Dziwnie znajome szafirowe oczy
Na swoje nogi wciągnęła czarne jak smoła kozaki ze sznurówkami sprzodu. Chciała dzisiaj zapomnieć o rocznicy tego, a ta posiadłość bynajmniej w tym nie pomagała. Sięgnęła po portfel, który wsadziła do niewielkiej torebki przewieszonej przez ramię. Przejrzała siebie w wiszącym na ścianie lustrze. Ubrana była w poszarpane, krótkie spodenki w kolorze obuwia, jasnogranatowy, powiewny T-shirt z opadającym ramieniem. We włosach znajdowała się czarna opaska, a na prawym nadgarstku błyszczała srebrna bransoletka z wyblakłym kamieniem. Od ucieczki Willa nigdy jej nie zdjęła...
Nie! Pokręciła głową, karcąc się w myślach. Dzisiaj nie zamierzała myśleć o nim. Chciała się choć trochę zabawić i poczuć nieco wolności od panującego tu rygoru. Móc zachowywać się jak normalny człowiek...
Sięgnęła jeszcze po czarną dżinsówkę i pędem otworzyła dębowe drzwi, które zaskrzypiały złowrogo. Wyszła na powietrze pachnące bzem oraz... Jagodą? Nienawidziła jagody. Rozejrzała się wokoło patrząc, czy ktoś jest na ulicy, na całe szczęście nikogo nie zobaczyła. Zrzuciła wnet swoją lodowatą maskę obojętności, przez co na jej porcelanowo-bladej twarzy wykwitł delikatny, ledwo dostrzegalny uśmiech, a oczy patrzyły pogodnie na nocne niebo bez pogardy dla wszystkiego i wszystkich. Może nie była to jakaś drastyczna zmiana, bo w praktyce oczy zwężone do granic możliwości lekko się rozszerzyły, ale na nią, nierozrzutną w swoich uczuciach to i tak dużo.
Niebo wyglądało przepięknie, w odcieniu głębokiego granatu w niektórych miejscach mieszanego z fioletem lub błękitem. Gwiazdy z każdym mrugnięciem powiek zdawały się mnożyć i coraz mocniej błyszczeć, jakby chciały dorównać księżycowi blaskiem. Jednak to on, idealnie okrągły królował na sklepieniu niebieskim, nadając miasteczku aurę tajemniczości.
Nawet nie zauważyła, kiedy dostała się do centrum miasteczka. Miała do wyboru dwie opcje: klub bardziej wschodni lub współczesny. Poszła do współczesnego. Był to uroczy lokalik o białych ścianach, czarnych płytkach na podłożu oraz fioletowych dekoracjach. Jakie piękne orchidee...
W tle leciała jakaś spokojna melodia, trochę podobna do tych z wind. Niezbyt jej się to podobało, ale musiała to przeboleć. Podeszła do lady i zamówiła pierwszego lepszego drinka z karty. Usiadła przy barku, stukając ze zniecierpliwieniem palcami w blat. Nie lubiła czekać, a kolejka chyba była spora. Wtem usłyszała jakiś kawałek disco, na który zatkała uszy. Nie dało się tego słuchać.
W końcu, po chyba 3 wiecznościach barman wykonał swoją robotę. Powinni go zwolnić. Nawet nie za to, że się grzebał jak ślimak, ale też za ślamazarność, ciągle tłuczenie szklanek i wylewanie zawartości napojów na ludzi. Co za miernota...
Spróbowała swojego napoju. Boże, co to za szmelc?! Tego nawet pić się nie da! Zniechęcona, odłożyła drink na ladę. Wtedy puścili jakiś rockowy kawałek. Nareszcie! Wbiegła na parkiet, kręcąc się wokół własnej osi. Wywijała biodrami niczym zawodowiec i nawet udało się jej zapomnieć o swojej irytacji i zmartwieniach.
***
Usiadła zmęczona na krześle. Przetańczyła z dwie godziny i już nogi jej wysiadały. Akurat dobrze się składało, bo leciał właśnie kawałek "dla zakochanych", przy którym nigdy nie tańczyła. Nie miała żadnej sympatii i nigdy nie chciała jej mieć. Poza tym, one zawsze brzmiały tak samo, nic specjalnego, po prostu jedna rzecz w wykonaniu tysięcy.
Przez parkiet przeszedł jakiś chłopak. Ciemnoblond włosy miał rozwichrzone, na ustach pewny siebie uśmiech, dosyć wysoki, ubrany w skórzaną kurtkę i ciemne spodnie. Jednak nie to było w nim najciekawsze. Najbardziej na uwagę zasługiwały jego oczy- duże, szafirowe, o lekko pionowej źrenicy. Drgnęła na stołku. Kierował się w jej stronę, przepychając się przez hordy zakochanych. Może idzie do łazienki?~pomyślała. Odwróciła głowę za siebie. Z tej strony nie ma łazienki.
Ktoś ją szturchnął w ramię. Podskoczyła na krześle, a po jej ciele przebiegły dreszcze. Nie była przyzwyczajona do czyjegoś dotyku. Zdenerwowana obróciła się w stronę tej osoby. Nawet się nie zdziwiła- to ten blondyn.
-Zatańczysz?- zaproponował. Szatynka nie zdążyła warknąć swojego wyćwiczonego, pogardliwego "Nie", ponieważ chłopak, nie czekając na odpowiedź porwał ją na parkiet. Złapał ją w talii delikatnie, jednak na tyle mocno, aby nie mogła się wyrwać i uciec.
-Kim jesteś i co robisz ty idioto?!- wrzasnęła, wiercąc się w jego ramionach. Byli za blisko siebie. O wiele za blisko.
-Naprawdę mnie nie poznajesz? A to nawet dobrze się składa...- zakręcił nią, złapał za podbródek i nakazał jej spojrzeć prosto w jego oczy.- Nawet nieźle tańczysz. Tylko trochę za bardzo się spinasz...- przyciągnął ją do siebie tak blisko, że ten prawie normalny taniec stał się tańcem-przytulańcem. Mavis, która z początku próbowała się wyrwać z objęć błękitnookiego, zaniechała swoich prób, na które nie miał ani sił, ani zbytnich chęci. Na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec, a w czekoladowych oczach pojawił się nowy, niewidziany u niej wcześniej blask. Silne ramiona nieznajomego dawały jej poczucie bezpieczeństwa, ciepła i czułości, której tak bardzo łaknęła, mimo, iż sama nie przyznawała się do tego i nawet trochę nie zdawała sobie z tego sprawy. Bo człowiek nie jest maszyną bez emocji, każdy z nas potrzebuje uwagi i miłości, chociaż nie zawsze o tym wiemy...
Ostatni raz spojrzała w jego dziwnie znajome, szafirowe oczy, patrzące nań z troską, szczęściem, ale także... Żalem? Smutkiem? Nie wiedziała dlaczego, ale ciągle miała wrażenie, że gdzieś wcześniej widziała oczy, patrzące na nią tak samo jak jego, tylko za nic nie mogła sobie przypomnieć, gdzie je widziała i czyje to były oczy.
Zagrały ostatnie klawisze pianina, skrzypce wydały z siebie ostatni dźwięk i puf! Ta melodia, tak podobna do innych melodii zakochanych zakończyła się. A wraz z nią skończył się taniec. Czar chwili prysnął jak bańka mydlana, a do jej uszu nadeszły chichoty i rozmowy znajdujących się w lokalu. Zamrugała zdziwiona- taniec tak ją pochłąnął, że aż trochę dziwnie było powrócić do normalności. Przeniosła wzrok na blondyna, z zamiarem podziękowania za taniec, jednak on wręcz rozpłynął się w powietrzu! Omiotła spojrzeniem pomieszczeniem, licząc na dojrzenie tych oczu gdzieś w tłumie, lecz nikt nawet nie przypominał jej tego człowieka. Dziwnie się czuła sama wśród tych ludzi, więc postanowiła opuścić to miejsce. Po drodze zdała sobie sprawę, jaka jest zmęczona. Być może właśnie przez to zmęczenie nie zauważyła świecących, lazurowych ślepii, które uważnie śledziły każdy jej krok...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ummm, hej? Jak tam? Z tej strony wasza (nie) kochana Van, która ma wam cuś do powiedzenia.
Otóż, jak niektórzy z was zapewne zauważyli, dawno nie było rozdziałów ogólnie książek, (shipy się nie liczą) za co chcę tutaj i teraz was bardzo przeprosić, bo dopadła mnie tzw. blokada twórcza, chyba pierwsza w mojej karierze Wattpadowej. Naprawdę, miałam pomysły na wszystko, tylko nie na moje książki. Pisze mi się teraz dużo trudniej niż wcześniej, może to oznaka, że zaczynam sobie stawiać trochę wyżej poprzeczkę i zaczynam odchodzić od swojego niezbyt pięknego stylu? Nie sądzę, ale pomarzyć zawsze można.
Drugą przyczyną tej rażącej nieobecności był natłok sprawdzianów, kartkówek i wszelkich innych szkolnych badziewi. Chyba naprawdę wszyscy obrócili się przeciwko nam i stwierdzili, że styczeń muszą nam totalnie zawalić ;-;
Ale teraz, w ferie, postaram się nadrobić "zaległości" w moich story. Mabill już się skrobie, one-shoty też... (I właśnie tak reklamuje się książki w mało rażący sposób xd)
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, bo według mnie wyszedł bardzo dobrze i teraz, jak o 22 go czytam, nie chcę w nim nic zmieniać.
A więc tego, Yo!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top