24."Oczy wpatrzone we mnie, ale wypalone ze swojego pięknego odcienia."
happy bday from me to me haha
miłego czytania! xx
Niebo przybrało kolor ciemnego granatu, gdzie migoczą gwiazdki. Słychać pogwizdy wiatru, iskrzenie się ognia, koncert świerszczy oraz gitarę akustyczną Michaela, którą dopełnia głos Caluma. Ognisko przede mną wesoło tańczy, a pojedyncze języki ognia pną się agresywnie w górę. Żółto-pomarańczowe światło powoduje nieprzyjemnie pieczenie moich tęczówek. Ramiona okrywam cienkim kocem w kratę, który wyciągnęłam z dna szafy w pokoju babci. Moje włosy dalej są wilgotne od kąpieli w jeziorze, a szczęka cicho drży z zimna. Mocno zaciskam palce na materiale koca, jakby miało mi to pomóc szybciej się ogrzać. Głowę opieram o ramię Mii, która podjada solone chipsy.
Cieszymy się chwilą wytchnienia. Każdy z osobna jest przymroczony przez zmęczenie. Kąpaliśmy się w wodzie około dziesięciu godzin, więc nie mamy czemu się dziwić. Pływaliśmy, skakaliśmy oraz bawiliśmy się jak dzieciaki, ale kogo to obchodzi? Chwytamy wspólny czas, ponieważ z każdym dniem posiadamy go coraz mniej. Właściwie pozostał niecały miesiąc. Za trzydzieści dni powrócę do szarej rzeczywistości, gdzie będę samotna oraz wiecznie zmęczona. Życie ponownie przybierze szybki bieg, a monotonia wkradnie się do codzienności. Zaszyję się sama w sobie, snując się po ulicach niczym duch. Niezauważona, samotna oraz zimna. Zobojętniona na ludzi ze słuchawkami w uszach, które pozwalają zapomnieć o otaczającym świecie.
Przytłacza mnie powrót. Nie chcę wracać. Mogłabym tutaj zostać na zawsze. Dostaję tutaj wszystko, czego potrzebuję. Odnajduję siebie oraz poznaje swoje inne twarze. Doznaję nowych rzeczy, wcześniej nieznanych. Napełniam siebie siłą, aby zawalczyć o swój świat. I chociaż doświadczyłam przykrych doświadczeń, zapamiętam te miejsce na zawsze oraz jeden dzień dłużej.
Mocniej wtulam się w bok Mii. Dłonią sięgam do paczki chipsów, którą trzyma, ponieważ dopada mnie głód. Siedzimy razem, patrząc się w ogień.
- Kocham cię. - wypalam do dziewczyny. W moim wnętrzu poczułam potrzebę, aby wyznać jej te słowa. Cholera, to ona wspierała mnie w najgorszych chwilach. Nie oceniła, ani nie odrzuciła. Mocno objęła swoimi ramionami, mówiąc mi pocieszające słowa. Doprowadziła do śmiechu, kiedy wycierałam łzy w chusteczki. Domyślała się wcześniej, że między mną a Ashtonem coś iskrzy, ale nic nie mówiła. Czekała, aż sytuacja się rozwinie, jednak nie spodziewała się takiego zwrotu akcji. Albo jej zakończenia.
- Też cię kocham, malutka. - odpowiada, cicho śmiejąc się. Niepewnie całuje mnie w głowę. Zalewa mnie żar, a serce ściska się. Uśmiech wkrada się na wargi, niekontrolowanie. Odczuwam ból policzków od radości, która jest mi dostarczana.
- Ej, a ja? - pyta się Michael, który przerywa swoją grę na gitarze. Patrzy na mnie wyczekująco, przybierając udawany smutek.
- I ja? - wtrąca się Calum, zakładając ramiona na klatkę piersiową.
Cicho chichoczę z powodu ich infantylnego zachowania.
- Was też kocham. - stwierdzam. - Chodźcie tutaj. - dodaję, otwierając ramiona do wspólnego objęcia. Oni bez większego zastanowienia wtulają się we mnie oraz ciemnowłosą. Michael okrada mnie z koca, a Calum zabiera chipsy, które należą do Mii. Gnieciemy się o siebie, jednak nikt nie ma nikomu za złe. Najzwyczajniej się śmiejemy z siebie samych. Nieskromnie przyznam, że pod względem przyjaciół jestem szczęściarą. Dostarczają mi wiele powodów do uśmiechu. Sama ich obecność sprawia, że chcę żyć, walczyć oraz nie poddawać się. Jestem gotowa skoczyć za nimi w ogień, a oni za mną. Ostatnie kilkanaście dni pokazały mi, że mogą zajmować wysokie miejsce na podium. Razem i osobną są dla mnie rodziną - kochającą, wspierającą oraz troskliwą.
Nasze rozbawienie przerywa dźwięk łamania gałęzi oraz stopy odbijające się o podłoże. Wszyscy patrzymy w kierunku, skąd wydobywają się odgłosy. Na początku widać jedynie ciemność, jednak z każdą sekundą w otchłani można dostrzec zarysy. Dostrzegam kobiecą sylwetkę, która żwawo zmierza w naszą stronę. Marszczę brwi w zdezorientowaniu, kiedy Calum odrzuca przekąskę na bok i biegnie w stronę niewyraźnej postaci. Prostuję plecy, abym mogła zobaczyć.
Chłopak łapię dziewczynę w swoje dłonie, podnosząc ją w górę. Jej nogi oplatają jego biodra, a blond włosy migają mi przed oczami. Słyszę charakterystyczny śmiech. W moją świadomość wkrada się imię Lauren i nazwisko Irwin.
- Nie wierzę, że tutaj znowu jesteś. - rzuca rozemocjonowany Hood, którego uśmiech rozciera się na całej długości warg. Iskierki tańczą w jego tęczówkach. Chowa swoją twarz we włosach Lauren. Ona również promienieje szczęściem. Jednak to nie koniec niespodzianek.
W oddali widzę drugiego człowieka. Wysoka, męska sylwetka kroczy w naszą stronę. Jego kroki są zdecydowanie wolniejsze oraz cięższe. Z każdym centymetrem widzę więcej, a serce podskakuje mi do gardła. Siedzę zesztywniała, patrząc w ten jeden punkt, będący w ruchu. Słyszę szum krwi w swoich uszach, która niebezpiecznie szybko płynie. Każda najmniejsza materia mojego ciała drga. Ze strachu, przerażenia oraz paniki.
Dostrzegam bujną, lokowana czuprynę w kolorze miodu związaną czerwoną bandaną. Kilka kosmyków opada na jego twarz, ale nie przeszkadza mu to. Ramiona są spięte oraz twarde, niczym kamień oraz okryte czarną bluzą z kapturem. Nogi długie, szczupłe, idące w miarowym tempie. Dłonie zaciśnięte w pięści, przez co widać żyły na odkrytych przedramionach. Skóra wyraźnie opalona, wręcz oliwkowa. Twarz wyrażająca lęk, zmęczenie i zdenerwowanie. Oczy wpatrzone we mnie, ale wypalone ze swojego pięknego odcienia.
Łzy stają mi w oczach. Złość, smutek oraz ulga wypełniają moje zmęczone ciało. Moje serce rozsypuje się na małe kawałeczki. Czuję niemiłosierny ból, rozrywający moje ciało. Każda najmniejsza cząsteczka jest przepełniona cierpieniem. Pustka świeci się w mojej głowie. Chciałabym zrobić wiele rzeczy, ale nawet nie potrafię się podnieść z podłoża. Każdy mój mięsień jest spięty do granic możliwości. Płuca zaczynają piec, ponieważ nie dostarczam im tlenu. Wstrzymałam oddech z wrażenia. Krew krąży w moich żyłach w przerażająco szybkim tempie. Serce z każdym uderzeniem boli, co rozprzestrzenia się na moje ramiona oraz dłonie.
Minęło trzynaście dni. Zero kontaktu, oznak życia. Jakby zapadł się pod ziemię. Zostawił mnie z pustą nadzieją, która zabierała mi jakiekolwiek chęci do życia. Wyssała wszelki optymizm oraz łzy. Spędziła sen z powiek, zaburzając rytm egzystowania. Zabrała wszystko, co posiadałam, a na koniec wbiła kolejny nóż w klatkę piersiową. Podniosła mój próg bólu, a empatię zrównała z zerem. Stałam się demonem, bez grama człowieczeństwa.
Odrzucam koc na bok. Podnoszę się na drżących nogach. Atmosfera się zagęszcza, aż można byłoby ją kroić nożem. Spoglądam w jego oczy, które patrzą na mnie przepraszająco oraz z wyrzutem. Zaciskam mocno szczękę, żeby pohamować swój szloch. Ledwo zatrzymuję łzy, które są na granicy. Serce bije z prędkością młota pneumatycznego. Biję się z własnymi myślami. Krzyczą na mnie z każdej strony, a ja nie potrafię wybrać tych odpowiednich. Wywierają na mnie olbrzymią presję. Czuję się niczym dziecko zgubione w tłumie - zagubiona, zrozpaczona i zlękniona.
Najbardziej zadziwiającą rzeczą jest stan mojego serca, które nakazuje mi wbiec w jego ramiona, aby znowu poczuć ten błogi dotyk oraz uspokajający głos. Zaciągnąć się stałym aromatem perfum, zasmakować bladoróżowych ust. Wydaje się, jakby zapomniało o krzywdach, które on popełnił. Zregenerowało wszelkie szkody w ułamku sekundy. Jakby chciało bić wyłącznie dla niego.
Stawiam pierwszy, niepewny krok. Ashton stoi daleko, pochłonięty w ciemności. Światło ogniska oświetla jego zarys, który rozmazuje się w moich oczach. Zdaję sobie sprawę, że łzawię. Pociągam nosem, ciężko oddychając. Nie kontroluję swojego ciała. Czuję się w nim obco. Stery wyleciały mi spod dłoni.
Nie czuję tej magi, która ostatnio otulała nasze ciała. Nie czuję żadnego podniecenia, ani gorąca bijącego od nas samych. Czuję wyłącznie chłód, roznoszący się od mojej osoby oraz czysta złość, wymieszana z nostalgią. Obudził się we mnie kocioł emocji, rozsadzający organizm.
Każda para oczu kieruje się w naszą stronę. W tle słyszę niespokojny szept Mii, która nalega, aby mogła iść ze mną. Michael wyraźnie protestuje jej pomysłowi. Jestem mu wdzięczna, ponieważ sama muszę stawić czoła tej sprawie. Nie chcę nikogo niepotrzebnie mieszać, żeby zrzucać mu dodatkowe obciążenie na barki. Nie będę nikogo krzywdziła. Sama stałam się odporna na ból, więc poradzę sobie.
Dystans między nami się zwęża. Z każdym centymetrem brakuje mi powietrza, a resztkami siły powstrzymuję słoną ciecz spod moich powiek. Mam ochotę zrobić tyle rzeczy, ale nie wiem, czy jakakolwiek jest odpowiednia w tej sytuacji.
Nie przeszkadza mi zimno, otulające moje ciało. Ani niezawiązane sznurówki w trampach, przez które mogę się potknąć. Właściwie otoczenie stało się nieważne. Całą uwagę kieruję na Irwina, który nieprzerwanie lustruje moje ciało. Coś we mnie drży, chociaż nie powinno. Bez trudu obwiązał sobie mnie wokół małego palca. Płacę za to teraz słoną cenę.
Stoimy naprzeciwko siebie. Dzieli nas trzydzieści centymetrów. Ręce sztywnie spuszczam w dół, zaciskając mocno pięści. Paznokcie wbijają się w moją skórę, ale ignoruje pieczenie. Uparcie patrzę na twarz chłopaka, która z bliska wygląda markotnie. Aktualnie posiada przepiękny odcień oliwki, ale wory pod oczami, przekrwione gałki oczne oraz spierzchnięte usta mówią, że wcale nie jest dobrze.
- Hej, Deborah. - zachrypnięty głos przyprawia mnie o dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Ciężko przełykam ślinę. Dziura w sercu, którą zapchałam nędzną szmatką, roztwiera się.
- Wiesz, co czułam? - zaczynam z wyrzutem. Muszę mu wszystko wygarnąć, ponieważ zbyt długo nosiłam to w sobie. Wyniszczyło mnie, więc nadeszła jego kolej. - Poważnie między nami zaiskrzyło. Narobiłam sobie nadziei, że wyjdziemy na prostą. A potem zniknąłeś na prawie dwa tygodnie, bez żadnego ostrzeżenia. Nie dawałeś żadnego znaku życia, a mnie wyżerały wyrzuty sumienia. Martwiłam się. Płakałam. Nie mogłam spać do tego stopnia, że zaczęłam brać środki nasenne! - krzyczę bez opanowania. - Zadręczałam się, że to moja wina. Przyjęłam ogromny ciężar na swoje barki. Odcięłam się od świata, bo nie potrafiłam sobie poradzić.
- Deborah...
- Nie przerywaj. - warczę, chociaż mój głos jest na skraju załamania. - Zaufałam ci i powiedziałam, co mnie spotkało. Byłeś pierwszym, który o tym wiedział. Nie Mia, nie Michael, ani nie Calum, tylko właśnie ty. Myślę, że to o czymś świadczyło, ale ty postanowiłeś się zabawić mną oraz moimi uczuciami. Z jednego bagna wrzuciłeś mnie w drugie! I jedyne, na co cię stać to "Hej, Deborah"? Jesteś śmieszny. - rzucam, a pojedyncza łza płynie wzdłuż mojego policzka.
- Daj mi się wytłumaczyć... - mruczy. W głosie słychać załamanie, ale w oczach nie świecą się żadne łzy. Są wyprane ze wszystkiego. Nie mają starego odcienia, ani blasku. Nie widnieją w nich żadne emocje. Właściwie są pustką.
- Spierdalaj. - fukam. Pociągam nosem, aby powstrzymać szloch, który ściska mi gardło. - Teraz już jest za późno. - dodaję na odchodne. Wymijam chłopaka z wysoko uniesioną głową. Obraz rozmazuje mi się przed oczami.
Czy czuję się lepiej? Ani trochę. Ból dokucza mi mocniej niż wcześniej. Mam ochotę stąd zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu. Nie chcę więcej odczuwać boleści. Nie radzę sobie już z niczym. Zgubiłam się we własnym życiu. Z każdej strony atakują mnie inne przekonania, a ja nie potrafię wybrać odpowiednich.
Nie mogę utopić swoich demonów, one potrafią pływać.*
_________________
*Bring Me The Horizon - Can You Feel My Heart
hej, kochani!
mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, bo ja jestem z niego naprawdę zadowolona!!! (ps. #Dabshtonisover?) tutaj wstawię wam małą zapowiedź tego, co ujrzycie najprawdopodobniej 20/21 kwietnia z okazji świąt.
nie zabijcie mnie, że musicie tyle czekać, ale poza nauką do egzaminów (btw, pisze ktoś z was jeszcze oprócz mnie i łączy się ze mną w bólu? XD jeśli tak to życzę wam powodzenia i dajcie znać w komentarzu!) muszę również przemyśleć kwestię dalszych zdarzeń, które są w zalążku i potrzebują dopracowania
aaaa i jeszcze jedno!!!
jeśli ktoś jest z was dzisiaj na koncercie Shawna to życzę wam dobrej zabawy!!!
Komentujcie i zostawcie votes! <3
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top