26."Nasze zrozpaczone dusze"

- Opowiadaj lepiej, jak było wczoraj! - wrzeszczy Mia, prostująca swoje czarne włosy. Odkładam pędzel i puder na parapet. Spoglądam na swoje odbicie w małym lusterku. Upewniam się, czy mogę przejść do dalszych kroków w makijażu.

Minęło więcej niż dwadzieścia cztery godziny. Spędziłam je w samotności, układając własne myśli. Uważam, że postąpiłam odpowiednio. Świeży start był bardzo dobrym pomysłem. Ciężko zapomnieć o pocałunku i kilku zdaniach, które padły z naszych ust, ale obiecaliśmy sobie, że nie będziemy wracać do przeszłości. Odzyskałam trochę empatii, co jest dobrą rzeczą. Pozwalam, żeby serce w dalszym ciągu podejmowało decyzje. Najważniejsze jest dla mnie czyste sumienie, a aktualnie trochę mnie gryzie. Fakt, powiedziałam to, co leżało na moim sercu, ale nie były to odpowiednie słowa. Aktualnie inaczej wyraziłabym swój żal. Zmienił się mój punkt widzenia oraz opinia. Nie wrzeszczałabym, ani nie wytknęła kwestii zaufania. Również nie porównałabym swojej historii do jego, ponieważ są to dwa, różne światy. Gdybym miała to zrobić teraz to powiedziałabym kilka zdań o trosce oraz zmartwieniach, nic więcej.

- Chyba w porządku. - odpowiadam, sięgając po zalotkę, którą przykładam do oka. - Zaczniemy od nowa.

- Powiedział ci wszystko? - dziewczyna dopytuje dalej, a ja powstrzymuję chęć przewrócenia oczami na jej ciekawość.

- Tak. - mruczę. - Nie sądziłam, że takie są realia.

- Płakałam, gdy usłyszałam o jego mamie. - wyznaje czarnowłosa. Odkładam zalotkę i otwieram tusz do rzęs. - Przykre, że takie rzeczy spotykają ludzi, a co gorsza dzieci, które są niczemu niewinne. - wzdycha. W jej głosie słychać skruchę oraz współczucie. Mnie również napada chwilowy smutek.
Życie jest zdecydowanie niesprawiedliwe. Zabiera biednym i oddaje bogatym, a na koniec zrzuci słabym ludziom dodatkowe problemy, aby tylko zrzucić ich na dno. Nie dostrzegamy takich rzeczy w naszym życiu codziennym. Ciągle gnamy, nie oglądając się wokół. Czasami mamy okazje, żeby dopomóc takim ludziom, ale jesteśmy zbyt zaślepieni sobą i swoimi kłopotami, które właściwie są błahostkami, jednak dla nas są całym światem. Ludzie bez przerwy mówią o ratowaniu środowiska, pomocy dla dzieci w Afryce, klęskach żywiołowych, ale jak mamy uratować całą Ziemię przed złem, skoro niektórzy nie umieją poradzić sobie ze swoim malutkim światem? Dlaczego wysoko postawieni ludzie sami nie pomagają, a od innych wymagają gwiazdek z nieba? Warto pamiętać, że małymi kroczkami możemy zdziałać cuda. Nawet takie, jak uratowanie zwierząt od nadmiaru plastiku w wodach oceanów oraz pozbycie się dwutlenku węgla z atmosfery. Wystarczy chcieć i spojrzeć dalej, niż czubek swojego nosa. Otworzyć się na innych ludzi oraz ich problemy albo szukać tej pomocy.

- Najważniejsze jest to, że mają siebie nawzajem. Wsparcie od bliskich również posiadają. I chcą walczyć, bo wiedzą, że inaczej nie wygrają wojny o swoją rodzinę i przyszłe losy. - stwierdzam. - Ashton to najsilniejszy chłopak, jakiego poznałam w życiu. Jestem pewna, że byłby w stanie przenosić góry, gdyby tylko mógł.

~*~

- W końcu! - jęczy Michael, który stoi z Ashtonem, Calumem oraz Lauren wokół ogniska. - Myślałem, że zbłądziłyście. - rzuca. Unosi butelkę z piwem do swoich ust, aby pociągnąć zdrowy łyk.

- Najważniejsze osoby przychodzą jako ostatnie. - stwierdza Mia, puszczając oczko w stronę Clifforda, który odpowiada jej śmiechem.
Swoje spojrzenie łącze z Ashtonem, który stoi pomiędzy niebieskowłosym oraz Calumem. W lewej dłoni trzyma prawie puste piwo. Ubrany jest w ciemną bluzę z małym logiem na piersi. Nogi okrywają jedynie krótkie spodenki. Na stopach znajdują się tradycyjnie Vans'y oraz krótkie skarpetki. Włosy opadają mu na czoło, ponieważ przygniata je kaptur. Widzę, że oblizuje wargi, a potem posyła w moją stronę uśmiech. Odpowiadam tym samym.

- Cześć. - witam się ze wszystkimi. Odkładam reklamówkę z jedzeniem na ognisko oraz kilkoma butelkami niskoprocentowego napoju. Zbliżam się do źródła ciepła oraz światła. Słońce dawno zaszło za horyzont, a jego miejsce zastąpiła ciemność oraz cisza.

- Woah, Deborah. - gwiżdże Michael. - Gdybym nie miał Luke'a, brałbym się za ciebie.

Płonę rumieńcem. Zasłaniam twarz twarz włosami, aby nikt nie widział mojego zawstydzenia. Przeklinam w myślach przyjaciółkę, która kazała założyć mi krótki, koronkowy top oraz skórzaną, ołówkową spódniczkę. Upierałam się, że będzie to przesada, ponieważ to zwykle ognisko z przyjaciółmi, ale Mia zachowywała się, jakby wcale mnie nie słuchała. W ostateczności zgodziłam się, żeby mieć święty spokój.

- Um, dzięki? - mruczę nieśmiało, nie patrząc na twarze zgromadzonych. Zagryzam mocno wargę, żeby się opanować.
Miło słyszeć takie słowa, ale nie w takich momentach, kiedy wszystkie pary oczu automatycznie kierują się w twoją stronę. Mam już dość bycia w centrum zainteresowania. Liceum idealnie pokazało mi każdą stronę bycia na językach. Owszem, to moi przyjaciele, ale przez doświadczenia nie jestem w stanie funkcjonować jak dawniej.

- Przydałoby się przynieść trochę drewna, skoro będziemy tutaj całą noc. - stwierdza Calum, który swoje ramię zarzuca na ramiona Lauren. Dziewczyna momentalnie zbliża się do jego boku, ale widzę między nimi dystans. Podejrzewam, że dziewczynie nie dopisuje humor, co jest zrozumiałe. Jej twarz wyraża zmęczenie, włosy ledwo trzymają się w kucyku, a na jej ramionach wisi zbyt duża bluza. Robi mi się przykro.
Jest zdecydowanie młodsza od Ashtona i bardziej wrażliwa. Nie była przygotowana na nagłe pogorszenie stanu mamy. Właściwie żaden człowiek nie byłby na to przygotowany. Na jej głowę spadła opieka nad młodszym bratem oraz pogodzenie się z nową rzeczywistością.

- Ja mogę iść. - zgłaszam się, aby odciąć się od lustrujących mnie par oczu. Mam nadzieję, że kiedy wrócę to wszyscy zapomną o słowach Michaela i skupią się na dobrym spędzeniu czasu.

- Idę z tobą. - wypala Ashton. Kieruję na niego swój wzrok. Dostrzegam na jego ustach łobuzerski uśmiech, a potem pociąga ostatni łyk swojego piwa. Przekręcam oczami, ponieważ to było do przewidzenia. Działamy na siebie, niczym magnesy. Jeden przyciąga drugiego i idzie do niego, bez względu na okoliczności. Myślę, że pewnego dnia pociągniemy siebie do piekła.

- Nie ściągnij przypadkiem jej ubrań w lesie. - śmieje się Mia, która dorwała swoje piwo. Wredny uśmieszek kształtuje się na jej umalowanych czerwienią wargach. Przekręcam oczami, pokazując w jej stronę środkowy palec, a potem rzucam krótkie:

- Spierdalaj.

Czarnowłosa wybucha śmiechem, aby potem posłać w moją stronę perskie oczko. Czerwienię się jeszcze mocniej, więc odchodzę od ogniska. Nie chcę, żeby zauważono moje piekące policzki.

Kieruję się w stronę wnętrza lasku, gdzie znajdziemy suche gałęzie. Irwin rusza tuż za mną, rzucając żart w stronę Caluma. Nie komentuję tego, tylko zapuszczam się w gąszcz drzew. Pochłaniam się w ciemności oraz spokoju lasku. Gęsia skórka powstaje na moim ciele, kiedy czuję mocny powiew chłodnego wiatru. Dzisiejsza noc jest jedną z tych zimniejszych, więc powinniśmy ciągle przebywać w obrzeżach ogniska, żeby nie zmarznąć. Pocieram dłońmi swoje ramiona. Słyszę za sobą kroki Ashtona.
Mimo złych warunków atmosferycznych, dziarsko idę przed siebie. W najgorszym wypadku przeziębię się na kilka dni.

Dostrzegam kilka suchych gałęzi, więc kucam, aby je podnieść. Zbieram je w dłoń, delikatnie kalecząc sobie skórę. Krzywię się, ponieważ dopiero niedawno moje dłonie wróciły do odpowiedniego stanu. Ostatnio były przesuszone, podrapane, a skórki wokół paznokci obgryzione. Jestem osobą, której emocje przenoszą się na ciało. Łatwo zauważyć, kiedy mam lepszy, a kiedy gorszy okres. Szczególnie odzwierciedla to moja twarz, która potrafi przybrać każdą maskę.

- Nie obrazisz się, jak powiem coś nieodpowiedniego? - pyta Ashton. Kiedy prostuję się na nogach, chłopak przejmuje ode mnie gałęzie. On również zdążył kilka zebrać, więc ta czynność nie powinna długo czasu nam zabrać.

- Raczej nie. - odpowiadam, wzruszając ramionami. Właściwie to przywykłam, że czasami mówi rzeczy, które powinny zostać wyłącznie w jego głowie.

- Um, jednak nic nie powiem. To będzie zły pomysł. - peszy się blondyn, ruszając w dalszą drogę. Staram się dotrzymać mu tempa.

- Ugh, no weź. - nalegam, starając się unikać wystających korzeni drzew, przez które mogłabym się przewrócić. - Skoro zacząłeś, to skończ.

- Na pewno chcesz to wiedzieć?

- Tak.

- Lepiej nie kucaj, ponieważ z wysokości widać twój biust, co może powodować niechciane reakcje...

- Dobra, stop. - przerywam, a moja twarz się czerwieni. - Powiedziałeś zbyt dużo.

- Sama chciałaś! - wypala, a ja przekręcam oczami.
Wstyd oblał moje ciało, jak kubeł gorącej wody. W moim żołądku robi się niedobrze, a ja sama mam ochotę zakopać się pod ziemią. Nie sądziłam, że taki niewinny gest, może wywołać takie rzeczy. Ewentualnie Ashton posiada rozszalałe hormony, nad którymi nie potrafi zapanować, co nie zmienia faktu, że odczuwam zażenowanie sama sobą.

Idziemy wśród drzew, rozmawiając o błahostkach. Lokowany chłopak zbiera gałęzie, a ja zwyczajnie spaceruję. Wpatruję się w ciemność oraz naturę. Oddaję się jej, aby mogła mnie pochłonąć. Zaciągam się świeżym powietrzem, które pachnie trawą oraz mchem (i Ashtonem). Wsłuchuję się w głos Irwina, a dzięki niemu czuję się jak w domu. Daje mi każdą rzecz, której potrzebuję. Dostaję wiele uwagi, wyrozumienia, dziecięcej radości. Czas przestaje mieć znaczenie, a całą swoją uwagę poświęcam złotowłosemu. Odcina mnie od zatrutego świata, zabierając w dalekie zakątki euforii. Czasami powoduje łzy, ale dzięki nim łączy nas silna więź. Odnoszę wrażenie, jakbyśmy byli przywiązani mocnym sznurem, który mogą rozerwać nieliczne zjawiska. Ten sznur jest inny, niż taki który łączy mnie, Mię, Michaela, Caluma oraz Lauren. Niektóre wiązki w nim się różnią. Mają one podstawę u emocji, ale nie jestem w stanie określić, jakie są to uczucia. Jestem pewna, że zdecydowanie się wybijają w całym splocie.
Spoglądam na jego lewy profil, skąpany w ciemności. Kąciki ust są uniesione ku gorze. W policzkach wyróżniają się dołeczki, które odejmują mu lat. Prosty nos, zmarszczki wokół oczu, kiedy się uśmiecha oraz burza loków sprawiają, że Ashton to najbardziej wyjątkowa osoba na świecie, powodująca szybsze bicie mojego serca. Mocno mnie zranił, ale nie potrafię zapanować nad swoimi emocjami, które rządzą moim ciałem. Przejmują całą kontrolę, a ja zwyczajnie ulegam. Nie potrafię się sprzeciwić, chociaż powinnam.

- Nie jest ci zimno? - dopytuje blondyn, kiedy powoli wracamy z naszej wędrówki. Wzdrygam się, czując kolejne muśnięcie chłodnego powietrza na ramionach oraz plecach.

- Nie...

- Boże, ale z ciebie słaby kłamca. - śmieje się chłopak. - Poczekaj. - prosi, a ja się zatrzymuję. Ashton odkłada na bok stos suchych gałęzi, których uzbierała się niezła kupka. Łapie za końce swojej bluzy, aby ściągnąć ją ze swojego ciała. Podczas zdejmowania odzienia, podwija mu się koszulka. Mimo ciemności dostrzegam wyrzeźbione oraz mocno zarysowane mięśnie. Głośno wypuszczam powietrze z płuc, a w moje ciało uderza fala podniecenia, która powoduje dreszcze. Czerwienie się, ponieważ cholera, jego ciało jest gorące i idealne pod każdym względem. Myślę, że spokojnie mógłby walczyć o posadę w fotomodelingu.

- Dziękuję. - mruczę, gdy podaje mi swoją bluzę. Uśmiecham się nieśmiało, ponieważ jego urok działa na mnie niekorzystnie. Kłóci się z moim zdrowym rozsądkiem, który chciałby wyrwać się z jego sideł. Nieustannie prowadzę wojnę w swoim organizmie, mimo zmęczenia.

Ja, on i nasze zrozpaczone dusze.

Przekładam skrawek materiału przez głowę. Wyraźnie odczuwam zapach proszku do prania, perfum oraz świeżego powietrza. Mieszanka uderza mi do głowy i mąci, niczym alkohol. Bluza sięga kilka centymetrów przed moje kolana. Nie wspominam o rękawach, które mimo podwinięcia wydają się ogromne.
Słyszę rozczulający chichot Ashtona.

- Ślicznie. - komentuje, podnosząc rozpałkę do ogniska. Ruszamy w dalszą drogę powrotną.

- A ci nie jest zimno? - pytam zatroskana, dostrzegając, że jest ubrany w cienką koszulkę na krótki rękaw.

- Wystarczająco mnie rozpalasz. - mruga do mnie, a ja roztwieram usta w szoku. Ponownie się rumienię. Jestem pewna, że moja twarz przypomina świeżego buraka. Siedzę cicho, ponieważ nie mam pojęcia, jak mogłabym zareagować na jego słowa.
Zbyt często doprowadza mnie do onieśmielenia oraz rumieńców. Może moje reakcje są zbytnio przesadzone, ale jestem tylko nastoletnią frajerką, która w życiu miała gorsze momenty.

Zagubiona w nim.



Dodaję teraz, bo potem wybieram się do kina na Endgame, także jeśli nie będzie rozdziału za tydzień to wiedzcie, że umarłam na sali kinowej

Komentujcie i zostawcie votes! <3

FajnaSosna xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top