33."Tworzymy sztukę, znaną wyłącznie dla nas"

- Pa, babciu! Nie wiem, o której wrócę! - krzyczę, wychodząc poza teren podwórka. Zmierzam w prawą stronę, gdzie znajduje się dom Ashtona.
Na zewnątrz jest ponad dwadzieścia pięć stopni, więc założyłam białą koszulkę na krótki rękaw oraz jeansową spódniczkę. Niebo nie przyozdabia żadna chmura, co zapowiada ładny dzień.

Ponownie przypominam sobie o sytuacji z wczorajszego wieczoru. Niewinny pocałunek w policzek, którym przełamałam swoje bariery. Wzbudził we mnie chęć do spróbowania nas. Wszystko czekało na mnie otworem, wystarczyły tylko szczere chęci oraz przezwyciężenie strachu i wybaczenie błędów. Musiałam wziąć się w garść, aby ruszyć z miejsca. Zrobić wielki krok, który da nowe możliwości. Dał mi inne spojrzenie. Czuję się, jakbym była gotowa na nowy rozdział w swoim życiu. Czekają na mnie nowe kartki do wypełnienia. Potrzebuję wyjść spoza strefy komfortu, żeby spróbować chemii, występującej pomiędzy nami. Ona właściwie zawsze dawała o sobie znać. Oddaje małą cząsteczkę, żeby tylko jej zasmakować i chcieć więcej. Czeka, aby móc wtargnąć do naszegoo życia. Boję się, że będę tego żałowała. Przeklinała siebie do końca życia. Te uczucie jest nieprzewidywalne. Robi z mózgu papkę, więc człowiek robi takie rzeczy, które w życiu nie wpadłyby do głowy. Kobiety są w stanie przyjmować na siebie agresję mężczyzn, ponieważ czują do nich coś więcej i nie zwracają uwagi na to, że dzieje się im krzywda. Są zaślepione tym uczuciem, wybaczając partnerom ten „błąd". Nie chcę, aby mnie spotkało to samo. Nie mam na myśli, że Ashton będzie się nade mną znęcał psychicznie lub fizycznie. Chodzi mi o wąskie grono widzenia, bo resztę będzie zasłaniała chemia, występująca w ciałach. Będę zapatrzona w niego, niczym w obrazek, chociaż będzie mnie to ranić. Nie chcę toksyczności. Chcę trzeźwości umysłu, która może wypaść z moich rąk, kiedy wejdziemy na nowy etap. To jest moja największa obawa, jednak chyba potrzebuję spróbować smaku tego pięknego uczucia. Przyszedł najwyższy czas, żeby dać szanse na przeistoczenie się zauroczenia w coś więcej.

Przyspieszam kroku, kiedy na horyzoncie widzę znajomy budynek. Moje serce również szybciej bije, widząc znajomą czuprynę. Nie powstrzymuje uśmiechu, cisnącego się na usta. Szczerze jestem ciekawa, jak Irwin zareagował na mój wczorajszy, niespodziewany gest. Właściwie zaskoczyłam jego i siebie. Nie spodziewałam się, że zrealizuje ten pomysł, który wydawał się szalony. Odezwała się we mnie spontaniczność, wymieszana z pożądaniem. Mieszanka dała część swojego upustu w ciągu sekundy, która wydawała się dziesięciokrotnie dłuższa. To było jak pojawienie się rysy na szkle, jednak w pozytywnym znaczeniu. Za szkłem skrywają się moje emocje, niedostępne dla innych. Jakby zamknięte w pułapce, a ona powoli pęka. Ekscytuje oraz stresuje mnie to jednocześnie. Mam zamiar podarować swoje serce w czyjeś ręce. Takich rzeczy nie robi się z dnia na dzień. Są to ważne momenty w życiu, czasami decydujące.

Zbliżam się do bramy domu. Na podjeździe dostrzegam samochód, przy którym stoi chłopak. Wygląda jakby czyścił pojazd z pojedynczych pyłków kurzu. Marszczę brwi, wręcz zaczynając biec. Ciekawość zżera mnie od środka. Czuję w żołądku skurcz ekscytacji, ponieważ nie mam pojęcia, co Irwin może kombinować. Czasami jest nieprzewidywalny oraz szalony.

- Hej...Oh. - witam się, jednak mój głos się urywa, kiedy widzę auto w całości. Jest to Chevrolet Impala z tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego roku w kolorze czerwonym. Lakier świeci się w promieniach słońcach wraz ze srebrnymi elementami. Siedzenia są obite jasną skórą, która wygląda luksusowo. Auto jest w stanie nienaruszalnym, jakby dopiero wyjechało z salonu. Nie mogę powstrzymać zachwytu, ponieważ stare samochody to moja słabość. Marzy mi się Mustang z tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego dziewiątego roku, więc jestem zachwycona tym pojazdem.

- Hej.

- Skąd masz takie cudo? - dopytuję, podchodząc do Chevroleta. Palcami muskam blachę, wręcz zastygając z zachwycenia.

- Od początku wakacji dopieszczałem go z wujkiem, a on dorwał go na jakiejś licytacji. - odpowiada spokojnie, odkładając szmatkę, którą przecierał samochód. Domyślam się, że polerował je, o czym świadczy zapach wokół. - Dzisiaj nadaje się na pierwszą przejażdżkę. - jego wzrok łączy się z moim, a usta przybierają chytry uśmiech. Rozszerzam wargi w zdziwieniu, pokazując palcem na siebie, po czym wypalam:

- Mam jechać z tobą?

- Tak. - otrzepuje dłonie. Podchodzi do drzwi od strony pasażera, a potem je otwiera. - Zapraszam.

Nieśmiało podchodzę do blondyna. Z zawahaniem wchodzę do środka cabriolet'a. Boję się, że mogę zniszczyć te cudo, w którym się znajduję. Ciężko oddycham przyglądając się błyszczącej tapicerce oraz skórzanych elementach, czyli obiciu kierownicy, skrzyni biegów. Dostrzegam odtwarzacz płyt. Dostaję szału, ponieważ wszystko wygląda idealnie. Randka wyjęta z moich marzeń!

- Kurwa, spełniasz moje marzenia. - twierdzę, kiedy Ashton siada za kierownicą auta. Chłopak chichocze. Z kieszeni krótkich spodenek wyciąga klucz z breloczkiem, na którym znajduje się napis Los Angeles. Wkłada metal do stacyjki.

- Gotowa?

- Jasne, że tak. - rzucam, a chłopak przekręca kluczyk. Silnik zaczyna pracować. Wychodzi to płynnie. Dźwięk drażni moje uszy, co powoduje gęsią skórkę. Wyciągam usta w uśmiechu, niczym dzieciak. Mam ochotę piszczeć ze szczęścia, czując te drgania. Czuję się, jakbym utknęła w latach sześćdziesiątych. Chevrolet, słoneczny wieczór oraz pusta droga. Czego chcieć więcej?

- Gdzie sobie życzysz pojechać? - pyta Ashton, nakładając okulary przeciwsłoneczne na swój zgrabny nos. Przypatruję się jego prawemu profilowi, który oświetlają promienie słońca. Jego dłonie leniwie spoczywają na kierownicy, co dodaje mu pewnego charakterku.

- Gdziekolwiek. - odpowiadam. - Byleby z tobą oraz tym skarbem. - dodaję, klepiąc delikatnie tapicerkę, na której nie znajduje się żadna rysa. Chłopak ponownie wybucha śmiechem.
Zaciekawiona zaglądam do schowka, gdzie znajdują się płyty. Zagryzam mocno wargę, przypatrując się tytułom. Znajdują się tutaj klasyki Metallici, Nirvany oraz Boony Tyler. Dostrzegam kilka spokojniejszych tytułów jak The 1975, czy The Neighbourhood, ale również bardziej szalonych, czyli Twenty One Pilots oraz Bring Me The Horizon. Z przyjemnością przeglądam krążki, wiedząc, że mamy identyczne gusta.

- Same perełki. - komentuję, wyciągając opakowanie z muzyką ABBA'y. Biorę płytę ze środka i wkładam do odtwarzacza. Chwilę później słychać znajomy rytm piosenki. W tym czasie Ashton rusza z podjazdu, warcząc silnikiem. Bez przerwy oczarowana przyglądam się jego przystojnej twarzy, za której widok mogłabym zabić. On się tym nie przejmuje i spokojnie prowadzi samochód. Silnik słychać w całej wsi, ale kto by się tym przejmował?Jedziemy w nieznane starym Chevroletem, zachodzącym słońcem oraz piosenką Dancing Queen w tle.

You are the dancing queen
Young and sweet
Only seventeen

~*~

Siedzimy na masce czerwonego Chevroleta, którego Ashton zaparkował na skarpie, skąd perfekcyjnie widać zachodzące słońce. Stykamy się ramionami, częstując się Coca Colą, którą kupiliśmy w pobliskim sklepie. Znajdujemy się około sześćdziesięciu kilometrów od wsi, więc jesteśmy całkiem niedaleko Nowego Jorku, mojego prawdziwego życia. Chciałabym mu je pokazać. Pragnę, żeby kiedyś przeżył ze mną chociaż jeden dzień mojej rutyny, którą by przełamał. Żebyśmy mogli odwiedzić kawiarenki z dobrym ciastem oraz kawą, pójść na spacer do Central Parku i pojeździć metrem bez celu. Zwyczajnie pragnę przedstawić go rodzicom i pokazać swój dom. Wydaję się to być banałem, ale dla mnie stanowią ważne rzeczy. W końcu wpuściłabym go do swojego życia. Pokazała wszystko, co dla mnie najważniejsze.
Niesamowite, że w półtora miesiąca stał się jedną z najbliższych mi osób. Obdarowuję go bezgranicznym zaufaniem. Byłabym zdolna poświęcić się dla jego dobra. Lojalność wobec niego przekracza wszelkie granice, wcześniej nieznane. Nasza relacja pokazała mi inne strony życia - piękne oraz bolesne. Z każdej wyciągnęłam lekcję, co dodałam do swojego bagażu doświadczeń. Odcięła mnie od toksyczności Nowego Jorku, chociaż na krótki odcinek czasu. Mogę odetchnąć pełną piersią.

Przysłuchuję się składance, skomponowanej przez Ashtona. Włączyliśmy ją, kiedy przesłuchaliśmy płytę ABBA'y. Jest ona piękna, ponieważ zawiera wiele miłosnych piosenek. Niektóre z nich opowiadają o cudownych związkach, a inne o bolących rozstaniach, jednak każdą przepełnia wyjątkowość. Zwyczajnie odcięłam się od świata i zatopiłam się w muzyce, zachodzie słońca oraz chłopcu, siedzącym obok mnie.
Czy to możliwe, żebym zauroczyła się w ciągu czterdziestu dni? Nie, to nie jest zauroczenie. To coś mocniejszego, większego oraz bardziej przerażającego. Te uczucie ściąga mnie w dół, kiedy na moim horyzoncie pojawia się Ashton. Wierci dziurę w moim żołądku, przyspiesza rytm serca oraz strada zmysły. Powoduje nieustające myśli o Irwinie, czasami niegrzeczne oraz wulgarne. Wtedy spalam soczystego buraka i próbuję hamować swoje podniecenie. W moim ciele wszystko wariuje, a ja staram się to uporządkować. Cholera, zatracam się w nim każdego, pieprzonego dnia.

- Zauważyłeś, że większość piosenek jest o miłości? - rzucam. Chłopak gniecie puszkę po napoju i wstaje z maski samochodu, żeby podejść do pobliskiego kosza, gdzie wyrzuca kawałek aluminium.

- Miłość jest najpiękniejszym uczuciem, które może doświadczyć człowiek. - odpowiada ze spokojem w głosie, który mnie odpręża. - My słuchamy tych najbardziej wyjątkowych, zadedykowanych dla równie wyjątkowej osoby.

- Huh, dla kogo? - dopytuję z moją wrodzoną ciekawością.

- Ciebie.

Chłopak powoli się odwraca w moją stronę. Na jego ustach błąka się nieśmiały uśmiech, a on sam stoi na tle zachodzącego słońca. W powolnym tempie zmierza do samochodu. Czuję, że żołądek podchodzi mi do gardła, a serce ze zdwojoną siłą uderza o żebra. Patrzę na niego, jakby objawił mi się anioł. W słowie odtwarzam naszą rozmowę, która powoli przypomina zacinającą się kasetę. Świdruję go wzrokiem, krążąc myślami w innej galaktyce. Wrze. Hormony wypalają we mnie dziury. Wypełnia mnie wachlarz emocji, który błądzi po moim organizmie. Powoduje dreszcze, skurcze oraz nierównomierny oddech. Chciałabym cokolwiek powiedzieć, ale żadne słowo nie przechodzi mi przez gardło. Jakbym straciła głos.

Ashton podchodzi do mojej osoby. Dyskretnie rozsuwa moje nogi i staje między nimi. Wpatrujemy się w swoje oczy. W jego migoczą gwiazdki, których nigdy wcześniej nie widziałam. Powietrze zaczyna robić się gęste. Uczucia buzują od naszych ciał, można je wyczuć z odległości kilku metrów. Toczymy walkę na wzrok, co powoduje spięcie moich mięśni. Mocno zaciskam palce na masce auta, a zęby na dolnej wardze. Staram się hamować swoje pożądanie, chociaż z każdą sekundą brakuje mi siły. Zaczynam się zastanawiać, czy jest sens walczyć dalej z samą sobą. Nie przynosi to żadnych korzyści ani strat. Stoję w miejscu, oczekując na cudy. Wiem, że żaden się nie stanie, dopóki nie podejmę kolejnych kroków.
Irwin nie pochyla się, ani nie cofa. Stoi, czekając na mój ruch. W moim wnętrzu toczy się bitwa, w której nie potrafię określić przeciwników. Toczy się walka o wszystko i nic. Dalsze tkwienie w miejscu lub ruszenie naprzód. W głowie mam mętlik, którego nie potrafię rozwiązać. Chciałabym móc spojrzeć na tę sytuację z harmonią w ciele, a nie milionem rozterek.

Przegrywam.

Łapię koszulkę chłopaka, aby przyciągnąć go bliżej siebie. Łącze nasze usta, dając upust emocjom. Krew szumi mi w żyłach, a serce bije z zawrotną prędkością. W tle słyszę piosenkę Follow You od Bring Me The Horizon. Oddaję się beztroskiej chwili, gdzie jesteśmy wyłącznie my. Złączeni ciałem oraz duszami. Palce Irwina muskają mój policzek, więc moja skóra zaczyna płonąć. Roznosi się po niej piekielny żar, który miesza się z moim zauroczeniem. Tracę panowanie nad swoim ciałem, więc miękkimi nogami oplatam biodra chłopaka. Ashton drugą ręką złapał mnie w talii, jakby wiedział, że wiotczeję.
Smakuję go, kiedy jego usta muskają moje. Nabieramy tempa, co daje namiętności oraz żarliwości. Wargami pokazujemy uczucia, tłumione wewnątrz. Pozwalam, żeby wszystko ze mnie wypłynęło, niczym woda po pęknięciu tamy. Czuję słodki smak, drażniący mój język. Szorstka dłoń zaczyna głaskać mnie w okolicach karku oraz szyi, więc zbliżamy się do siebie. Stykamy się klatkami piersiowymi, jakbyśmy chcieli złączyć nasze połówki serc w całość. Nie ma między nami przestrzeni, nawet na kartkę papieru. Zachłannie kosztujemy własne usta, ponieważ od ostatniego pocałunku minęło mnóstwo czasu. Odradzam się na nowo. Płonę. Niszczę swoją kopułę, w której chowałam żądzę. Oddaję się pasji. Puszczam hamulce, bo wiem, że właśnie tego potrzebuję.
Pozwalam, aby język Ashtona wtargnął do mojej buzi. Smak jest zdwojony, co potęguje doznania. Mam ochotę jęknąć, jednak zaczynamy leniwą bitwę o dominację. Zwalniamy ruchy, chcąc wchłonąć atmosferę tego momentu. Chwili, kiedy zmieniamy się. Przekształcamy naszą relację, podnosimy ją na wyższy poziom. Czuję, że tworzymy nowe nicie w więzi. Powoli się wrastają w naszą znajomość. Nieproszenie, ale bardzo przyjemnie.

Kiedy braknie nam tlenu w płucach, oddalamy się od siebie. Bierzemy głęboki wdech i ponownie zbliżamy nasze wargi. Powolnie muskamy usta, dodając do tego uczucie. Przypomina to suche pocałunki, jednak słychać charakterystyczny cmok. Stale mamy zamknięte oczy, aby mocniej poczuć te zbliżenie. To nasza chwila, kiedy obnażamy się z pragnień. Ukazujemy fantazję.
Tworzymy sztukę, znaną wyłącznie dla nas.

Całujemy się kilka minut, spragnieni fizycznej bliskości. Brakowało mi jego szorstkiego, ale zarazem precyzyjnego dotyku. Brakowało mocnej nuty jego perfum. Brakowało silnych ramion wokół mojego ciała, kiedy uginają mi się nogi. Brakowało jego miękkich włosów, łaskoczących moją twarz. Brakowało mi jego ciała, przypominającego rzeźbę Leonarda Da Vinci. Brakowało mi jego pięknego serca, wrażliwego na krzywdę innych. Brakowało mi jego całego na moją wyłączność.

Po morzu pocałunków opieram swoje czoło o jego. Ciężko oddycham, patrząc w jego iskrzące oczy. Puszczam palce z koszulki chłopaka i kładę dłonie na jego klatkę piersiową, która miarowo się unosi. Chłonę widok twarzy Ashtona, jakbym miała nigdy więcej jej nie zobaczyć. Uśmiecham się lekko, pozwalając, aby moje policzki oblały się szkarłatnym rumieńcem.

- Zwariowałem na twoim punkcie, wiesz? - mówi blondyn zachrypniętym głosem, który powoduje dreszcze na moich plecach. Cicho chichoczę, ale po chwili odpowiadam szczerze:

- Ja na twoim też.

- Pozwolisz nam spróbować?

- Po każdym deszczu wychodzi słońce. - stwierdzam, wzruszając ramionami. Nie oddalamy się od siebie. Łykamy swoją fizyczną obecność, która uzależnia. Czuję się, jakbyśmy nie widzieli się kilka lat, a dzisiaj nastał czas powrotu. Wyznanie swoich uczuć, radość oraz niecierpliwość.

- Głębokie. - rzuca Irwin ze śmiechem. Przekręcam oczami, odrywając nasze czoła. Pięścią uderzam go o ramię, aby przestał rechotać, jednak wychodzi mi to nieskutecznie. On dalej chichocze, jakbym opowiedziała słaby żart.

- Czasami wolę, jak nic nie mówisz. - oznajmiam, puszczając ręce z ciała blondyna. Moje dłonie są lekko spocone od wcześniejszych wydarzeń. Nieświadomie się stresowałam. Nie miałam czym, ponieważ było wspaniale. Uleciała ze mnie namiętność, jednak apetyt na jego wargi się wzmocnił. Smakują słodko, więc nie będę odpuszczała sobie okazji, kiedy będę mogła ich zasmakować. Cóż, uzależniam się. A moją używką staje się Ashton Irwin.

- Wracamy? - pyta chłopak, który dalej stoi między moimi nogami, lecz dłonie trzyma na samochodzie.

- Wracamy. - odpowiadam, schodząc uważnie z maski auta, aby nie zarysować perfekcyjnego lakieru. Wchodzę na siedzenie pasażera Chevroleta, a chwilę później Ashton siada na miejscu kierowcy. Zapinamy pasy, ruszając w kierunku domu.

Całą drogę rozmawiamy, śpiewamy oraz opowiadamy sobie żarty. Chłodny wiatr muska rozgrzaną skórę, co tworzy przyjemną mieszankę. Słońce posłało nam ostatnie promienie wraz z momentem odjazdu. Uśmiecham się, on również. Serce mocno się zaciska, a potem rozluźnia. Euforia obejmuje całe moje ciało. Mam ochotę krzyczeć z radości. Myślę, że skręcamy na właściwie tory. Zastaniemy tam tego, czego nam brakuje. Dopełnimy swoje szczęście.
Cholera, on wydaje się nierealny. Nasza relacja wydaje się nierealna. Emocje wydają się nierealne, ponieważ to wszystko jest zbyt piękne, nieskazitelne. Każdy element puzzli mimowolnie się dopasowuje, bez mojej pomocy. Zaczyna się układać to, o co walczyłam od dawna. Tworzę błogostan, którego w moim życiu zabrakło. Wpadłam do czarnej dziury, gdzie zgubiłam się we własnej egzystencji, filozofiach oraz obawach. Obwładnął mnie lęk przed przyszłością. Teraz? Nie wiem, czy czegokolwiek się boję. Mam świadomość, że nawet kiedy niebo będzie się waliło, moi przyjaciele będą obok. Zawsze i wszędzie. Dajemy sobie wzajemne wsparcie, lojalność, pomoc, wyrozumienie oraz przyjacielską miłość. Stworzyliśmy swoją własną, drugą rodzinę.

Po godzinnej drodze Ashton zatrzymuje Chevroleta przy domku mojej babci. Wszędzie jest ciemno oraz głucho. Nawet silnik zmniejszył swoje obroty, chociaż przez całą drogę dawał o sobie znać. Znowu zapanował magiczny moment, w którym patrzymy sobie w oczy i posyłamy sobie nieśmiałe uśmiechy.

- Muszę iść. - informuję cichym głosem, bojąc się, że przerwę tę niesamowitą atmosferę. Zagryzam wargę zębami.

- Na pewno? - dopytuje chłopak z cichym jęknięciem.

- Na pewno. - odpowiadam. Odpinam pas bezpieczeństwa i poprawiam granatową bluzę, którą podarował mi Irwin, twierdząc, że zmarznę. Nie sprzeciwiałam się, ponieważ cały materiał pachnie jego perfumami. - Pa.

- Pa.

Pochylam się w jego stronę i składam szybki całus na jego ustach. Chciałabym pogłębić pocałunek, ale powstrzymuję się, ponieważ dochodzi godzina dwudziesta trzecia, co oznacza prawie sześćdziesiąt minut mojego spóźnienia.
W czasie tego krótkiego zbliżenia dochodzi do skręcenia narządów w moim wnętrzu oraz ponownego przyspieszenia serca.
Czuję się dziwnie, chcąc i móc całować jego usta. Teraz będę robiła to nieprzerwanie, ponieważ niczego się już nie obawiam. Przełamałam lody, które blokowały wszelkie dalsze kroki.
Potem wychodzę z samochodu, cicho trzaskając drzwiami. Powoli oddalam się do wejścia domu. Czuję na sobie wzrok Ashtona, jednak nie obracam się. Moje kąciki ust są podniesione maksymalnie ku górze, co powoduje ból policzków. Skręcam się w środku. Moją głowę atakują wspomnienia z pocałunku. Przypominam sobie każdy dotyk, muśnięcie oraz smak. Na kilka sekund zatapiam się w tym momencie, aby potem wejść do środka domu najciszej jak umiem. Kiedy zamykam drzwi, opieram się o nie, ciężko oddychając. Przykładam materiał bluzy do nosa, aby zaciągnąć się aromatem perfum, który powoduje zawroty w mojej głowie.

Wpadłam w pułapkę miłości.



Dashton się dzieje moi drodzy!

Wakacje się zaczęły, więc życzę wam, żebyście spędzili te 2 miesiące jak najlepiej!!!

Komentujcie i zostawcie votes! ❤️

FajnaSosna xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top