26
Taka gra z przyjaciółmi była czymś, co w jakimś stopniu rozluźniło Usami. Piłka zawsze była dobrym rozwiązaniem problemów, zwłaszcza... gdy grało się w nią z przyjaciółmi. Sporo minęło od ostatniej wspólnej gry... w tym czasie Hakuryuu i Tsurugi stali się silniejsi i wystarczyło tylko czekać, aż zaskoczą wszystkich nowymi zagraniami. Przez około miesiąc Nagai spędzała tylko czas z Yamato i resztą zespołu, czasami zapominając, że są osoby ważniejsze... takie, które trenują dokładnie pod tym samym dachem, a nie za ogromną ścianą, której w żaden sposób nie da się przejść.
- Usami! - dziewczyna wróciła do rzeczywistości. Do niej leciała rozpędzona piłka... jedna z głównych zasad footballu - nigdy nie spuszczaj piłki z oczu, bo ona znajdzie ciebie prędzej... niż ty ją. Pierwsza myśl? Odchylić się do tyłu lub wykonać flik flaka, unikając zderzenia z piłką. Niestety żadnej z tych rzeczy nie potrafiła zrobić szybko i bez wcześniejszego przygotowania, dlatego zanim w ogóle zdążyła pomyśleć o jakimś innym rozwiązaniu, strzał zetknął się z jej ciałem, cofając ją parę metrów do tyłu. Który z nich miał aż taką siłę?.. miesiąc to wcale nie było dużo czasu, a takie postępy przekraczały nawet ludzkie pojęcie.
- Nic ci nie jest? - usłyszała głosy kolegów, którzy szybko znaleźli się obok niej. Całe szczęście, że jeszcze stała na nogach...
- Który z was to zrobił?
- To strzał Tsurugiego. - zaznaczył od razu czerwonooki. - Dokąd idziesz? - tak po prostu wyprostowała się i ruszyła w stronę wyjścia... na pewno nie ze zmęczenia... bo na taką nie wyglądała.
- Dokończymy to innym razem. - odparła, ukradkiem zerkając na swoją dłoń.
~
Suguwara juz od jakiegoś czasu bardzo dokładnie sprawdzał wszystkie wyniki. Jeden odczyt zupełnie mu się nie zgadzał, co doprowadzało go do szaleństwa.
- Coś mi tu śmierdzi... - zaznaczył poirytowany. - I tym razem nie są to twoje skarpetki Kibayama. - mężczyzna w różowym płaszczu zaczął na przemian podnosić nogi do góry, pociągając głośno nosem. Co ten doktorek wygadywał? Przecież pachnie delikatną lawendą.
Głupiec.
Że też Cesarz musiał trzymać takich ludzi w Piątym Sektorze. Yamato czuł się czasem tak, jakby to on musiał dowodzić tymi wszystkimi nieudacznikami... a przecież jako najmądrzejszy... miał inne rzeczy do roboty.
- To wręcz niemożliwe. - powiedział tyle głośno, że Douzan bez trudu usłyszał to i zaczął przyglądać się cyfrom na ekranie. Jak doktor mógł cokolwiek z tego rozumieć? - tak jakby jej organizm zupełnie uodpornił się na tą substancje i zabijał bakterie w niej zawarte.
- Mówisz o Usami? - akurat tą tajemnice trener znał dość dobrze. Pozostawała tylko kwestia, dlaczego lekarz mu ją zdradził? Czy powodem było jego zaufanie do mężczyzny, który często ubierał się na różowo, czy może Suguwara był przekonany, że nieumiejętność Kibayamy do używania szarych komórek da mu pewność, że nie zrobi z tej informacji plotki, która będzie krążyć po całym Piątym Sektorze. - Po prostu podwój dawkę i problem z głowy. - wzruszył ramionami, a potem poczuł jak brunet zaczął nim potrząsać.
- Ty głupcze! Jeśli to zrobię, to ją zabije, rozumiesz?!
- Przeszkadzam? - o wilku mowa. Yamato zmierzył wzrokiem drugiego mężczyznę i zaczął ruszać rękami na wszystkie strony.
- A idź mi stąd i nie pokazuj mi się więcej na oczy! - Douzan od razu wyszedł z gabinetu.
Staremu zrzędzie poprzewracało się w głowie.
- Nie zwracaj na niego uwagi Usami. - kazał jej usiąść na krześle. Dokładnie zaczął ją badać... w sumie nawet nie wiadomo... dlaczego? Może po prostu chciał się czymś zająć przy wysłuchiwaniu tego, co napastniczka miała mu do powiedzenia.
Sama także zauważyła, że działanie tej dziwnej substancji, którą co jakiś czas doktor wstrzykiwał jej do krwioobiegu, znacznie zmalało, a można nawet rzec, że zupełnie przestała działać. W ciągu miesiąca brunetka zdążyła przyzwyczaić się do braku problemów ze swoim dziwnym i rzadkim genem, a nagłe pojawienie się znaków jego aktywności nie wróżyło nic dobrego... zwłaszcza... gdy objawiało się to przechodzącymi po jej ciele wiązkami błyskawic, które z coraz większym trudem starała się ukryć.
- Widocznie Indra nie ma zamiaru cie wspierać!
- Indra? - powtórzyła po nim dziwne imię.
- Tylko nie mów, że nie znasz wszechpotężnej Kapłanki Burz Indry. - odparł, marszcząc brwi.
Ludzie mówili, że potrafiła w każdym miejscu i o każdej porze sprowadzić srogą burze. Wśród śmiertelników posiadała pośredników, których każdy mógł rozpoznać po kolorowych wiązkach błyskawic, które na ich znak przechodziły po ich ciele. Suguwara mógłby uwierzyć, że Nagai była jedną z ludzkich pośredniczek, ale jeszcze nie umiała kontrolować daru od Kapłanki, chociaż bardziej prawdopodobne dla Yamato było to, że Indra po prostu z jakiegoś powodu nienawidziła Usami.
- Przecież nie istnieje ktoś taki... jak jacyś bogowie. To niemożliwe. - odpowiedziała, przewracając oczami.
- Tak samo jak to... że jakiś gen daje ci moc. - zadrwił. - Nie mów takich rzeczy, bo jeszcze kiedyś pożałujesz swych słów.
W tej chwili nie mógł zaradzić temu niekontrolowanemu ujawnianie mocy. Musiał liczyć na to, że brunetka zachowa to wszystko dla siebie... bo źle by było, gdyby ktoś taki, jak na przykład Tsurugi, dowiedział się, o tym, że istnieją dzieciaki z taką siłą.
Na razie wynik jest jasny... jeden zero dla genu, którego zabrane wcześniej cząstki odnowiły się. Trzeba zacząć od nowa. Na pewno znajdzie jakiś sposób, by zrealizować swój plan.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top