37."Trochę dziecięco, trochę niepoważnie."
Ważna informacja na dole!
Ashton Irwin: Hej, słońce. Przyjdę po ciebie z Lauren o osiemnastej, więc bądź gotowa xx
Deborah Mitchell: Aww, słońce
Deborah Mitchell: Jesteś uroczy
Ashton Irwin: Masz niecałe czterdzieści minut, także przestań się rozczulać i rusz swój seksowny tyłek, bo Calum zabije nas, jeśli znowu się spóźnimy lol
Deborah Mitchell: Wyluzuj lol
Deborah Mitchell: Jeśli kochasz to poczekasz
~*~
Ostatni raz przyglądam się w lustrze. Poprawiam włosy, które niedawno umyłam. Upewniam się, czy z ubraniami wszystko w porządku. Jest siedemnasta pięćdziesiąt osiem, czyli teoretycznie za dwie minuty powinien być Ashton oraz Lauren. Umówiliśmy się całą paczką na wieczór u Caluma, którego rodzice wyjechali wraz z siostrą. Planujemy zwykłe spotkanie, aby zabić nudę i spędzić razem czas. Zostało nam niewiele dni do końca wakacji. Niedługo zaczynam ostatni rok szkoły, a to wiąże się z moim powrotem. Kontakt chcąc, nie chcąc ulegnie osłabieniu. Będzie dzielić nas trzysta kilometrów, obowiązki oraz końcowe egzaminy. Obiecaliśmy sobie, że będziemy starać się utrzymywać dobre stosunki, ale nic nie jest pewne. Przyjaźnie na odległość są trudne. Niewiele z nich może przetrwać. Możemy jedynie liczyć, że znajdziemy się w tym małym procencie, który walczył o utrzymanie kontaktu i przeżyje ten trudny okres.
Wzdycham, nieprzerwanie patrząc w odbicie lustra. Uśmiecham się, próbując pozytywnie nastawić się do życia. Z każdą dobą jest ciężej, ale muszę dać radę. Poradziłam sobie z wieloma rzeczami, więc mam nadzieję, że naszą rozłąkę też dam radę pokonać.
Odłączam telefon od ładowarki i wkładam go w tylną kieszeń jeansów. W dłoń chwytam bluzę, którą kiedyś dostałam od Ashtona. Łapię za klamkę od drzwi, wychodząc ze swojego pokoju. Zbiegam po schodach. Nie żegnam się z babcią, ponieważ znajduje się ona w ogrodzie, gdzie dopieszcza swoje kwiaty. Wcześniej wspominałam jej o swoim wyjściu, a ona oczywiście nie miała nic przeciwko oraz życzyła miłego wieczoru.
Zakładam swoje converse. Zauważam, że potrzebują odświeżenia, ponieważ są całe zakurzone. W ciągu wakacji wiele przeszły, więc nie dziwi mnie wyblakły kolor oraz zdarcie gumy na podeszwie. Z założonymi butami, bluzą w dłoni oraz telefonem w kieszeni, wychodzę z domu.
Dzisiejsza pogoda nie rozpieszcza. Temperatura waha się w okolicach dwudziestu trzech stopni. Nocą spada nawet do dziesięciu, więc byłam zmuszona przynosić kołdrę z szafy.
Dostrzegam Lauren wraz z Ashtonem, którzy powoli kroczą w moją stronę. Moje kąciki ust unoszą się wyżej, kiedy widzę rodzeństwo. Przyglądam się im z podwórka. Obydwoje są ubrani w czarne jeansy z dziurami na kolanach oraz ciemne koszulki, jednak z innymi nadrukami. Ich stopy przyozdabiają Vans'y. Muszę przyznać, że obydwoje wyglądają świetnie.
Wychodzę z terenu, który należy do mojej babci. Zaczynam truchtem biec w stronę rodzeństwa Irwin. Lauren mnie dostrzega i z daleka zaczyna machać dłonią. Odmachuję jej. Mój wzrok skupiam na blondynie, który również przyspieszył kroku. Nie widzieliśmy się jeden dzień, ale zdążyliśmy zaznać tego fizycznego braku drugiej osoby.
Będąc blisko siebie, zarzucam swoje ręce na kark chłopaka i przyciągam go do pocałunku. Zaskakuję go. Przez pierwsze dwie sekundy zwyczajnie stoi, nie robiąc nic. Muskam z czułością jego usta, ciesząc się ich smakiem. Rozpływa się on na moim języku, a ja jedynie pragnę więcej.
Ashton otrząsa się i zaczyna oddawać pocałunek. Jego wielka dłoń ląduje na moim biodrze, zaciskając na nim palce. Przechodzą mnie znane dreszcze, serce przyspiesza rytm, a krew buzuje w żyłach.
Cholera, to wszystko jest strasznie pokręcone, jednak dalej to uwielbiam. Uwielbiam ten moment, kiedy łącząc usta, łączymy swoje dusze. Smakujemy warg, a tak naprawdę poznajemy własne wnętrza. Rozmawiamy, choć nie używamy słów. Mamy własny język, który potrafimy zrozumieć jedynie przez pocałunek. Wtedy roznosi się aura, mieszająca się z tą dziwną chemią. Mieszam sobie w głowie. Zapominam o rozumie, zarazem będąc w stu procentach trzeźwą osobą. Organizm pracuje na najwyższych obrotach, chociaż wydaje się, jakbym właśnie była odprężona. Mięśnie spinają się do granic możliwości, aby zaraz rozluźnić się, czym dodają nieznanego mrowienia. Wylewa się na mnie kubeł, wypełniony nieograniczoną wolnością. Dostaję skrzydła, więc szybuję ponad ziemią. Odrywam się.
Kończąc pocałunek, natychmiastowo wracam do rzeczywistości. Spoglądam w brązowe tęczówki, w których migoczą iskierki. Przyglądam się zaczerwienionym wargom, tworzących szczery uśmiech. Palcami muskam dołeczki w jego policzkach.
- Hej. - witam się, a mój głos jest delikatnie zachrypnięty. Puszczam ciało Ashtona, spoglądając kątem oka na promieniejącą Lauren. Oblewam się szkarłatnym rumieńcem, więc wzrok wbijam w asfalt oraz nasze buty.
- Ostatnio byłaś taka odważna, a dzisiaj co się stało? - śmieje się Ashton. Moje policzki zaczynają piec mocniej. Oblewam mnie tak duże skrępowanie, że brakuje mi języka w buzi.
- Pieprz się. - rzucam, uderzając go z piersi w ramię. On jedynie chichocze, więc przewracam oczami. Wszystko skręca się w moim wnętrzu po jego słowach. Wariuję. Ma na mnie wpływ, którego nie kontroluję. Jego słowa dotarły do mojej świadomości, narobiły szkód w organizmie i zwyczajnie wyparowały.
- Jesteś dla niej okrutny. - komentuje Lauren, przyglądająca się naszej dwójce z bliska. - Zabieram twoją dziewczynę pod swoje skrzydła. - dodaje z uśmiechem, łapiąc mnie pod pachą. Ciągnie mnie w kierunku domu Caluma, nie zważając na swojego brata, którego twarz jest cała roześmiana.
- Właściwie my jeszcze...
- Wiem. - przerywa mi dziewczyna. Jej twarz emanuje spokojem oraz euforią. Jest chodząca harmonią. Przemawia przez nią delikatność, finezja oraz piękno. Jakby była najdroższą rzeźbą świata, wykonaną przez samego Archanioła. - Tylko się z nim droczę. - tłumaczy się. Kiwam głowa w zrozumieniu, pozwalając swojego organizmowi ochłonąć.
Droga jest krótka, więc niewiele zdążyłyśmy omówić. W międzyczasie pozwoliłam, żeby cały gorąc ze mnie spłynął. Zastąpił go chłód, symbolizujący neutralność. Ashton idzie za nami, nie odzywając się, ale czuję jego baczny wzrok. Nie spuszcza ani mnie, ani Lauren z oka. Jakby był aniołem stróżem, który opiekuje się ważnymi kobietami w jego życiu. Nawet Mię przygarnął pod swoje skrzydła, chociaż nie przyzna się do tego na głos, ani nie widać tego na pierwszy rzut oka. Gdzieś w środku myślę, że nawet Caluma oraz Michaela stara się obronić przed złem. Gdyby mógł stanąłby w walce przeciwko całej toksyczności, która krąży po tym świecie.
Dochodzimy do domu Hooda. Lauren dzwoni dzwonkiem do drzwi. Nie mija kilka sekund, a ciemnowłosy otwiera nam wejście. Jest ubrany w krótkie spodenki, bluzę z kapturem oraz skarpetki, sięgające połowy łydki. Wszystko w kolorze czerni, co ładnie wyszczupla oraz eksponuje jego sylwetkę.
- Woah, nasze gołąbki nie spóźniły się. Trzeba to wpisać do kalendarza! - twierdzi ciemnowłosy. Wita się z Lauren uściskiem, jednak nie trzeba być wszechwiedzącym, żeby zobaczyć dystans między nimi. Wszystko wygląda naturalnie, ale nie trudno zauważyć tych małych rzeczy, których pomiędzy nimi brakuje - zalotnych spojrzeń, słodkich słówek lub dyskretnego dotyku. Każda z tych rzeczy zniknęła, a nikt nie ma pojęcia dlaczego. Unikają tego tematu, jakby mieli się sparzyć. Coś musi być na rzeczy. Obawiam się, że najgorszego.
Gdy Lauren znika we wnętrzu domu, witam się ja, a za mną Ashton. Hood rzucił kilka głupich komentarzy, na które odpowiadałam śmiechem. Lubimy się ze sobą drażnić, więc takie rzeczy weszły w codzienność.
Wchodzę do środka. Ściągam buty, kładąc je obok innych. Chłopcy weszli za mną do środka. Spoglądam na twarz blondyna, która mówi, żebym zostawiła ich na chwilę samych. Mam dziwne przeczucie, że chce pomówić o swojej siostrze. Jest jej bratem, więc jemu szybciej rzuciła się w oczy dziwna relacja między Lauren a Calumem. Posyłam w jego stronę mały uśmiech, który odwzajemnia. Chwilę później podążam w stronę salonu, skąd słychać głos Mii.
~*~
Wpatruję się w literki, które posiadam. Próbuję wymyślić sensowny wyraz. Zerkam na plansze Scrabbli, chcąc nabrać inspiracji. Nikogo nie dziwi, że znajduje się tam kilka wulgarnych oraz nieodpowiednich słów. Jesteśmy nastolatkami, więc charakteryzuje nas głupota. Ciężko wzdycham, nie mogąc wykombinować żadnej opcji, chociaż mam całkiem niezłe literki. Kątem oka zaglądam do Ashtona, siedzącego obok mnie. Jego sytuacja jest jedną z najgorszych z naszej szóstki. Ma najmniej punktów i wiele powtarzających się spółgłosek. Ciężko wybrnąć z takiego położenia, ale stara się. Potem zerkam do Lauren, która siedzi po prawej. Dostrzegam, że ma kilka wariantów, jednak czeka na swoją kolejkę. Mam ochotę poddać się, ale brakuje mi niewiele, żeby przebić Michaela, który aktualnie wygrywa. Spoglądam na Clifforda. Z uśmiechem na twarzy przedrzeźnia Mię. Jej szczęście dopisało najmniej, ponieważ od początku rozgrywki zdobyła jedynie pięć punktów.
- Możemy zrobić przerwę? - pyta Calum, który układa wyraz na planszy. Chwilę później literki tworzą nazwę jego ulubionych papierosów, czyli Marlboro. Prycham pod nosem, kiedy on zaczyna podliczać punkty. - Muszę zapalić. - tłumaczy się.
- A ja chcę jeść. - wtrąca się Michael, który trzyma się za swój płaski brzuch.
- Okej, to przerwa. - oświadcza Mia, podnosząc się z podłogi, gdzie spędziliśmy ostatnią godzinę.
- Hej, Calum - zaczepiam bruneta. Zdążył on wstać i skierować się w stronę wyjścia z domu. - znajdziesz papierosa dla mnie? - posyłam mu chytry uśmieszek.
- Dla ciebie? Zawsze. - śmieje się, a potem znika w korytarzu.
- Nie zrób niczego głupiego. - prosi Ashton, kiedy podnoszę się z podłogi.
- Spokojnie. Idę tylko na papierosa. - wzruszam ramionami. Pochylam się do mojego chłopaka i muskam jego jasnoróżowe usta o słodkim smaku. Irwin chce pogłębić pocałunek, ale uniemożliwiam mu to. Nie chcę, żebyśmy się zapędzili w towarzystwie naszych przyjaciół. Nie lubię czułości w miejscu publicznym. Uczucia nie są na pokaz, nikt nie musi ich widzieć. Najważniejsze jest to, że ja i on wiemy, co nas do siebie przyciąga. Nie są mi potrzebne ciekawskie spojrzenia, czy głupie domysły. Fakt, jesteśmy z bliskimi nam osobami, ale mimo tego chcę, abyśmy naszą chemię zatrzymali na lepszy moment. Chwilę kiedy jesteśmy sam na sam z naszą dziwaczną aurą.
Odrywam się od warg Ashtona z wielkim bólem oraz z słodkim posmakiem na języku. Posyłam mu ciepły uśmiech, a potem zmierzam do korytarza.
Będąc w przedsionku, odczuwam chłodny powiew. Dostrzegam otwarte wejście do domu. Na tle wieczornego nieba dostrzegam Hooda, który przeskakuje z nogi na nogę i wpatruje się w ekran telefonu. Niedbale nakładam buty, nie trudząc się ze sznurówkami. Zostawiam je niezawiązane, więc szorują po powierzchni. Wychodzę na zewnątrz do chłopaka. Dostrzega mnie, więc blokuje komórkę i wyciąga kartonowe pudełeczko. Otwiera je, podając w moją stronę. Wyjmuję jednego papierosa, a on kolejnego. W kieszeni zaczyna szukać zapalniczki, co zajmuje mu dwie sekundy. Najpierw podpala mojego szluga. Gdy zaczyna się tlić, subtelnie się zaciągam gorzką nikotyną, która zaczyna drażnić gardło. Calumowi zaciągniecie się przychodzi z łatwością, co sugeruje, że od dawna ma styczność z tym przeklętym nałogiem.
- Co się stało między tobą a Lauren? - zaczynam bez ogródek, bo ten temat męczy mnie cały wieczór.
Calum parska śmiechem, jakbym powiedziała kiepski żart. Zdezorientowana ściągam brwi.
- Ashton niczego się nie dowiedział, więc wysłał ciebie? - pyta Mulat, wypuszczając gęsty dym spomiędzy warg.
- Co? Nie. - zaprzeczam. Biała mgiełka opuszcza moja usta, podczas mówienia. - Dawno to zauważyłam i ciągle mnie dręczy. Jestem zwyczajnie ciekawa. - oznajmiam spokojnym głosem, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie.
- Nie wiem, czy mamy o czym rozmawiać.
- Spieprzyłeś?
- Nie. - odpowiada, mocno zaciągając się nikotyną. Jego powieka drży, jakby był zły, ale nie jest. Myślę, że uderzyło w niego wspomnienie. - Samo się spieprzyło. - dodaje.
- Jak to?
- Wszystko zaczęło się psuć, kiedy wrócili z Los Angeles. - wzdycha. - Pierwszy dzień po powrocie było w porządku. Rozmawialiśmy, przytulaliśmy się i inne takie bzdety. Potem zaczął tworzyć się dystans. Ona odrzucała mnie, więc ja ją. Nasze uczucie opadało i wypaliło. Okazało się chyba zwyczajnym zauroczeniem, które mnie dotknęło bardziej, niż powinno. Chciałem spróbować coś wskórać, jednak ona powiedziała „nie", więc nie naciskam. Jeśli nie chce to nie zmuszę jej, co nie? Jej szczęście jest najważniejsze. - odpowiada, a podczas opowiadania stoicko popala. - Nie rozmawialiśmy szczerze, więc zachowujemy się, jak się zachowujemy. Trochę dziecięco, trochę niepoważnie.
- Oh. - wymyka mi się. Mój papieros znajduje się w dłoni, nie popalam go, więc trochę się wypalił (jak ich zauroczenie). Niepewnie usuwam wypalony fragment, a potem się zaciągam. - Rozumiem. Przykro mi.
- Wiem, że musimy pogadać, ale szczerze? Chyba brakuje mi odwagi. - mruczy, a z jego twarzy odlatują emocje. Pojawia się boląca pustka. Oczy, które zawsze się świeciły, straciły blask. Jest to jednolity mat, niewyrażający nic. Czarna dziura, pochłaniająca wszystko.
- Czas mija, a z nim cierpienie. - przemawiam. - Daj sobie kilka dni, może więcej. Powinno ci to pomóc. Nabierzesz pewności i z nią porozmawiasz, tak?
- Czekam już mnóstwo czasu. A co jeśli nigdy nie będę gotowy? Do końca życia będziemy niepewni? - warczy. Irytacja rozsadza go od środka. Jest zły, ale nie na Lauren. Jest wkurzony na siebie oraz swoje postępowanie. Nienawidzi tego, co robi. Ma dość, chociaż dalej nie jest gotowy. Zagubił się w życiu. Pospiesznie popala, jakby chciał wyzbyć się złości ze swojego ciała.
- To zaryzykuj i pójdź na żywioł. - sugeruję. Bez pośpiechu zaciągam się nikotyną. Pozwalam, żeby zapełniła moje płuca. Podrażniła gardło oraz zostawiła gorzki posmak na języku.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Zawsze to jakieś wyjście. - wzruszam ramionami. Dym opuszcza moje usta, tworząc satysfakcjonującą chmurę.
- Muszę pomyśleć. - rzuca. Kiwam głowa w zrozumieniu.
Przechodzimy na lżejszy temat. Kiedy mój papieros jest w połowie, Calum sięga po kolejnego. Domyślam się, że nasza rozmowa dotknęła go i lekko zestresowała. Wyrzucił z siebie to, co musiał. Oczyścił się z negatywnych myśli. Pozostaje mu jedynie podjąć odpowiednią decyzję oraz zadziałać, ruszyć z miejsca. Muszą omówić swoją sytuację, żeby wybrnąć z tej niewiadomej. Mają wiele pytań, żadne nie posiada odpowiedzi. Czas, aby wszystko stało się jasne oraz przejrzyste.
- Będzie dobrze. - posyłam uśmiech brunetowi, kiedy kończymy palić i wracamy do domu. Odwzajemnia go, a w jego oczach można dostrzec nadzieję.
A ona umiera ostatnia.
Powiem tak - sytuacja jest chujowa w chuj.
Mójlaptop dzisiaj leci na serwis, bo znowu się zjebał i nie wiem, kiedy znowu do mnie wróci (albo czy w ogóle wróci X D). Co ma laptop do rozdziałów? Ano to, że jedynie na nim je piszę xd W sensie postaram się pisać na telefonie, ale nie wiem, jak to wyjdzie. Mam nadzieję, że nie obrazicie się, jeśli nie pojawią się update przez jakiś czas. Jestem zła, bo chciałam skończyć tę książkę w te wakacje oraz zacząć kolejną, a aktualna sytuacja jest pod jednym wielkim znakiem zapytania i mam ochotę płakać. Dzisiaj publikuje rozdział, który miałam w zapasie i mam jeszcze jeden w sumie, ale z następnymi naprawdę nie wiem, co będzie. Liczę na wyrozumiałość z waszej strony.
Nawet nie proszę o komentarze i votes, bo głupio mi xd
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top