17."Zatopił się w rozpaczy i bólu"
Ashton Irwin: Mogę do ciebie przyjść?
Ashton Irwin: Nie mogę być teraz sam
Deborah Mitchell: Jasne, wejdź oknem
~*~
Leżę w zmiętej pościeli, która pachnie proszkiem do prania. Oglądam krajobraz przez otwarte okno. Na zewnątrz od dawna panuje zmrok. Niebo wydaje się być przygasłe, niczym moje wnętrze. Trzy minuty temu wybiła druga w nocy, ale nie odczuwam zmęczenia. Moja głowa ciągle buzuje od filozofii, które się w niej tworzą. Serce cierpi, kiedy przypominam sobie smętną oraz pozbawioną kolorów twarz Ashtona. Od piątku nie widziałam uśmiechu na jego twarzy, dlatego nasz wyjazd był przygnębiający. Starałam się bawić z innymi, jednak nie potrafiłam. Bolało mnie, że wymuszałam swój uśmiech oraz śmiech. Zresztą, każdy to robił, ale nikt nie odważył się powiedzieć tego na głos. Opanowaliśmy grę aktorską do perfekcji. Doskwiera mnie również fakt, że oni wiedzieli, co jest nie tak, a ja dalej mogę jedynie snuć domysły. Dobija mnie to, ale nic nie mogę z tym zrobić. Albo raczej, że nie istnieje sposób, aby z niego wyciągnąć informację, nie raniąc go. Nie zamierzam ranić swojego upadłego anioła. Wystarczająco mocno zranił go świat.
Mocno zaciskam palce na kołdrze, nie mogąc znieść ciszy panującej w domu. Ona jeszcze bardziej zapędza mnie w skrajność. Staram się odgonić od siebie złe scenariusze, które tworzą się w mojej głowie. Chciałabym zastąpić je czymś przyjemnym, na przykład zapachem Ashtona.
W oknie dostrzegam znajomą postać, otuloną w mroku. Najpierw przekłada jedną nogę, a potem drugą. Ociężale wchodzi do mojego pokoju. Podnoszę się do siadu, żeby przyjrzeć się chłopakowi. I natychmiast tego żałuję, ponieważ moje serce rozsypuje się na kawałeczki.
Włosy opadają mu niedbale na czoło. Oczy są przekrwione (najprawdopodobniej od łez), a pod nimi sińce oznaczające niewyspanie. Cera zbladła, a nawet zszarzała. Ubrany jest w zwykłe, czarne dresy oraz tego samego koloru koszulkę na krótki rękaw. Wszelkie chęci do życia wyzionęły z niego. Jest wrakiem człowieka, niezdatny do egzystencji.
Stoi przy oknie, patrząc na mnie oczami, które wołają o pomoc. Nie widzę w nich żadnego blasku, ani iskierek. Ashton zatopił się w rozpaczy oraz bólu.
- Chodź tutaj. - odzywam się, robiąc mu miejsce na łóżku. Blondyn powoli zbliża się do mebla. Widzę, że jest mu naprawdę ciężko. I jest to bardziej poważna sprawa, niż myślałam.
Kiedy kładzie się na materacu, okrywam nas kocem. Zatapia się w mojej poduszce, jakby chciał ukryć swoje emocje, które go wyniszczają. Kładę się na równi z nim, aby móc obserwować jego twarz. On również patrzy na mnie.
- Przepraszam, że zapewne cię obudziłem. - zaczął cichutko, zachrypniętym głosem. Zadrżałam, ponieważ jeszcze bardziej dotknął mnie jego smutek. - Zrobiłbym sobie krzywdę, czym zniszczyłbym obietnicę, którą złożyłem siostrze. Nie chcę, żeby cierpiała podwójnie. - tłumaczy, chociaż nie musi. Dla niego jestem w stanie zrobić wszystko, aby tylko nie cierpiał. Nawet jeśli zażyczyłby sobie wyjechać w środku noc do Los Angeles, zrobiłabym to. Bez zawahania.
- W porządku. - odparłam, ale w mojej głowie ciągle szumiały słowa „Zrobiłbym sobie krzywdę, czym zniszczyłbym obietnicę, którą złożyłem siostrze". Brzmi to jednoznacznie i obawiam się najgorszego.
Boże, jak bardzo pozory mylą? Widząc Ashtona po raz pierwszy, widziałam bezproblemowego i wypełnionego radością chłopaka. Wydawało się, że w jego życiu wszystko się układa. A teraz? Kłopoty wyżerają go od środka i jest gotów wyrządzić sobie rany na ciele, aby tylko chwilowo odetchnąć psychicznie. Okropność, do której posuwa się wielu ludzi. Najbliżsi bagatelizują ich problemy, co prowadzi do tragedii. Blizny zostają na zawsze, więc tylko będą przypominać o goryczy, która wtedy wypełniała ich ciała.
Bez zastanowienia przybliżyłam się do chłopaka, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Zmartwiłam się, czując tylko zapach mydła oraz proszku do prania. Nie wyperfumował się, a aromat jego perfum był nieodłącznym elementem Ashtona. Niezauważalnie westchnęłam.
Chłopak z lekkim oporem objął mnie ramieniem. Twarz zatopił w moich nieogarniętych włosach.
Cholera, byliśmy bliżej siebie, niż kiedykolwiek indziej. Słyszałam bicie jego serca oraz ciepło ciała. Każdy wydech chłopaka czułam między swoimi włosami. Powinnam wręcz szaleć z radości, ale sytuacja mi nie pozwalała. Nawet nie mam ochoty na najmniejszy uśmiech.
- Ile razy to zrobiłeś? - zapytałam nieśmiało, nie wiedząc, czy powinnam poruszać ten temat. Ciężko przychodzi mówienie o swoich słabościach, z czego doskonale zdaję sobie sprawę.
- Nie wiem, chyba trzy razy. - mruknął, zaciskając palce na mojej koszulce do spania, która jest w kolorze czerni z logiem zespołu Nirvana. - Nie były to głębokie cięcia, ale zauważalne.
- Przykro mi.
Ból rozdarł moją klatkę piersiową. Serce ciężko przepompowuje krew, a mnie zaćmiewa żal. Jest on istnym aniołem, a aniołów nie powinno dotykać zło tego świata. Nie zasługuje na żadne cierpienie, występujące w jego życiu.
- Bardzo jest źle? - zadaję kolejne pytanie.
- Kurewsko źle. - odpowiada. W jego głosie słyszę wyłącznie obojętność, a nawet nutkę złości. Myślę, że zaczyna godzić się z tym, co się wydarzyło. - Możemy porozmawiać o czymś innym? Chciałbym zapomnieć o tym gównie, chociaż na chwilę. - dodaje z nadzieją.
- Okej, więc...obejrzymy film? - proponuję. Odrywam się od chłopaka, żeby spojrzeć w jego oczy. Silę się nawet na uśmiech. On również go odwzajemnia. Chyba potrzebuje poczuć znowu normalność, jaka panowała. Postaram się, żeby jej zaznał.
- Jasne. - przytakuje głową.
- To wybierz film, a ja pójdę po popcorn. - mówię, wstając z materaca. Spod łóżka wyciągam laptopa, który jest uśpiony i podaję go Irwinowi. Sama schodzę do kuchni, starając się być najciszej jak umiem. Nie chciałabym obudzić babci.
W jednej z górnych szafek znajduje się popcorn, więc wyjmuję go i wkładam do mikrofali na dwie minuty. W międzyczasie szukam miski, którą znalazłam między naczyniami. Wsypuję w nią przekąskę. Zgarniam również sok z dwoma szklankami oraz pół opakowania solonych orzeszków. Z takim zasobem wracam do pokoju, gdzie Ashton wybrał film. Padło na komedię, więc nie narzekałam. Usiadłam obok chłopaka, podając mu część rzeczy, które przyniosłam. Ashton włączył produkcję.
Opieram głowę o jego umięśnione ramię, chcąc powrócić do normalności.
~*~
- Deborah?
Dochodzi szósta nad ranem. Słońce zdążyło już wstać. Słychać z zewnątrz pianie koguta, którego zbywam. Odczuwam lekkie zmęczenie, jednak głos Ashtona pobudza mnie. Obracam głowę, żeby móc dostrzec jego twarz. Brązowe oczy wpatrują się we mnie, jakby chciały odczytać moje myśli. Jesteśmy blisko siebie, zdecydowanie zbyt blisko jak na parę przyjaciół. Dzielimy ze sobą cienki koc, więc odczuwam temperaturę jego ciała.
- Tak? - pytam zachrypniętym głosem, wpatrując się w jego tęczówki. Smutek zostaje zakryty iskierkami nadziei. Ona wręcz wypełnia go całego. Nie posiada już zakrwawionych białek, a on sam nabrał pewnego rodzaju wigoru.
- Myślisz, że coś poważnego dzieje się między Lauren a Calumem? - mruczy niepewnie. Widzę, że się troszczy o siostrę, co jest zrozumiałe. Właściwie to naprawdę piękne, że wspierają siebie nawzajem. Ich dwójka to idealne rodzeństwo, o którym marzy każdy. Są ze sobą w najgorszych chwilach, pomagają oraz potrafią dobrze doradzić. - Ostatnio przyłapałem Caluma, kiedy wymykał się z jej pokoju oknem. - dodał rozbawiony, a na jego twarzy uformował się cień uśmiechu, który rozpalił żar w mojej klatce piersiowej.
Powoli wraca do normalnego stanu rzeczy, kiedy jego umysł nie przyćmiewają problemy. Właściwie nigdy nie powinien ich mieć. Zasługuje na więcej dobra, niż jest mu pisane. Posiada złote serce, które codziennie pada wielu próbom.
- Są jeszcze dziećmi, nic nie jest pewne w ich życiu. - odpowiadam lekko. Ciągle wpatruję się w jego przystojną twarz. Przypatruję się zgrabnemu nosowi, jasnoróżowym wargom oraz ciemnym rzęsom, które trzepoczą. Mam ochotę wycałować każdy fragment jego skóry. Wydaje się ona jedwabiście miękka oraz ciepła. - Uważam, że powinieneś z nią porozmawiać, jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć. - sugeruję z niesłyszalnym westchnieniem.
- W tym problem, że nie chcę ze mną rozmawiać o poważnych rzeczach, kiedy zrobiłem jej wykład na temat bezpiecznego seksu. - parsknął, a kąciki ust uniosły się wyżej. - Właściwie to przyznałem się przy niej, że zawsze mam prezerwatywy. - dodaje ze śmiechem, który brzmi niczym najpiękniejszy dźwięk na świecie. Jest to dobry znak, zwiastujący lepsze jutro. Może warto było wylać tyle łez, żeby móc usłyszeć jego uroczy oraz prawdziwy chichot? Ta chwila wypełnia mnie niepohamowaną radością, która wręcz rozdziera pierś. Odczuwam dumę z jego malutkich kroczków. Ruszył z miejsca, gdzie tkwił cztery dni. Cztery, pieprzone doby.
- Ja swoją pierwszą rozmowę o seksie odbyłam z mamą w wieku piętnastu lat. Szlam wtedy do koleżanki, gdzie mieli być chłopcy. Mama kazała mi pokazać, jak zakładać kondoma na ogórka. - zaśmiałam się, przypominając sobie ten niezręczny moment z mojego życia. Ashton również zaczął się śmiać, a ja byłam gotowa podzielić się z nim każdą żenująca sytuacją, która mi się przytrafiła, aby tylko słyszeć jego niepewny chichot. Chichot, przyprawiających mnie o szybsze tłoczenie krwi w moich tętnicach. I nagle moje wcześniejsze uczucia powróciły z wzmożoną siłą. Jednak każą mi o sobie chwilowo zapomnieć, aby tylko mu pomóc. Liczy się wyłącznie on i jego szczęście, którego zdecydowanie mu brakuje.
- Ja prezerwatywę zakładałem na sztucznego penisa na lekcji biologi. Ci, którzy nie potrafili, dostawali szczegółowe instrukcje od nauczycielki. Miałem wtedy czternaście lat, byłem nerdem, więc nawet nie myślałem o takich rzeczach. Każda gumka pękała, dlatego profesorka pospieszyła mi z pomocą i przez dziesięć minut pomagała mi założyć prezerwatywę na kawałek plastiku. - kolejna salwa śmiechu rozbrzmiała w pokoju. Cieszę się, że w końcu mogę to słyszeć. Nie potrzebuję już niczego więcej. Teraz powinno być wyłącznie lepiej. Przełamał pierwsze lody, więc kolejne będą błahostką. A przynajmniej taką mam nadzieję.
- O mój Boże. - skomentowałam, będąc dalej rozbawiona jego opowieścią.
- Deborah, proszę, bądźcie ciszej. - drzwi od mojego pokoju roztwierają się, a w progu dostrzegam babcię. Kobieta jest ubrana w swój szlafrok, kapcie oraz wałki na głowie. Zamieram, a chłopak ze mną. - Słychać was aż na zewnątrz. - stwierdza babcia, uśmiechając się delikatnie.
- Ja... - zaczął Ashton, ale najwidoczniej jego też zjadł stres. Nie wiedziałam, co mam zrobić, ani powiedzieć. Patrzę z niedowierzaniem na Annę, której twarz otula spokój. Nie widzę w jej oczach ani grama złości, czy strachu. Traktuje to, jakby była to codzienna sytuacja.
- Nie przepraszaj, nie mam wam tego za złe. W waszym wieku robiłam gorsze rzeczy. - zaśmiała się serdecznie. Czuję, że serce w mojej piersi naprawdę mocno uderza o klatkę piersiową. Nagle zdaję sobie sprawę, że nie oddycham, więc nabieram dużo powietrza w swoje płuca, co powoduje nieprzyjemny ból. - Tylko naprawdę, bądźcie ciszej. Nie chcę, żeby sąsiedzi zaczęli niepotrzebnie plotkować o tym, co robicie w nocy. A szczególnie ta podła żmija Joseline. Och, na samą myśl o niej mi niedobrze. - stwierdza ciemnowłosa, przybierając grymas na twarzy. Zaczyna kręcić głową, jakby chciała wyrzucić sobie tę kobietę z głowy.
- Babciu...
- Dobrze, już zmykam. Dobranoc, chociaż i tak zapewne nie będziecie spali. - żegna się, posyłając w naszą stronę ogromny uśmiech. Potem wejście do pokoju się zamyka. Przez dziesięć sekund słychać tupot stóp kobiety i nasze płytkie oddechy. W mojej głowie wszystko wiruje. Nie odczuwam żadnego mięśnia, ponieważ wszystkie są mocno spięte. W uszach szumi mi krew, a serce próbuje zwolnić do odpowiedniego tempa.
- Co to do kurwy było? - pyta Ashton, również mocno zdziwiony sytuacją, co ja.
- Nie wiem, kurwa. - rzucam, mocno zaciągając się powietrzem. Łapię się za głowę, mocno zaciskając palce na włosach.
Czuję, jak całe zdenerwowanie ze mnie schodzi. Coraz łatwiej łapać mi oddech, a w mięśniach odczuwam mrowienie.
I nagle obydwoje znowu się śmiejemy. Próbujemy się pohamować, ale nasze starania idą na marne. Odtwarzam sobie w pamięci ten moment, dziękując babci za jej podejście do życia.
Wspólnie stłumiliśmy demony, które spędzały nam sen z powiek.
Od jakiegoś czasu zauważyłam, że mieszam czas teraźniejszy z przeszłym, za co naprawdę przepraszam. Niby sprawdzam każdy rozdział, ale zazwyczaj robię to w pośpiechu i nie zauważam takich pomyłek. Musicie mi to wybaczyć. Niestety, aktualnie nie będę miała czasu, żeby poprawić poprzednie rozdziały, dlatego zostanie na razie tak, jak jest.
Jeśli chodzi o rozmowę o kondomach i bezpiecznym seksie to przyznaję się bez bicia, że podłapałam pomysł z serialu Sex Education. (Btw, bardzo fajny serial, serdecznie polecam!!!)
I to tyle ode mnie.
Komentujcie i zostawcie votes! ❤️
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top