👼20👼 - „Po co dalej w to brniesz?"
Przyszedł ten moment, gdy musiałam wszystko sobie poukładać w głowie. Moment, w którym musiałam z rozwagą dobierać każde słowo. Pytanie, które przed momentem zadał chłopak zbiło mnie z tropu. Sądziłam, że byłaby to ostatnia rzecz, która mogłaby mu w tamtej sytuacji przyjść do głowy. Mimo wszystko miałam wciąż gdzieś z tyłu głowy to, że w końcu padnie to pytanie, jednak liczyłam, że nastąpi to trochę później, aby mieć czas na uprzednie przygotowanie się psychiczne. W najlepszym wypadku wyprowadziłabym się i już nigdy z nim nie rozmawiała, aby uniknąć niewygodnego tematu. Nie chciałam jednak tracić z nim kontaktu. Wciąż miałam do niego żal o to, co się stało i zapewne trochę by zajęło zanim odzyskałby moje zaufanie, ale nadal był dla mnie kimś ważnym. Nie potrafiłam wyjaśnić reakcji, która zachodziła we mnie, gdy był przy mnie. Ten ścisk żołądka kiedy się uśmiechał, bądź z pasją w głosie opowiadał o piłce nożnej i o nadchodzącym turnieju. Od dawna nie czułam się taka zrelaksowana przy kimś, o ile w ogóle kiedykolwiek się tak czułam. Zdecydowanie teraz wykluczałam zrelaksowanie. Wręcz przeciwnie - dłonie spociły mi się jak nigdy, a twarz mi cała zbladła (choć i bez tego do najbardziej opalonych nie należę).
— Dlaczego nic nie mówisz? — Byron w końcu przerwał ciągnąca się nieskończenie ciszę. Wzdrygnęłam się i mimo, że nie chciałam na niego spojrzeć to jednak to zrobiłam, żeby wyglądać jak najbardziej wiarygodnie.
— Skąd przyszedł Ci do głowy pomysł, że na coś choruję?
Blondyn uniósł brwi jakby chciał spytać czy próbuję zrobić głupka z niego czy z samej siebie. Miał dużo racji - aktorka była ze mnie marna tym bardziej, że po reakcji mojego ciała można było czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Potliwość i to jak pobladłam tylko już stuprocentowo udowodniło, że miał rację i mimo nieodpowiedniego momentu, czuł z tego lekką satysfakcję.
— Wiesz, mogłam po prostu się zestresować. Omdlenia nie są czymś nadzwyczajnym. — wzruszyłam ramionami, oczami błądząc po całym pokoju. Zastanawiałam się dlaczego w dalszym ciągu próbuję coś ugrać skoro chłopak już doskonale wiedział, że kłamię w żywe oczy.
— Po co dalej w to brniesz?
Oprócz stresu przy okazji się nieco zirytowałam. On sam brnie w coś, co nie jest właściwie jego sprawą. Po tym, jak próbowałam unikać odpowiedzi raczej jasnym było, że to drażliwy temat. Rozumiałam troskę Byrona, ale po tej nagłej stracie zaufania nie wiedziałam czy mogę mu coś takiego powiedzieć.
— Tak, choruję — odpowiedziałam w końcu prosto z mostu tak, jak tego oczekiwał — Ale nie chcę mówić nic więcej na ten temat. To bardzo dotkliwe, a po ostatnich wydarzeniach tym bardziej nie chcę się tym z tobą dzielić.
Love skinął głową.
— Rozumiem i jeszcze raz przepraszam.
Mimo szczerych przeprosin i długiej rozmowy wyniosłam się. Rozmowa, która miała przekonać do tego Michaela była jeszcze bardziej długa i męcząca, ale w końcu zrezygnowany stwierdził, że nie może zostawić mnie w tym wszystkim samej. Niedługo po tym zaczęliśmy się pakować, a gospodarz po prostu bezradnie patrzył jak jego dom powoli staje się tak samo opustoszały jak wcześniej. Było mi go żal. Fakt, że ktoś z nim przebywał pod nieobecność rodziców musiała być dla niego czymś napędzającym. Teraz znowu będzie czuł się samotnie w swoich czterech ścianach. Decyzja została już jednak podjęta.
Ku zdziwieniu Michaela ojciec nie złościł się widząc go w progu ich domu. Ucieszył się, uściskał go i spędziliśmy wspólnie miło czas przy kolacji z okazji naszego powrotu. Nie spodziewał się, że się tu pojawimy, więc nie zdążył doprowadzić domu do stanu funkcjonalności, jednak z grubsza mu pomogliśmy, za co również był bardzo wdzięczny. Siedząc wspólnie przy rodzinnym stole mówił nam jak bardzo nas kocha i żałuje wszystkiego. Słowa te były wyjątkowo piękne, ale też rzucane na wiatr. Alkoholizm to nie było coś, co dało się po prostu od tak usunąć z życia jak karalucha z półki. Widząc jednak uśmiech Michaela i to z jakim zapałem rozmawia z tatą sprawiało, że moje serce miękło. Mieli sobie tyle rzeczy do powiedzenia. Mimo to wiedziałam doskonale, że rodzinna sielanka nie potrwa długo i prędzej czy później oboje pożałujemy, że zadzwoniliśmy dzwonkiem do naszego domu.
Z samego rana obudził mnie kojący głos mojego brata. Zawsze obchodził się ze mną jak z jajkiem przy budzeniu mnie. Wychodził z założenia, że pobudka powinna być czymś przyjemnym, aby napełnić człowieka pozytywną energią, a nie budzić kogoś w pośpiechu i rujnować mu humor na cały dzień. Otworzyłam niespiesznie oczy, chociaż już od jakichś dwudziestu minut miałam pełną świadomość i słyszałam wszystko, co działo się dookoła mnie.
— Śniadanie jest na stole. I przy okazji mamy gościa.
Uniosłam brwi, dziwiąc się kto mógłby nawiedzać ich o tak wczesnej porze. Michael za to wyglądał na wyjątkowo rozbawionego i w humorze.
— Dobrze, daj mi chwilę.
Brat uśmiechnął się ponownie i wyszedł z pokoju wiedząc, że mam zamiar się ubrać. Zajrzałam do plecaka, którego jeszcze nie zdążyłam rozpakować i zaczęłam pojedynczo kłaść na ziemię ubrania, które były tam spakowane. Ubrałam na szybko krótkie, materiałowe spodenki w jasnoszarym kolorze i długie białe skarpety. Nad górną częścią garderoby za to zastanawiałam się trochę dłużej. Popatrzyłam mimowolnie na dużą, popielatą bluzę z kapturem. Sporo rzeczy należało do Byrona. Jakoś nie pomyślałam o tym, aby mu je zwrócić. Westchnęłam i zaczęłam zakładać na siebie bluzę. Mimo, że nosiłam ją kilka razy to dalej nim pachniała. Mimo, że byłam na niego zła to chciałam mieć przy sobie jakąś jego cząstkę. Bluza pachnąca jego perfumem była trafnym i nienachalnym wyborem.
Kiedy już się ubrałam zeszłam schodami na dół i skierowałam się do kuchni. Po drodze jeszcze ziewałam i się przeciągałam, aby nie robić tego przy stole. Weszłam do kuchni i omal nie wypadłam ze skarpet.
Mój ojciec stał przy kuchence i starał się przygotować coś zjadalnego, a przy stole siedział Michael zaciekle dyskutując z nikim innym jak z Byronem. Był ostatnią osobą, którą spodziewałabym się tu zobaczyć. Dodatkowo miałam na sobie jego bluzę, więc znając jego zaraz zacząłby zasypywać mnie jakimiś głupimi uwagami, które miałyby na celu mnie wkurzyć i zawstydzić jednocześnie. Ten jednak odwrócił się w moją stronę i posłał mi szeroki uśmiech. Poczułam jak robi mi się ciepło. Nie gorąco jakbym zaraz miała się usmażyć tylko tak, jakbym siedziała przy ciepłym kaloryferze w mroźny zimowy dzień. Wyniosłam się od Byrona zaledwie kilka dni temu, a już zdążyłam zapomnieć jak bardzo kochałam jego uśmiech.
Chwila...kochałam?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top