👼4👼- "Nie ufasz mi?".
Sama nie wierzyłam w to co zaraz miało się stać. Wraz z Aphrodi'm szliśmy w stronę mojego domu, do którego zostało nam nie całe 5 minut.
Przez ten czas zapadła między nami kompletna cisza.
Zaciskałam dłonie w pięści. Za dosłownie chwilę miałam wyjawić swoją największą tajemnicę osobie, którą znałam zaledwie kilka dni.
Kiedy już znaleźliśmy się przed moim domem, o dziwo szybko znalazłam klucze i wpuściłam go do środka.
Ciągnęłam go przez cały korytarz, aż do mojego pokoju.
Nie chciałam, żeby ktoś nas usłyszał. Mimo, że nie było "go" teraz w mieszkaniu, to wolałam mieć to wszystko za sobą.
Wskazałam mu, żeby usiadł na rogu łóżka. Tak zrobił.
Sekundy potem, usiadłam obok.
Wyprostowałam ręce, zaciskając je w pięści.
Siedziałam tak dobre parę minut, nie wiedząc kompletnie, od czego mam zacząć.
- A więc? - przerwał tę niezręczną ciszę - Opowiadaj.
Wzdrygnęłam się na jego ostatnie słowo. W całym pomieszczeniu słychać było jak przełykam ślinę i szybko oddycham.
- Eto... - bawiłam się palcami - Nie zrozum mnie źle, ale znamy się krótko i dziwnie się czuję, wiedząc że muszę to tobie mówić.
- Nie ufasz mi?
- Nie, nie! - broniłam się - to nie tak. Ja poprostu się boję. Nie chcę Cię mieszać w moje sprawy - spuściłam głowę.
On tylko przytaknął.
Nie chciałam, żeby myślał, że mu nie ufam, ale wstydzę się tego.
Gdyby się dowiedział, byłaby szansa, że też miałby przeze mnie nieprzyjemności.
Ten jednak w dalszym ciągu czekał na wyznanie.
Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam opowiadać: (teraz będą takie urywki flashbacków XD Będzie przynajmniej więcej słów :3)
2 lipiec 2006 rok
Byłam podekscytowana, jak zawsze gdy wychodziłam ja dwór z moim bratem.
Od zawsze kochałam się z nim bawić. Był taki czuły, opiekuńczy, nie potrafił mi odmówić. Mówiąc krótko: Był ideałem, a ja jego oczkiem w głowie.
Miki wrócił niedawno z obozu, więc to pierwsze wyjście od zeszłego lata.
W tym roku pogoda dawała nieźle w kość, dlatego uśmiech nie schodził mi z twarzy, kiedy się rozpogodziło.
Stanęłam pod drzewem z piłką w ręku. Po chwili odwróciłam się do brata z uśmiechem, co on odwzajemnił.
Podałam do niego piłkę, aby zaczął.
Graliśmy naprawdę długo. Wywnioskowałam to, ponieważ robiło się już ciemno.
Nie chciałam jeszcze wracać.
Usiadłam na chwilę pod tym samym drzewem, pod którym stałam na początku i moje oczy zrobiły się dziwnie ciężkie, mimo że wręcz tryskałam energią. Nie protestowałam.
Moje oczy się zamknęły, a gdy otworzyły się ponownie, było już całkiem ciemno. Przeciągnęłam się leniwie, wołając do brata: "Miki! Chodź do domku!"
Nie usłyszałam odpowiedzi co bardzo mnie zdziwiło.
Powtórzyłam słowa, ale w dalszym ciągu była tylko cisza.
Wstałam na równe nogi i rozejrzałam się wystraszona.
Może i było ciemno, ale doskonale wiedziałam, że jestem tu tylko ja.
Czym prędzej pobiegłam w stronę domu, aby o wszystkim powiedzieć rodzicom.
W oczach miałam już łzy i była to kwestia kilku sekund, abym zaczęła płakać.
Moja rodzicielka stała w oknie. Zeszła na dół w momencie, w którym ujrzała mnie biegnąca gwałtownie w stronę mieszkania.
- Co się stało? - zmartwiła się - i gdzie Michael?
Mówiłam bardzo chaotycznie, przez łzy, że matka nie rozumiała ani słowa.
Uspokajała mnie.
Nadal byłam roztrzęsiona, ale chyba byłam już wstanie wydusić z siebie choćby jedno zdanie.
- M-miki zniknął! - szlochałam, przez co ubrudziłam jej bluzkę.
- Jak to?
- Z-zamknęłam na chwilę oczy i..i...i go nie było - płakałam coraz głośniej.
W tej chwili mama zawołała ojca.
13 sierpnia 2006 rok
Stałam w rogu salonu obserwując wszystko co robi mama. Dzień wcześniej miała sporą kłótnie z tatą, dlatego teraz wyglądała na smutną.
Chciałam wtedy ich jakoś uspokoić, ale co takie dziecko może poradzić?
Nie wiem dokładnie co się działo, ale mama pakowała coś do torby. Miałam złe przeczucia.
Po spakowaniu wyszła z pomieszczenia, a ja od razu za nią.
Z tyłu dało się usłyszeć ojca:
- Przemyśl to jeszcze!
Ta tylko pokiwała głową przecząco.
- Aleś ty głupia. Jeszcze wrócisz z podkulonym ogonem - po tych słowach poszedł do kuchni.
- Mamusiu, gdzie idziesz? - złapałam ją za rękę.
Kobieta uśmiechnęła się ciepło, choć z kilometra było widać, że to było wymuszone.
Pogłaskała mnie po głowie i powiedziała, że za chwilkę wróci, po czym poprostu wyszła...
- I już nie wróciła...nigdy. Od tamtego czasu ojciec stał, się jeszcze gorszy. Ciągle mnie bije i poniża. Teraz już wiesz dlaczego bałam się wejść do domu. Wcale nie było mi zimno. Tak jak mówiłeś - westchnęłam - No proszę. Śmiej się.
- Za kogo ty mnie masz? Co w tym niby zabawnego? - skrzywił się - Nie zgłaszałaś tego nikomu?
- Nie - odpowiedziałam krótko - To nic nie da.
- Oj uwierz mi, że dużo - wstał z łóżka- Dzięki, że mi zaufałaś i o tym powiedziałaś. Muszę już iść.
- Dobrze. To ja odprowadzę Cię do drzwi - wyszliśmy z pokoju.
Rozejrzałam się czy na sto procent nikogo nie ma i sięgnęłam ręką do drzwi frontowych. Właśnie wtedy klamka..sama się poruszyła?
Zrobiłam krok w tył.
Drzwi otworzyły sie, a w nich stanął nikt inny jak..mój ojciec....
______________________________________
Tam tam taaaaam! Zua ja 😈
Ogólnie to chce was poinformować, że go nie jest jeszcze rozdział z maratonu, ale nie martwcie się.
Przez ten rozdział dostałam troszku weny :)))))
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top