14."Nie mogę patrzeć, jak jesteś smutna"

Siedzę wraz z Calumem na zewnątrz pizzeri, czekając na resztę. Palimy jego niebieskie Marlboro. Dym drażni moje gardło, ponieważ odzwyczaiłam się od papierosów. Właściwie nie zapaliłabym, ale chłopak nalegał, żebym to zrobiła, ponieważ nie chciał sam tutaj siedzieć. Poddałam się, bo właściwie nic mi nie szkodziło, a to tylko jeden papieros.
Niebo maluje się na wszelkie odcienie różu oraz fioletu, tworząc nietuzinkowy widok. Restauracja znajduje się na wzgórzu, więc resztę miasta widzimy z góry. Obserwuję auta, wjeżdżające w głąb miasta. Nie jest ich dużo, ale czego oczekiwać po niewielkim miasteczku?
Na ulicach powoli są zapalane lampy, dodające uroku temu miejscu.
Te małe miasteczko ma niepowtarzalny klimat, w którym czuję się komfortowo. Jest tu spokój, ale gdy zagłębimy się w zakamarki tego miejsca można znaleźć jego ciemne strony, idealne dla spragnionych zabawy dusz.

Cicho kaszlę, kiedy przytrzymuję szkodliwy dym w płucach o kilka sekund za długo. Calum chichocze pod nosem. Posyłam mu karcące spojrzenie, co powoduje u niego większe rozbawienie. Jego humor udziela się mi, ponieważ delikatnie się uśmiecham, kiedy znowu zaciągam się tytoniem.
Zerkam na zegarek, znajdujący się na moim nadgarstku. Wskazuje on godzinę dwudziestą trzydzieści dwie. Przekręcam oczami, ponieważ o tej porze mieliśmy już być w wesołym miasteczku.

- Myślisz, że długo jeszcze będą tam siedzieć? - odezwałam się ochrypniętym głosem od nikotyny, wypełniającej moje płuca.
Calum wstał z przykuca, zerkając za szybę pizzeri. Wypuścił w międzyczasie gęsty dym, który szybko rozpłynął się w powietrzu.

- Właściwie to już wychodzą. - powiedział, a po chwili usłyszeliśmy otwieranie się drzwi pizzeri. Dobiegł mnie śmiech Mii oraz Michaela, którzy idą na przodzie. Za nimi idzie Lauren, wpatrzona w ekran telefonu. Na końcu dostrzegam twarz Ashtona, przyozdobioną małym uśmiechem. Mój żołądek skręca się z powodu widoku jego osoby.
Zagniatam niedopałek o ziemię. Wstaję spod ściany restauracji, a wypalonego papierosa wrzucam do pobliskiego kosza na śmieci. Otrzepuję swoje czarne legginsy, założone na prośbę Michaela.

- To co, idziemy? - zapytał Irwin, patrząc wyczekująco na mnie. Poprawiłam kosmyk włosów, który wypadł zza mojego ucha. Kiwnęłam głową, a Calum ze mną. Brunet dołączył do Lauren, nonszalancko zarzucając rękę na jej ramiona. Mi nie pozostał inny wybór niż Ashton, ponieważ nie chciałam się wcinać w kolejną żywą dyskusję pozostałej czwórki.
Zauważyłam, że ja wraz z lokowanym blondynem często trzymamy się dalej od reszty. Nie wiem, czym jest to spowodowane. Może nieświadomie pragniemy wyłącznie swojego towarzystwa? Albo po prostu jesteśmy inni niż reszta?
Nie zastanawiam się nad tym dłużej, tylko przysuwam się bliżej brązowookiego, aby móc poczuć aromat jego kiepskich perfum, których zapach pokochałam. Ironia.

- Podoba ci się? - zagadnął mnie chłopak, wpatrując się we mnie swoimi oczami.

- Myślę, że tak. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, łącząc nasze spojrzenia. Kocham oglądać jego tęczówki, w których się zatapiam aż do bezdechu. Są piękne. Piękniejsze niż kwiat róży oraz inne cuda natury. - Jednak Los Angeles zajmuje miejsce w moim sercu. - położyłam dłoń na piersi, przypominając sobie te magiczne miasto nocą.
Wakacje, które spędziłam w LA były najlepszymi dniami w moim życiu. Była to jedyna podróż, gdzie naprawdę dużo zwiedziłam i praktycznie zapomniałam, że przyjechałam się tu bawić. W ciągu trzech tygodni odwiedziłam tylko dwa kluby, skąd uciekałam po niecałym drinku, ponieważ koniecznie chciałam obserwować te miejsce nocą.

- Fakt, Los Angeles ma swój urok. - odparł Ash, oblizując swoje wargi. - Tęsknię za tym miejscem.

- Byłeś tam? - wypaliłam, udając, że nie patrzyłam szczegółowo jego informacji na Facebooku.

- Mieszkałem przez jakiś czas. Były to najlepsze lata mojego życia. - westchnął, uśmiechając się słabo. Zauważyłam, że iskierki w jego tęczówkach przygasają. Moje serce nieprzyjemnie zabolało, widząc ten przygnębiający widok.

- Czemu się przeprowadziłeś na drugi koniec Stanów? - dopytuję, chociaż wiem, że nie powinnam. Jednak ciekawość zwyciężyła i pozwoliła, aby kolejne słowa opuściły moje usta.

- To temat na dłuższą rozmowę. - rzucił krótko. Zauważyłam, że nie udaje i jest wobec mnie szczery, tak jak go kiedyś poprosiłam.
Przytaknęłam głową, nie ciągnąc tematu. Nie będę robiła czegoś przeciwko niemu, ponieważ wiem, że nie jest to dobre. Poza tym jest uparty jak osioł, więc i tak bym z niego nic nie wydusiła.
Myślę, że potrzebuje on czasu. Trzy i pół tygodnia to niewiele, mimo naszych częstych rozmów oraz bliskiej relacji. Spowiedź nigdy nie jest łatwa, szczególnie jeśli nasza przeszłość jest pełna niedociągnięć oraz w mizernych kolorach.

W pewnym momencie, kiedy idziemy za resztą w ostatnich promieniach słońca, czuję szorstkie palce, które nieśmiało dotykają mojej dłoni. Elektryczne iskry muskają moją skórę, powodując dreszcze na plecach. Bez zastanowienia łącze nasze ręce. Mocno zaciskam palce na jego dłoni, chcąc mu powiedzieć, że jestem obok i żeby przestał się martwić.
Moje serce przyspieszyło, gdy zaczął kciukiem rysować kółeczka na mojej skórze. I mimo, że odwróceni jesteśmy do siebie głowami to wiem, że na jego twarzy gości ten sam wstydliwy uśmiech, który występuje u mnie.

~*~

Wychodzę z kolejki górskiej, dziękując kierownikowi atrakcji za te kilka minut śmiechu oraz przerażenia. Dobry humor dopisuje każdemu z nas. Zatraciliśmy się w zabawie zapominając o czasie. Nie jest tu wiele atrakcji, jednak przetestowanie każdej z nich zajmuje trochę czasu. Kolejka górska była ostatnia na naszej liście, więc powoli będziemy opuszczać teren wesołego miasteczka.

- To było czadowe! - stwierdzam, kiedy znajduję się między Calumem oraz Michaelem.

- Tak, szczególnie piskliwy głos Ashtona. - śmieje się Calum, a wspomniany chłopak przekręca oczami. Na jego twarz nachodzi maska zawstydzenia. Chichoczę z brunetem.

- Idziemy na watę cukrową? - zapytała Lauren, wskazując kciukiem małą, różową budkę z przekąskami.

- Tak! - krzyknął Michael, wyrywając się na przód. Każdy zaczął iść własnym tempem, więc rozdzieliliśmy się na jeszcze mniejsze grupy. Ja zostałam sama, wysunięta na tył. Jednak nie przeszkadza mi to, ponieważ bezkarnie mogę obserwować ramiona Ashtona, który idzie kilka metrów przede mną i rozmawia z Calumem. Wyobrażam sobie, że mogę dotknąć jego napiętych mięśni, a później złożyć na nich krótki pocałunek. Nieodpowiednie myśli zaczynają atakować mój umysł, a ja mocno zaciskam zęby na wardze z powodu emocji, jakie się we mnie kumulują. Irwin działa pobudzająco na moje zmysły. Zaczynam odczuwać do niego pociąg, którego nie umiem zahamować. Coraz częściej nawiedzają mnie myśli, że moglibyśmy się całować oraz dotykać swoich ciał. Wiem, że to nieodpowiednie, ale to wszystko przychodzi samo z siebie. Zaczynam szaleć na jego punkcie, chociaż nie powinnam.

Kiedy dotarliśmy do budki, dostrzegliśmy Michaela, który miał już watę cukrową w swoich rękach i pochłaniał ją z uśmiechem na ustach. Niebieski kolor słodkości idealnie wpasował się w kolor jego włosów, które zdążył przefarbować podczas pobytu w tym miejscu. Michael zdecydowanie kochał eksperymentować ze swoimi włosami, co zawsze wychodziło mu na dobre. Nie ma koloru, w którym by nie wyglądał dobrze.
Po pięciu minutach każdy ma swoją watę cukrową.
Palcami odrywam kawałek jedzenia i wkładam go sobie do buzi. Wata rozpuszcza się w moich ustach, pozostawiając słodki smak.

- Smacznego. - rzucił w moją stronę Ashton, pojawiając się obok mojego boku. Na jego ustach maluje się uśmiech, który powoduje u mnie skurcze żołądka.

- Wzajemnie. - odpowiadam.

- Masz ochotę dzisiaj znowu zarwać nockę? - zapytał chłopak, posyłając mi spojrzenie pełne nadziei.

- Pewnie. - mówię, próbując kontrolować swoje ciało, które wręcz drży z emocji.
Nie spodziewałam się, że będziemy mieli okazję powtórzyć ostatnie spotkanie. Było ono naprawdę magiczne oraz w pewnym sensie intymne, ponieważ byliśmy sami, bez naszych przyjaciół. To było coś nowego, innego, czarującego. Uciekaliśmy w nicość, gdzie nic nas nie dosięgało. Zatapiałam się w jego zapachu oraz oczach, będąc poza czasem. Skupiałam się na niemych iskrach, występujących między naszymi ciałami.

- Hej, gołąbeczki, przyspieszcie trochę! - wykrzyczał Calum w naszą stronę. Był on dobre dziesięć metrów przed nami wraz z resztą. Spojrzałam na jego łobuzerski wyraz twarz. Oblałam się rumieńcem, wyrzucając w górę dłoń z uniesionym środkowym palcem. Chłopak odpowiedział śmiechem.
Na jego prośbę szybko pokonaliśmy dystans, który nas dzielił.

- Głupek. - stwierdził Irwin, zabijając wzrokiem Hooda. Jednak jego twarz i tak wyraża rozbawienie sytuacją, jaka powstała między nami.
Odrywam kolejny kawałek waty cukrowej, aby wpakować go sobie do buzi, jednak przez swoją nieuwagę cała porcja słodkości upada na trawę. Patrzę jak różowy puch spada w dół, a moje serce łamie się w pół.

- Kurwa. - fuknęłam, widząc, że moje jedzenie nadaje się do niczego. Ziemia wraz trawą przyczepiła się do waty, a moje pięć dolarów poszło się przysłowiowo jebać.
Czemu w moim życiu mam takiego pecha? Nawet nie mogę zjeść głupiej waty, ponieważ przez dziurawe ręce spada mi ona w trawę!
Furia wymieszana z pewnego rodzaju smutkiem wypełnia moje ciało. Mój nastrój niezwykle szybko potrafi się zmieniać. - Nienawidzę życia. - dodałam.

- Ups. - odparła Mia, widząc moją przekąskę na ziemi. Westchnęłam, machając ręka i ruszając na przód.
Wiedziałam, że moje życie to porażka, ale dzisiaj przeszło samo siebie. Naprawdę. Ze smętną miną idę dalej, siedząc cicho. Wsłuchuję się w rozmowy innych, patrząc na swoje converse'y.

- Nie mogę patrzeć, jak jesteś smutna. - głos Ashtona wybudził mnie z transu. Wcisnął mi w dłoń swoją watę cukrową, uśmiechając się pokrzepiająco.

- Ale...

- Siedź cicho i zaznaj mojej łaski. - zaśmiał się, podsuwając mi słodkość pod nos.
Mimowolnie wykrzywiłam usta w uśmiech, a w dolnych partiach mojego ciała wytworzyło się stado motyli, łaskoczących mnie od środka.
Jest mi głupio, ale wiem, że sprzeciwianie się Ashtonowi przypomina rzucanie grochu o ścianę, czyli bezskuteczne.

- Dziękuje. - mruknęłam, speszona. Policzki przybrały kolor intensywnego różu. Zagryzam wargę, chwytając między palce różową przekąskę. - Może podzielimy ją na pół? - zaproponowałam, ponieważ nie chciałam wykorzystywać chłopaka.

- Jak?

- Otwórz usta. - poprosiłam po chwili zawahania. Blondyn niepewnie roztworzył swoje wargi, a ja wsunęłam mu watę między zęby. Zaczął się perliście śmiać, a ja poczułam się jakbym usłyszała najpiękniejszy dźwięk w życiu.

- Podoba mi się to. - odparł, również ukrywając kawałek jedzenia, aby włożyć go do mojej buzi.
Za każdym razem, kiedy kolejna porcja słodyczy dostawała się do naszych ust, reagowaliśmy chichotem. Byłam szczęśliwa, że mogę tę chwilę dzielić z nim. Było w tym coś, przez co nie chciałam przestać. Czułam się wyjątkowo, kiedy nasze dłonie się muskały, a my patrzyliśmy w swoje oczy, które są lustrzanym odbiciem dusz. Powietrze jest inne, kiedy on jest obok. Właściwie to wszystko się zmienia na lepsze. Zachody słońca są piękniejsze, kwiaty bardziej pachnące, a uczucia żywsze. Odczuwam emocje z podwójną siłą, dzięki czemu poznaję ich dokładniejszy smak. Smutek przypomina mi gorzką czekoladę, a radość najsmaczniejszego cukierka. To magiczne i niebywałe, że jego obecność powoduje takie rzeczy.

Potrzebuję, żeby był częściej obok mnie.



Komentujcie i zostawcie votes! ❤️

FajnaSosna xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top