38."Mamy coś, czego nikt nam nie zabierze"
Na dole ważna informacja! Proszę zerknijcie! <3
Nieśmiało pukam w drzwi, za którymi znajduję się Ashton oraz jego rodzina. Stresuję się, ponieważ wcześniej jego wujka i ciocię znałam jedynie z widzenia. Zawsze mówiłam "dzień dobry", jednak nigdy nie miałam okazji zawitać w ich skromnych progach i poznać się bliżej. Denerwuję się podwójnie, bo wiem, że poznam jego najbliższą rodzinę (nie licząc schorowanej mamy). Czuję się, jakbym miała przejść test.
Zza drewnianej płyty słyszę przytłumiony damski głos, a zaraz po nim kroki. Domyślam się, że to Irwin, ponieważ sposób jego chodzenia poznam wszędzie. Ciężko wdycham powietrze, próbując odgonić nieprzyjemny skurcz żołądka oraz przyspieszony puls. Staram się nastawić optymistycznie, jednak przychodzi to z trudem. Nasuwa się myśl, żebym odwróciła się i zaczęła biec, ile sił mam w nogach. Porzucam ją w momencie, kiedy wejście się otwiera, a w progu dostrzegam chłopaka. Odruchowo lustruję jego wygląd. Jest ubrany w czarne spodnie oraz białą koszulkę. Włosy są nieułożone, co dodaje mu pewnego charakterku.
- Hej... - witam się, ale nie jest dane mi dokończyć. Blondyn łapie mnie w talii, przyciągając do siebie. Niedbale łączy nasze usta, jakbyśmy nie widzieli się od kilkunastu miesięcy. Nadaje powolnego tempa, które mnie uspokaja. Skupiam się na strukturze jego warg, chcąc zapomnieć o wszystkim. Wdycham zapach perfum oraz pianki do golenia. Zatapiam palce w lokowane włosy, żeby poczuć ich miękkość oraz ciepłą skórę głowy. Mój puls jest szybki. Krew buzuje w żyłach, jakbym miała wybuchnąć. Rozbić się na małe kawałki. Mieszają się we mnie sprzeczne emocje, co nie jest dobrym połączeniem. Serce zaczyna kłuć, jednak nie wiem, czym ból jest spowodowany - stresem lub euforią. Mięśnie wiotczeją. Staram się je spiąć, jednak słodki smak ust Ashtona skutecznie mnie rozprasza. Większość moich zmysłów jest skupiona na nim. Cały mój świat kręci się wokół niego. Stoi w centrum mojego umysłu oraz serca. Nie zrobił tego specjalnie. Ja również nie wysilałam się, aby przejął nade mną władzę. Przyszło to mimowolnie. Wtargnęło do mojego ciała, nieproszone. Rozgościło się, przyćmiewając rzeczywistość. Staram się patrzeć trzeźwo, ale w takich chwilach nie potrafię. Gdy stykamy się ciałami, otoczenie znika. Zamienia się w ciemność, a on staje się promykiem w mroku.
Nie całujemy się długo, ponieważ nie mogę poświęcić nam wystarczającej uwagi. Do moich uszu dociera krzątanie, nieznajome głosy. Wyczuwa to, więc przerywa naszą intymną chwilę.
- Przepraszam, jestem trochę zdenerwowana. - odchrząkuję, patrząc w jego zmartwione oczęta. Moja twarz jest neutralna. Staram się, aby nie było widać negatywnych emocji.
- Moja ciocia cię lubi, a wujek jest pozytywnie nastawiony. - posyła mi pokrzepiający uśmiech. Łapie moje dłonie. Odczuwam szorstkość jego skóry, jednak nie przeszkadza mi to. Chłonę jego obecność oraz głos, którym stara się mnie uspokoić. - Lauren znasz, a Harry to dzieciak. Pokocha cię.
- Okej. - wzdycham. Zaciskam palce na jego dłoniach, chcąc pozbyć się wszelkiego strachu oraz zdenerwowania. On zatacza kółka na mojej skórze. Próbuje zrównoważyć moje emocje, które są niestabilne. Doceniam to, ale muszę sama się z tym uporać, jednak cieszę się, że mam u niego wsparcie oraz motywację.
Przechodzimy w głąb korytarza. Ściągam Converse, odkładając je obok innych butów. Głęboko oddycham, żeby unormować pracę płuc. Ashton nie puszcza mojej dłoni. Niemo zachęca mnie do optymizmu, którego mi brakuję. W mojej głowie przewijają się najgorsze scenariusze, a ja nie umiem tego zaprzestać. Na dodatek stąd słyszę głos ciotki Ashtona. Jest on pełen przejęcia oraz entuzjazmu. Nie mam pojęcia, czego się spodziewać.
- Już przyszła! Już przyszła! - krzyczy mały chłopiec. Ma on może metr czterdzieści wzrostu. Jest szczupły oraz wypełniony energią. Posiada urocze policzki i uśmiech, którym właśnie mnie obdarza. Włosy są niedbale ułożone. Mają jaśniejszy odcień niż te Ashtona. - Cześć, jestem Harry. - podchodzi do mnie, wyciągając dłoń na przywitanie.
- Hej. - witam się. Posyłam w jego stronę ciepły uśmiech, ponieważ on promienieje radością. - Deborah.
- Jesteś dziewczyną Ashtona?
- Harry, nie bądź wścibski. - zgania go starszy brat. Cicho chichoczę, kiedy chłopiec pokazuje mu język i ucieka do wnętrza domu. Krzyczy do swojej cioci niezrozumiałe słowa.
Irwin pociąga mnie ze sobą. W powietrzu czuję zapach świeżo upieczonego ciasta. Staram się, żeby uśmiech nie schodził z moich ust. Nie jest on sztuczny, ani prawdziwy. Myślę, że powodują go skrajne emocje, które nieustannie się we mnie kumulują.
Przekraczamy próg salonu. Ściany są pomalowane w jasnych odcieniach, co kontrastuje z ciemniejszymi meblami. Na środku pomieszczenia znajduje się rogówka oraz szklany stolik. Naprzeciwko siedzenia stoi szafeczka z telewizorem. Są tutaj rodzinne zdjęcia oraz obrazki. Pomieszczenie jest przytulne. Na pierwszy rzut oka widać, że mieszka tutaj kochająca się rodzina, chociaż bije od nich nietypowość.
- Ojejku, Harry nie żartował. - damski głos rozbrzmiewa obok nas. Spoglądam na średniego wzrostu kobietę, która jest ubrana w zwiewną sukienkę oraz fartuch do gotowania. Włosy są ciasno spięte, więc można zobaczyć jej twarz w całej okazałości. Jest naprawdę piękna, mimo wieku. Ashton zdradził mi, że jego ciocia niedługo dobije pięćdziesiątki, czego absolutnie po niej nie widać. Zero zmarszczek, worów pod oczami oraz niedoskonałości. Idealna cera, które zapewne zazdrości niejedna nastolatka (w tym ja). Czuję od niej słodki zapach perfum, ale nie duszący. Przyjemnie pieści nozdrza. - Maria, ciocia Ashtona. - podaje mi dłoń, więc ją uściskam.
- Deborah.
- Anna nie chwaliła się, że ma taką śliczną wnuczkę. - komplementuje mnie. Mój stres przeradza się w ulgę oraz zawstydzenie. Policzki zaczynają piec, przybierając różową barwę. Moje narządy się kurczą, aby wrócić do poprzedniego stanu. Rozlewa się po mnie gorąc, a po nim chłód. - Nie dziwne, że Ashton stracił głowę.
- Ciociu... - jęczy chłopak. Śmieję się z jego reakcji, a kobieta ze mną. Atmosfera z napiętej do granic możliwości, zmieniła się w sielankę. Płuca domagają się tlenu, więc biorę głęboki wdech przez nos. Zagryzam dolną wargę, żeby wyzbyć wszelkie złe myśli, dobijające się do mojej głowy.
- Już jesteś. - męski, głęboki głos przerywa chwilową ciszę. Rzucam spojrzenie w kierunku mężczyzny, który domyślam się, że jest mężem Marii. Jest on barczysty oraz wysoki. Na głowie nie posiada wielu włosów, jednak charakteryzuje go gęsty zarost. Mierzy mnie przyjaznym spojrzeniem, poprawiając swoją koszulę z wzorem. - Alexander. - przedstawia się, stając obok swojej żony. Góruje nad nią wzrostem, co dodaje im uroku.
- Siadajcie, zaraz przyniosę ciasto. - mówi kobieta, wycierając dłonie o fartuszek. - Chcecie coś do picia? Kawę? Herbatę? Sok?
- Nic nie trzeba. - odpowiadam. Stres powoli ulatnia się z mojego organizmu. Mocno zaciskam palce na dłoni Irwina, co chyba pomaga mi pokonać zdenerwowanie. Ashton chyba to akceptuje, ponieważ nie wyrywa ręki, a jego usta są wykrzywione w uśmiechu.
Siadam z Ashtonem oraz jego wujkiem i ciocią na kanapie. Częstujemy się ciastem, które przyrządziła Maria. Jest to zwykła czekoladowa przekąska z truskawkami, jednak jej smak przyjemnie pieści kubki smakowe. Moje mięśnie są spięte, a serce ma szybszy rytm niż zawsze, jednak prowadzimy swobodną rozmowę. Palcami bawię się materiałem spódniczki, która dzisiaj założyłam. Próbuje ukryć swoje emocje, co z minuty na minutę przychodzi mi z większą łatwością, ponieważ rozluźniam się.
Minęło około trzydzieści minut od kiedy usiedliśmy na rogówce i zaczęliśmy rozmawiać. Dostrzegam, że Ashton niecierpliwi się, żeby zostać ze mną sam na sam. Nie ukrywam, jednak ja również mam ochotę na chwile odosobnienia, ponieważ wrażenia mnie wyżerają od środka. Na pierwszy rzut oka wydaje się być w porządku, jednak wszystko się kumuluje w moim żołądku i czeka na upust.
- Możemy iść? - pyta nieśmiało blondyn, który trzyma swojego młodszego brata na kolanach. Przyznam, że to naprawdę słodki widok. Irwin kocha swoją rodzinę, czego się nie wstydzi. Pokazuje to w najmniejszych gestach, jakimi ich obdarowuje.
- No dobrze, bo widzę, że nie możesz się doczekać. - chichocze jego ciocia. - Lećcie. - pogania nas.
Irwin odstawia młodszego chłopca na podłogę, a mnie łapie ponownie za dłoń. Przechodzą mnie prądy, ciągnące się do barku. Czuję się, jakby wyrwał mnie z niewidzialnej pułapki. To był naprawdę sympatycznie spędzony czas, jednak moje nerwy nie wytrzymują presji, którą na siebie nałożyłam. Stawiam sobie wysoko poprzeczkę, co często odbija się na moim zachowaniu oraz odczuciach. Nie daję rady na dłuższą metę. Potrzebuję wziąć głęboki wdech, którym odpowiednio dotleniłabym mózg. Zresetować umysł, ponieważ obciążyła go zbyt duża liczba rozterek. Wyzbyć się strachu.
Wchodzimy do pokoju chłopaka. Irwin zamyka szczelnie drzwi. Nabieram tyle powtarza w płuca, że zapełniam całą ich objętość. Rozluźniam się. Serce z wielką ulgą powraca do odpowiedniego tempa. Schodzi ze mnie presja. Czuję się, jakbym uwolniła się z pułapki. Odetchnęła świeżym powietrzem. Dostała skrzydeł, dzięki którym mogłabym latać. Unoszę się ponad tym. Przymykam oczy na trzy sekundy. Z każdą chwilą nabieram smaku harmonii, mięśnie wiotczeją, a w głowie wiruje od emocji.
- Żyjesz? Jesteś strasznie blada. - mruczy Ashton, kładąc dłonie na mojej twarzy. Spogląda w moje oczy. Szorstkimi palcami pociera moją skórę.
- Myślałam, że zejdę na zawał z tego stresu. - odpowiadam. - Nie zrozum mnie źle. Masz niesamowitą rodzinę, tylko mnie nęka moja presja i takie tam. Zbytnio się przejmuję. Moja typowa gadka na stresujące sytuacje.
- Mogę cię zaraz rozluźnić. - puszcza mi perskie oczko. Przekręcam oczami, cicho się śmiejąc. Moje policzki płoną czerwienią.
Układam głowę na klatce piersiowej chłopaka, uważając, żeby nie poplamić koszulki swoim makijażem. Rękoma oplatam jego tułów, zamykając go w uścisku. Moje powieki opadają. Zaciągam się aromatem wody perfumowanej, której używa Irwin. Czuję, że jego dłonie łapią mnie w talii. Bawi się materiałem mojej koszuli. Na czubku mojej głowy zostawia pocałunek, przez który moje wnętrze szaleje.
Mam poczucie przynależności. Znalazłam swoją bratnią duszę. Uzupełniłam dziurę w sercu. Zabliźnił moje rany, a następnie ucałował. Wyjął noże z pleców, które odstraszały. Wymazał szarość, zastąpił ją kolorami. Podał dłoń, abym mogła wyjść z oceanu rozterek. Otoczył mnie uczuciami. Przygarnął pod własne skrzydła. Skrył przed złem świata. Byłby gotów zebrać dla mnie gwiazdkę z nieba. Nie poddał się, gdy było ciężko. Walczył, żebyśmy mogli być razem. Zaciskał zęby, chociaż miał kłody pod nogami oraz wiele ran, które wyrządził mu los. Ukazał swoją wrażliwość, lęki. Obnażyliśmy się ze wstydu. Pokazaliśmy każdą skrywaną twarz. Cofnęliśmy się w przeszłość, żeby zbudować teraźniejszość. Zraniliśmy siebie nawzajem, ale podbudowaliśmy tym naszą skomplikowaną więź, która ma kształt grubego warkocza. Zacisnęliśmy relację. Jesteśmy dla siebie tlenem; niezbędni do życia. Nie mamy szablonowych myśli, co czyni nas wyjątkowymi. Wiele rzeczy wydaje się dziwne w naszej znajomości, ale bez nich bylibyśmy szarakami. Mamy coś, czego nikt nam nie zabierze.
- Ashton?
- Tak?
- Obejrzymy Szkołę Uczuć?
Blondyn wybucha śmiechem. Jest on szczery oraz przepełniony uczuciami. Jego śmiech jest jednym z najpiękniejszych dźwięków. Pełen radości, ciepła oraz zaufania. Uwielbiam słyszeć, gdy chichocze. Mimowolnie sama wtedy zaczynam się śmiać. Zaraża dziecięcą radością. Jest pełnoletni, ale co z tego? Nie mógł przeżyć dzieciństwa, tak jak powinien. Musiał szybko dorosnąć, dojrzeć. Nie zdążył zaznać beztroskich chwil. Cóż, częściowo go rozumiem, ponieważ sama zapędziłam się. Chciałam być starsza. Zbyt szybko spróbowałam tego, czego nie powinnam. Zamiast ganiać się po placach zabaw z rówieśnikami, biegałam po mieście ze starszymi znajomymi, próbując nieodpowiednich rzeczy. Sama sobie zaszkodziłam.
- Mówisz serio? - pyta Irwin, a ton głosu wyraźnie wskazuje rozbawienie.
- Mówię serio. - mówię w jego koszulkę, w którą zatapiam twarz.
- No dobrze. - wzdycha. - Obejrzymy.
~*~
Na ekranie komputera pojawiają się napisy końcowe. Łzy lecą z moich oczu, tworząc mokre ścieżki na policzkach. Sięgam po tekturowe opakowanie z chusteczkami. Wyciągam jedną, aby wysmarkać się i zetrzeć resztki tuszu. Nie szlocham. Naprawdę jestem załamana po filmie, chociaż oglądałam go kilka razy. Za każdym razem wywołuje silne emocje. Na dodatek mój organizm przeszedł dzisiaj wielki stres, co również podrażniło moje emocje. Albo film jest naprawdę wielkim dziełem sztuki, który umie grać na ludzkich uczuciach.
Spoglądam na Ashtona. Zauważam, że ma przekrwione oczy. W dłoni trzyma stos chusteczek.
- Płakałeś? - pytam, chociaż mój głos łamie się. Łączy nasze spojrzenie, więc dostrzegam, że jego gałki są zamglone przez wilgoć.
- Nie. - odpowiada pewnym głosem. Unoszę brew do góry i posyłam pytające spojrzenie. On cicho wzdycha. - No dobra, płakałem. Ale tylko troszkę! - tłumaczy się, a ja chichoczę przez łzy.
Leżymy obok siebie, rozmawiając o filmie i podjadając ciasto, które zrobiła ciocia Ashtona. Jestem ubrana w jego koszulkę oraz spodenki, ponieważ spódnica oraz koszula zaczęły mi przeszkadzać. Wdycham zapach proszku oraz jego perfum. Właśnie obejrzeliśmy film romantyczny. Wszystko jest takie zwyczajne i pospolite, a jednak ma swoją magię. Wokół nas krąży aura, która rozpala nasze serca. Posyłamy sobie uśmiechy, przepełnione ciepłem. W moim ciele atomy szaleją. Umysł zajmuje wyłącznie Ashton Irwin i piekielne uczucie, którym go darzę. Jest ono silne oraz miesza w głowie. Sprawia, że tracę zmysły. Moją pierwszą oraz ostatnią myślą jest on. Powoduje przyspieszenie serca, motylki w brzuchu, uśmiech na twarzy. Mam ochotę mieć blondyna na wyłączność. Spędzać z nim każdą chwilę życia. Nie opuszczać na krok. Mogłabym całować jego usta całymi dniami oraz nocami. Chcę chodzić z nim na randki, gdzie będziemy cieszyć się własną obecnością. Uwielbiam skrywać się w jego ramionach, w których czuję się bezpieczna. Ton głosu uspokaja moje nerwy, zabiera w otchłań spokoju. Poczucie humoru sprawia, że się śmieję, nawet kiedy zabijają mnie własne demony. Pragnę, żeby jego życie wyglądało jak z bajki. Gdybym mogła, oddałabym mu całe szczęście świata. Jestem gotowa skoczyć za nim w ogień. Sprzedałabym duszę diabłu, żeby tylko się uśmiechał. Szczerze życzę mu najlepszego.
Czasami te uczucie powoduje wiele bólu. Bezlitośnie kroi serce, jakby było zabawką. Wbija noże w plecy. Podkłada przeszkody pod nogi. Wyciska wiele łez, szlochu, smutki, goryczy, żalu. Niszczy. Wykorzystuje słabości, bawi się nimi. Szyderczo śmieje się, gdy widzi gniew oraz złość. Lubi patrzeć, kiedy ludzie krzyczą na siebie oraz wyładowują emocje. Kłótnie są ulubioną rozrywką, ale tylko takie, które nie kończą się źle. Nienawidzi zdrad ani zerwań. Tępi je.
Jest to skomplikowane uczucie. Pełne sprzeczności, jednak miesza w głowach. Stawia świat do góry nogami. Zmienia nasze życie, chociaż nawet o to nie prosimy. Zwyczajnie wchodzi butami w nasz żywot i robi zamieszanie. Suka i największe szczęście w jednym. Czy to możliwe? Jak widać - tak. Najzabawniejsze jest to, że każdy tego pragnie. Nie przyzna się na głos, ale potrzebuje zasmakować. Gdzieś wewnątrz ten głosik krzyczy, żeby oddać się jej - miłości.
Cholera jasna.
Zakochałam się w Ashtonie Irwinie.
fun fact: podczas pisania rozdziału wylało mi się piwerko, nie polecam
ogółem mam już laptopa, więc lecimy do końca
opublikowałam prolog mojego nowego ff o Muke'u, które będę pisała po In the summer, także serdecznie zapraszam!!! <3 mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i zostaniecie dłużej
zostawcie komentarze i votes! <3
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top