👼10👼 "M-miki?"
Szczerze powiedziawszy, kolejny dzień nie należał do najlepszych. Starałam się jednak myśleć pozytywnie. W końcu wracam do robienia tego co kocham. Nie poszłam do szkoły, ponieważ nawet mój ojciec zauważył, że kiepsko wyglądam. Tak też się czułam, więc nakazał mi pozostać w domu. Z jednej strony dobrze, bo nie musiałam się dzięki temu użerać z nauczycielką od matematyki, która mnie, jak i większość uczniów, doprowadzała do szału. Z drugiej strony natomiast nie mogłam przez to zobaczyć treningu chłopaków do meczu. Ich determinacja w oczach oraz widoczna chęć stawania się coraz silniejszymi bardzo mnie zaintrygowała.
Jako mała dziewczynka, sama taka byłam. Przynajmniej mój brat widział mnie w takim świetle i jakoś tak się przyjęło. Powoli odzyskiwałam pewność siebie i nawet ja to zauważyłam.
Zasłoniłam twarz poduszką, po czym mruknęłam cicho. Może i lepiej by było przemęczyć się te czterdzieści pięć minut w sali matematycznej i później radośnie pognać na boisko?
Nawet gdybym bardzo chciała, tata by się na to nie zgodził.
Poza tym było już grubo po jedenastej i pójście do szkoły nie miałoby sensu. Załapałabym się na może dwie lub trzy lekcje.
"To się zdziwi jak mnie nie zobaczy w ławce, jędza jedna", pomyślałam, po czym zachichotałam na myśl o "małpie", bo tak właśnie nazywaliśmy znienawidzoną nauczycielkę. Wzięło się to z tego, że często lub nawet codziennie nosiła spódnice, a miała wiecznie nieogolone nogi. Nie wyglądało to ładnie, oj nie. Pierwsze z czym nam się to skojarzyło, było oczywiście dość znane powiedzenie "masz nogi jak małpa".
Zawsze miałam wrażenie, że ona lubi się nade mną pastwić. Zawsze, gdy brała mnie do tablicy, abym rozwiązała jakieś konkretne zadanie, to wytykała mi błędy. Niby nic dziwnego, bo przecież jeżeli uczeń źle wykonuje zadanie lub pomyli się rachunkowo to nauczyciel ma obowiązek go o tym poinformować, aby nie brnął dalej w ten błąd.
Ta jednak robiła to w tak okrutny, moim zdaniem, sposób, że potrafiła mnie upokorzyć przed całą klasą, a ja czułam jak zapadam się pod ziemię.
Krótko mówiąc - nie lubię jej i mało kto ją choćby toleruje.
Cały dzień spędziłam na leżeniu w łóżku i oglądaniu jakichś filmów, których i tak nie rozumiałam ze względu na to, że cały czas byłam z głową w chmurach. Chciałam przez chociaż jeden dzień się zrelaksować, ale nie wychodziło mi to. Ciągle rozmyślałam nad różnymi sprawami.
Niektóre z nich sięgały daleko w przeszłość, a inne były sprzed okresu kilku dni, a nawet teraz.
Wyłączyłam telewizor, który już mnie dekoncentrował.
Nie zauważyłam nawet kiedy wybiła godzina dwudziesta trzecia.
Zazwyczaj siedziałam do późna i nawet dzisiaj było tak samo.
Usłyszałam dźwięk otwierania drzwi i od razu wiedziałam, że to tylko - zapewne pijany - ojciec, wracający ze swoich dziwnych wypadów. Nigdy nie było wiadomo kiedy wyjdzie, dokąd idzie i kiedy wróci.
Jedyna potwierdzona informacja to ta, że te wyjścia nigdy nie kończą się powrotem na trzeźwo.
Jego rutyną było pójście do salonu, a jednak zamiast tego, dało się usłyszeć kroki zmierzające na górę, a później były coraz głośniejsze, jakby chciał wejść do mnie. I tak się po chwili stało.
W drzwiach stanął silnej postury mężczyzna i patrzył na mnie obojętnym wzrokiem.
Na twarzy miał lekkie rumieńce i zaczerwienione oczy.
Wzrok niby obojętny, ale dobrze go znałam. Był wrogi i zalecał jak najszybszą ewakuację, bo to, że przyszedł nie wróżyło nic dobrego.
Zaczęłam powoli się wycofywać do tyłu, ale i on zrobił kilka kroków do przodu. Nie czekając już na nic, odwróciłam się i zaczęłam biec w stronę okna. Otworzyłam je i wyskoczyłam, nie martwiąc się o zdrowie. Mój pokój wcale nie był wysoko.
Ojciec spojrzał przez okno, odprowadzając mnie wzrokiem.
Coś tam jeszcze krzyknął, ale nie usłyszałam, bo zagłuszał go mój przyspieszony oddech.
Wbiegłam do jakiegoś zaułka.
Oparłam dłonie o kolana, lekko się schylając. Próbowałam unormować oddech.
Wyprostowałam się w końcu i westchnęłam głośno. Zastanowiłam się przez moment, czy nie powinnam chwilę poczekać, dopóki tata nie usiądzie jak zwykle na swoim fotelu i nie zaśnie w najlepsze.
Z moich rozmyślań wyrwała mnie czyjaś dłoń.
Wystraszyłam się i chciałam zacząć krzyczeć, ale miałam zasłonięte usta.
- Spokojnie. Nic Ci nie zrobię - odezwał się męski głos. Chwilę później, mnie puścił, a ja szybko się obróciłam, aby zobaczyć swojego oprawcę.
Gdy spojrzałam na jego twarz, zamarłam. Doskonale ją znałam.
- M-miki?
______________________________________
Hahhahaahahaha, nie musicie mi tego uświadamiać...
bo wiem, że jestem okrutna niczym "małpa".
A nazwa rozdziału wszystko wyjaśnia wrrrr
Ale przynajmniej wrzuciłam go wcześniej, bo miał być dopiero jutro:3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top