35."Wziął moją dłoń i pokazał życie, które pragnęłam zobaczyć"
- Baw się dobrze i uważaj na siebie. - mówi babcia, kiedy przytulam ją na pożegnanie. - I nie zapomnij zadzwonić do mamy! - dodaje. Przekręcam oczami z powodu jej nadopiekuńczości. Jest to urocze, jednak czasami wkurzające. Mam siedemnaście lat, więc charakteryzuje mnie dojrzałość. Czas dzieciństwa oraz głupich pomysłów minął.
- Nie zapomnę. - zapewniam. Poprawiam plecak na swoich plecach. Chwytam za klamkę, żeby otworzyć drzwi. - Pa! - żegnam się, wychodząc z domu na trzydziestostopniowy skwar. Poprawiam okulary przeciwsłoneczne na swoim nosie, przyspieszając kroku w stronę Volkswagena Michaela.
Nadszedł czas, aby poznać Luke'a Hemmingsa, czyli główne źródło szczęścia Michaela Clifforda. Chłopak zaprosił nas do swojego domu, żebyśmy mogli się zapoznać oraz spędzić czas. Wyjazd planowaliśmy już od czwartku i zdecydowaliśmy się na niedzielę, ponieważ jest to dzień, kiedy nikt nie wyjeżdża, ani nie spodziewa się gości. Luke'owi ten dzień również najbardziej odpowiadał, bo jego rodzice postanowili wyjechać na weekend.
Dochodzi godzina dziewiąta, czyli czas na nasz wyjazd. Dojedziemy około dziesiąte, więc będziemy mieli cały dzień do dyspozycji, włącznie z wieczorem.
Jestem podekscytowana. Kolejne kilka godzin zapowiada się świetnie. Wypełnione dobrym towarzystwem, rozmowami oraz zwariowanymi pomysłami.
Najbardziej cieszy mnie obecność Ashtona. Od naszego pocałunku spotkaliśmy się raz. Wyszłam wyprowadzić z nim gęsi, więc spędziliśmy razem około trzy godziny. Nie całowaliśmy się, ale trzymaliśmy swoje dłonie i przytulaliśmy się. Chłopak był wobec mnie niesamowicie czuły, jakby bał się, że rozsypię się w jego dłoniach. Rozmawialiśmy o błahostkach. Czułam się, jakbym zasmakowała nieba. On jest moim niebem. Wziął moją dłoń i pokazał życie, które pragnęłam zobaczyć. Pokazał tęcze, zachody słońca, kwiaty oraz uczucia. Pomalował mój świat, gdzie zabrakło kolorów. Zabrał mój bagaż smutku, żebym mogła się uśmiechnąć. W zamian podarowałam siebie. Oddałam każdy atom swojej duszy oraz zepsutego serca. Oddałam mu szczęście, które on mi podarował. Uzupełniliśmy nasze spragnione wnętrza. Jest to uczciwa wymiana. Dodała ona nam skrzydeł, żeby podnieść się z dna i zatracić. Pozwoliliśmy zatopić się w nieznanej błogości. Unosimy się na falach beztroski. Zażywamy ekstazę, którą są nasze usta, dotyk, zapach, głos.
Otwieram drzwi samochodu, żeby wejść do środka. Za kierownicą znajduje się Michael. Promienieje on entuzjazmem. W oczach dostrzegam iskry miłości, tęsknoty oraz rozpromienienia. Przepełnia go pozytywna energia, która tworzy wokół niego aurę. Moje serce raduje się, gdy widzę jego żarliwość. Witam się z nim objęciem. Prawie mi łamie żebra, ale jestem w stanie mu wybaczyć, ponieważ kocham go jak brata. Po prawej stronie chłopaka jest Mia. Na skos od lewej strony dziewczyny siedzi Lauren, a naprzeciwko niej Calum. Marszczę brwi, ponieważ zazwyczaj są blisko siebie. Domyślam się, że mogło się coś stać. Hood szaleje za blondynką, a ona za nim, więc takie zachowania nie są na porządku dziennym. Chwyta mnie zmartwienie, ale nie okazuję tego i normalnie się z nimi witam. Na samym końcu Volkswagena siedzi Ashton, który bezustannie na mnie patrzy. Szaleję wewnątrz, więc posyłam mu ciepły uśmiech. Bez zastanowienia ruszam w jego stronę. O mało się nie potykam o swoje stopy. Potrzeba bliskości Irwina robi ze mną rzeczy niemożliwe. Mój organizm reaguje z wrażliwością na jego widok.
- Hej. - wita się, kiedy zajmuję miejsce obok niego.
- Hej. - odpowiadam. Zerkam na wszystkie osoby w aucie. Widząc, że nikt nie patrzy, muskam usta chłopaka. Jest to szybki, niewinny pocałunek na przywitanie, jednak budzący we mnie rządzę. Żarzy się we mnie ogień. Wiem, że rozbudziłam swoje ciało. Umysł pracuje na najwyższych obrotach. Serce z małym bólem przepompowuje krew. Zaciskam wargi, żeby hamować swój popęd. Domyślam się, że kolejna niepełna godzina drogi będzie ciężka. Muszę trzymać ręce przy sobie, aby nie rzucić się na niego z falą pocałunków. Odważniej przychodzi mi ukazanie swoich uczuć. Czuję się w tym pewna. Nie mam żadnych obaw, bo wiem, że Ashton darzy mnie nieopisanymi uczuciami.
- Woah, zaskakujesz mnie z każdym dniem. - komentuje blondyn. Płonę rumieńcem, wkładając swój plecak pod siedzeniami.
- Dopiero się rozkręcam. - puszczam mu oczko. Sama nie wiem, skąd we mnie tyle pewności siebie. Skręcam się w środku ze wstydu, ale mimo to potrafię rzucać dwuznacznymi tekstami. Zabrano mi wszelkie granice skrępowania.
Znowu czuję się, jakbym miała piętnaście lat. Byłam bezwstydna, gotowa na wszystko. Nie bałam się niczego. Z chęcią próbowałam każdej zaproponowanej czynności, nie zważając na konsekwencje. Na szczęście teraz znam skutki niektórych zachowań i wiem, na co mogę sobie pozwolić. Z Ashtonem czuję się swobodnie. On mnie nie skrzywdzi, więc mogę sobie pozwolić na sprośne żarty albo odważne kroki. Jest wyrozumiałym człowiekiem oraz z dystansem. Wypełniony nieograniczoną sympatią, dobrocią oraz dobrym poczuciem humoru. Posiada czasami wyostrzony język, który dodaje mi charakterku.
Jest moim ideałem.
~*~
Zatrzymujemy się pod niewielkim domkiem w kolorze bieli z ciemnymi dachówkami. Ogród jest prosty. Nie znajduje się tutaj wiele roślin. Dostrzegam drzewka ozdobne oraz przystrzyżony żywopłot. Nie ma kwiatów, ani krzewów z owocami. Dróżki wykonano z jasnej, brukowej kostki. Brama jest ciemna i ozdobiona wymyślnymi wzorami. Nieśmiało wchodzimy za Michaelem, który rwie się do drzwi wejściowych, w których czeka Luke. Chłopcy rzucają się w swoje ramiona, a my czekamy.
Luke to wysoki oraz szczupły chłopak. Jego jasne włosy są zaczesane w górę. Twarz wyróżnia prosty i zgrabny nos. Niebieskie tęczówki błyszczą na widok Michaela, a usta z kolczykiem w dolnej wardze formują uśmiech. Moje kąciki unoszą się ku górze, kiedy widzę ich szczęście. Obejmują siebie ramionami, chowając twarze w zgłębieniach szyj. Wyglądają, jakby byli dla siebie stworzeni.
- Kocham ich. - jęczę w ucho Mii, która również roztapia się na widok chłopców.
- Oddałabym za nich życie. - stwierdza Lauren, dołączając do naszego kółka adoracji. Wzdychamy na widok niebieskowłosego oraz blondyna, którzy nie mogą się nacieszyć własną bliskością. Szepczą sobie do uszu oraz chichoczą. Ich dłonie muskają ciała, jakby nie wierzyli, że znowu siebie widzą.
Napada mnie myśl, że być może za miesiąc będę wyglądała identycznie z Ashtonem. Będzie nas dzielić trzysta kilometrów, więc kontakt ograniczy się. O ile będzie istniał. Czuję nieprzyjemny ucisk w sercu. Nie chcę, żeby był tak daleko. Potrzebuję go blisko siebie. Najlepiej kilka domów dalej, abym w każdej chwili mogła skryć się w jego ramionach, posłuchać uspokajającego głosu. Jest on moim wybawieniem, kiedy nabieram życiowego doła. Daje mi motywacje, aby wstać, nałożyć swoją koronę i iść dalej z wysoko uniesioną głową. Wierzy we mnie całym sercem. Stara się, chociaż czasami ma dość wszystkiego. Wtedy zachodzi zmiana ról, co jest naprawdę piękne. Potrafimy być dla siebie oparciem w każdym momencie.
Zerkam na Ashtona, który stoi obok mnie. Prowadzi on cichą rozmowę z Calumem. Nieśmiało sięgam po jego dłoń. Rzuca na mnie oko. Łącze nasze palcem razem, a w zamian otrzymuję ciepły uśmiech. W moim żołądku rozlewa się gorąc, który przechodzi na resztę ciała. Zaczynam gotować się we własnym organizmie.
Ashton znaczy dla mnie bardzo wiele. Jestem gotowa powiedzieć, że stał się moim światem. Nie widzę niczego poza nim. Zakręcił w mojej głowie oraz sercu. Zajął całą świadomość, chociaż właściwie nic nie robił. Wkradł się do mojego wnętrza, niezauważalnie. Stał się intruzem, jednak szybko go polubiłam. Od pierwszego złączenia naszych oczu oczarował mnie. Wtedy zaczął budzić we mnie uczucia, które wydawały się martwe. Zmienił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni, chociaż wcale nie prosiłam, jednak w środku pragnęłam. Potrzebowałam zmiany, a on mi ją dał. Zapomniałam o błędach z przeszłości, skupiłam się na teraźniejszości.
Luke i Michael opuszczają swoje ramiona. Policzki Clifforda oblewa subtelny rumieniec. Łapie dłoń swojego chłopca, ciągnąc go w naszą stronę. Blondyn posyła każdemu z nas przyjazny uśmiech.
- Um, więc poznajcie Luke'a. - mruczy Mike, podchodząc do naszej piątki. Zaczynamy witać się z chłopakiem oraz przedstawiać się. Blondyn ma melodyjny głos, którym mógłby podbić serca nastolatek. Sposób składania zdań oczarowuje mnie. Ukazuje swoją inteligencję oraz dobroć. Wydaje się być chłopakiem o złotym sercu, który nie zraniłby nawet muchy. Wraz z Mią nabieramy pewności, że jest on stworzony dla naszego Michaela. Jestem pewna, że Luke mógłby mu podarować nawet gwiazdkę z nieba. W jego oczach dostrzegam szczere intencje oraz uczucia. W ciągu pięciu minut zdobywa moje zaufanie. Wiem, że oddajemy z Mią Mike'a w dobre ręce. Są obydwoje siebie warci.
- Okej, więc może wejdziecie do domu? Zostawicie rzeczy, a potem możemy iść do ogrodu, bo przygotowałem ognisko i takie tam. - mówi Luke, nieustannie się uśmiechają i trzymając dłoń Michaela.
- Jasne. - odpowiada Calum za wszystkich. Bierzemy swoje torby i zmierzamy w stronę wejścia do domu. Wewnątrz budynku zachowano skromność oraz stonowane barwy. Ściany są w odcieniach szarości, a podłoga wyłożona białymi kafelkami. Na parterze znajduje się salon, łazienka oraz kuchnia. Na środku domu są marmurowe schody bez poręczy. Domyślam się, że prowadzą one do sypialni, które znajdują się na poddaszu. Dom jest przytulny, chociaż skromny. Uroku dodają mu obrazy oraz zdjęcia na ścianach. Pachnie tutaj ciastkami.
Zostawiam swój plecak na podłodze. Wszyscy powtarzają mój ruch. Atmosfera jest trochę niezręczna, jednak z każdą minutą opada. Staram się nie popełnić żadnej głupoty. Boję się zbłaźnić. Wiem, że nikt nie zmiesza mnie z błotem, ale posiadam taką wewnętrzną blokadę.
Ashton to zauważa. Dyskretnie podchodzi do mnie od tyłu, kiedy reszta kieruje się w stronę ogrodu, a ja stoję zestresowana w miejscu. Czuję, że jego dłoń oplata mnie w talii. Jego dotyk działa uspokajająco, więc drżąco wypuszczam powietrze z ust. Z nim jestem bezpieczna, ale strach nie odchodzi. Muska moje plecy, powodując nieprzyjemne dreszcze.
- Shh, uspokój się. - szepcze blisko mojego ucha. - Będzie dobrze, tak? - dodaje, subtelnie przejeżdżając palcami po moim ciele. Kiwam głową, starając się unormować oddech. Łapią mnie spazmy słabości, gdzie mam ochotę się schować przed całym światem.
- Będziesz obok mnie? - pytam cichutkim głosikiem, żeby nikt więcej nie słyszał naszej rozmowy. Nie chcę nikogo martwić. Przyjechaliśmy, aby bawić się, a nie rozdrapywać stare rany, co robię w tej chwili. Jestem zła na siebie, że łatwo ulegam demonom z przeszłości. Mam słabość. Wie o niej tylko Ashton. Zdaje sobie sprawę, kiedy ma pojawić się u mojego boku, żebym nie spanikowała. Ratuje z opresji własnych lęków.
- Zawsze jestem. - odpowiada. Ponownie tego dnia łączy nasze dłonie. Moje palce są sztywne, jednak mu to nie przeszkadza. Kciukiem zatacza koła na mojej skórze, powodując ciepło. - Chodź. - ciągnie mnie w stronę ogrodu, gdzie czekają na nas przyjaciele. Nabieram powietrza w usta, a potem ruszam z miejsca. Staram się unormować oraz przybrać uśmiech. Robię to dla Michaela, Ashtona oraz siebie. Mam motywacje, więc nieśmiało maszeruje na zewnątrz, trzymając mocno dłoń Irwina.
Nie mam pojęcia, co bym bez niego zrobiła.
Wychodząc na podwórko w oczy rzuca się ognisko oraz rozstawione wokół niego drewniane krzesełka. Na każdym siedzeniu znajduje się mała poduszka. Kilkanaście centymetrów dalej stoi stolik z przekąskami. Jest również lodówka turystyczna, w której zapewne znajdują niskoprocentowe trunki i orzeźwiające napoje. Od wścibskich sąsiadów oddzielają nas wysokie drzewka ozdobne. Są one dokładnie ostrzyżone.
Na krzesełkach siedzi Calum oraz Mia. Rozmawiają oraz spoglądają na Lauren, stojąca obok Luke'a oraz Michaela. Chłopcy są wypełnieni pozytywna energią, co przenosi się na mnie. Połowicznie niweluje stres, kiedy stajemy obok nich z Ashtonem. Puszczam nasze dłonie, abyśmy nie słyszeli głupich docinek ze strony naszych przyjaciół. Wszyscy doskonale znają naszą sytuację, jednak lubią sobie żartować. Nie przeszkadza mi to, ale dzisiaj chciałabym tego uniknąć. Nie mam nastroju na kawały, a przynajmniej nie teraz.
- Masz fajną koszulkę. - zagaduje mnie Luke, który stoi naprzeciwko mnie. Posyła mi ciepły uśmiech.
Mój wzrok automatycznie spada na materiał, gdzie znajduje się cytat jednej z piosenek zespołu Bring Me The Horizon oraz mały nadruk z nożem.
- Słuchasz ich? - pytam nieśmiało, bawiąc się swoimi palcami.
- Jasne, że tak! - odpowiada z entuzjazmem. - Nawet byłem na koncercie!
Zaczęliśmy rozmawiać o muzyce, koncertach oraz wyjazdach. Blondyn okazuje się rozgadaną osobą, ale nie przeszkadza mi to. Ma miły głos, którego mogłabym słuchać godzinami.
Do naszej pogadanki dołączyła reszta, więc skończyliśmy zebrani wokół ogniska. Rozmowa trwa, a w międzyczasie rozpaliliśmy ogień i zjedliśmy szaszłyki oraz kiełbaski. Zdążyliśmy nawet wypić kilka piw, więc atmosfera uległa rozluźnieniu. Dyskutujemy na wiele tematów. Opowiadany żarty oraz śmieszne sytuacje z naszego życia. Każdy świetnie się bawi, a ja zapominam o wcześniejszych zmartwieniach, które okazały się niepotrzebne. Doznałam miłego rozczarowania, co oczywiście jest plusem. Zszedł ze mnie cały stres oraz strach. Rozluźniłam się. Mam ochotę na gadanie, śmianie się oraz słuchanie innych.
Ashton wykorzystuje mój dobry humor i wciąga mnie na swoje kolana, kiedy wstałam z krzesełka, żeby zjeść swoją kolację, na którą przypadł szaszłyk. Piszczę z powodu jego niespodziewanego gestu, czym zwracam na siebie uwagę każdego. Michael niezauważalnie formuje serce z palców, a Mia nieustannie się uśmiecha. Calum rzuca zabawny komentarz na ten temat, a ja jedynie płonę rumieńcem. Lauren patrzy na nas z radością. Kocha swojego brata i jest szczęśliwa, widząc, że między mną oraz Ashtonem iskrzy. Staramy się być dyskretni, ale ona wszystko widzi. Troszczy się o niego, więc również nie chce, abym go skrzywdziła. Nie zamierzam, jednak to kochane, że mogliby za siebie oddać życie.
Bliskość między mną oraz Irwinem powoduje, że mój żar zamienia się w ogień. Gorąc bije w moim ciele, dodając emocji. Skóra płonie w miejscu, gdzie on trzyma dłonie. Zaciskam zęby na wardze, aby powstrzymać swoją żądze. Buzuje w środku. Rozsadza mnie. Spinam mięśnie w udach, zatrzymując popęd. Skupiam się na rozmowie, żeby rozproszyć swoje myśli. Palce Irwina są zaciśnięte na mojej skórze. Przez materiał koszulki czuję jego palący dotyk.
Ciężko oddycham, popijając piwo, aby się rozluźnić. Przychodzi mi to z trudem, jednak się nie poddaję. Nie mogę rzucić się na Ashtona jak na mięso. Nasza sytuacja jest świeża. Pełna niepewności oraz małych kroczków. Nagłe oraz duże kroki mogłyby to zniszczyć. Nie chcę niczego burzyć. Aktualna sytuacja jest bardzo dobra. Uwielbiam ją. Przepełniona swobodą i ruszającą na przód. Rozwija się w umiarkowanym tempie. Bez żadnego pośpiechu, czy flegmatyczności. Podsyca nas, żebyśmy chcieli więcej i więcej, więc bierzemy.
- Ashton, kupisz mi fajki? - pyta Calum, który siedzi obok nas. W jego dłoni dostrzegam paczkę papierosów, gdzie znajduje się ostatnia sztuka nikotyny.
- A gdzie jest sklep? - wzdycha blondyn, przejeżdżając palcami po swoich gęstych, lokowanych włosach w kolorze miodu. W skąpym świetle wyglądają zjawiskowo. Mienią się, jakby były posypane brokatem.
- Idziesz na lewo i dojdziesz. - odpowiada Luke, który musiał słyszeć rozmowę chłopców.
- Ugh, okej. - przekręca oczami. - Idziesz ze mną? - zadaje mi pytanie, łącząc nasze spojrzenia. Jego źrenice są przepełnione emocjami oraz zamglone przez alkohol. Twarz roześmiana, chociaż wyraźnie odznacza się na niej zmęczenie. Jest arcydziełem.
- Jasne. - wzruszam ramionami. Odkładam półpuste piwo. Poprawiam swoje ubrania, wstając z kolan Irwina. Patyk po szaszłyku wyrzucam w ogień, aby się spalił. Strzelają nam kości od długiego siedzenia. Czuję ulgę, nie będąc blisko jego ciała. Schodzi ze mnie całe podniecenia, jakby ręką odjął. Daje mi to trzeźwość umysłu.
Żegnamy się z przyjaciółmi i kierujemy się w stronę wyjścia z posesji. Wszędzie panuje przyjemna cisza. Niebo okryło się ciemnym granatem. Gwiazdy migoczą obok księżyca, który jest w kształcie rogalika. Odczuwam błogość, wolność oraz harmonię. Po burzliwych dwóch tygodniach i całym roku szkolnym, takie momenty są wybawieniem. Pokazują dobre strony życia. Łączysz się emocjonalnie z przyrodą. Doceniasz każdy jej aspekt. Dodatkiem są osoby wokół, które dodają atrakcji w postaci emocji. Chłoniesz wszystko. Dusza odrywa się od ciała. Zaczynasz dryfować w chmurach. Dotykasz nieba, które odrywa cię od zła. Zatapiasz się w kojącym spokoju. Swobodnie napełniasz płuca powietrzem. Serce w regularnym tempie tłoczy krew. Umysł oczyszcza się z myśli. Dłonią chwytasz osoby, które kochasz i ciągniesz je za sobą. Wtapiasz się w jej ramiona, a wtedy cały świat zanika. Czujesz jedynie zapach miłości w powietrzu oraz dwa bijące serca.
Ashton łapie mnie pod pachę, kiedy zaczęliśmy iść w stronę sklepu. Jego włosy luźno opadają, ponieważ nie założył bandany. Twarz oświetla światło księżyca, które sprawia, że wygląda niczym najpiękniejsza rzeźba. W oczach dostrzegam odbijające się gwiazdy.
- Dzwoniłaś do mamy? - pyta Irwin, a z jego głosu bije ciepło oraz troska. Uważnie spogląda na moją twarz. W tęczówkach skrywa uczucia, których nie umiem odczytać.
- Cholera, zapomniałam. - odpowiadam. - Która godzina?
- Um, północ?
- Kurwa. - klnę. Wyciągam niedbale telefon z kieszeni. Odblokowuje urządzenie, a potem szybko klikam w aplikację. Zaczynam pisać wiadomość z przeprosinami do mamy. - Czuję się okropnie, że zapomniałam. - tłumaczę się, nieustannie klikając na klawiaturę w smartphone'ie.
- Dlaczego?
- Rodzice znajdują się na drugim końcu kontynentu. Nie widzieliśmy się od czerwca. Tęsknią za mną, a ja za nimi. Codzienna kilkunastominutowa rozmowa to niewiele, ale jednak wystarczająco dużo, żebyśmy nie uschnęli z tęsknoty. Nie wymagają wiele, a mimo to zapomniałam. - karcę siebie. W moim żołądku powstaje kłębek nerwów, który przenosi się na dłonie, a one zaczynają drżeć.
- Przesadzasz, słońce. - twierdzi chłopak, kiedy wysyłam SMS'a. Gryzę wargę. - Kochają cię, więc wybaczą ci taki "wybryk".
- Co nie zmienia faktu, że nie czuję się dobrze. - rzucam. Chowam komórkę do kieszeni z nadzieją, że nie zawiodłam mamy. Pojawiają się u mnie wyrzuty sumienia, które próbuję zagłuszyć.
Zapada cisza, jednak nie trwa długo. Przerywa ją Ashton, zaczynając opowiadać historię z jego życia. Uważnie się przysłuchuję jego melodyjnemu głosowi. Pochłania nas mrok nocy, jednak nie przeszkadza nam to, abyśmy mogli prowadzić swobodne rozmowy o wszystkim i niczym. Chłopak za wszelką cenę chce odciągnąć moje myśli od sumienia, które nieustannie domaga się atencji.
Nie dowierzam, że on naprawdę się o mnie troszczy, opiekuje. Robi wszystko, abym nie czuła się źle. Odciąga od rzeczywistości, kiedy zbytnio mnie przytłacza. Otula ramionami, kiedy łzy moczą mi policzki. Rzuca pocieszające słowa, kiedy zbytnio się przejmuję. Jest zawsze, kiedy potrzebuję drugiego człowieka.
Minęło pięć minut drogi, a przed nami objawia się całodobowy sklep. Informują o tym liczne neony z nazwą marketu.
- Ty idź po papierosy, a ja kupię sobie batona. - oświadczam.
- Będę czekał przy wyjściu. - informuje Irwin.
Ruszamy w inne kierunki. Ashton kieruje się do kasy, gdzie znajdują się alkohole oraz papierosy. Ja zniknam między alejkami w poszukiwaniu słodyczy. Dłuższą chwilę zajmuje mi znalezienie batoników. Gdy wybrałam wafelka oblanego czekoladą, sięgam do kieszeni po kartę płatniczą i zaczynam iść w stronę otwartej kasy. W pobliżu nie zauważam chłopaka, więc domyślam się, że znajduje się on już na zewnątrz. Podchodzę do kasjerki, która wyraża znudzenie pracą. Odrywam ją od ekranu telefonu, mówiąc ,,dobry wieczór". Mój wzrok przykuwa półeczka obok kas. Znajdują się na niej gumy do żucia, słodycze, leki przeciwbólowe oraz prezerwatywy. Zaciskam wargi na widok kolorowych opakowań, które zawierają logo firmy oraz krótkie opisy. Przypominam sobie sytuacje, kiedy atmosfera między mną oraz Ashtonem była zagęszczona do granic możliwości. Bijący od nas żar, słodkie pocałunki i chciwy dotyk.
- Coś jeszcze? - pyta kobieta, której głos jest obojętny. Spoglądam na nią, a potem znowu na opakowania z zabezpieczeniem. Biję się z myślami.
Przełykam ślinę i sięgam po kartonowe opakowanie, owinięte folią.
- Proszę doliczyć. - rzucam, podając jej prezerwatywy. Moje policzki płoną, chociaż wiem, że nie mam powodu do wstydu. Przezorny zawsze zabezpieczony. Seks jest naturalną rzeczą. Robi to wiele ludzi, jednak nikt nie mówi tego na głos, bo po co? Nie warto kryć pożądania, podniecenia ani chciwości. Uczucia trzeba ukazywać, a można to zrobić wyłącznie ciałem. Ukazując swoją nagość, ukazujemy zaufanie. Pocałunkami przekazujemy uczucia. Dotykiem ujawniamy głód. Głosem okazujemy przyjemność. Łącząc ciała uwalniamy miłość.
Płacę za zakupy. Prezerwatywy pospiesznie chowam do kieszeni. Batonika chwytam w dłoń i szybko wychodzę ze sklepu, mówiąc ,,dobranoc". Drzwi automatycznie się otwierają, a ja wypadam z budynku. Ashton zerka na mnie z niepokojem. Posyłam mu uśmiech, żeby nie wzbudzić podejrzeń.
- Możemy wracać. - oznajmiam. Chłopak unosi kąciki ust w górę, kiedy zaczynamy kierować się w stronę domu Luke'a.
Jestem gotowa grzeszyć dla niego codziennie.
rozdział dla nocnych marków xxx
najdłuższy jaki napisałam (wow), możecie bić brawa czy coś xd
Komentujcie i zostawcie votes! ❤️
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top