej nie chcieli dostrzec tego, co zdarzyło się na ich oczach.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top