13."Od kiedy siedzisz naprzeciwko mnie, nie może być lepiej"
Piję w pośpiechu gorącą kawę, którą sparzyłam sobie już język. Za dziesięć minut wybija godzina dziesiąta rano, a wraz z nią nasz wyjazd do pobliskiego miasteczka. Walizka wraz z plecakiem czekają już w korytarzu. Stresuję się podróżą i wszystkim, co z nią związane. Boję się, że motel okaże się klapą albo będzie problem z zarezerwowanym miejscem w pizzerii, gdzie planujemy zjeść kolację. Milion razy przejrzałam swój bagaż, jednak ciągle odnoszę wrażenie, że czegoś zapomniałam.
Kolejnym powodem mojego zdenerwowania jest nie kto inny, jak Ashton Irwin. Nie wiem, jak będziemy się zachowywać w ciągu tych kilku dni. Wszystko będzie w najlepszym porządku, czy znowu napadną go złe nastroje, które zniszczą cały wyjazd? Moja głowa pęka od myślenia o jego osobie.
Zdecydowanie zbyt często pojawia się w moim umyśle. Potrafię przywoływać jego twarzy nawet podczas rozmów, a wtedy wyłączam się i potem muszę udawać, że uważnie słuchałam. Często siebie za to karcę, ale wyobrażanie sobie jego twarzy sprawia mi przyjemność. Wtedy rozlewa się po mnie ciepło, a kąciki unoszą się w górę. Działa na mnie niepokojąco, jednak kogo to obchodzi?
- Zjadłaś śniadanie? - zapytała babcia, wchodząc do kuchni z wałkami na głowie i różowym szlafroku.
- Tak. - odpowiedziałam, dopijając kawę. Kiedy opróżniłam kubek, wstawiłam go do zlewu.
- Pamiętaj, żeby się nie upić, naćpać, ani Bóg wie co. - ostrzegła mnie, a ja zaśmiałam się. - Przelałam ci wczoraj trochę pieniążków na konto, tak na wszelki wypadek. - puściła mi oczko, a ja cicho westchnęłam, przekręcając oczami.
- Nie musiałaś...
- Nie wydaj na głupoty! - przerwała mi, biorąc czajnik z kuchenki, aby napełnić go wodą. Domyślam się, że ma zamiar przyrządzić sobie herbatę jak każdego poranka.
Mój telefon wydaje z siebie dźwięk wiadomości, a ja w natychmiastowym tempie odczytuje powiadomienie na ekranie.
Mia: Czekamy!
- Już wychodzę. - powiadomiłam kobietę. Podeszłam do babci, aby mocno objąć ją na pożegnanie. Zapach kwiatów uderzył w moje nozdrza. Będą to tylko cztery dni, ale to zdecydowanie długi czas, abym zdążyła się stęsknić za nią. Babcia jest jedną z nielicznych osób, które szczerze kocham mimo tego, że nasza relacja wcześniej była naprawdę kiepska.
- Baw się dobrze. - powiedziała, mocniej zaciskając swoje ręce wokół mnie.
- Będę, obiecuję. - odparłam, odrywając się od kobiety.
Skierowałam się w stronę korytarza. Na stopy niedbale nałożyłam czarne converse'y, a z wieszaka porwałam swoją jeansową kurtkę. Zarzuciłam plecak na plecy wypchany przekąskami oraz rzeczami pierwszej pomocy. W lewą dłoń chwyciłam małą walizkę, którą pożyczyłam od babulki. Prawą dłonią roztworzyłam drzwi. Ciepłe powietrze uderza w moje ciało.
Na podjeździe dostrzegam Volkswagena T1*.Pastelowa żółć lakieru mieni się w promieniach słońca. Mimowolnie się uśmiecham, ponieważ nie sądziłam, że będę kiedykolwiek miała okazję przejechać się takim pojazdem.
Za kierownicą dostrzegam Michaela, który pogania mnie ruchem ręki. Chwytam walizkę w dłoń i i zmierzam w stronę auta. Im jestem bliżej samochodu, tym lepiej słyszę głos głównego wokalisty Metallicy. Zdecydowanie nie mogę narzekać na gust muzyczny moich przyjaciół. Idealnie wpasowuje się w mój.
Okrążam Volkswagena, aby dostać się do środka. Przy drzwiczkach czeka na mnie Mia, która ubrana jest w zwiewny kombinezon z dużym dekoltem w kolorze musztardowym. Na nosie spoczywają jej zwykłe, czarne Ray Bany.
- Gotowa na podróż swojego życia? - zapytała, kiedy podeszłam się z nią przywitać krótkim uściskiem.
- Pewnie. - rzuciłam krótko. Wpuściła mnie do vana, gdzie wszyscy czekają tylko na mnie. Rzuciłam cześć na przywitanie z Michaelem, zbijając z nim piątkę. Z Calumem przywitałam się w identyczny sposób. Lauren natomiast rzuciła się w moje ramiona, jakbyśmy nie widziały się co najmniej kilka lat. Ashton siedział na samym końcu z nosem w telefonie.
- Hej, Ash. - mruknęłam, siadając na białym siedzeniu obok niego. Walizkę wsunęłam pod siedzenie Lauren, która zajmuje miejsce przede mną. Za mną są jeszcze dwa wolne fotele, które w większości zajmują plecaki oraz torby innych. Gdzieś dostrzegłam nawet podróżną lodówkę oraz czajnik elektryczny.
Chłopak oderwał swój wzrok od urządzenia, patrząc wprost na mnie. Serce mocniej mi zabiło, kiedy złączyliśmy swoje spojrzenia. Brąz jego tęczówek świdruje we mnie. Czuję się przygnieciona jego spojrzeniem. Posyłamy sobie uśmiechy, niby nieśmiałe.
- Hej, Deborah. - odpowiedział, chowając komórkę do kieszeni. Poprawia swoją czerwoną bandamkę, owiniętą wokół jego głowy. Jest już wyblakła i rozciągnięta, ale dodająca mu uroku. - Co u ciebie? - zadaje luźne pytanie.
- Bardzo dobrze, a u ciebie? - mówię, nie odrywając od niego wzroku. Nie oszukujmy się - ciężko oderwać wzrok od sztuki, a Ashton nią jest. Pieprzoną perfekcją, która pięknieje z każdym dniem. Perfekcyjny jest jego uśmiech, kiedy ukazuje swoje zęby. Perfekcyjna jest barwa jego oczu. Perfekcyjne są jego włosy, delikatnie pokręcone i nabierającej miodowej barwy w mocnym słońcu. Perfekcyjna jest jego skóra mimo tego, że jest szorstka na dłoniach. Mogłabym jego zalety wymieniać do końca dnia, a zapewne i tak nie starczyłoby czasu.
- Od kiedy siedzisz naprzeciwko mnie, nie może być lepiej. - puścił w moją stronę oczko. Oblałam się rumieńcem. Żołądek mocno się zacisnął, a w moim wnętrzu rozlało się gorąco. Och mój Boże.
- Jedziemy dzieci na wycieczkę! - wykrzyczał Michael, włączając piosenkę o tytule Teenagers autorstwa My Chemical Romance. Chwilę później ruszyliśmy w nieznane, a w moim umyśle ciągle odtwarzam słowa Ashtona, które skierował w moją stronę.
~*~
- Masz coś do jedzenia? - zapytała Lauren, odwracając się przodem do mnie i Ashtona. Postanowiliśmy usiąść razem w momencie, kiedy zaczęliśmy wspólnie oglądać film na Netflix, a słuchawki okazały się zbyt krótkie, żebyśmy mogli siedzieć na dwóch krańcach vana. Niestety, nasze oglądanie trwało pięć minut, ponieważ stwierdziliśmy, że to wszystko bije nudą na kilometry. Jednak nie miałam nic przeciwko, żeby chłopak siedział obok mnie. Wręcz przeciwnie - jestem uradowana. Każda chwila, kiedy jesteśmy blisko jest warta zachodu słońca. Uwielbiam być blisko niego. Szczerze powiedziawszy, gdyby nie on, ta podróż byłaby najnudniejszą w moim życiu. Nieźle się rozgadaliśmy i właściwie nie zauważyliśmy, że przed nami ostatnie pół godziny drogi.
- A co chcesz? - odparłam, otwierając plecak. Oczy obu Irwinów patrzyli na wnętrze plecaka z wręcz cieknącym ślinami po ich brodzie. - Co? - spytałam, ponieważ ich spojrzenia zaczynały mnie przerażać.
- Kobieto, skąd masz tyle dobroci?! - wykrzyczała dziewczyna, wyciągając z mojego plecaka chipsy, żelki oraz batonika. - W życiu tych rzeczy nie widziałam na tym zadupiu. - dodała, dobierając się głębiej.
- Przywiozłam z Nowego Jorku... - mruknęłam. Poczułam się dziwnie, ponieważ w Nowym Jorku są to normalne słodycze, a tutaj są najwidoczniej mało dostępne albo wcale. Zdecydowanie drugim razem jak tu przyjadę wezmę więcej dla każdego. Nie spodziewałam się, czy kogokolwiek tu poznam, więc nie robiłam dużych zapasów. Poza tym myślałam, że skoro te słodycze są dostępne w wielkim mieście, to również będą na małej wsi. W końcu nie jest to drugi kontynent, a nawet stan. Zaledwie trzysta kilometrów. Najwidoczniej się pomyliłam. Grubo się pomyliłam.
- O mój Boże, ale dawno nie miałam tego batonika w ustach. - jęknęła z przyjemnością dziewczyna, rozczulając się nad czekoladowym batonikiem z nadzieniem orzechowym.
- Powiedz, że masz jeszcze jednego. - rzucił Ashton, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Pod jego spojrzeniem uległam i zaczęłam grzebać w plecaku, aby znaleźć resztę przysmaków. Po kilku, dłuższych chwilach wyciągnęłam trzy batoniki. Ashton wziął jednego, a resztę oddał swojej siostrze. I szczerze powiedziawszy był to naprawdę kochany gest z jego strony, który rozczulił moje serce. Mała drobnostka, jednak idealnie obrazująca to, że Irwin mimo wszystko troszczy się o swoje młodsze rodzeństwo.
- Anioł z ciebie, nie człowiek. - stwierdził chłopak, zatapiając swoje zęby w batoniku. Widzę na jego twarzy satysfakcję, co spowodowało uśmiech na moich ustach.
Poczułam się wyjątkowo, że mogłam sprawić im radość taką małą rzeczą.
Szczególne upojenie daje mi dobry humor Ashtona. Od początku podróży rzuca żartami, które są słabe, jednak śmieję się z nich wraz z nim. Porozmawialiśmy na wiele tematów, dyskretnie na siebie zerkając w chwilach ciszy. Śpiewaliśmy piosenki, zdzierając gardła, ale nikomu to nie przeszkadzało. Właściwie głos Ashtona jest naprawdę piękny, więc tym bardziej nie widzę powodów do złości. Ja mogłabym słuchać go bez przerwy.
- Jesteśmy na miejscu. - powiadomił nas Michael, wyłączając muzykę i zatrzymując się przed niedużym motelem. Jest on utrzymany w kolorach bieli z czerwonymi elementami. Budynek obłożono deskami, które dodają klimatu. Wokół rosną niskie drzewa i krzewy. Na dachu widnieje neonowy pomarańczowy szyld, rzucający się z daleka w oczy.
Zaczęliśmy wysiadać z samochodu wraz ze swoimi bagażami. Dochodzi południe, czyli najgorętsza pora dnia, więc zapewne zwiedzać wyjdziemy dopiero wieczorem, aby przetrwać.
Kiedy stoję na zewnątrz, wręcz duszę się od temperatury dookoła. Macham sobie dłonią przed twarzą, aby chociaż trochę się orzeźwić.
Kieruję się w stronę czerwonych drzwi, przy których zawieszona jest tego samego koloru tabliczka z białym napisem recepcja. Zostawiam przyjaciół w tyle, ponieważ pokoje zarezerwowaliśmy na moje nazwisko.
Wchodząc do środka, drzwi nieprzyjemnie zaskrzypiały. Na środku pomieszczenia stoi biała lada, a za nią siedzi młody mężczyzna, wpatrzony w ekran komputera. Kiedy zauważa mnie na horyzoncie, przybiera firmowy uśmiech i wstaje z krzesełka, na którym siedział.
- Witam w naszym motelu. W czym mogę pomóc? - zapytał uprzejmie.
- Przyszłam odebrać kluczę do pokoju.
- Nazwisko?
- Mitchell.
Mężczyzna skierował się do komputera, aby sprawdzić rezerwacje oraz numery pokoi. Cierpliwie czekam, rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu. Na ścianach zawieszone jest kilka obrazków, a za ladą widać klucze z czerwonymi brelokami, na których widnieją numery pokoi.
Opieram się o blat, stukając w niego pomalowanymi na czarno paznokciami.
Po trzech minutach facet wstaje od komputera i sięga po dwa klucze.
- Proszę, trzyosobowe pokoje o numerze sto dwadzieścia i sto dwadzieścia jeden. - uśmiechnął się, podając mi metal. Odwzajemniłam uśmiech, dziękując i odwracając się ku wyjściu z klaustrofobicznego pomieszczenia.
Wszyscy na zewnątrz zostali w tym miejscu, w którym byli. Pomachałam kluczami, a oni odetchnęli z ulgą. Wcale się im nie dziwię, ponieważ wytrzymanie na tym skwarze graniczy z cudem.
Chłopakom podałam klucz z numerem sto dwadzieścia jeden, a ja wraz z Mią i Lauren wzięłyśmy pokój sto dwadzieścia. Każdy z nas chwycił swój bagaż, a potem skierowaliśmy się do schodów prowadzących na piętro, gdzie są pomieszczenia od stu do stu trzydziestu. W czasie wakacji wyjątkowo motele w tej okolicy są zapełnione po brzegi. Ciężko było znaleźć tani oraz jakościowy nocleg, ale po kilku godzinach się udało.
Wsunęłam klucz w zamek czerwonych drzwi z białym numerkiem sto dwadzieścia. Przekręciłam metal dwa razy w prawą stronę, aż usłyszałam znajomy dźwięk otwartego wejścia. Chłopcy zdążyli już zniknąć w swoim pokoju z głośnym westchnięciem na widok łóżek.
Otworzyłam drzwi na rozcież i weszłam do niewielkiego pomieszczenia. Wszystkie ściany są w kolorze bieli oprócz jednej, która jest wyłożona karmelowymi cegłami. Pod tą ścianą stoją trzy, pojedyncze łóżka ze śnieżnobiałą pościelą. Między meblami znajdują się małe szafeczki nocne z lampami, kilkoma ulotkami oraz telefonem do recepcji. Naprzeciwko łóżek można dostrzec dwudrzwiową szafę, biurko z krzesełkiem oraz półeczkę. Na biurku stoi czajnik elektryczny wraz z trzema kubeczkami oraz małym pudełeczkiem, wypełnionym torebkami z herbatą. Oczywiście są też drzwi prowadzące do łazienki połączonej z toaletą.
- Zajmuję środkowe łóżko! - wydarła się Lauren, niedbale rzucając swoją walizkę na podłogę i skacząc na materac.
- Ja najdalsze od wejścia! - oznajmiła Mia, również pędząc w wyznaczone przez siebie miejsce. Pokręciłam głową na zachowanie dziewczyn. Czasami są one naprawdę niemożliwe.
Odłożyłam walizkę z plecakiem pod ścianę, wcześniej zamykając drzwi. Postąpiłam identycznie jak dziewczyny i rzuciłam się na łóżko, które po dwóch godzinach jazdy w ciasnych siedzeniach jest wybawieniem.
Jednak nie dane mi było odpocząć, ponieważ mój telefon zaczął wibrować pod wpływem wiadomości. Głośno jęknęłam, a moje przyjaciółki zaczęły chichotać z mojego zachowania.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni szortów i odblokowałam go, aby zobaczyć powiadomienia.
Michael Clifford: Nie zapomnijcie, że o osiemnastej idziemy na pizzę, suki
Michael Clifford: I błagam cię Mitchell, załóż dłuższe spodenki, ponieważ Ashton nie może przestać teraz gadać o twoich seksownych nogach.
Michael Clifford: Obawiam się, że zaraz pójdzie do łazienki, aby sobie zwalić lol
Czerwona barwa oblała moje policzki. Odpisałam Cliffordowi krótkie, ale treściwe okej. Wewnątrz mnie wszystko zaczęło się przewracać, a słowa chłopaka nie chciały dojść do mojej świadomości. Nawet byłam gotowa oskarżyć go o kłamstwo, jednak on nie byłby gotów kłamać w takich sprawach.
Cholera, wariuję przez niego.
*Jakby ktoś się zastanawiał, o jakim samochodzie mowa, wklejam zdjęcie
Zostawcie komentarze i votes! <3
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top