18."Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana"
- Cholera. - klnę pod nosem, kiedy przypadkowo wkładam w oko szczoteczkę od tuszu do rzęs.
Za siedem minut powinnam być gotowa do wyjścia, a tymczasem nie skończyłam makijażu i siedzę w samej bieliźnie.
Ashton zaproponował mi przejażdżkę rowerową. Z każdym dniem jest z nim lepiej. Jego białka nie są przekrwione, a cera powróciła do zdrowego koloru. Zdecydowanie więcej śpi, więc sińce spod oczu również zniknęły. Cieszę się, że powoli wydostaje się ze swojego dołka. Jestem szczęśliwa, kiedy na jego ustach błąka się nikły uśmiech, albo kiedy nieśmiało chichocze. W takich momentach rozpiera mnie duma, a moje serce zalewa ciepły żar.
Nasze role się odwróciły i teraz ja pomagam mu wrócić do codzienności. Pomagam zregenerować jego skrzydła, które przyjęły na siebie dużo krzywd. Zaklejam dziury w jego sercu, aby znowu mogło powodować uśmiech na ustach innych ludzi. I przede wszystkim, żeby przetrwał piekło, które na niego czeka. Musi uzbroić się w zapas siły oraz energii, bo sam mówił, że nie będzie łatwo. Właściwie jest to walka o życie oraz śmierć, co przeraża i mnie. Chciałabym móc przejąć część jego zmartwień, aby nie musiał cierpieć. Nadal nie pisnął mi ani słówka o tym, co go trapi, jednak szanuję to. Nie pozostaję mi nic innego, jak czekanie. On sam potrzebuje się oswoić z sytuacją, aby móc podzielić się nią ze mną.
W pośpiechu zmyłam tusz do rzęs, przeklinając świat. Stwierdziłam, że niepotrzebne mi wymalowane rzęsy, skoro Ashton widział mnie bez makijażu. Chwyciłam za szczotkę, aby rozczesać swoje włosy. Tworzą na mojej głowie istny bałagan, a chciałabym przypominać człowieka. Nie zajęło mi to długo, ponieważ moje włosy sięgają zaledwie do łopatek. Kiedy przypatrywałam się sobie w lustrze, aby upewnić się, że reszta makijażu jest w nienaruszonym stanie, mój telefon zapalił się, powiadamiając o nowej wiadomości.
Ashton Irwin: Za minutkę będę pod twoim domem, mała
Uśmiechnęłam się półgębkiem na przezwisko, które nawiązuje do mojego wzrostu. Odpisałam krótkie Okej, po czym zablokowałam urządzenie, żeby się przebrać.
Nie miałam czasu na grzebanie w swojej walizce, więc sięgnęłam po ciuchy z komody, które były uprane oraz uprasowane. Wybrałam białą koszulkę z wzorem w słoneczniki oraz czarne shorty z wysokim stanem. Nie dbałam o to, że mój czarny biustonosz może prześwitywać. Machnęłam na to ręką, ponieważ nie miałam czasu na kombinowanie.
Z łóżka zgarnęłam plecak, gdzie miałam spakowaną wodę, powerbank, portfel i inne potrzebne rzeczy. Na koniec wzięłam jeszcze telefon, który włożyłam w tylną kieszonkę spodenek.
Wręcz wybiegłam z pokoju, zbiegając po schodach. Omijałam co drugi stopień, żeby chłopak nie musiał długo czekać.
- Wychodzę! - poinformowałam babcię, kiedy zaczęłam w korytarzu zakładać swoje Converse.
- Baw się dobrze i nie rób głupot! - poradziła kobieta, a ja cicho zachichotałam. Niedbale zawiązałam sznurówki i założyłam plecak na plecy. Otworzyłam drzwi wejściowe, co skutkowało uderzeniem we mnie fala ciepłego powietrza. Słońce powoli zbliża się do horyzontu, ale mimo tego nie można narzekać na niską temperaturę. Właściwie jest idealna na przejażdżkę rowerem.
W moim polu widzenia dostrzegam Ashtona. Chłopak jest ubrany w krótkie spodenki oraz koszulkę bez rękawów z logiem zespołu, którego niestety nie znam. Również posiada plecak. Dzisiaj wyjątkowo jego bandana jest obwiązana wokół nadgarstka, więc włosy luźno opadają na jego czółko. Uroku dodaje mu miejski rower w kolorze mięty. Mimowolnie parskam na jego widok.
- A cóż to za męski rower? - rzucam, ruszając w stronę swojego pojazdu. Mój jednoślad jest naprawdę stary, ale dalej trzyma się w całości. Zdecydowanie rzuca się w oczy, przez swój różowy kolor. W kierownicy miał przypięte wstążki, jednak ściągnęłam je, bo były na skraju rozpadu.
- Mój rozpadł się na trzy części, więc pożyczyłem od siostry. - odpowiedział, kierując swój wzrok w moją stronę. Skrzyżowaliśmy spojrzenia. Zauroczyłam się w brązie jego tęczówek.
Przypatruję się matowemu odcieniu, który delikatnie mnie niepokoi. Jednak kiedy dostrzegam uniesione kąciki ust, a w policzkach dołeczki, wszelkie zmartwienia mnie opuszczają w mgnieniu oka.
- Jasne, jasne. - rzekłam z ironią, wyprowadzając swój rower z podwórka.
Bez przerwy odczuwam wzrok Ashtona na swoim ciele. Niby zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że często się na mnie patrzy, ale gdzieś w środku dalej odczuwam skrępowanie.
Przekładam nogę przez pojazd, kiedy znajduję się już na opustoszałej ulicy.
- Jedziemy? - pyta chłopak, zakładając ciemne okulary przeciwsłoneczne na swój nos. I cholera, wygląda w nich kurewsko dobrze. Nagłe podniecenie uderza w moje ciało, więc prawie wypuściłam jednoślad ze swoich dłoni. Oblałam się rumieńcem, również zakładając okulary. W końcu są dobrym sposobem, żebym mogła na niego bezkarnie patrzeć, prawda?
- Jedziemy. - odpowiadam, wskakując na siodełko i zaczynając pedałować.
~*~
Siedzimy na wzgórzu, obrośniętym pszenicą, która w świetle zachodzącego słońca mieni się w złotych odcieniach. Niebo maluje się w pomarańczowych odcieniach, tworząc zapierający dech w piersiach widok. W oddali można dostrzec klucz ptaków, które kontrastują z ciepłymi tonami. Towarzyszą nam odgłosy natury, potrafiące wyciszyć zmęczony umysł. Moja dłoń jest opleciona przez szorstkie palce Ashtona. W tym miejscu tworzy się istna burza. Doskonale sobie zdaję sprawę, że chłopak ma teraz chwile słabości, jednakże nie mogę sobie odpuścić takich małych przyjemności. Mogłabym spędzić tak całą wieczność, ponieważ wszystko jest idealne, oprócz bałaganu w naszych sercach oraz umysłach. Takim sposobem chłonę ten moment całą sobą, ciesząc się chwilą.
- Dziękuję ci. - mruczy Ashton. Przekręcam głowę w prawą stronę, gdzie siedzi blondyn. Zerkam na jego przystojną twarz, którą otulają ostatnie promienie słońca. Jego cera wygląda w tym świetle nieskazitelnie oraz nabiera ciemniejszej barwy. W tęczówkach odbija się krajobraz, który obserwuje. Więc nie mija chwila, a widzę w nich swoje odbicie.
- Za co? - pytam, chociaż domyślam się odpowiedzi.
- Za ostatnie kilka dni. - odpowiada, uśmiechając się półgębkiem. - Właściwie każdy okazał mi i Lauren ogromne wsparcie, którego potrzebowaliśmy. Tolerowaliście też moje humorki, a zdaję sobie sprawę, że byłem nieznośny.
Cicho się śmieję. Fakt, często rzucał jadem, ale nie miałam mu tego za złe. Zdawałam sobie sprawę, że kumulują się w nim emocje, nad którymi czasami tracił panowanie. W końcu nie miał kontroli nad niczym. Wręcz dusił się z powodu bezradności.
- Drobnostka. - wzruszam ramionami, mocniej zaciskając palce na jego ręce. Poczuł to, ponieważ jego wzrok padł na nasze złączone dłonie. Patrzył na nie przez dobrą minutę. Wystraszyłam się, że może zechcieć rozłączyć nasze palce, jednak tego nie zrobił. Wręcz przeciwnie - uśmiech na jego twarzy poszerzył się, a moje serce uścisnęło się.
Znowu złączył nasze spojrzenia. W jego źrenicach dostrzegłam nieznany błysk. Właściwie nie mogłam odczytać jego zamiarów. Wszystkie drobnostki, które informowały mnie o jego stanie, stały się dla mnie niezrozumiałe. Pierwszy raz zaobserwowałam u niego takie zachowanie. Przerażenie ogarnęło moje ciało. Wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi, ale i tak się przestraszyłam. W końcu nigdy nie można poznać kogoś w stu procentach. Każdy ma swoją maskę, którego nie pokazuje nikomu. Jest przeznaczona tylko dla nas.
Odwrócił się całkowicie w moją stronę. Zbliżył się nieznacznie, ale wystarczająco, żebym wyczuła jego zapach. Staram się poprawnie oddychać, ale zdenerwowanie oraz strach zżerają mnie od środka.
Wolną dłoń przykłada do mojej twarzy. Palcami zgarnia kosmyk włosów, aby założyć go za ucho. Opuszkami palców dotyka policzka, a wszystko we mnie budzi się do życia. Budzi się we mnie seksualny głód.
- Nie chcę żebyś wyjeżdżała do Nowego Jorku. - szepcze, zatrzymując swoje ruchy. A ja pragnę więcej. Chcę poczuć jego błądzące dłonie oraz niewinne pocałunki.
- Nie chcę wyjeżdżać tam bez was. - stwierdzam. Odczuwam ukłucie w swoim wnętrzu, jakby ktoś wcisnął mi szpilkę w płuca.
Decyduje się, żeby zbliżyć nasze ciała. Ashton podłapuje moje intencje, ponieważ łapie moje biodra i usadawia na swoich nogach.
Okej, zdecydowanie jest mi zbyt gorąco. I nie, nie powoduje tego zachodzące słońce, ani wysoka temperatura powietrza.
Pozwalam zatopić się w jego tęczówkach, skanujących moją twarz. Szczególną uwagę poświęca na moje usta oraz oczy. Nieświadomie przygryzam wargę zębami, aby zapanować nad swoim popędem.
Chłopak zbliża swoją twarz do mojej. Odczuwam jego oddech na swoim policzku, który rozbija się na nim niczym fala o skałę. Niepokój wypełnia mnie w pełni. Obawy zamraczają mi umysł, chociaż nie powinny, ponieważ Irwin to chłopak, który nie skrzywdzi nawet muchy.
Wątpliwości zostają rozwiane, gdy łączy nasze usta.
Szok paraliżuje moje ciało, więc chwilowo nie oddaję pocałunku. Czuję jego wargi, które nieśmiało muskają moje. Robi to prawie niewyczuwalnie, jakby się bał. Mięśnie mam spięte do granic możliwości. Wręcz bolą mnie z powodu napięcia.
Chłopak odsuwa się ode mnie. Dłoń kładę na jego karku, abym mogła złączyć nas ponownie w pocałunku. Również niepewnie muskam jasnoróżowe usta. Stado motyli atakuje mój brzuch, a serce bije w tempie młota pneumatycznego. Skupiam się na strukturze jego warg. Są one gładkie, nieduże i smakują jak truskawkowe lody. Roztapiam się pod ich dotykiem. Jestem pewna, że gdybyśmy całowali się stojąc, upadłabym na kolana z powodu buzujących hormonów oraz emocji. Pożądanie rozlewa się po całym organizmie, a ja czuję się niczym w pułapce, którą sama sobie zagwarantowałam.
Palce blondyna przenoszą się na moją talie. Mocno zaciska ręce, przez co mruczę w jego usta. Ja swoje ręce zatapiam w burzy jasnych loków. Z finezją masuję skórę głowy chłopaka. Doprowadzam go tym do szału, bo odczuwam mocniejszy ucisk na swojej skórze.
Całą swoją uwagę poświęcam Ashtonowi, który drażni mi zmysły. Skupiam się na uczuciach, buzujących we wnętrzu. Występują emocje wcześniej mi nieznane. Jakbym przeżywała coś więcej, niż tylko pocałunek. Nie wiem, czy są słowa w słowniku, które określiłyby mój aktualny stan. Jestem wręcz rozchwiana między myślami.
Wymieniamy się powietrzem, niczym dymem. Tlen pali nasze wargi do czerwoności. Tracę wszelkie zmysły.
Utknęliśmy w pułapce czasu. Wydaje mi się, jakby cały świat zatrzymał się. Planeta przestała się kręcić, a wskazówki zegara nie ruszają się o milimetr. Zatopiliśmy się w tej chwili, zapominając o reszcie. Skupiliśmy się na fizycznym dotyku, który daje niewyobrażalną rozkosz. Czuję się, jakbym zażywała twarde narkotyki. Kręci mi się w głowie od dawki emocji, a ciało wymsknęło się spod moich sterów. Mam otępiony umysł przez dotyk, zapach oraz smak Ashtona Irwina, który zawładnął każdą komórką mojego organizmu. Oddałam się mu cała, wiedząc, że nazajutrz mogę tego srogo żałować. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, prawda?
Morze pocałunków powoli zabiera mi powietrze w płucach. Zaczynam odczuwać brak tlenu oraz pieczenie. Jakby wyrosły mi kolce w oskrzelach. Z niezadowoleniem ostatni raz muskam usta Ashtona, cichym mlaśnięciem. Chciwie nabieram powietrza, jakbym właśnie wyłoniła się spod powierzchni wody.
Wzrok zawieszam na twarzy chłopaka. Obydwoje ciężko oddychamy, jednakże na naszych ustach goszczą zawstydzone uśmiechy. Moje policzki niemiłosiernie pieką wraz z wargami, które są zapewne mocno zaczerwienione. W miejscu, gdzie Irwin trzyma swoje palce odczuwam żar. Jakby wytworzyła się tam burza.
Kurwa, to było szalone.
- Mógłbym całować cię częściej. - rzuca chłopak, a ja cicho parskam. Żołądek ścisnął mi się z powodu słów chłopaka, ale staram się to ukryć.
Wszystko w tej chwili jest perfekcyjne.
Dashton is real
Komentujcie i zostawcie votes! <3
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top