👼6👼"Masz straszne wahania nastroju".

Następnego dnia składałam pokłony Buddzie, że żyję. Dosłownie.
Ze względu na to miałam naprawdę dobry humor.
Otworzyłam szafę i wyjęłam moją ukochaną sukienkę, w której podobno "wyglądam jak bogini".
Mimowolnie na moją twarz w tamtym momencie wpłynął uśmiech.
Do rozpoczęcia lekcji zostało mniej więcej 20 minut.
Wzięłam torbę, którą po chwili założyłam na ramię i wyszłam z pokoju.
Niby miałam już wychodzić, ale kusiło mnie, aby zajrzeć do salonu.
Po cichu, wręcz na palcach, zakradłam się w stronę wymienionego wcześniej pomieszczenia i wychyliłam się zza framugi.
Nie było go.
Wynikało to pewnie z tego, że rano szedł do pracy.
Odetchnęłam z ulgą.
Tym razem skierowałam się do drzwi frontowych.
Zamknęłam je na klucz, aby nikt się nie włamał i byłam już gotowa do drogi.

Idąc już 10 minut usłyszałam nawoływanie.
Osoba ta była za daleko, dlatego nie potrafiłam rozpoznać głosu.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam oliwkowłosego.
- Ohayo - uśmiechnął się chłopak.
Jak zwykle powiało od niego radosną aurą. Czasem skrycie podziwiam takich ludzi. Zawsze optymistycznie nastawieni do życia. Chciałam taka być, ale nie umiem.
Odmachałam mu i poszliśmy dalej razem. Trochę mnie to zdziwiło, bo zazwyczaj, gdy spotykam kogoś znajomego na ulicy to nie miałam w zwyczaju żadnych powitań.
Powodem tego mogło być to, że o dziwo jestem do niego pozytywnie nastawiona. Nawet bardzo dobrze.
Tak. To napewno zasługa tej bijącej od niego dobrej aury.
Jak się okazuje droga do szkoły, a także powrót z niej z kimś uatrakcyjnia podróż.
Wywnioskowałam to z tego, że nie zauważyłam nawet kiedy staliśmy przed wejściem do szkoły, a Apollo próbował bezskutecznie mnie o tym uświadomić.
Cieszył się bardzo, gdy w końcu osiągnął swój cel.
Weszliśmy leniwie do środka, aby następnie ruszyć w stronę sali.
W niej czekał już na nas Afuro.
Przywitał się z nami i uśmiechnął szeroko.
Powtórzyłam jego czynności.
Blondyn patrzył na mnie, jakby zobaczył co najmniej rozczłąkowane ciało.
Rozpoczął swoje analizy.
- Coś mi tu nie pasuje. Nie próbujesz mnie spławić, uśmiechasz się i te rozpuszczone włosy - liczył na palcach.
W tamtej chwili spoczął na mnie również wzrok Aporo.
Najwidoczniej wcześniej nie zauważył pewnej "zmiany", a ja kompletnie zapomniałam o warkoczach.
Wkurzyła mnie także reakcja Terumi'ego. Czy ja nie mam prawa się uśmiechnąć?
Każdy ma czasem gorsze i lepsze dni, a właśnie dzisiaj był ten lepszy.
Wiem, że często jestem ponura i bezduszna, ale chyba nie jest jeszcze ze mną tak źle, że aż osoby, które choć trochę mnie znają, nie oczekiwaliby ode mnie innej emocji, niż gniew lub poprostu obojętność.
- Całkiem zapomniałam zapleść warkocze - zachichotałam.
Twarz Aphrodi'ego tylko trochę złagodniała. W dalszym ciągu wywierał mi dziurę w twarzy swoim spojrzeniem.
Po chwili uśmiechnął się zadziornie.
- Jeszcze wczoraj zaatakowałaś mnie niczym niedźwiedź Grizzly - wyszczerzył się jeszcze bardziej - Masz straszne wahania nastroju.
W tamtym momencie powstrzymywałam się, żeby nie zasadzić mu soczystego kopniaka w tyłek.
Czemu on zawsze musi być taki wredny i rujnować mój humor.
Ostatnio rzadko go miałam, ale to był mały szczegół.
Nie chciałam dawać po sobie poznać, że dałam się sprowokować.
Policzyłam w myślach od dziesięciu do jedynego i zmusiłam się do uśmiechu.
- No tak. Przepraszam za tamto - podrapałam się po głowie.
Tak naprawdę to nie żałowałam, bo gdybym nic nie zrobiła to teraz najprawdopodobniej siedziałabym przez niego w domu dziecka. Tego bym nie zniosła.
- Czasami mnie zadziwiasz - parsknął śmiechem - Skoro masz taki dobry humor to może zagrałabyś z nami w piłkę, Bello - sama.
Zrobiłam się czerwona na sufiks "sama".
W końcu tak Japończycy odnoszą się do bóstw.
No...mówił na mnie bogini, ale myślałam, że już o tym zapomniał.
- Wolę nie - odwróciłam wzrok.
Ale z niego menda. Doskonale znał powód, dla którego nie chciałam grać.
Przecież opowiadałam mu o Mikim, ojcu, odejściu matki.
Mimo, iż minęło sporo czasu to nadal nawet nie tknęłam piłki.
Może wydawać się to trochę dziwne i dziecinne, ale boję się, że przeze mnie mogłoby się komuś stać to samo co mojemu bratu.
Nie wybaczyłabym tego sobię.
Nie chce robić tego ludziom!
- Oj, no nie daj się prosić!
Próbował mnie namówić, ale akurat do klasy zawitała nasza ukochana nauczycielka od najbardziej diabelskiego przedmiotu na ziemi.
Matematyki.
Chłopak zaprzestał namów i usiadł na swoje miejsce. Ja zrobiłam to samo.
Ostatnim razem przesiadłam się do Apollo.
Siedzenie samemu jest całkiem fajne, no bo w końcu jest spokój, ale ciągła samotność to też nic dobrego.
Naprawdę można oszaleć. Każdy, nawet najbardziej aspołeczny człowiek powinien mieć jakieś życie towarzyskie (to nie miało tak zabrzmieć >.<), a tak jak już wcześniej mówiłam lubię Aporo.
I to nawet bardzo.

Modliłam się podczas tej lekcji, aby Afuro nie pytał mnie już o football...

______________________________________

Dałam radę! Radujmy się!
Rozdział przynajmniej nie tak cancerowy jak poprzedni, więc idziemy w bajladno!

P.S. Kocham zdjęcie w mediach.

Ship, ship ( ͡° ͜ʖ ͡° )

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top