29."Potrzebujemy swojej bliskości"
Dźwięk pukania do drzwi wyrywa mnie od mycia naczyń. Zakręcam kran, a dłonie wycieram o suchą szmatkę. W pośpiechu idę w stronę wyjścia. Nie przejmuję się swoim ubiorem ani włosami, które strzępią się we wszystkie strony świata. Nie miałam czasu, żeby uszykować siebie samą. Kiedy wstałam o godzinie jedenastej czterdzieści siedem od razu zaczęłam sprzątanie całego domu, ponieważ około dwudziestej planowałam z moimi przyjaciółmi grilla. Wykorzystuję sytuację, że babcia wyjechała na trzy dni do miasta, gdzie zamierza odwiedzić dalszą stronę naszej rodziny oraz załatwić kilka spraw. Kobieta zgodziła się bez wahania na małą schadzkę, ponieważ wie, jak bardzo zżyłam się z tutejszymi ludźmi. Mówiła również, że wakacje to idealny moment, aby organizować takie rzeczy. Wyjeżdżając życzyła mi miłej zabawy i poprosiła ze śmiechem, aby nie spaliła domu. Naprawdę ciesze się, że posiadam taką wyluzowaną babcię.
Ostatni raz całą paczką widzieliśmy się pięć dni temu na ognisku. Od tamtej pory nie mogliśmy złapać się wszyscy razem, aby spędzić wspólnie czas. Na szczęście dzisiejszego dnia każdy z nas jest w domu i ma ochotę się spotkać.
Otwieram drzwi, a przed moimi oczami zastaję Mię oraz Lauren, które zadeklarowały się pomóc. W dłoniach trzymają zakupy, składające się z potraw na grilla, przekąsek, piwa oraz kilku pierdół. Jestem im wdzięczna, ponieważ sama nie byłabym w stanie wszystkiego ogarnąć, a dochodzi dziewiętnasta, czyli za około godzinę każdy powinien już być.
- Wchodźcie. - zapraszam je do środka, otwierając szerzej drzwi.
- O mój Boże, wyglądasz tragicznie. - komentuje czarnowłosa, kiedy przekracza próg domu z kilkoma reklamówkami w dłoniach. Przekręcam oczami na jej wypowiedź.
- Dzięki, to bardzo miłe, że tak mnie wspierasz. - odpieram, biorąc od Lauren dwie siatki, aby jej pomóc. Nogą zamykam drzwi za dziewczynami, aby do środka nie wleciało żadne robactwo, które wyganiałam stąd cały dzień. Zdecydowanie największym minusem lata są owady, natrętnie kręcące się na świeżym powietrzu.
Cała nasza trójka kieruje się do kuchni, gdzie odkładamy zakupy na blat kuchenny. Zaglądam do reklamówek, które przyniosłam. Znajdują się w nich papierowe kubeczki oraz talerzyki, rzeczy potrzebne do rozpalenia ognia oraz aluminiowe tacki.
- Idź się ogarnij, a my wszystko przyszykujemy. - mówi Mia, która zaczyna wyciągać kiełbaski, mięso oraz szaszłyki. Zdecydowaliśmy się kupić gotowe jedzenie, ponieważ z naszymi umiejętnościami kulinarnymi moglibyśmy otruć siebie nawzajem.
- Nie, to ja organizuje grilla, więc...
- Uspokój się! - karci mnie przyjaciółka, trzepiąc mnie po dłoniach, żebym więcej nie grzebała w torbie. Opiera się jedną dłonią o blat, posyłając mi piorunujące spojrzenie. - Wysprzątałaś cały dom, przygotowałaś taras z grillem, naczynia i inne duperele. Wyciągnięcie zakupów z reklamówek oraz przygotowanie przekąsek to drobnostka.
- Ashton uwielbia cię w każdym wydaniu, ale zdecydowanie przyjemniej spędza się czas w towarzystwie osoby, która nie śmierdzi. - wtrąca się Lauren, która zaczęła grzebać w szafkach w poszukiwaniu naczyń.
- Śmierdzę? - pytam, przykładając swoją szarą koszulkę do nosa, abym zaciągnąć się jej nieprzyjemnym zapachem. Blondynka wybucha śmiechem, wyciągając srebrne miski, do których ma zamiar wrzucić przekąski.
- Tak. - odpowiada Mia z chamskim uśmieszkiem na ustach. - Jeśli nie wyjdziesz stąd w ciągu dziesięciu sekund, sama cię stąd wyniosę. - stwierdza, powracając do wypakowania rzeczy z reklamówek. Ani trochę nie przejęła się tym, że mogę się z nią nie zgadzać. Zwyczajnie zbyła mnie i zaczęła rozmawiać z Lauren o podziale obowiązków, jakby wcale mnie nie było w pokoju.
- Ugh! - jęczę, ponieważ nie jestem zadowolona z takiego obrotu spraw. Uważam, że to trochę za dużo, ale nie wygram z upartością Mii. Właściwie nie znam osoby, która nie uległaby czarnowłosej.
Okręcam się na pięcie i ruszam w stronę schodów, prowadzących na piętro. Wspinam się co drugi stopień, aby szybciej dotrzeć do swojego pokoju. Mam godzinę na wzięcie prysznicu, ubranie się, pomalowanie oraz doprowadzenie swoich włosów do odpowiedniego stanu. Mam nadzieję, że zdążę wyrobić się przed czasem, abym mogła pomóc przyjaciółkom.
Wbiegam do pokoju. Dopadam swoją szafę, do której w ostatnim czasie włożyłam wszystkie swoje ubrania. Z wnętrza mebla wyciągnęłam dresowe spodenki w kolorze czerni oraz identycznego koloru koszulkę z pomarańczowym logo firmy na piersiach. Z komody wyciągnęłam świeżą bieliznę, a potem pognałam do łazienki wziąć szybki prysznic.
~*~
Przelewam swoje malinowe piwo do papierowego kubeczka. W tle słychać jedną z piosenek Justina Biebera. Słońce styka się z horyzontem. Niebo przybiera barwy czerwieni oraz różu, tworząc widok zabierający dech w piersiach. Niedawno minęła dwudziesta, czyli niedługo powinna dotrzeć reszta naszej paczki. Stresuję się, że o czymś zapomniałam albo nikt nie będzie się dobrze bawił. Pierwszą rzecz jestem w stanie przeżyć, ale drugą...Byłabym zawiedziona samą sobą. Cóż, nastawiam się na najgorsze, żeby nie przeżyć rozczarowania.
Zdążyłam wyrzucić pustą butelkę do prowizorycznego kosza, kiedy usłyszałam donośne pukanie do drzwi.
- Otworzę. - rzuciłam, odkładając kubeczek na stolik, wypełniony po brzegi jedzeniem. Pobiegłam do frontowych drzwi. W międzyczasie przyjrzałam się w lustrze. Poprawiłam kok na swojej głowie oraz wyjęłam koszulkę ze spodenek. Gdy stwierdziłam, że wyglądam dobrze, otworzyłam wejście swoim przyjaciołom.
- Hej! - krzyknęli wszyscy na raz, a ja delikatnie podskoczyłam. Uśmiech się wkradł na moją twarz.
- Hej. - witam się, a Michael chwilę później zamyka mnie w uścisku, przez który miażdży moje ciało. Cicho się śmieję przy jego uchu. Czuć od niego wodę kolońską. Jego wysuszone, ale miękki włosy drażnią moją skórę na policzku. - Um, Michael? Nie widzieliśmy się trzy dni, zdążyłeś się aż tak stęsknić? - przedrzeźniam niebieskowłosego. Próbuję objąć go swoimi rękoma, ale skutecznie mi to nie umożliwia.
- Tak? - odpowiada, a po chwili mnie puszcza. Biorę głęboki wdech, w którym nie odczuwam aromatu wody kolońskiej. - O mój Boże, muszę później ci pokazać, co wysłał mi Luke! On jest taki wspaniały i piękny, że...
- Zaraz spuścisz się jej w progu, stary. - śmieje się Calum, który zdążył wejść do środka. Między wargami trzyma nieodpalonego papierosa. Jego włosy są nieułożone i przygniecione przez kaptur bluzy, na której widnieje logo. - Nie wyobrażaj sobie za dużo. - roztwiera ramiona, a ja przytulam go na przywitanie. Czuję duszący zapach nikotyny, więc delikatnie skrzywiona odsuwam się od chłopaka.
- Spierdalaj. - warczy Clifford, ruszając w stronę wyjścia na taras. Hood cicho się śmieje i podąża za nim. W dłoni Mulata dostrzegam rum. Ciężko wzdycham, ponieważ wiem, że nie skończy się to dobrze.
- Cześć. - głos Ashtona obija się o moje uszy, a mi miękną kolana od jego chrypki. Przenoszę swój wzrok na blondyna, który jest ubrany w ciemną bluzę z kapturem oraz czarne, obcisłe spodnie z dziurami na kolanach. Jego włosy (tradycyjnie) oplata czerwona bandana. W dłoni dostrzegam skrzynkę piwa, ale moją uwagę przykuwają butelki z etykietami, które mówią, że są to piwa malinowe, a takowe piję wyłącznie ja. Nie zaprzeczam, że to bardzo miły gest z jego strony.
- Cześć. - mruczę. Nawet się nie zastanawiając, podchodzę do chłopaka i mocno obejmuję. Nos zatapiam w jego bluzę, aby poczuć aromat tanich perfum. Przymykam na chwilę oczy, aby zapomnieć o rzeczywistości. Irwin wolną ręką mocniej mnie przyciąga, a ja czuję się, jakbym odnalazła brakujący kawałek mojej duszy. Przyjemne uczucie wypełniło cały mój organizm. Rozlało się po koniuszki palców, a ja się oddałam. Uległam kolejny raz.
Nie mam pojęcia, ile czasu trwaliśmy w tej pozycji. Było mi dobrze, więc nie chciałam tego przerywać. Ashton też nie wykonał żadnego kroku, aby zaprzestać to, co robimy. Myślę, że obydwoje potrzebujemy swojej bliskości. Fizycznej i uczuciowej. Właściwie ona wpędza nasz w wieczne tarapaty, ale gdy nadchodzi czas rozłąki, ona właśnie nas spala w całość.
- Musimy iść, Deborah. - śmieje się Ashton, jednak zamiast mnie puścić, przejeżdża dłonią wzdłuż moich pleców, a mnie przechodzą niekontrolowane dreszcze. Zapewne to poczuł, więc wtulam policzek w jego klatkę piersiową, kamuflując rumieńce.
- Na pewno?
- Na pewno.
Niepewnie wypuszczam go ze swoich rąk. Czuję się, jakbym wypuszczała część swojego serca oraz duszy. Do mojego wnętrza na kilka sekund wkrada się chłód i...osamotnienie? Jakbym została sama w pułapce uczuć. Jednak gdy spoglądam w migoczące oczy Ashtona, żar w moim sercu się wznawia, czym usuwa każde negatywne uczucie z mojego ciała. Znowu napada mnie ekstaza.
Zamykam drewnianą płytę, przekręcając klucz w zamku. Gdy jestem pewna, że drzwi są zamknięte, ruszam z Ashtonem na taras, gdzie czekają na nas przyjaciele. Między nami jest cisza, ale nie niezręczna. Jest ona naturalna, jakbyśmy jej potrzebowali.
Z zewnątrz słychać rozmowy chłopców z dziewczynami. Słyszę okrzyki Mii, więc jestem pewna, że Mike zdradził jej sekret dotyczący jego romansu z Luke'iem. Nie ukrywam, że ja oraz czarnowłosa jesteśmy największymi fankami tego przyszłego związku.
Wchodzimy na taras. Ashton zaczyna się witać z Mią, a Lauren rzuca krótkie "cześć". Ja siadam na kanapę, która jest zrobiona z desek oraz poduszek. Sięgam po swój alkohol, stojący na stoliczku. Do kubeczka wkładam papierową słomkę, a dopiero potem piję gazowany napój. Przyglądam się szczęśliwym twarzom przyjaciół. Ich radość przechodzi na mnie, więc uśmiech na mojej twarzy się poszerza.
Nie wiem, czym zasłużyłam sobie na tych ludzi. Zadziwiają mnie z każdym dniem, jakby w głowie mieli niezliczoną ilość pomysłów. Każdy z nich ma inny, ale zarazem wspaniały charakter. Owszem, posiadają wady, ale są one podstawą każdego człowieka. Różni nas ogrom, ale połączyła cudowna więź. Nawet nie wiem, kiedy się ona między nami wytworzyła. Poznali mnie około półtora miesiąca temu, właściwie nie znają mnie w pełni, a mimo tego traktują jak własną rodzinę. Dali mi wszystko, czego potrzebowałam w najgorszym momencie swojego życia. I będę za nich wdzięczna do końca.
~*~
Minęła pierwsza w nocy, a nam niespieszno do snu. Calum kończy swój rum, a ja zaczynam czwarte piwo. Zdarzy mi się zakręcić w głowie, ale ogólnie trzymam się dobrze. Nie paliłam żadnych papierosów (chociaż Hood często mnie do tego namawiał), więc tym bardziej daleko mi do upicia. Korzystamy z naszego wspólnego czasu, który spędzamy na rozmowie, jedzeniu oraz słuchaniu muzyki.
Aktualnie siedzę między Michaelem oraz Ashtonem. Michael czatuje z Luke'iem, więc uważnie przyglądam się tej rozmowie. Ekscytuję się każdą wiadomością, jaką do siebie wysyłają. Luke i Michael są naprawdę zgraną dwójkę, a ich miłość można wyczuć z odległości kilometra. Jestem szczęśliwa, że Mike trafił właśnie na tego uroczego blondyna z niebieskimi oczami. Czekam, aż dojdzie do ich pierwszego spotkania, do którego są coraz bliżej, ponieważ Luke mieszka około trzydziestu kilometrów stąd, czyli czterdzieści minut jazdy autobusem.
Ashton zawzięcie rozmawia z Calumem. Jego lewa ręka spoczywa na oparciu kanapy. Palcami wystukuje rytm. Za każdym razem, gdy się prostuję, czuję, jak jego dłoń subtelnie dotyka mojej skóry lub włosów. Udaję, że to mnie nie rusza, chociaż w środku wrze. Jest to delikatny gest, jednak powoduje u mnie dreszcze oraz zawroty głowy. Należę do osób przewrażliwionych, więc takie małe rzeczy potrafią na mnie działać z dużą siłą. W pewnym momencie Mia to zauważyła i puściła w moje stronę oczko, a jej usta bezgłośnie przekazały mi wiadomość, której treść brzmiała "shippuje".
- Hej, gramy w butelkę? - wypala Mia. - Calum wypił cały rum, więc butelkę już mamy. - uśmiecha się zadziornie. Skanuje każdego wzrokiem, który wręcz każe się zgodzić. Przekręcam oczami, ale chwilę później chichoczę. Alkohol w moich żyłach daje o sobie znać. Zresztą nie tylko u mnie.
- Okej. - mówimy chórem, a po chwili siadamy na tarasie w kółeczku. Znajduję się między Calumem oraz Mią. Naprzeciwko mnie siedzi Ashton, po jego prawej Lauren, a po lewej Michael. Nie jest nas dużo, ale wystarczająco, żeby się zabawić. W moim żołądku rośnie podekscytowanie. Dawno nie grałam w tę grę, a mam z nią miłe wspomnienia. Często grałam w to będąc w Los Angeles. Zazwyczaj bawiliśmy się na Venice albo na dachu w hotelu. Były to czasy tworzenia lepszych i gorszych wspomnień, ale nie żałuję niczego. Zbudowałam sobie mocny kręgosłup moralny, więc wyszło to wszystko na plus.
Chwilę później moja przyjaciółka chwyciła butelkę i mocno ją zakręciła. Szkło kręciło się dobre dziesięć sekund, a dziwny stres narastał w moim brzuchu.
Butelka wskazała Caluma.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie.
- Najdziwniejsze porno jakie oglądałeś to...?
- Boże Święty, ale z ciebie bezbożnica. - śmieje się Hood, ale po chwili poważnieje. - Najdziwniejsze? Dziewczyna masturbująca się ananasem.
- Że co? - pyta Lauren ze śmiechem, a ja zaczynam chichotać z nią.
- Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. - stwierdza Calum, biorąc butelkę w dłoń. Zaczyna ją kręcić, jakby od niechcenia, więc wypada na Michaela, który siedzi w pobliżu. - Pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie.
- Od kiedy wiesz, że jesteś gejem?
- Właściwie określam się jako biseksualny. Uwielbiam chłopaków, jednak dziewczyny są również podniecające. - wyznaje. Po wypowiedzi Mike'a wnioskuję, że jest najbardziej trzeźwy z naszej grupy. Nie widać, żeby cokolwiek pił, chociaż to nieprawda. Jak zwykle wypił najwięcej z nas.
Chłopak po swojej wypowiedzi zakręcił naczyniem. Kręciło się ono wyjątkowo długo, więc zniecierpliwiona czekałam, aż butelka ustanie. Minęło kilka chwil, a szkło wskazało mnie.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie.
- Ściągnij stanik.
- Żartujesz?
- A czy wyglądam, jakbym żartował? - śmieje się Clifford. Jęczę zirytowana, a moje policzki się czerwienią. Myślę, że Michael specjalnie to zrobił, ponieważ koszulka opina się właśnie na moich piersiach. Podstępny dupek.
Zmieszana i zawstydzona sięgam dłońmi do zapięcia biustonosza. Chwilę się z nim motam, ale zaraz czuję, że materiał luźno trzyma się na moich ramionach. Z wielkim westchnieniem ściągam bieliznę i wyjmuję ją spod koszulki. Pokazuje wszystkim biustonosz, a Calum z Michaelem przybijają sobie piątki. Przekręcam oczami na ich infantylne zachowanie.
Mojej uwadze nie umyka intensywny wzrok Ashtona, którzy zatrzymał się właśnie na piersiach. Mój rumieniec staje się bardziej widoczny. Domyślam się, że moje brodawki są widoczne, co bardziej mnie zawstydza. Z jednej strony jestem wśród ludzi, którzy właściwie widzieli mnie w każdej możliwej sytuacji, ale z drugiej strony odczuwam dyskomfort, powodowany przez nieustający wzrok Irwina. Na chwilę łącze nasze spojrzenia, a na twarzy chłopaka dostrzegam łobuzerski uśmiech. Po chwili puszcza mi perskie oczko. Mam ochotę zapaść się pod ziemię.
Jest moja kolejka, żeby zakręcić, więc chwytam naczynie i kręcę. Zniecierpliwiona czekam na werdykt, który pada na Mię.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie.
- W jakim wieku straciłaś dziewictwo?
- Hm, piętnaście lat? Było to na obozie z chłopakiem, którego imienia nawet nie pamiętam. - chichocze, a ja z nią. - Zdecydowanie byłam desperatką. - dodaje, gdy butelka zaczęła się kręcić. Szkło wskazało Ashtona. Ciemnowłosa się uśmiechnęła. Domyślam się, że cokolwiek on nie wybierze, będzie to miało związek ze mną. Stres oblał moje ciało, a ja cicho wypuściłam powietrze z ust. Nie skończy się to dobrze. Jestem tego pewna. Cholera, dlaczego się zgodziłam na tę grę?
- Pytanie czy wyzwanie.
- Wyzwanie.
- Pocałuj Deborah.
Szeroko roztwieram oczy. Czuję, jak alkohol odpływa z mojego ciała. Serce zaczyna nieprzyjemnie kołatać. Oblewa mnie strach oraz zdenerwowanie. Krew buzuje w żyłach, jakby miały one zaraz wybuchnąć. Sama czuję się, niczym tykająca bomba. Moje mięśnie drżą. W głowie przypominam sobie nasz ostatni pocałunek, który rozpoczął falę przykrych wydarzeń. Był piękny, ale przyprawia mnie o ból w klatce piersiowej.
- Nie zgadzam się. - fukam, patrząc karcącym wzrokiem na Mię. Nie jestem gotowa na takie rzeczy. Minął raptem tydzień, a w mojej głowie nadal panuje bajzel. Z każdym dniem go porządkuje, ale pocałunek może wszystko zniszczyć. Jestem wrażliwa na każdą rzecz, która jest związana z Ashtonem oraz naszymi uczuciami. Nie mogę niczego przyspieszać. Lubię flegmatyzm, panujący między nami. Dodaje mi on stoickości oraz poczucie równowagi. W naszym przypadku to ważna rzecz. Właściwie decydująca.
- Ugh, okej. - wzdycha Mia. Widzę w jej spojrzeniu skruchę oraz zrozumienie. - Więc...Może być pytanie? - dopytuje Irwina, który spokojnie upija swoje piwo. Wygląda, jakby zaistniała sytuacja w ogóle go nie ruszyła. Właściwie była skrajnie zwyczajna, ponieważ gramy w butelkę, jednak moje wnętrze nie pozwala naruszyć mojego zdrowia.
- Jasne. - wzrusza ramionami, kiedy odkłada piwo na deski. Jego usta są wyciągnięte w przyjaznym uśmiechu.
- Jeśli miałbyś pocałować Michaela lub Caluma, kogo byś wybrał?
- Michaela.
- Jak to? - oburza się Hood. Jego twarz wyraża szczerze zdziwienie, a ja zaczynam się niekontrolowanie śmiać. - W czym on jest lepszy ode mnie? Już zapomniałeś, że to właśnie ja przynosiłem rosół, kiedy byłeś chory?
W tym momencie rozpoczęła się kłótnia między Ashtonem, Michaelem oraz Calumem. Chłopcy zaczęli zacięcie dyskutować, a ja odleciałam. Moje nerwy opuścił stres, który wywołała Mia. Naprawdę spanikowałam. Wiem, że mogłam tym obrazić Irwina, jednak nie mogłam tego zrobić. Byłby to strzał w kolano. Znowu spowodowałabym trzęsienie ziemi, które mogłoby pobudzić moje serce oraz duszę. Nie chcę mieszać sobie, ani Ashtonowi w głowie. Postawiliśmy przed sobą sprawę jasno i musimy się trzymać naszych słów. Każdy mówi, że zasady są po to, żeby je łamać, jednak nie kosztem własnego zdrowia psychicznego. Chcę, żeby wszystko przyszło samo, bez zbędnego pośpiechu. Potrzebuję mocnej więzi, która nie rozpadnie się po tygodniu.
Potrzebuję miłości.
Zostawcie komentarze i votes! <3
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top