3

Po spakowaniu rzeczy Usami szybko wyszła z szatni. Bliźniaczki nawet nie miały ochoty patrzeć w jej stronę. Nie dziwiła im się... to przez nią cała drużyna poniosła porażkę. Sama Nagai nie czuła się godna spojrzeć w oczy przyjaciół. Bała się zwłaszcza reakcji Shinloke...
- Usami? - o wilku mowa. Brunetka zatrzymała się i zacisnęła pięści. Co ma jej do powiedzenia?

W głębi czuła, że chłopak przebaczy jej. W końcu byli przyjaciółmi. Oboje robili wiele głupot i dość często zdarzało im się zawodzić, ale mimo wszystko zawsze sobie wybaczali.
- To wszystko twoja wina. - powiedział, a zielonooka skierowała na niego swoje spojrzenie.
- Daizõ... - wyciągnęła w jego stronę rękę, lecz brunet odtrącił ją.
- Nie mów tak do mnie. - w jego głosie słychać było złość. - Tyle razy przymykałem na to oko, czując gdzieś w środku, że w końcu ci się uda... ale jak widać, ty wykorzystałaś moje zaufanie.

Dziewczyna szukała w głowie pomysłu, by uspokoić przyjaciela... na próżno. Widziała jak z każdą chwilą jego złość narasta.
- Gdybyś nie była taka nierozsądna, to z pewnością wygralibyśmy ten mecz! A tak to straciliśmy szanse na wspięcie się na sam szczyt!

Pojedyncza łza błysnęła w jego oku. Brązowooki nigdy nie płakał... Nagai znała go dość długo. To był pierwszy raz, kiedy w taki sposób okazywał swoje emocje.
Usami powinna zrobić w tym momencie to samo. Jednak wiedziała, że nie może... nie w tym momencie.

Poprawiła torbę na ramieniu i w milczeniu udała się w stronę wyjścia. Na końcu kolejnego zakrętu ujrzała duży zielony napis

Exit

Podeszła do niego. Już miała pchnąć drzwi, jednak zamiast tego położyła na nich dłoń i oparła o nią głowę.
- Jestem do niczego.
- To tylko twoje zdanie. - wyprostowała się i powoli odwróciła głowę.

Za nią stał jakiś dziwny mężczyzna. Czarny kapelusz na głowie, a spod niego wystawały długie do ramion, bordowe włosy... a do tego te dziwne rysy twarzy. Zawodniczka nigdy wcześniej go nie widziała... kim może być?
- Ty jesteś Usami Nagai, prawda? - odezwał się znowu. Zielonooka wywnioskowała, że musiał to być jeden z widzów.
- A kto pyta? - zmarszczyła lekko brwi, przykładając rękę do drzwi. Była gotowa, by w każdej chwili pchnąć je i uciec.

- Święty Cesarz jest tobą bardzo zainteresowany. - z małej kieszonki u góry czarnego garnituru wyciągnął zieloną karteczkę i podał ją dziewczynie. Ta wzięła ją ostrożnie i odczytała znaki zapisane na niej.

Kuroki Zenzou

Oddała mu wizytówkę.
- Powiedział pan... że Święty Cesarz jest mną zainteresowany. Skąd on niby wie o moim istnieniu?
- Obserwowałem cie na dzisiejszym meczu, ale nie tylko na tym. Masz coś czego inni mogą ci pozazdrościć. Piąty Sektor właśnie takich ludzi szuka.

Dwa słowa jeszcze przez dłuższą chwilę dzwoniły w uszach Nagai. Czyżby... czyżby dostała propozycje, by dołączyć do krajowej elity? Czy to się na serio dzieje?
- Rozumiem, że możesz być zdziwiona tą propozycją i myślisz, że to kłamstwo. Dam ci czas do namysłu. - już miał odejść, jednak zatrzymały go słowa brunetki.

- Nie potrzebuje go. Pójdę z panem. - Nie wiedziała, czemu się na to zgodziła. Może dlatego, że straciła już swoich przyjaciół z drużyny i nic gorszego nie mogło się jej już przytrafić.
- Mów mi Kuroki. - mężczyzna skłonił się lekko i gestem dłoni pokazał, by zawodniczka ruszyła za nim.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top