12."Mogłabym skoczyć za nim w ogień"

Leżę z przymkniętymi powiekami w swoim łóżku. Wsłuchuję się w odgłosy, które przedostają się przez otwarte okno. Jestem okryta cienkim kocem, ponieważ jeszcze nie wstałam z łóżka. Wiem, że dochodzi dwunasta, jednak zbywam to. Cieszę się chwilą, kiedy mogę porządnie odpocząć, aby nie zaczynać dnia od dużego kubka kawy. Skupiam się na swoich głębokich oddechach. Powietrzem wypełniam każdy zakamarek swoich płuc, a potem powoli to wydycham. Rozluźniam mięśnie, a one stają się jak z waty. Czuję się błogo. Dawno nie odprężałam się fizycznie i teraz wiem, że tego potrzebowałam. Pragnęłam, aby rozluźnić każdy fragment swojego ciała. Może wydawać się, że fizyczny stan nie jest ważny, kiedy to ból psychiczny rozrywa ci serce, jednak to nieprawda. Ważne jest, aby posiadać rozluźniony organizm, kiedy atakują nas złe myśli. Kontrolując poszczególne partie ciała, skupiamy się na tym i zapominamy o innych rzeczach.

Mój mózg ciągle zaprzątają obrazy chłopaka o blond włosach oraz brązowych tęczówkach. Przewijam nasze rozmowy oraz momenty zetknięcia naszych ramion. Przechodziły mnie wtedy prądy, paraliżujące moje mięśnie. Chwilowo zapominałam o oddychaniu, a serce o tłoczeniu krwi. Tego wieczoru oczarował mnie swoim wyglądem oraz charakterem. Zauroczyłam się jego sposobem bycia oraz tym, że jest tak wspaniałym człowiekiem. Mogłabym słuchać jego rozterek godzinami. Głos tego chłopaka uspokaja mnie, a jego śpiew powoduje dreszcze na moich plecach. Dotyk wywołuje istny pożar pożądania w moim ciele, a wzrok onieśmiela. Mogłabym skoczyć za nim w ogień, jeśli by tylko poprosił.
Boże Święty, przy nim czuję się oderwana od świata. Sprawia, że o wszystkim zapominam. W centrum mojego zainteresowania bez przerwy znajduje się jego osoba. Okręcił mnie wokół swojego małego palca.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek to ja będę tą, która poddaję się tym niewinnym gierkom. Zawsze trzymałam za stery, trzymając wszystko pod kontrolą. Nie dawałam nikomu, żeby wygryzł mnie z tego miejsca. On mnie przechytrzył, co niekoniecznie może sprowadzić moje życie na dobre tory. Czy się tym przejmuję? Oczywiście, że nie. Jestem zbyt oczarowana, aby myśleć o przyszłości. Liczy się to, żeby znaleźć dla nas więcej czasu i abyśmy mogli lepiej siebie poznać. Nie robię sobie nadziei na więcej, bo doskonale sobie zdaję sprawę, że każda znajomość może wygasnąć z momentem, kiedy opuszczę te miejsce. Staram się trzymać nas na dystans, ale nie potrafię. Przyciąga mnie do siebie, niczym cholerny magnes. A cóż, ja nie umiem się sprzeciwić, ponieważ jest zbyt silny.

Zaczynam błądzić we własnych filozofiach. Z jednej strony pragnę go mieć ciągle przy sobie, a z drugiej...nie chciałabym go znać. Zrobił duże tornado emocjonalne w moim organizmie, nad którym w większości nie mogę zapanować. Jednak dzięki niemu zapomniałam o swoim byłym chłopaku oraz przyjaciółce. Zastąpił ich w stu, a może nawet dwustu procentach. W ciągu tych kilkunastu dni zaufałam mu i chyba byłabym gotowa wyspowiadać się mu ze wszystkich głupot, które popełniłam.

Mój odpoczynek przerwał huk drzwi, które roztworzyły się. Wzdrygnęłam się. Leniwie uniosłam powieki, zerkając w próg. Stoi w nim Mia z ręcznikiem na włosach oraz w szlafroku. Stopy przyozdabiają krótkie skarpetki oraz różowe klapki. Na jej twarzy nie ma makijażu. Marszczę brwi, widząc jej wygląd. Czy ona właśnie przeszła tak przez całą wieś?

- Czemu nic nie mówiłaś, że kręcisz z Ashtonem?! - wykrzyczała. Jęknęłam w poduszkę, zakrywając uszy dłońmi. Zakopałam się pod pościel, nie mają ochoty na tłumaczenia. Owszem, przyjaźnimy się, jednak poranne rozmowy nie są moimi ulubionymi. Jestem nieświadoma i potrafię pleść głupoty, których później nie pamiętam oraz żałuję.

Czuję, że łóżko ugina się. Zapach słodkiego balsamu dociera do moich nozdrzy. Domyślam się, że to Mia. Tylko ona uwielbia słodkie zapachy owoców oraz kwiatów. Czasami intensywność tych aromatów przyprawia o zawroty głowy.
Wydostaję się spod kołdry, aby spojrzeć na dziewczynę. Pokazuje mi swój telefon z włączoną aplikacją Snapchat, gdzie znajduje się zdjęcie moje i Ashtona. Patrzy na mnie pytającym oraz zdezorientowanym wzrokiem. Głośno wypuszczam powietrze, przewracając oczami.

- Żartowaliśmy sobie. - wytłumaczyłam obojętnym tonem. Jednak moje wnętrze skręcało się na wspomnienia wczorajszego wieczoru. Grzechem byłoby powiedzenie, że nie było dobrze. Było wspaniale. Mimowolnie uśmiecham się. Chcę to pohamować, jednak nie potrafię.

- To czemu się szczerzysz jak głupi do sera? - zadaje pytanie, unosząc brwi ku górze. W jej oczach widzę chęć wykrzyczenia swojej radości z mojego zachowania.

- Nie szczerzę się. - prychnęłam, niwelując uśmiech ze swojej twarzy. Mia wybuchnęła szczerym śmiechem, kręcąc głową z niedowierzania.

- Jasne, jasne. - odzywa się z ironią, nie mogąc opanować śmiechu. - A ja jestem papieżem.

- Ugh, daj mi spokój! - fuknęłam zawstydzona. Wcisnęłam twarz w poduszkę, chowając zarumienione policzki. Ciężko mi rozmawiać o relacji, która właściwie jest chwiejna i dziwna. Niebezpieczna i kojąca. Pełna obaw i uśmiechów. Inna.
Nie wiem, na czym stoimy. Grunt pod naszymi stopami jest nierówny. Ciężko określić, gdzie właściwie stąpamy. Za każdym pagórkiem znajduje się niewiadoma. Chciałabym nazwać tą koleżeńską relacją, ale wiem, że ona nie istnieje. Właściwie naszą znajomość można określić jednym słowem - przepaść. Łączą nas właściwie małe czynniki, ale nie wystarczające, aby pokonać wielką przeszkodę między nami.

- Okej, już nic nie mówię! - uniosła ręce w geście obronnym, ale na jej twarzy błąka się zawadiacki uśmiech. - Ale i tak napiszę do Michaela, żeby wymyślił ship waszej dwójki. - stwierdziła, odblokowując komórkę, aby zapewne napisać do wcześniej wspomnianego chłopaka. Teatralnie przewróciłam oczami, również sięgając po swój telefon. Bez zawahania kliknęłam w chat z Ashtonem.

Deborah Mitchell: Mia już przeprowadziła ze mną wywiad, a jak u ciebie?

Ashton Irwin: Na razie cicho, oby tak zostało :p

Deborah Mitchell: Czemu to ja muszę cierpieć? ;/

Ashton Irwin: Takie życie, słońce ;*

Zachichotałam krótko pod nosem. Moja przyjaciółka automatycznie skierowała swoją uwagę. Spoważniałam, a ona jedynie przekręciła oczami.

- Masz ochotę na płatki z mlekiem? - zapytałam, blokując urządzenie.

- Pewnie.

Zdjęłam z siebie kołdrę, podnosząc się z łóżka. Na stopy nałożyłam skarpetki, które leżą obok łóżka. Zdecydowanie przydałoby się uprzątnąć mój pokój.
Zeszłyśmy na dół, gdzie krząta się moja babcia.

- Cześć. - przywitałam się, wchodząc do kuchni. Starsza kobieta zaparza herbatę, a pod jej pachą znajduje się książka.

- Dzień dobry. - odpowiada, odwracając się w naszą stronę. - Jak się spało?

- Dobrze. - odpowiedziałam, uśmiechając się delikatnie. - Byłoby lepiej, gdybyś nie wpuściła Mii. - dodałam ze śmiechem.

- Hej, jestem tutaj i wszystko słyszę! - rzuciła Mia, obrażonym tonem. Babcia pokręciła głową, śmiejąc się z naszego zachowania.

- Zostawiam was same, więc proszę, abyście nie spaliły kuchni. - odparła staruszka, biorąc w dłoń herbatę i kierując się w stronę ogródka. Gdy zniknęła z pola widzenia sięgnęłam po dwie miseczki, kukurydziane płatki oraz zimne mleko. Mia ciągle wpatruje się w ekran swojej komórki. Domyślam się, że prowadzi żywą dyskusję z Cliffordem na temat mój i Irwina, jednak zbywam to. Nie będę niszczyła ich nadziei, ani jej dawała, ponieważ sama mam wiele znaków zapytania, jeśli chodzi o naszą dwójkę. Jesteśmy jedną, wielką niewiadomą. Liczę, że kolejne nasze rozmowy oraz spotkania rozwiążą może kilka pytań, które zaprzątają moją głowę. Cóż, dalej niewiele o nim wiem. Praktycznie wcale. Chciałabym chociaż poznać namiastkę tego, co go dołuje i zabiera mu ten czarujący uśmiech z ust. Gdzieś w środku pragnę, żeby był szczęśliwy, nawet jeśli ja miałabym na tym ucierpieć. Nie zasługuje na żadne zło tego świata.

Jest różą między chwastami. Piękny, delikatny, urokliwy, ale otoczony bólem.

- Woah, uważaj. - głos Mii przywrócił mnie do rzeczywistości. Jej dłoń złapała moją, odchylając mleko, które zaczęło się wylewać z naczynia. Oblałam się rumieńcem, mrucząc pod nosem kilka przekleństw. Zakręciłam butelkę z cieczą, szukając papierowego ręcznika.

- Niezdara ze mnie. - karcę siebie samą, ukrywając trzy kawałki papieru. Szybko zaczęłam wycierać blat z mleka.

- O czym się tak rozmarzyłaś? - zapytała przyjaciółka, pomagając mi wytrzeć bałagan, który zrobiłam.
Westchnęłam ciężko, zastanawiając się nad odpowiedzią. Mogłabym z czarnowłosej wyciągnąć kilka informacji na temat Ashtona, jednak nie wiem, czy byłoby to w porządku do niego. Może specjalnie nie chce wspominać o niektórych rzeczach, aby nie zepsuć obrazu idealnego chłopca? Kompletnie nie mam pojęcia, a w mojej głowie świeci pustka.

- Nie chcę o tym na razie rozmawiać. - odpowiedziałam po dłuższej chwili, gdy już uporałyśmy się ze sprzątaniem. Brudne ręczniki wyrzuciłam do kosza. Z szafki w blacie wyciągnęłam dwie, srebrne łyżeczki, które wrzuciłam do jedzenia. Jedną salaterkę podałam dziewczynie, a ona w zamian podziękowała.

- Jeśli chodzi o twoją sytuację w Nowym Jorku to...

- Co wiesz? - przerwałam, czując jak w moich żyłach rodzi się panika, złość oraz smutek. Nie wiem, jakich informacji się dowiedziała oraz skąd. Obawiam się, że mógł do niej napisać ktoś z mojej szkoły i obsmarował mnie od góry do dołu. Nie oszukujmy się - w dzisiejszych czasach nietrudno znaleźć potrzebnych informacji w internecie, szczególnie, że ludzie sami je dobrowolnie rozprzestrzeniają.

- Wszystko. Twoja babcia mi powiedziała. - wyszeptała, a mi oddech uwiązł w gardle. - Przykro mi, naprawdę. - skrucha w jej głosie mocno uderzyła w moją osobę. Wzięłam głęboki oddech, ponieważ miałam o tym nie myśleć. Szybko wyrzuciłam wspomnienia z głowy oraz wszelkie z nimi powiązania. Jestem silna.

- W porządku. Nic się nie stało. - posłałam w jej stronę mały uśmiech. - Poradzę sobie. - dodałam z przekonaniem. W końcu nie raz wyszłam z bagna, do którego wrzuciło mnie życie. Tym razem się też uda.

- Jak będziesz potrzebowała się wygadać, cokolwiek, możesz do mnie przyjść. - położyła dłoń na moim ramieniu, ciepło się uśmiechając. Ciepło rozprzestrzeniło się po moim brzuchu.
Czuję, że trafiłam do odpowiedniego miejsca o odpowiednim czasie. Odnalazłam ludzi, którzy są warci mojego czasu oraz uwagi. Zastąpili mi wszystko, co straciłam. Pokazali, że na tym świece są jeszcze osoby, posiadające jakiekolwie wartości. W tym momencie nie żałuję żadnego centa na wydany bilet autobusowy w tę stronę.
Czasami najgorsze decyzje mogą okazać się najlepszymi.

- Dziękuję. - wychrypiałam.

W spokoju zjadłyśmy późne śniadanie, słuchając porannej audycji radiowej. Prowadzący rozmawiali o idealnych pomysłach na wakacje, w międzyczasie rozstrzygając konkurs na wycieczkę na Malediwy. Dzięki temu przypomniałam sobie o naszym zaplanowanym wyjedździe.

- O mój Boże, przecież w czwartek wyjeżdżamy. - wypaliłam, zdając sobie sprawę, że mam trzy dni, aby spakować najpotrzebniejsze rzeczy i dokupić ewentualne braki.

I tylko trzy dni, żeby przygotować się na cały weekend w nierozłącznym towarzystwie Ashtona.

Cholera.


Wesołych świąt! 🥰🎅🏼

Komentujcie i zostawcie votes! ❤️

FajnaSosna xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top