29
- Usami, zaczekaj! - Yamato w ostatniej chwili złapał jej rękę i zatrzymał ją. Nie rozumiał jej chęci do spotkania się z tymi ludźmi, których nazywała przyjaciółmi. Niepotrzebna troska i zainteresowanie... Przecież nie byli warci jej uwagi... Albo przynajmniej on tego nie widział.
- Czego nie rozumiesz? - zaczęła dość spokojnie, ostrożnie ściągając dłoń kapitana ze swojego nadgarstka. - chce zobaczyć, czy nic im nie jest.
- Przecież to zwykłe knypki... Sama dobrze wiesz, czemu to wszystko się stało.
- Hakuryuu i Tsurugi nie mają z tym nic wspólnego. - ogarnęła włosy do tyłu i parę razy zamrugała oczami. - Lubie cie, Yamato, ale ty chyba nie rozumiesz, czym jest przyjaźń. - opuściła swój pokój, kierując się w stronę jednego ze skrzydeł szpitalnych. Jej nic poważnego się nie stało, ale... co z resztą? Przez to wszystko... Jej moc zaczęła ją jeszcze bardziej przerażać... Nie była czymś, co można było nazwać dobrym... Była pokładem złej energii.
Ostrożnie pchnęła drzwi, na których wisiały dwie kartki
Hakuryuu
I
Tsurugi Kyousuke
Rozglądnęła się po małym pomieszczeniu, zauważając dwa, zajęte, szpitalne łoża. Podeszła powoli do jednego z nich i usiadła na skraju, zauważając ciemnowłosego chłopaka, który leżał taki spokojny. Miał parę siniaków, a nadgarstek zawinięty był w bandaż. Obok łóżka mała komoda, gdzie stał wazon z wodą i szczegółowa rozpiska tego, co powinien brać.
- Dobrze się tu tobą zajmują. - skinęła głową, od razu zauważając reakcje na jej słowa. Spokojne ruchy rękami, powoli uchylające się powieki i zdziwiona spojrzenie, które skupiło się na zawodniczce. Chłopak ostrożnie podniósł się do pozycji siedzącej, przymykając na chwilę oczy.
- Co tu robisz? Nie jesteś na...
- Nie. Ze mną też nie jest najlepiej. - przeszkodziła mu. - jak się czujesz?
- Bywało lepiej. - Kyousuke nie okazywał tego, ale cieszył się, że przyjaciółka z dawnych lat nie zapomniała o nim. Czasami dziwił się jej, że mimo tych wszystkich złych rzeczy, które na jej temat powiedział, ona wciąż ceniła sobie bardziej ich przyjaźń.
Prawdziwa przyjaciółka.
Pozostawała tylko kwestia tego dziwnego zdarzenia na boisku. Miał taki mentlik w głowie, że za nic nie będzie w stanie przypomnieć sobie, co się stało. Jednak... Było to bardzo dziwne.
- Usami... Wiesz, co stało się na...
- Nie wiem... Nic nie pamiętam. - jej dłoń, która pojawiła się na jego ramieniu, uciszyła go, a na jej twarzy pokazał się delikatny uśmiech... Wtedy zauważyła, że na łóżku kawałek dalej siedział chłopak, który widocznie właśnie się podniósł. Trochę rozczochrane włosy, zmęczone oczy i bandaż na ramieniu i brzuchu, który wystawiał spod białej koszulki... Przyglądał się cały czas przyjaciołom z poważną miną. - Hakuryuu... Czujesz się lepiej? - spytała jego przyjaciółka, posyłając mu ciepły uśmiech. Białowłosy odpowiedział tylko skinieniem głowy, znów kładąc się na łóżku. Wyglądał na trochę przybitego. Jakby zupełnie uleciało z niego życie i stracił chęć do rozmowy. Zielonooka podniosła się, chcąc upewnić się, że z drugim przyjacielem jest wszystko w porządku, jednak przeszkodził jej doktor, który niespodziewanie wszedł do skrzydła szpitalnego.
Skąd wiedział, że tu musi jej szukać?
- Chodź Usami. - mężczyzna objął ją ramieniem. - nie mamy czasu do stracenia.
Chłopcy zostali sami, mogąc jedynie liczyć na to, że wyzdrowieją szybko i wrócą do ukochanego sportu.
Złotooki zerknął na przyjaciela, który wydał mu się taki nieobecny. To dziwne zdarzenie sprawiło, że wydawał się zupełnie inną osobą. Może to minie, gdy znów wiatr poruszy jasnymi włosami, a piłka zagrzeje serce do walki.
- Nie wydaje ci się to dosyć dziwne? - niespodziewanie odezwał się chłopak o czerwonych oczach, skupiając swoje przenikliwe spojrzenie na jasnym suficie.
- O czym mówisz? - zamrugał parę razy.
- Pamiętam, że stało się coś złego, a nikt nie wie, co...
- Nie wierzysz w słowa Usami?
- Prędzej powiedziałbym, że ty jej nie wierzysz. - racja. Po ostatnich zajściach między nimi... Wciąż nie miał pewności, czy Tsurugi znowu nie zmieni nastawienia do koleżanki. - musimy się dowiedzieć, co się stało... - to powiedział już bardziej do siebie. Ufał Kyousuke, ale czuł, że w takiej sytuacji może zdziałać trochę więcej... zwłaszcza, że przyjaciel dostrzegał u niego jakieś dziwne zachowanie.
- Panowie, jak się czujecie? - dwie dość miłe pielęgniarki. Jedna miała jasne, pomarańczowe włosy spięte zawsze w koczka, a druga swoje króciutkie, zielone włosy wolała mieć luźno. Ta pierwsza uśmiechnęła się do białowłosego i podała mu kubek z wodą i lekarstwo. Ogniste oczy ani na chwilę nie opuszczały spojrzenia kobiety, która widocznie swoim uśmiechem chciała dodać im otuchy...
- Dobrze. - przemówił ciemnowłosy, kiwając głową w podzięce za picie. Białowłosy odstawił kubek na komódkę i rzucił.
- Dobrze. - tak samo jak drugi chłopak. - czy wie pani może, co jest z Usami Nagai? - kobieta odnalazła w głowie obraz dość niskiej brunetki, którą przed chwilą spotkała z doktorem. Trudno stwierdzić, czy naprawdę coś wiedziała, ale mimo wszystko... odpowiedziała.
- Wszystko z nią dobrze.
- Wszystko z nimi dobrze. - rzucił lekarz, słysząc pytanie podopiecznej.
- Ale...
- Żadnych ale, Usami. - już domyślał się, co chciała powiedzieć... że ten gen jest niebezpieczny i chce jak najszybciej zniknąć z Piątego Sektora. Że też musiało się to wszystko zdarzyć... Suguwara będzie musiał się zająć długim językiem Kenmy, bo inaczej ktoś domyśli się, co się szykuje. Na razie musiał zadbać o to, by dziewczyna nie zrezygnowała z przyjmowania leku... zwłaszcza, gdy miał on nowy skład... i zamierzone przez doktora efekty będą takie, jakich oczekiwał od dawna. - pomyśl, co możesz robić z taką siłą.
- Ranić... niszczyć... zabijać... - z każdym kolejnym słowem jej pięści zaciskały się coraz bardziej. Rozluźniły się, gdy mężczyzna poklepał ją po ramieniu i posłał serdeczny uśmiech, poprawiając swoje okrągłe okulary.
- Popatrz na to z innej strony... pomyśl o innych rzeczach, które możesz robić. - zaśmiał się. - wiesz, co ja bym zrobił, gdybym miał taką moc?
Sprawiłbym, że cały świat padłby do moich stóp...
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top