22."Wszystkich ludzi łączy niebo"

Leżymy na leżakach, ciesząc się ostatnimi, gorącymi promieniami Słońca. W tle słychać najnowszą płytę All Time Low. W naszych dłoniach spoczywają zimne lemoniady o smaku arbuza, które przyjemnie chłodzą rozgrzane ciała. Napoje przegryzamy malinami z ogrodu mojej babci. Rozmawiamy na lekkie tematy, wybuchając co jakiś czas głośnym śmiechem. Staram się rozluźnić, wyrzucając złe rzeczy z głowy.

Minęło siedem dni, kiedy ostatni raz widziałam Ashtona. W dalszym ciągu jestem rozbita, zdołowana oraz zawiedziona. Moje serce cierpi, ale z każdym dniem tłumię ten ból. Staram się zapchać pustkę, którą on wytworzył. Nie jest to łatwe zadanie, jednak muszę jakoś funkcjonować. Mia, Michael oraz Calum spieszą z pomocą, aby zapełnić swoją obecnością mój dzień. Uściśliliśmy swoją relację. Zaczynam traktować ich niczym rodzeństwo, którego nie posiadam w swoim życiu.
Najgorsze są noce. Szczególnie czas przed zaśnięciem. Atakują mnie własne demony, chcące wywołać chociaż łzę. W moim gardle zastaję posmak goryczy. Z determinacją zaciskam powieki oraz wargi, żeby nie wypuścić z siebie fali złych emocji. Doprowadza mnie to do niewyobrażalnego bólu. Wyjada mnie powoli, abym doskonale go poczuła. Od trzech nocy sobie nie radzę, więc w sekrecie przed wszystkimi zaczęłam łykać nawet dwie tabletki nasenne. Wiem, że nie jest to zdrowe. Mam jedynie nadzieję, że niedługo to minie i będę mogła znowu odpowiednio egzystować. Bez zbędnych leków, stresu oraz demonów.

Czuję się żałośnie. Prawie, jak te dziewczyny ze szkoły, które przespały się z kapitanem drużyny koszykarskiej z nadzieją na związek. Wykorzystana, wyśmiana, niepotrzebna. Myślałam, że ich zachowanie jest żałosne oraz płytkie, a sama podobnie postąpiłam. Ironia losu.

- Mam ochotę na McDonalda. - wypala Calum, upijając napój ze swojej szklanki. - O Boże, zabiłbym za frytki. - dodaje rozmarzony, klepiąc się po odkrytym brzuchu, który swoją drogą jest wyśmienicie wyrzeźbiony. Jestem pewna, że niejedną dziewczynę próbował skusić swoim ciałem.

- O Boże, Mac Wrap... - mruczy Michael, niczym kot. Jego blada skóra idealnie się prezentuje na ciemnym leżaku. Naprawdę ma przepiękny odcień cery.

- Jestem na diecie! - krzyczy Mia, a potem żałośnie jęczy. Zatapia twarz w swoich długich włosach.
Na wspomnienie o jedzeniu robię się przeraźliwie głodna. Właściwie nie zjadłam dzisiaj nic, oprócz garści malin oraz wypiciu szklanki lemoniady. Byłam zbyt zajęta pomocą babci oraz rozmową z mamą, do której nie dzwoniłam trzy dni. Nie miałam na to ochoty, ani humoru, a nie chciałam robić jej niepotrzebnych zmartwień. Ma zbyt wiele na głowie z tatą. Sama spowodowałam, że wyjechali, więc nie mogę oczekiwać, abym była teraz w centrum ich zainteresowania. Zresztą, chyba nie chciałabym, aby moi rodzice wiedzieli o takich sprawach. To zbyt osobiste dla mnie.

- Jedziemy na autostradę, a potem obwodnicę? - zrywa się Michael, prawie przewracając głośnik, który leży u jego stóp. Cicho przeklina pod nosem.

- Zapłacę za paliwo, żeby tylko zjeść te pieprzone frytki. - mówi Hood, poprawiając okulary przeciwsłoneczne na jego nosie.

- W takim razie jedziemy. - stwierdza Clifford, podnosząc się z leżaku. Zaczyna szukać swojej czarnej koszulki z logiem Metallic'y.

- A moja dieta? - pyta Mia, delikatnie zniesmaczona, ale w jej oczach kryją się iskierki nadziei. Uśmiecham się pod nosem, ponieważ to jest dla niej typowe.

- Pieprzyć dietę. - rzucam, rozglądając się za swoim plecakiem, gdzie mam najpotrzebniejsze rzeczy. Dopijam lemoniadę, w międzyczasie zakładając swoje converse.

- Popieram! - krzyczy Michael, który zdążył się ubrać i zaczął szukać kluczyków do swojego żółtego Volkswagena.

- Jesteście okropni. - fuka przyjaciółka, jednak na jej twarzy przebłyskuje uśmiech. W pośpiechu zrywa się ze swojego miejsca, szukając swojej czarnej torby.

Takim sposobem ląduje w samochodzie Michaela, słuchając Pink Flody'ów i odjeżdżając w stronę autostrady o kolorowym zachodzie słońca na niebie.

~*~

Wciskam sobie słone frytki do buzi, aby przegryźć je niezdrową kanapką. Opieram się o barierkę, która oddziela kawałek chodnika od ulicy. Nasze auto stoi za nami, ponieważ nie jest to zbyt ruchliwa droga. Właściwie przejeżdża tędy jeden samochód na kilkanaście minut. Inna sytuacja panuje pod wiaduktem, gdzie pojazdy pędzą w stronę Nowego Jorku albo z niego wracają. Naszym jedynym oświetleniem są lampy, które rzucają żółtawe odcienie światła. Każdy patrzy na ruchliwą ulicę, pochłonięty swoim jedzeniem.

W pewnym momencie zerkam na niebo, gdzie aktualnie nie widać żadnych gwiazd. Jest puste i pochłonięte w głębokim odcieniu granatu. Wszystkich ludzi łączy niebo. Każdy codziennie na nie patrzy, a wraz z nim inni. Każde rozmyślenia prowadzą do patrzenia się w dal. Zaczynam rozumieć, czemu artyści uwielbiają firmament. Odwzorowuje on czyste piękno. Zaskakuje podczas zachodów oraz wschodów. Jest otchłanią naszych filozofii. Skrywa nasze największe sekrety, pragnienia. Widzi nasze upadki oraz powstania. Stanowi jako świadek każdej sytuacji z naszego życia.
Chciałabym wiedzieć, czy Ashton również pochłania wzrokiem niebieską kopułę i w jaki sposób - leżąc na pachnącej świeżością trawię, a może wyglądając za okno pokoju, gdzie doskwiera mu duszący zapach papierosów? Aktualnie niebo jest jedyną rzeczą, która może nas łączyć, pomimo oddzielających kilometrów.

Chciałabym przestać o nim myśleć, ale nie potrafię. Świadomość odruchowo przekierowuje mój umysł na drogę, gdzie znajduje się znak Ashton Irwin. Przypominam sobie o nim w każdej chwili, kiedy nie jestem skupiona. Wkrada się nieproszony, jakby nie chciał, abym zapomniała o jego istnieniu oraz o tym, co zrobił. Niestety, coraz częściej widzę go w barwach negatywnych. Straciłam wszelkie nadzieje, że między nami będzie dobrze. W końcu nie mamy kontaktu od tygodnia, a ja dalej nic nie wiem. Prowadzi to na najgorszą z możliwych ścieżek. Staram się to przyjąć, ale przychodzi mi to z trudem. Powoduje uścisk w klatce oraz pojedynczą, gorącą łzę na policzku, którą zawsze pospiesznie wycieram. Ciężko pogodzić się z rzeczywistością, gdzie brakuje go w moim życiu. Namieszał wiele w krótkim odstępie czasu, a o takiej rzeczy się nie zapomina. Szczególnie, kiedy emocje obrały inny kierunek niż powinny. Zbyt silny oraz wrażliwy.

- Muszę wam coś wyznać. - mruczy Michael, siedzący po mojej prawej stronie, i który zdążył zjeść swojego Big Maca. W jego dłoni spoczywa tekturowe pudełeczko z frytkami, jednak niepewnie je wyjada.

- Twój kot zdechł? - pyta Calum, trzymając w ręku kubek z wysokokalorycznym napojem, który popija przez słomkę.

- Nie, żyje i ma się dobrze. - wzdycha Clifford, zaprzestając jedzenia, co delikatnie mnie martwi, ponieważ to musi być coś poważnego. Michael to człowiek, który mógłby jeść bez przerwy i zawsze ma ochotę, aby coś przekąsić.

- To co się stało? - głos zabiera Mia, siedząca na przeciwko mnie. Patrzy zatroskana na przyjaciela.

- Um, ja... - przerywa niebieskowłosy chłopak, bawiąc się nerwowo palcami. Bierze głęboki wdech, patrząc się wszędzie, tylko nie na nasze twarze. - Jestem, tak jakby, gejem? - rzuca niepewnie.

Zapada chwila ciszy, której nikt nie chce przerwać. Każdy zatrzymał swoje ruchy, a nawet oddech. Michael siedzi ze spuszczoną głową i dłońmi na twarzy. Czeka na jakąkolwiek reakcje z naszej strony. Domyślam się, że jest zdenerwowany. Nie oświadcza się takich faktów z dnia na dzień, ani po zrobieniu jakiegoś głupiego testu w internecie. Są to poważne sprawy, które wymagają wielu przemyśleń oraz utwierdzeń.
Nasz wiek jest czasem, kiedy właśnie dowiadujemy się o sobie najwięcej. Poznajemy siebie samych, błądząc w różnych zakrętach. Dowiadujemy się o naszych orientacjach seksualnych, wyrabiamy własne podglądy oraz zdobywamy pasję, czy marzenia. Bez dwóch zdań jest to ciężki okres, bardzo burzliwy. Niektóre rzeczy ciężko zrozumieć, zaakceptować. Są również takie, gdzie trzeba dojrzeć, aby przyjąć pewien fakt.
Rozumiem obawy Mike'a, które zapewne tkwią w jego organizmie już dłuższy czas. Boi się, czy ktokolwiek będzie go dalej tolerować. Niestety, wielu ludzi w dwudziestym pierwszym wieku dalej nie potrafi przyjąć do świadomości, że orientacja seksualna nie świadczy o człowieku. Najważniejsze jest to, co trzymamy w naszych sercach oraz umysłach i jak postępujemy w życiu.

- Hej, Mike, wszystko w porządku. - zabieram głos, przybliżając się do chłopaka. Przyciągam jego głowę do klatki piersiowej, delikatnie zatapiając palce w jego zniszczonych od farbowania włosach, które mimo tego są miękkie.
Mia również podchodzi do zielonookiego, ściągając dłonie z jego twarzy, gdzie widać przerażenie oraz niepewność. Calum klepie go po plecach, posyłając pocieszający uśmiech.

- W życiu cię nie porzucimy, jasne? - mówi Calum, który ciągle trzyma dłoń na plecach Clifforda, subtelnie pocierając ją w górę i dół. - Jesteś jak mój brat i niczego to nie zmieni, uwierz mi. - dodaje z pełną powaga.

Michael lekko kiwa głową na znak zrozumienia. Ciężko wzdycha, jakby wraz z powietrzem ulotniły się z niego wszelkie złe emocje. Czuję pod palcami, że jego mięśnie się rozluźniają.
Ufa nam, co jest najpiękniejszym dowodem przyjaźni. Znam go krótko, ale jest najwspanialszym chłopakiem i zasługuje na całe dobro tego zepsutego świata. On jest wręcz aniołem, zamkniętym w murach ludzkiego ciała.

- Okej, to który chłopak tak namącił ci w główce? - pyta ze śmiechem Mia, kiedy atmosfera się rozluźniła. Puszczam niebieskowłosego ze swoich objęć, ponieważ jego stan się unormował. Nie ma już drżących ze stresu dłoni oraz zeszły z niego wszystkie okropne myśli. Nabrała odpowiedniego oddechu.

- Ugh, naprawdę muszę wam od razu wszystko mówić? - pyta zakłopotany, próbując zakryć swoje zaczerwienione policzki. Na jego ustach błąka się uśmiech, więc coś musi być na rzeczy. Coś większego niż zwykła znajomość.

- Yyy tak? - odpowiada Calum, a ja cicho prycham.

- Więc ma na imię Luke, poznaliśmy się przez...Och to głupie. - jęczy Michael, a jego uśmiech jest coraz szerszy. Cicho się śmiejemy.
Nigdy nie zdarzyło mi się widzieć zawstydzonego Michaela. Właściwie od zawsze był osobą pełną luzu i nie potrafiłam wyobrazić go sobie związanego z kimś innym.

- No dajesz! - poganiam go, ponieważ nie tylko mnie zżera ciekawość.

- Okej! - wyrzuca. Bierze głęboki wdech, a jego policzki jeszcze bardziej się czerwienią. - Poznaliśmy się przez Tinder'a. - wyrzuca, a chwilę później chowa twarz w dłoniach.

- MASZ TINDER'A I NIC NIE WIEDZIAŁAM?! - krzyczy Mia, wyraźnie podekscytowana oraz zdziwiona.

- Przepraszam? - chichocze Michael, chociaż widać po nim, że czuje się niezręcznie mówiąc o swoich uczuciach.

Cieszę się, że chociaż mu powodzi się w miłości. Nie ma żadnych sekretów, a relacje buduje tak, żeby wszystko było zdrowe oraz mocne. Nie powstaje ona na pojedynczych powiązaniach, ani wiecznych niedomówieniach. Życzę mu, żeby jego zauroczenie obrosło najpiękniejszymi kwiatami, które będą symbolizować ich emocje.
W środku odczuwam zazdrość, ponieważ wiem, że z Ashtonem będzie to niemożliwe. Darzę go czymś więcej, ale jedynie cierpię. Moje serce obrasta cierń, który każe o nim zapomnieć oraz wziąć się w garść. Staje się mniej wrażliwa na drobne rzeczy, a przecież one są najważniejsze. One nadają wszelki sens i powód, żeby dalej w to brnąc.

Wyrzucam wszelkie złe myśli z głowy. Muszę się skupić na najbliższych, których grono jest wąskie. Nie mogę nikogo obarczać swoimi „problemami". Każdy ma swoje rozterki, więc nie będę dokładała kolejnych. Poradzę sobie z tym sama. Albo raczej chce w to uwierzyć.
Zatapiam się w rozmowie o Luke'u, który zawładnął sercem Michaela, żeby zapomnieć o swoim krwawiącym wnętrzu lub jego resztkach.

Pieprz się, Ashtonie Irwinie.


Komentujcie i zostawcie votes! <3

ps. od dłuższego czasu mam pinteresta, gdzie będą pojawiać się tablice z inspiracjami do poszczególnych opowiadań, także zapraszam! (ps2. słabo to wszystko ogarniam jeszcze, ale dajcie mi trochę więcej czasu i będzie git XD )

Link: https://pl.pinterest.com/fajnasosna/

linkacz jest dostępny również w bio mojego profilu, także u know what i mean

ps3. fajny news! w moje urodziny (02.04) będzie dodatkowy rozdział, także radujcie się alleluja

no i tyle, do zobaczenia za tydzień!

FajnaSosna xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top