23

- Fascynujące. - Suguwara zapisał kolejne odczyty na kartce. - ciśnienie...  niskie... ale mimo to... reszta wyników bardzo dobra. - Mężczyzna przypiął wyniki do reszty kartek i schował je do teczki. Nakleił jeszcze na nią żółtą karteczkę z imieniem pacjentki.
- Doktorze? Co pan robi? - brunetka oparła łokcie na łóżku, próbując powoli podnieść się wyżej. Od razu poczuła dłonie lekarza, który chciał, by położyła się i odpoczęła... ona jednak wyprostowała się i oparła o ścianę.
- Tylko cie badam Usami. - zapisał na boku jakieś działanie, mrucząc pod nosem, ile wyjdzie mu z dodania tych liczb, a ile z ich odjęcia. Słychać było, jak stuknął długopisem w stolik, widocznie zadowolony z siebie. - Możemy już zacząć podawanie ci hydrodoksyny.

Jedyne, co Nagai wiedziała o tej dziwnej substancji to to, że ma jej pomóc w opanowaniu jej mocy. Podobno środek ten miarkuje moc, którą daje gen i przetwarza ją na się odpowiednią do aktualnego stanu pacjenta.
- Jest pan pewien, że to się uda? - spytała jeszcze, gdy widziała, jak zafascynowany lekarz spoglądał na probówkę z pomarańczowym płynem. Schował ją jednak szybko za siebie i zakaszlał parę razy, robiąc znów poważną mine.
- Oczywiście! Przecież jestem najlepszym doktorem w Piątym Sektorze! - wypiął dumnie pierś do przodu, a potem znów zajął się substancją. Gdyby się jej dokładniej przyjrzeć, możnaby dostrzec szare pyłki, które swobodnie unosiły się w zawiesinie. Yamato bez trudu zaaplikował płyn do strzykaweczki i bez uprzedzenia wbił małą igłę w ramię dziewczyny, by potem tak samo szybko ją wyciągnąć. - Tylko nie mów, że cię to bolało. - odparł, zauważając wzrok zielonookiej skupiony na miejscu ukłucia. Jak zwykle po wykonanym zadaniu zaczął pakować swoje rzeczy do apteczki.

Gotowe

Pochwalił się w myślach za wspaniałą zdolność do poprawnego zagospodarowania przestrzeni i wstawszy z łóżka, wyszedł z pokoju. Uśmiechnął się do siebie, czując, że jego praca nie pójdzie na marne.

~

Krok, skok i uderzenie. Nie... nie wyszło. Jeszcze raz.
Krok, skok i uderzenie! Znowu nie tak... co robi źle?
- Zabawnie się na ciebie patrzy, gdy bez żadnego rezultatu próbujesz przywołać avatara. - rzucił roześmiany Yamato, powoli schodząc na dół. Odrzucił na jedno z siedzeń ręcznik, którym wycierał mokre włosy. Pewnie Gomi i Aikawa zrobili mu psikusa i postanowili wylać na niego wiadro wody. Zabawne, że ci dwaj na boisku wydawali się zupełnie inni... niż poza nim. Na murawie byli świetnymi zawodnikami - skupionymi na swoim zadaniu i poważnie pochodzącymi do każdej sprawy. Poza areną wydawali się być dziećmi, które żyją tylko z robienia psikusów innym.
- Może zamiast się ze mnie nabijać, to pomógłbyś mi. - Senguuji uśmiechnął się tylko.
- Przecież nie sprawie, że twój avatar się zjawi... ale mogę zrobić coś innego. - Mocno objął ją rękami, unosząc ją do góry. Woda skapywała z jego włosów na strój i czupryne brunetki.
- Yamato! - wpierw krzyki Nagai, a potem radosna mina i głośny śmiech.
- Od razu lepiej. - skomentował różowowłosy. Jego palce przestały łaskotać koleżankę, a oczy ukazały radość. Usami zawsze była taka markotną i rzadko można było dostrzec jej uśmiech, a co dopiero usłyszeć jej śmiech.
- Yamato. - chłopak spoważniał od razu, zauważając swojego ojca. Bezwzględny trener ich drużyny... zawsze cenił sobie sporą dyscyplinę, co sprawiało, że młody kapitan czuł, jak uchodzi z niego cała radość i chęci do życia. Mimo to... bardzo go kochał. Dzięki niemu nauczył się tylu rzeczy... a do tego został kapitanem Dragon Link. - Idź doprowadzić się do porządku. - zmierzył go wzrokiem, który potem zszedł na Nagai. - Ty też Usami. Wybacz mi za niego.

Oboje przebrali się, nie śpiesznie wychodząc ze swoich pokoi na trening.
- Zawsze taki jest?
- Często. - odparł Yamato. Chciał skończyć ten temat... miał szczęście, że jego towarzyszka zajęła się ekranem, na którym był wywiad ze świętym cesarzem i urywki z meczy zeszłorocznych mistrzów i wicemistrzów. Jej uwagę przykuł fragment, gdy na podium weszła drużyna w żółtych strojach, widocznie zadowolona ze swojego osiągnięcia.
- To Raimon? - zapytała, dotykając palcem miejsca, gdzie jeszcze przed sekundą widziała radosną twarz jednego z zawodników.
- Tak. Ten chłopak... to był kapitan drużyny... Shindou Takuto.
- Muszą być całkiem nieźli, skoro zdobyli drugie miejsce. - różowowłosy bąknął coś tylko pod nosem, a zielonooka wydawała się go przez chwile nie słuchać. W głowie miała obraz, jak Kyousuke i jego starszy brat Yuuichi starali się wykonać któryś z ataków Goenji'ego. To był ich ulubiony zawodnik. Nic dziwnego... w końcu ludzie uznawali go za najlepszego napastnika... nie tylko w kraju, ale i na świecie. - Ciekawe, czy używają jakiejś techniki, której używała stara jedenastka Raimon.
- Czemu tak cię to interesuje?
- Po prostu. - ucięła, widząc wzrok kapitana. - Idziemy? Nie chce, by na nas czekali.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top