21."Największy problem leży we mnie"

Kolejny raz tego wieczoru (a raczej nocy) przechylam kieliszek z winem. Upijam spory łyk, a cierpki smak pozostaje na języku przez dłuższą chwilę. Swoją uwagę staram się skierować na film, który właśnie oglądam z przyjaciółmi, jednak myślami jestem gdzieś indziej. Zdecydowanie dalej, niż może powinnam być. Ciągle rozkładam postępowanie Ashtona na czynniki pierwsze. Analizuję słowa, które wypływały z jego ust. Skanuję gesty, skierowane w moją stronę. I przypominam sobie każdy moment, spędzony w jego towarzystwie. Dobijam się tym, ale nie mogę się powstrzymać, żeby nie przypomnieć sobie widoku tej chłopięcej buzi.
Minęły trzy dni, a ja czuję się jakbym przeżyła przynajmniej sto lat. Czas ciągnie się niemiłosiernie. Wykrwawiam się z tęsknoty oraz bez jakiegokolwiek znaku życia ze strony chłopaka. W tym stanie nie przeszkadza mi duszący upał, ani susza. Nawet nie dotyka mnie fakt, że za miesiąc muszę wrócić do Nowego Jorku, gdzie czeka na mnie piekło. Odebrano mi wszelką empatię, a wraz z nią duszę. Jestem tutaj wyłącznie ciałem, niczym więcej.

Mam ochotę zastrzelić się, kiedy uświadamiam sobie, co dzieje się w moim życiu. Znamy się miesiąc, a wytworzyło się miedzy nami tornado. Odwróciliśmy cały świat do góry nogami. Obnażyłam się przed nim z każdego lęku, słabości. Ukazałam swoje najsłabsze oraz najgorsze twarze, o których niewiele osób miało pojęcie. Właściwie dwie, nie licząc niego. Myślałam, że może stworzymy coś mocniejszego, mniej zwyczajnego. Zdążyłam oddać mu kawałek własnego serca, które ledwo trzyma się całości. Zaryzykowałam wszystkim. A on opuścił mnie. Bez żadnego ostrzeżenia, zerwał wszelkie kontakty. Na dodatek narobił złudnych nadziei, które wyparowały w mgnieniu oka. Nie wiem, czy będę mogła mu to wybaczyć, nawet jeśli wróci, chociaż coraz częściej w taki obrót wydarzeń wątpię.
Najgorsza w tym wszystkim jest niepewność i tęsknota. Tęsknota, ponieważ rozrywa mnie od środka. Powoduje wiele przykrych myśli, spędza sen z powiek. Każdą chwilę spędzam na rozstrzyganiu rozterek, a w zamian dalej zostaję bez odpowiedzi. Najzwyczajniej wymęcza. Niepewność jest jeszcze większym oraz gorszym orzechem do zgryzienia. Przez nią nie mam pojęcia, gdzie stawiać kolejne kroki i co powinnam zrobić. Grunt wszędzie jest nierówny - w każdej chwili może osunąć się spod moich stóp. Nie mogę więcej ryzykować, ponieważ moje życie wisi na włosku. Utknęłam w miejscu, gdzie jedynym wyjściem jest wyczekiwanie na szybki powrót chłopaka oraz rozstrzygnięcie niektórych kwestii. Tutaj pojawia się problem, ponieważ moje serce wręcz błaga, abym mogła znowu go zobaczyć, zamknąć w swoim objęciu, ale rozsądek krzyczy, żebym nie ulegała, pokazując swoją silną stronę, a raczej jej iluzję.

Znowu przechylam kieliszek, ale nie odczuwam w ustach posmaku wina. Spoglądam na szkło, które świeci pustką. Sięgam po butelkę z trunkiem i jęczę niezadowolona, gdy widzę końcówkę czerwonego napoju.

- Mamy więcej alkoholu? - pytam, nalewając sobie ostatnią porcję procentowej cieczy. Delikatnie szumi mi w głowie, jednakże taki był oczekiwany efekt dzisiejszego wieczoru.

- Wypiłaś ostatnie wino, jakie posiadałam. - odpowiada Mia, odrywając swój wzrok od ekranu telewizora, gdzie rozgrywa się ostateczna akcja.

- Och. - wymyka mi się, kiedy odstawiam pustą butelkę obok puszek po piwie oraz wyzerowanym bimbrze, który spożył Calum. On również jest przybity, jednak on twierdzi, że zdążył się przyzwyczaić do wyjazdów Irwinów, jednak o tym nikt nie wiedział. Kupili bilety spontanicznie i opuścili nas. Najzwyczajniej w świecie. Niestety, Hood również nie chciał zdradzić szczegółów - jedynie zapewnił mnie, że na dziewięćdziesiąt procent zobaczę się z rodzeństwem Irwin w najbliższym czasie, a przynajmniej z Lauren. Ashton to jedna, wielka niewiadoma. - Naprawdę wypiłam całe wino? - dopytuję, ponieważ nie mam pojęcia, kiedy wypiłam litr alkoholu. Nie odczuwam żadnych objawów upicia się.

- Tak. Powodzenia jutro, kochana. - odpowiada Mia z cichym chichotem. Wzruszam ramionami, poświęcając swoją uwagę filmowi, chociaż było to nadzwyczajnie ciężkie.

~*~

- Baby, baby, baby oh! - krzyczymy w czwórkę z nadzieją, że sąsiedzi nie słyszą naszych wrzasków. Po seansie oraz dwóch piwach stwierdziliśmy, że to idealny moment, aby włączyć karaoke. Śpiewamy (a raczej wyjemy) kolejną piosenkę, którą zna co drugi nastolatek w Stanach Zjednoczonych. Alkohol wystarczająco uderzył w mojej głowie, żebym się rozluźniła i odcięła od swoich męczący filozofii. Chociaż przez chwilę czuję się wolna, bezproblemowa. Jakbym odzyskała skrzydła, które do tej pory były mocno zaciśnięte grubym sznurem. Dobrze jest to czuć, chociaż przez chwilę.
Wiem, że jutro powróci każda zła myśl oraz przemęczenie, ale teraz o tym nie myślę. Staram się zapomnieć. Chcę wykorzystać czas z przyjaciółmi, ponieważ z każdym dniem jesteśmy bliżej końca wakacji. Nie wiemy, kiedy potem znowu będziemy mogli spotkać się na kilka drinków i zabawić się we własnym towarzystwie.

- Like baby, baby, baby, no! - wykrzykuję, a Michael tuż za mną:

- Like baby, baby, baby, oh!*

Wybuchamy śmiechem, ocierając łzy z kącików oczu. Zdecydowanie jesteśmy wstawieni. W końcu Michael dotrzymywał mi tępa, a ja jemu. Ja popijałam wino, a on whisky z colą. Potem wypiliśmy we czwórkę po dwa piwa na głowę, zagryzając hamburgerami, które składały się jedynie z bułki, mięsa oraz ketchupu. Może nie była to wykwintna domówka, jednak wcale nie oznaczała, że jest gorsza. Wręcz przeciwna - bije na głowę każdą imprezę w klubie, na której kiedykolwiek byłam.

- Jesteśmy popierdoleni. - stwierdza Mia, kiedy kończymy śpiewać kolejną piosenkę Justina Biebera.

- Jesteśmy pijani i popierdoleni. - poprawia ją Calum, który również nabrał wigoru. - Idzie ktoś ze mną na papierosa? - wypala, wyciągając z kieszeni paczkę i przeliczając w niej fajki.

- Mogę iść. - odpowiadam, wzruszając ramionami. Papierosy z alkoholem to najgorsze połączenie, jakie mogę zrobić, ale jutro i tak, czy siak będę miała mocnego kaca, więc czemu nie?
Brunet rusza w stronę drzwi wyjściowych, a ja za nim. W międzyczasie pożyczam bluzę od Michaela, która bezwładnie leży na fotelu. Na szczęście przez szczupłą sylwetkę chłopaka, materiał leży wręcz idealnie na moim ciele. Na stopy wsuwam niedbale różowe klapki, w których przyszłam.
Na zewnątrz jest ciepło, mimo delikatnego wiatru. Siadam z chłopakiem na chłodnych stopniach. Hood wyciąga dwa papierosy, jednego podaje mi. Potem w kieszeni szuka zapalniczki. Mija kilka sekund, aż słychać charakterystyczny trzask. Podaje mi ogień, który przyjmuję. Kiedy szlug się zaczyna tlić, mocno się nim zaciągam. Wypełniam całe płuca niezdrowym dymem. Przymykam oczy, rozkoszując się gorzkim, wręcz niedobrym, smakiem.

- Jak się trzymasz? - pyta Calum, wypuszczając dym spomiędzy warg.

- Chyba dobrze. A ty?

- Nie jest źle. Chociaż zawiodłem się, że dowiedziałem się o ich wypadzie w dniu, kiedy jechali na lotnisko. I tęsknie za nią. - odpowiada, a w jego głosie słychać smutek. Zaciąga się mocno papierosem, jakby chciał wyrzucić złe myśli z głowy.

- Czy wy, no wiesz...jesteście razem? - wypalam, zaciekawiona jego słowami. Moja wścibskość wręcz wierci dziurę w moim brzuchu, abym dowiedziała się pikantnych szczegółów. Niestety z Calumem oraz Lauren mam najsłabszy kontakt. Powodują to ich prywatne wyjścia, bez zbędnego towarzystwa. Rozumiem to, ponieważ również lubię przebywać sam na sam z Ashtonem. Wtedy rozmowy są inne, bardziej szczere. Można również pozwolić sobie na więcej, na przykład na leżenie pod gołym niebem z zapachem świeżo ściętej trawy.

- To skomplikowane. - odpowiada. Na jego twarzy błąka się uśmiech - pełen nieśmiałości, urokliwości oraz radości. Zauroczone (albo zakochane) osoby są niezwykłe. Często dostrzegają małe gesty, doceniają obecność innych i potrafią pięknie prawić. Ich życie polega na byciu z głową w chmurach, a przy swojej drugiej połówce zapominają o reszcie świata. Mogą jeść tanią pizzę, oglądać beznadzieje filmy, jednak w swoim towarzystwie zawsze będą uśmiechnięci. - My zarazem chcemy i nie chcemy. Jakkolwiek to brzmi.

- Przyjaciele z korzyściami?

- Co? Nie! - śmieje się, a ja wraz z nim. Jego policzki przybierają mocny, czerwony kolor. - Całujemy się, przytulamy, śpimy razem, lubimy swoje towarzystwo, ale to chyba nie jest miłość. Jeszcze nie teraz. - tłumaczy. Kiwam głową na znak zrozumienia, popalając papierosa. - A u was? Jak to wygląda?

- W sensie?

- Ty i Ashton. Słyszałem od Mii, że niezłe bagno zrobił.

- Zabiję ją kiedyś. - rzecze. Mój dobry humor przygasa. Znowu napływają do mnie wspomnienia, które nabrały bolesnych barw. Niestety, każde dobre momenty potrafię zamieniać w te najgorsze. Mój optymizm wypalił się w ciągu kilku dni, kiedy doświadczyłam złośliwości osób ze swojego środowiska. Chociaż złośliwość to mało powiedziane. - Zauroczyłam się, tak szczerze. - odpowiadam, patrząc się w dół na swoje buty. Nie przeszkadza mi już smród dymu, ani gorzki smak w gardle. Właściwie wszystko wyblakło. Może przez alkohol, albo papierosy. Albo zdążyłam już przyjąć do swojej świadomości, że na mnie może czekać tylko najgorsze.

- Słabo. - podsumowuje Calum, również patrząc w dal. - Mam na myśli, że wybrałaś sobie trudnego chłopaka do pokochania.

- Dzięki za wsparcie. - chichoczę, ostatni raz się zaciągając. Wypuszczam gęsty kłęb dymu, który zostaje zdmuchnięty przez mocny powiew wiatru. Wyrzucam peta na ziemię, a potem przygniatam go butem. - Nie liczę już na związek. Właściwie nie wiem, czy cokolwiek jeszcze od niego chcę. - dodaję, cicho wzdychając. Opieram głowę o ręce, patrząc się w ciemne niebo.

- Dlaczego?

- Zranił mnie. Zabawił się uczuciami, a potem zostawił bez słowa. - mruczę, czując mocny uścisk w klatce piersiowej. Zaciskam szczękę, hamując emocje, które mają ochotę ze mnie wypłynąć wodospadem.
Jestem rozdarta. Kłócę się sama ze sobą. Pragnę go i nienawidzę jednocześnie. Obawiam się, że moje uczucia są zbyt wielkie oraz mocne. Krwawię z tęsknoty, zarazem nie chcąc więcej go widzieć w swoim życiu. Komplikuję sytuację, chociaż jest wystarczająco popieprzona. Największy problem leży we mnie.

- Hej, nie smuć się. - oznajmia Calum, obejmując mnie ręką, w której nie trzyma papierosa. Przyciąga mnie do swojego boku, pocierając dłonią o moje ramię. - Ashton czasami jest dupkiem, ale daj mu jeszcze trochę czasu. A jeśli nic się nie zmieni to obiecuję, że osobiście skopię mu tyłek. - zapewnia, a ja cicho się śmieję, kładąc głowę przy jego obojczyku. Odczuwam zapach bimbru oraz czerwonych Marlboro, ale nie przeszkadza mi to.

- Na mały paluszek? - pytam, wyciągając dłoń w górę.

- Na mały paluszek. - śmieje się brunet, zaciskając swój palec wokół mojego.

Otaczają mnie anioły.





*Justin Bieber - Baby

Chciałabym podziękować POWPOWPUSSYPUSSY za nowiutkie, śliczne okładki! xxx

I przepraszam, że tak późno publikuję, ale byłam w kinie na Kapitan Marvel, a przed wyjściem nie miałam czasu opublikować 🙄

Komentujcie i zostawcie votes! <3

FajnaSosna xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top