11."Do celu po trupach"
- Wygrałam! - krzyknęłam zadowolona, kiedy babci pionek ustał na najdroższej ulicy, gdzie stoi hotel, i która należy do mnie. Na dodatek w jej posiadaniu zostały ostatnie sto dolarów oraz jedna z najtańszych ulic. Najzwyczajniej zbankrutowała w monopoly, oddając mi wygraną.
- Oszukiwałaś, prawda? - wypaliła babcia, nadąsana patrząc na plansze. Zaśmiałam się, zabierając jej ostatnie pieniądze. Zebrała się we mnie satysfakcja, kiedy w moje posiadanie weszła ostatnia dzielnica na planszy.
- Nie, nie oszukiwałam. - odpowiedziałam, uśmiechając się pod nosem. Sięgnęłam po lemoniadę, która stoi na drewnianym stoliku, okrytym obrusem. Zerknęłam również na zegarek w telefonie. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam godzinę dwudziestą trzecią dwadzieścia osiem. Grałam z babcią w monopoly aż trzy godziny. Przyznam, że wcale tego nie odczułam, bo gra była wyjątkowo emocjonująca oraz przyjemna. - Musisz się pogodzić z tym, że pierwszy raz przegrałaś. - dodałam. Kobieta pokręciła głową, wstają z kanapy.
- Jestem pewna, że oszukiwałaś. - upierała się, poprawiając swój różowy szlafrok. Chwyciła w dłoń książkę Stephena Kinga, którą aktualnie czyta i zaczęła kierować się w stronę swojej sypialni. - Jutro rewanż! - odparła, opuszczając salon. Ponownie się zaśmiałam i zaczęłam sprzątać pionki, karty oraz pieniądze.
Całą niedzielę poświęciłam babci. Z rana zjadłyśmy wspólne śniadanie, w południe poszłyśmy do kościoła, a teraz cały wieczór grałyśmy w gry planszowe. Moi znajomi dopiero dzisiaj odpoczywają po piątkowej imprezie. A właściwie odsypiają ją, bo domówka trwała do sobotniego wieczoru. Nie wiem, skąd mieli tyle energii, jednak mam nadzieję, że dobrze się bawili. Ja pół soboty spędziłam w łóżku z powodu bólu głowy, jednak kiedy nabrałam wigoru pomogłam babci w sprzątaniu domu, aby mogła zająć się swoim ukochanym ogródkiem.
Starałam się nie myśleć o nieudanej imprezie, której nastrój zapewne zniszczyłam. Jednak wyciągnęłam wnioski, że zachowuję się żałośnie i nie mogę płakać za kimś, kto nie zasługuje na nawet najmniejszą łzę. Wyrzuciłam ze swojego serca wszystkich, którzy mnie skrzywdzili. Uniosłam wysoko głowę i nie zamierzam więcej rozmyślać o tym, co dzieje się w Nowym Jorku. Teraz mnie tam nie ma, więc żadne problemy mnie nie dotykają. Będę musiała im stawić czoła aż we wrześniu. Mam dwa miesiące, aby zregenerować swoje siły i pokazać wszystkim, że nie dam już sobą pomiatać. Jeśli ja tego nie zrobię, to nikt za mnie też tego nie zrobi. Tylko ja mogę powstrzymać to, co próbuje mnie zniszczyć. Jest to moja wojna, więc muszę chwycić stery i wygrać bitwę. Inaczej dalej będę popychadłem, które jedyne co umie to użalać się nad sobą oraz swoim losem. Nie chcę, żeby mnie tak traktowano. Wcześniej byłam na samym szczycie, więc muszę na te podium wrócić. Do celu po trupach.
Kiedy posprzątałam grę i odłożyłam ją do szafki, mój telefon wydał z siebie dźwięk wiadomości. Szybko pognałam po urządzenie i odblokowałam je.
Ashton Irwin: Wejdź na dach domu twojej babci przez okno w twoim pokoju
Deborah Mitchell: Co?
Ashton Irwin: Po prostu to zrób
Zmarszczyłam brwi, wpatrując się w wymianę wiadomości. Chciałam odpisać, jednak poddałam się i ruszyłam w stronę schodów. Pokonałam stopnie w kilka sekund, a potem skierowałam się do swojego pokoju, gdzie panuje chaos. Na podłodze leży moja walizka, której do tej pory nie rozpakowałam w całości, a na podłodze walają się moje skarpetki oraz bielizna. Speszona zgarnęłam wszystko pod łóżko, gdyby okazało się, że chłopak chce złożyć mi niespodziewaną wizytę. Zdecydowanie nie chciałabym, żeby oglądał moje biustonosze oraz majtki.
Otworzyłam szafę, z której wyciągnęłam czerwoną bluzę z kapturem. Nałożyłam ją na siebie, ponieważ na zewnątrz jest chłodno.
Niepewnie podeszłam do okna, odstawiając z parapetu kaktus oraz lusterko z kilkoma kosmetykami. Roztworzyłam je i wyjrzałam.
- Co tutaj robisz? - zapytałam, widząc po lewej stronie siedzącego na dachu Ashtona z dużym pudełkiem pizzy oraz butelką coli. Chłopak się zaśmiał, poprawiając bandamkę, która tkwi na jego głowie. Wygląda w niej uroczo oraz niewinnie. Odejmuje mu też lat, chociaż i tak wygląda naprawdę młodo.
- Pomyślałem, że mogę umilić ci wieczór. - wzruszył ramionami, uśmiechając się niewinnie. Przyznam szczerze, że moje serce mocniej zakołatało, widząc jego uniesione kąciki ust w górę. Jednak zbyłam to, kręcąc głową. Zaczęłam uważnie przekładać nogi poza swój pokój, aby dostać się na dach. Cóż, nie jestem w stanie odmówić darmowej pizzy oraz dobrego towarzystwa.
- Pomożesz mi? - poprosiłam, nie mogąc się wciągnąć na dachówki. Ashton delikatnie zjechał w dół, łapiąc moje dłonie. Znowu staram się nie myśleć o jego elektryzującym dotyku, który powoduje dreszcze. Jego dłonie są niezwykle duże, ciepłe oraz szorstkie. Moje to ich całkowite przeciwieństwo- zgrabne, lodowate oraz gładkie. Zerkam na jego ramiona, kiedy pomaga mi wejść wyżej. Z powodu swojego roztargnienia prawie się ześlizguję, ale łapie mnie w ostatniej chwili. Biorę głęboki wdech, kiedy jego ramiona mocno owijają się wokół mnie, a nos znowu drażnią kiepskie perfumy, które uwielbiam. Chwilę potem cała się czerwienię. Zdaję sobie sprawę ze swojej niezdarności oraz braku koncentracji. Właściwie prawie otarłam się o śmierć.
- Dziękuję. - mruczę cicho, wyswobadzając się z jego ciepłego uścisku, który powoduje palenie mojej skóry oraz rozchwianie emocjonalne. Poprawiam się, siadając po jego lewej stronie. Mocno zapieram się nogami, aby nie polecieć w dół.
Zerkam na niebo, które znowu przyozdabiają miliony gwiazd w towarzystwie księżyca. Zabiera mi dech w piersiach, widząc ogromne pola oraz lasy, rozciągające się na całym widnokręgu. W oddali widać drogę, gdzie przejeżdża niewielka liczba samochodów. Właściwie można je policzyć na palcach u obu rąk. Jest to odległa okolica od wielkich miast, czyli bardzo rzadko odwiedzana i wręcz omijana. Słychać tutaj najmniejsze szmery oraz powiewy wiatru.
Z każdym dniem ta mała miejscowość mnie zaskakuje swoim potencjałem. Myślę, że znajduje się tutaj więcej tajemnic niż w wielkim mieście.
Zapach ciepłej pizzy uderzył w moje nozdrza. Ashton przystawił do mnie pudełko, oczekując aż wezmę jeden kawałek. Nieśmiało sięgam po jedzenie.
- Mam nadzieję, że nie jesteś wegetarianką, bo nie miałem pojęcia jaką zamówić. - odparł, a jego policzki zaczerwieniły się. Dziwnie widząc go zawstydzonego, kiedy to ja zazwyczaj jestem onieśmielona jego osobą.
- Trafiłeś w moją ulubioną. - rzekłam, biorąc gryza pizzy, która wręcz rozpuszcza się w moich ustach. Przymknęłam powieki, rozkoszując się jej smakiem. - O mój Boże, ale dobra. - jęknęłam, ponieważ cholernie dawno nie jadłam pizzy. Irwin zaczął się śmiać.
- Smacznego, tak w ogóle. - powiedział z pełną buzią.
- Nawzajem. - odpowiedziałam, znowu pogrążając się w smaku.
Jemy w ciszy, stykając się ramionami. Patrzymy się w przestrzeń, oddychając tym samym powietrzem. Nie dokucza mi niska temperatura nocy. Zachwycam się pięknem okolicy oraz zapachem Ashtona, który mimo swojej tandetności uwielbiam. Kojarzy mi się wyłącznie z nim. I tylko ta woń powoduje, że zaczyna kręcić mi się w głowie.
Kątem oka spoglądam na profil chłopaka. Również patrzy przed siebie. Jego wyraz twarzy jest skupiony. Zarys szczęki w tym świetle jest wyraźny oraz mocny. Przez głowę przechodzi mi myśl, że chciałabym go pocałować w policzek. Przyłapuję się znowu na nieodpowiednich myślach, które dotyczą jego osoby.
- Często się na mnie patrzysz. - stwierdził blondyn, odwracając głowę w moją stronę. Posłał mi łobuzerski uśmiech. Odwróciłam wzrok, czując ponownie pieczenie na policzkach.
- Nieprawda. - zaprzeczyłam, mimo że obydwoje doskonale znaliśmy prawdę. Poczułam się głupio, bo zachowuję się dziecinnie. Jakby był pierwszym chłopakiem w moim życiu, z którym mam bliższy kontakt niż zwykła rozmowa. Jednak czuję się tak, jakby właśnie był tym pierwszym zauroczeniem w moim życiu. Przy nim czuję się wspaniale, jakbyśmy mogli podbić cały świat, a nawet kosmos. My i nasza dziwna relacja.
- Uroczo wyglądasz, gdy się rumienisz. - powiedział, przypatrując się mi swoimi brązowymi tęczówkami. Moje policzki dostały większej temperatury, a przyjemny żar oblał ciało. Uniosłam kąciki ku górze. Cicho się zaśmiałam, bo nie wiedziałam, jak dokładnie mam zareagować. Już wspominałam, że przy nim tracę zmysły? Jeśli tak, to powtarzam te słowa po raz kolejny, ponieważ to jest pieprzona prawda, której nie umiem zmienić. Mięknę przy nim oraz jego towarzystwie. Jestem pewna, że mógłby mnie owinąć sobie wokół małego palca, a ja oddałabym się mu w całości.
- Um, dzięki? - wymruczałam, pochłaniając jedzenie.
Wpadł mi do głowy pomysł, żeby dodać coś na Snapchata, ponieważ od początku wakacji dodaję tam bardzo mało zdjęć, a dzisiaj jest chyba dobra okazja, aby pokazać wszystkim, że świetnie się bawię bez ich fałszywych osób. Odblokowałam telefon i włączyłam aplikację. Chciałam zrobić zdjęcie pizzy, jednak nie zrobiłam tego, ponieważ Ashton wyrwał mi urządzenie z dłoni.
- Oddaj mój telefon! - krzyknęłam spanikowana. Cóż, nie chciałabym, żeby odkrył, że w galerii dalej mam jego zdjęcia, które pobrałam z portali społecznościowych. Ale hej! Wygląda na tych fotografiach cholernie gorąco i jestem pewna, że nie jestem jedyną, która tak postąpiła.
- Po co robisz zdjęcia pizzy, skoro możesz mi? - palnął, zmieniając kamerkę na przednią. Wyciągnął rękę w przód i nakierował na nas. Ja zakryłam twarz dłonią, ponieważ mój makijaż nie jest w najlepszym stanie. Ashton natomiast mocno rozciągnął swoje usta w uśmiechu. Chwilę później można było usłyszeć dźwięk robionego zdjęcia. Spojrzał na zdjęcie, podpisał je i dodał na my story. Nie dał mi go nawet ocenić, więc gdy zyskałam telefon w swoich rękach od razu spojrzałam na zdjęcie oraz tekst, który się na nim znajduje.
Randka 😋
- Oszalałeś?! Przecież Mia oszaleje, jak to zobaczy! - fuknęłam, a on ciągle się szczerzył. Jęknęłam widząc, że już trzy osoby widziały zdjęcie, więc nie wypada go usunąć.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, co tak właściwie napisał. Mój żołądek się skurczył. Powstrzymuję uśmiech, cisnący się na moją twarz. W mojej głowie ciągle krąży słowo randka. Czy to jest w ogóle możliwe, że napisał to całkowicie poważnie? Gdzieś w środku słyszę głosik przepełniony okrzykiem radości, jednak rozum podpowiada, żebym go nie słuchała i nie robiła niepotrzebnych nadziei. Sam wyraz randka w połączeniu z imieniem Ashton wydaje się abstrakcją, a co dopiero połączyć to w rzeczywistości. Szczególnie, że wcale nie jestem ładną dziewczyną, która jest warta uwagi takiego chłopaka, jakim jest Irwin. Jego osoba czasami wydaje się odległa, niczym kosmos. Jest wielką niewiadomą, której nie potrafię rozwiązać. Mąci mi w głowie swoimi słówkami oraz czynami, a potem wszystko niszczy. Od tak.
- Nie przesadzaj. Nie może być tak źle. - zmarszczył brwi, biorąc z kartonu kolejną porcję niezdrowego jedzenia.
- Może być gorzej niż myślisz. - podsumowałam, wkładając do ust ostatniego kęsa.
- Będziemy największą plotką tej wsi. - zaśmiał się, a ja mimowolnie wraz z nim. Na pewno nie unikniemy rozgadania tej informacji przez Mię, bo ona już taka jest, że mówi o wszystkim każdemu, kogo napotka na swojej drodze. I nie ważne, czy ta osoba ma lat dziesięć, dwadzieścia, czy pięćdziesiąt. Z każdym znajdzie wspólny język oraz temat.
- Naprawdę uważasz to za randkę? - zapytałam poważnie, kiedy uspokoiliśmy się. Ashton patrzy przed siebie, przez chwilę nic nie mówiąc. Przyglądam się jego gładkiej twarzy. Oczami świdruje ogródek mojej babci. Wygląda jakby był nieobecny, zamyślony. W tym wydaniu wygląda pociągająco, dojrzalej. Mogę teraz dostrzec różnicę tych lat, która występuje między nami. Za dnia przypomina nastolatka, a teraz w ciemnościach dorosłego mężczyznę. To niezwykłe, jak potrafi dobrać emocje do sytuacji.
- Nie wiem. - odpowiedział. - Jeśli uznalibyśmy to za randkę to byłaby to moja pierwsza, prawdziwa randka w życiu.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
Zagryzłam wargę. W ciszy spożywamy posiłek, znowu patrząc na krajobraz. Kłócę się z myślami, siedząc obok tego chłopaka i wdychając jego zapach. Ciągle wpatruję się w jego profil. On o tym wie, ale nic nie mówi. Jakby przywykł do tego, że ciągle na niego zerkam i posyłam sygnały. Między nami zdecydowanie jest więcej, niż zwykła przestrzeń oraz powietrze. Od Ashtona występuje jeszcze pole magnetyczne, które mocno mnie do niego przyciąga. Czasami bez pohamowania. Jednak nie przeszkadza mi to, że jesteśmy tak blisko siebie w kontekście fizycznym. Lubię te iskierki, które występują, kiedy stykamy się ciałami. Oraz dreszcze przechodzące moje ciało w momencie, gdy mówi mi proste, ale przyprawiające o krępacje komplementy. Cholera, uwielbiam jego całego.
- Chciałbyś, żeby wyglądała tak twoja pierwsza randka? - palnęłam, bawiąc się pizzą, którą trzymam w palcach.
- Myślę, że tak.
- Więc uznajmy to za randkę. - wzruszyłam ramionami. Skrzyżowaliśmy spojrzenia, a on posłał mi naprawdę ciepły uśmiech, który rozpalił moje wnętrze.
Boże Święty, co ten chłopak ze mną robi?
Komentujcie i zostawcie votes! ❤️
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top