32."Jego szczęście jest moim szczęściem"
Leniwie upijam przez słomkę chłodną wodę o smaku cytrynowym. Słońce wpada przez otwarte okno do mojego pokoju, tworząc żółte pasy na ścianach oraz meblach. Słyszę z zewnątrz spryskiwacze z wodą oraz odgłosy zwierząt, ale mimo tego panuje spokój. Samotnie siedzę w pomieszczeniu, gdzie panuje przyjemna temperatura. Przeglądam portale społecznościowe na laptopie, aby zabić doskwierającą nudę. Moi przyjaciele zajmują się swoimi obowiązkami albo spędzają czas w gronie najbliższych. Ja dzisiaj odbyłam długą rozmowę z rodzicami przez kamerkę. Uświadomili mi, że zostały mi niecałe cztery tygodnie wakacji, co oznacza powrót do Nowego Jorku oraz rzeczywistości. Miałam ochotę płakać, ponieważ nie wiem, jak przetrwam bez Ashtona, Mii, Michaela, Caluma oraz Lauren. Zżyłam się z nimi, stali się dla mnie drugą rodziną. Aktualnie są dla mnie w każdej chwili, a niedługo będą dzielić nas długie kilometry. Cholernie dobijająca, (i niestety) prawdziwa myśl. Będzie to skok na głęboką wodę. Odbiłam się od dna, w którym byłam na końcu czerwca, ale nie wiem, czy jestem wystarczająco silna, żeby zmierzyć się z całą społecznością szkoły. Ciągle wmawiam sobie, że dam radę i jestem dzielna, jednak im bliżej września, tym mniejsza motywacja we mnie. Nie chcę się stać szkolnym popychadłem. Chciałabym normalnie przeżyć ten ostatni rok - bez zbędnych kłótni oraz dramatów. Wystarczająco dużo błota miałam w życiu, nie potrzebuję go ponownie.
Gdybym mogła, przeniosłaby wszystko stąd do Nowego Jorku. Tutaj powstał mój kolejny dom, w którym czuję się bezpieczna, szczęśliwa i otoczona drugą rodziną.
Nagle na mój telefon przychodzi wiadomość. Ociężale sięgam po urządzenie, żeby odczytać powiadomienie.
Ashton Irwin: Co robisz?
Deborah Mitchell: Nudzę się
Deborah Mitchell: Chcesz wpaść?
Ashton Irwin: Zaraz będę
Uśmiecham się pod nosem i odkładam smartphone'a. Rozglądam się po pokoju, gdzie dostrzegam mały nieporządek. Wzdycham, odkładając laptopa na bok. Sprzątam komodę oraz parapet, aby uporządkować kosmetyki oraz rzeczy do pielęgnacji. Układam kable w jedno miejsca i zapalam świeczkę o zapachu owocowym. Poprawiam pościel z poduszkami, a potem ciężko opadam na materac.
W moim podbrzuszu narasta napięcie spowodowane ekstazą. Mimowolnie unoszę kąciki ust w górę na myśl o Ashtonie. Między nami występuje chemia, ale udaję, że jej nie widzę, chociaż przychodzi mi to z trudem. Coraz ciężej hamować mi uczucia. Są zamknięte w klatce i z każdym spotkaniem krwawią. Chcą się wyrwać poza ściany, w których je trzymam. Myślę, że niedługo puszczę wszelkie hamulce, ponieważ zaczynam się męczyć. Oswoiłam się z sytuacją, jestem gotowa na dalsze kroki. Nie zostało mi dużo czasu tutaj, a chcę go wykorzystać w stu procentach. Ashton to bardzo bliska osoba w moim sercu, więc potrzebuję go w dużych dawkach. Wspólny czas to największe szczęścia oraz przyjemność w moim życiu. Nie będę sobie tego odbierała, bo drugiej okazji mogę nie mieć. Nie wiem, jak będzie wyglądał nasz kontakt we wrześniu. Albo go utrzymamy albo o sobie zapomnimy. Jeśli mamy zapomnieć, to chciałabym go zapamiętać jako najlepszy romans w moim życiu. Nie marzę, żeby potem wyklinać samą siebie, że nie wykorzystałam szansy. Będę usiłowała utrzymać go przy sobie, jednak jeśli będzie życzyć sobie, abym nie pisała, nie dzwoniła - uszanuję to i zrobię, mimo rozrywającego bólu w piersi. Jego szczęście jest moim szczęściem. Jeśli swoje serce podaruje komuś innemu, zaakceptuje. Miłość nie wybiera, dlatego boli. Wbija kolce w żebra oraz niszczy psychikę. Doszczętnie niszczy człowieka, a rany goi jedynie czas. Przemijają. To największy powód, dlaczego wzbraniam się od tego uczucia. Obawiam się go.
Z rozterek wyrywa mnie dźwięk otwieranych drzwi, skrzypiących paneli oraz osoba padająca na materac po mojej prawej stronie. Momentalnie dociera do mnie zapach perfum wymieszany z antyperspirantem. Mój uśmiech się poszerza, kiedy zwracam głowę w stronę chłopaka. Spotykam się z jego brązowymi tęczówkami oraz uniesionych kącikach ust. Od skóry odbijają się promienie słońca. Jest piękny.
- Hej. - witam się, nie przerywając kontaktu wzrokowego, który magnetyzuje. Zabiera mnie w otchłań ciszy oraz spokoju.
- Cześć. - odpowiada Irwin, a moje serce przyspiesza.
- I co zamierzasz ze mną robić? - dopytuję, unosząc brew ku górze. Nie mogę się powstrzymać, żeby nie patrzeć na przystojną twarz Ashtona. Nie dorównuje żadnym mężczyznom ze zdjęć ani obrazów. Idealna w każdym calu, mimo wad. Mogłabym błądzić opuszkami po niej cały dzień i wycałować każdy fragment.
- Cóż, zależy w jakim kontekście pytasz. - posyła mi perskie oczko, a ja chichoczę, chociaż wiem, że moje policzki zaraz zapłoną szkarłatnym rumieńcem.
- Mam na myśli grzeczne rzeczy. - odpowiadam, chociaż na mój język ciśnie się partykuła „nie" przed wyrazem „grzeczny".
- Możemy po prostu pogadać i oglądać głupie filmiki? - zapytał. Uśmiech nie schodzi mu z ust, ale przybiera różne formy. Aktualnie jest przyjazny i po prostu uroczy. W policzkach dostrzegam dołeczki, które sprawiają, że topię się w uczuciach.
- Jasne. - wzruszam ramionami. Chwytam laptopa i obracam się na brzuch, łapiąc poduszkę pod głowę. Ashton naśladuje moje ruchy, a kilka minut później zaczynamy błądzić po zakątkach internetu, słuchając muzyki oraz rozmawiając o drobnostkach.
~*~
- Mogę cię pomalować? - pytam, kiedy dochodzi późna pora oraz znowu napada nas nuda. Nie wiem, kiedy minął czas. Przeleciał przez palce, ale nie przeszkadza mi to. Były to dobre godziny, ponieważ spędziłam je z Ashtonem. Chłopakiem, który odbiera mi zmysły oraz przywłaszczył sobie kawałek mojego serca. Zamknął mnie w pułapce, gdzie gubię się między rozterkami, emocjami oraz rozumem i sercem. Przyciąga mnie do niego silna, niewidzialna siła. Niczym magnes.
- Ale zmyjesz to ze mnie, prawda? - mówi Irwin, podnosząc się na łokciach z pozycji leżącej. Kiwam głową z podekscytowaniem. - Och, no dobrze. - przekręca oczami, a z moich ust wyrywa się niekontrolowany pisk. Chłopak chichocze z mojego zachowania.
Podnoszę się z łóżka i podchodzę do parapetu, gdzie w kosmetyczce oraz kartonowym pudełku mam swoje kosmetyki. Z bananem na twarzy przeniosłam wszystko na materac, gdzie czeka na mnie blondyn. Siadam naprzeciwko niego, wyciągając rzeczy na pościel. Uważam, żeby nie pobrudzić zasłania, ponieważ mogłabym dostać niezły ochrzan od babci.
- O Boże, na co się zgodziłem? - marudzi Ashton.
- Oj, daj spokój. - odpieram, biorąc buteleczkę z podkładem oraz czarną gąbeczkę. - To tylko zabawa. - dodaję, kiedy otwieram opakowanie i wykładam zawartość na twarz chłopaka. Chwytam za gąbeczkę, aby wklepać produkt.
- Malujesz się codziennie?
- Zazwyczaj tak. - odpowiadam, a w międzyczasie wyciągam korektor oraz puder. - Czuję się pewniej oraz lepiej.
- Teraz masz makijaż?
- Nie.
- Wyglądasz pięknie.
- Um, dziękuje? - peszę się. Moja twarz się czerwieni, a w żołądku czuję uścisk. Moje narządy robią fikołka. Serce mocno się zaciska, aby potem rozluźnić do maksymalnych rozmiarów. Drżącą dłonią rozprowadzam korektor oraz puder po twarzy chłopaka.
Jego oczy świdrują moją twarz, szyję oraz dekolt. Mam ochotę przewrócić oczami na jego zachowanie. Typowy facet.
- Gapisz się. - rzucam, wklepując gąbeczką kosmetyki. Staram się nie patrzeć w jego błyszczące tęczówki, w których się odbijam.
- Mam na co. - wzrusza ramionami. Nie powstrzymuje się od cichego jęknięcia zażenowania oraz przewrócenia oczami, chociaż we wnętrzu wrze. Znowu rozpala niechciany pożar, który powoduje pożądanie oraz zaciśnięcie mięśni moich ud. Zębami przygryzam dolną wargę, żeby nie rzucić się na jego jasnoróżowe usta, znajdujące się kilkanaście centymetrów od moich. Przypominam sobie ich słodki smak i wewnątrz upadam. Gram twardą, ale przychodzi mi to z trudem. Każda minuta obok niego sprawia, że spadam w jego dół, gdzie znajdują się piekielne uczucia.
- Zboczeniec. - mruczę, powoli kończąc maskowanie niedoskonałości (które są w niewielkich ilościach) oraz wyrównuje koloryt skóry, chociaż posiada idealny odcień. Piękna kalifornijska opalenizna. Tęsknię za nią.
- Wiesz, że łatwo czytać twoje emocje? - ciągnie, a jego palce muskają moje odkryte nogi. Robi to finezyjnie oraz delikatnie, jakby się bał. Ukazuje tym, że trzyma się zasad, chociaż przychodzi mu to z trudem. Wiem, co czuję, ponieważ sama jestem rozchwiana. Dlaczego wszystko komplikujemy?
- Tak? - odpowiadam, unosząc brew. Sięgam po kredkę do brwi oraz szczoteczkę. - Więc co czuję? - wypalam, nie hamując się w słowach. Zżera mnie ciekawość, a potem stres. Wydaje mi się, że atmosfera staje się gorąca oraz zagęszczona. Duszę się. Zaraz może zakręcić mi się w głowie od emocji, które między nami występują.
- Jesteś rozgorączkowana, przejęta... - wymienia, kiedy zaczynam rozczesywać jego gęste brwi, aby poprawić ich kształt oraz wzmocnić kolor. - ...poruszona, podekscytowana i...nerwowa? - zgaduje. Spinam wszystkie mięśnie, ponieważ kurwa, wyczytał ze mnie jak z otwartej księgi. Zna mnie lepiej niż ja sama. Byłabym skłonna twierdzić, że wdarł się w moje ciało. Albo posiada zdolność czytania w myślach.
- Mam racje? - pyta zaciekawiony, patrząc w moje oczy. Chyba wymusza, żebym złączyła nasze spojrzenia.
- Może. - zaciskam mocno usta, kiedy wręcz wyrzucam te słowo spomiędzy warg. Staram się skupić na pomalowaniu jego brwi, ale przychodzi mi to z trudem. Ponownie zagłębiamy się w siebie nawzajem i nasze uczucia. Wpadamy w pułapkę szczerości, gdzie nie czuję się swobodnie. Boję się mówić o moich doznaniach. Obawiam się skrzywdzenia, chociaż wiem, że tego nie zrobi. Nie mógłby, nie potrafiłby. Jednak wciąż mam w sobie blokadę, której nie umiem przełamać.
Siedzimy w niezręcznej ciszy, przerywanej przez odgłosy świerszczy z zewnątrz. Zapadł zmrok, więc każdy zakończył swoją pracę na polach i wrócił do domu, gdzie zjadł kolację, uporządkował samego siebie i poszedł spać.
- Jeśli naruszyłem twoje zasady to... - orzeka Irwin, kręcąc się. Kończę malowanie drugiej brwi, więc zaczynam szperać w pudełeczku w poszukiwaniu palety z cieniami. - przepraszam, nie chciałem.
- Nic nie naruszyłeś. - zaprzeczam, wyciągając kilka opakowań oraz pędzli. - Ja po prostu jestem uprzedzona. Pełna strachu, niepewna niczego oraz chcąca zbyt dużo. - wyjaśniam cichym tonem. Ciężko się otworzyć przed innymi, nawet jeśli zrobiłam to wcześniej. Obnażam się ze wszystkiego, ukazując swoje wnętrze. Widzi mnie z lękami, obawami oraz słabościami. Kiedy weszliśmy na taki poziom bliskości?
- To nic złego, naprawdę. Jesteś wspaniałą oraz młodą dziewczyną. Uczysz się życia, nie wymagaj od siebie zbyt wiele. Wiem, że masz ambicję, ale niech będą one realne, proszę cię. Nie obwiniaj się, ani nie oskarżaj, dobrze? Wszystko jest w porządku. - zapewnia mnie Ashton, kiedy grzebię w paletkach oraz pędzlach, ponieważ nie mam odwagi, żeby spojrzeć w jego oczy. Czuję się mała oraz naga. Zagubiona.
Biorę w dłoń paletę z różowymi oraz fioletowymi cieniami, które mam zamiar nałożyć na powieki chłopaka. Wtedy nasze spojrzenia się łączą w magiczny sposób. Aż braknie mi powietrza w płucach. Unoszę kąciku ku górze i bez słowa przystępuję do pracy, ponieważ sama nasza obecność mówi wiele.
- Wiesz, dzwonili do mnie z nieba i mówili, że anioł im uciekł. - zaczynam. - Ale nie martw się, nic im nie powiem.
- O Boże, ale to było żenujące.
- Dzięki, starałam się. - chichoczę. - Okej, przymknij oczy. - polecam chłopakowi, aby pomalować jego powieki. Gdy to robi, przykładam pędzelek i mażę jego skórę.
Pełny makijaż zrobiłam w kolejne trzydzieści minut. W tym czasie atmosfera znowu opadła, a my znowu zachowywaliśmy się jak para przyjaciół. Opowiadaliśmy suche żarty, plotkowaliśmy, zrobiliśmy kilka głupich zdjęć i rzucaliśmy beznadziejne teksty na podryw, z których potem śmieliśmy się. Ashton nie poruszał tematu moich uczuć, więc w duchu dziękowałam, że nie jest tak wścibski jak ja. Doceniam to i chyba zacznę stopować swoją ciekawość, ponieważ teraz wiem, co czują ludzie, których bombarduję pytaniami.
Irwin pochwalił mój makijaż, chociaż nieprzerwanie się śmiał. Również narzekał, że odczuwa dyskomfort i nie rozumie, dlaczego kobiety lubią to nosić. Przedyskutowaliśmy ten temat, co dało mu inny punkt widzenia. Naprawdę lubię nasze luźne rozmowy, gdzie wymieniamy poglądy, uczymy się oraz rozśmieszamy siebie. Daje to swobody i oswojenia. Zabiera wszelkie niezręczności, skrępowanie, zdenerwowanie, obawy.
Kiedy sprzątam kosmetyki oraz pędzelki, Ashton dostaje telefon. Przeprasza mnie, wychodząc na korytarz. Zżera mnie dociekliwość, ale się hamuje, zawzięcie sprzątając. Układam opakowania w kolejność od największych do najmniejszych, jednak odruchowo wyostrzam słuch, żeby cokolwiek usłyszeć zza drewnianej płyty. Dochodzą do mnie pojedyncze, niezrozumiałe słowa, więc poddaję się. Zamiast tego szukam wacików i płynu do demakijażu, o który prosił mnie chłopak. Kiedy już znajduję potrzebne rzeczy, Irwin wraca do pokoju, informując:
- Muszę wracać, bo rano mam trochę do zrobienia, a dochodzi już pierwsza w nocy, więc...
- Jasne, rozumiem. - kiwam głową, podając chłopakowi buteleczkę z płynem i waciki.
- Pomożesz mi? - pyta, a w jego wyrazie twarzy widzę, że nie wie, co ma zrobić.
- Okej. - wzruszam ramionami ze śmiechem. Biorę od niego waciki i nalewam ciecz. Następnie przykładam materiał do twarzy blondyna, uważnie zmywając makijaż. - Aż szkoda to zmywać. - stwierdzam, lekko krzywiąc twarz.
- Następnym razem ja będę tobie robił.
- Chciałbyś. - prycham, a on odpowiada chichotem. Przekręcam oczami na nasze infantylne zachowanie, chociaż szczerze je uwielbiam. Przychodzi mi to z łatwością, jakby było naturalne. Myślę, że przez swoich starszych znajomych, zabrałam sobie trochę beztroskiego dzieciństwa. Zbyt wcześnie spróbowałam alkoholu, zapaliłam papierosa, skręciłam jointa, uprawiałam seks. Wszystko to zdarzyło się w przedziale wiekowym od trzynastu do szesnastu lat. W trzy lata zasmakowałam życia w każdym aspekcie, aż wylądowałam na dnie. Myślę, że była to dobra lekcja i teraz podchodzę do używek oraz spraw cielesnych z dystansem. Owszem, nie odmawiam sobie przyjemności, ale wiem, kiedy powiedzieć stop. Nie umiem schlać się w trupa, ani zjarać. Umiarkowanie z tego korzystam, wiedząc, jakie są skutki i do czego prowadzą. Dorosłam.
- Już? - pyta Ashton, kiedy wyrzucam waciki do kosza na śmieci.
- Już. - odpowiadam krótko i podnoszę się z łóżka. - Odprowadzę cię do drzwi. - dodaję, a chłopak kiwa głową.
Cicho wychodzimy z mojego pokoju, żeby nie przeszkadzać mojej babci, która może już spać. Wiem, że może być zmęczona po całym dniu pracy, więc chociaż podaruję jej spokój w nocy. Zasługuje na odpoczynek. W końcu jest starszą osobą, a na dodatek bierze na swoje ramiona wiele obowiązków.
Mój plan legnie w gruzach, kiedy w pewnym momencie blondyn uderza nogą o balustradę schodów, powodując hałas.
- Ashton! - syczę, piorunując wzrokiem chłopaka. On unosi ręce w geście obronnym i wymawia ciche „przepraszam", na które przewracam oczami.
Dalsza droga po schodach mija w ciszy. Irwin sprawnie wsuwa swoje Vansy na stopy, a potem otwieram mu drzwi na zewnątrz, skąd uderza we mnie przyjemny powiew chłodnego wiatru oraz dźwięki owadów. Panuje zmrok, który przerywa przydrożna lampa. Jako jedyna stoi w odległości kilkunastu metrów. Wsie charakteryzują się niewielkim oświetleniem, a na dodatek z kiepskimi żarówkami, dającymi skąpe wiązki światła.
- Spotkamy się jutro? - pyta chłopak, odwracając się w moją stronę. W ciemności widzę jedynie jego świecące źrenice.
- Napiszę, okej? - odpowiadam.
- Okej. - mruczy. - Pa.
- Pa.
Irwin odchodzi w mrok, a ja podążam za nim wzrokiem. Nagle do mojej głowy wpada głupi pomysł, który korci, żeby go zrealizować. Wypala dziurę w moim organizmie, abym się poddała. Stoję chwilę w zastanowieniu, nie wiedząc, co zrobić. Biję się z myślami, przeskakując z nogi na nogę. Chłopak z każdą sekundą się oddala, a mój umysł pracuje na najwyższych obrotach. Serce przyspiesza, jakby dostało zastrzyk adrenaliny. Dłoń drży z podekscytowania, które powoduje moja spontaniczność. W mojej głowie krążą dwa zdania; „zrób to" i „nie rób tego". Obydwa głosy są równie głośne oraz przekonujące. Zagryzam wargę, aż w końcu się poddaję. Raz się żyję. Nie mogę wiecznie trzymać w sobie pożądania.
- Ash! - krzyczę szeptem, czym zatrzymuję Irwina. Odwraca się on w moją stronę, zamrażając swoje ruchy. Na bosaka biegnę przed chodnik oraz trawnik, żeby wypaść na ulicę. Z szybko bijącym sercem, zatrzymuję się przy chłopaku. Dopada mnie myśl, że mogę się jeszcze wycofać. Przezwycięża, jednak wtedy wpada kolejny pomysł, który wydaje się rozsądniejszy.
Łapię swoimi dłońmi policzki chłopaka. Przyciągam jego twarz bliżej siebie, a ja staję na palcach, ponieważ zdecydowanie przewyższa mnie wzrostem. Krew szumi w moich żyłach, zagłuszając cały mój organizm. Jestem spięta do granic możliwości. Emocje wypełniają mnie po brzegi. Ponoszę się chwili i zostawiam mokry pocałunek na rozgrzanym policzku Ashtona.
Trwało to moment, a dla mnie wieczność. Zatrzymała się cała Ziemia, chociaż był to niewinny gest. Przeszłam pewną granicę, dzięki której otworzę się na więcej. Niczego nie żałuję.
- Och...
- Teraz możesz iść. - stwierdzam, puszczając twarz Irwina. Moje mięśnie są dalej spięte. W głowie powstaje zamieszanie. Zaczął tworzyć się huragan, który zmieni wiele, ale kto by się przejmował? - Pa. - rzucam, wracając do domu z niepohamowanym uśmiechem.
Poczułam coś do Ashtona Fletchera Irwina. Coś pięknego, mocnego i niebezpiecznego.
Mały spojler!
Kolejny rozdział będzie pełen wrażeń 8)
Komentujcie i zostawcie votes! <3
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top