10.2"Zrobili z mojego życia piekło"
- Zagrajmy w ,,nigdy przenigdy"! - zaproponował Calum, kiedy wszyscy siedzimy wokół szklanego stolika. Dochodzi pierwsza w nocy, ale nie przeszkadza nam to, aby jeść pizzę i popijać ją kolejnymi drinkami. Nie wiem, ile wlałam w siebie alkoholu. Po piątej szklance zaprzestałam liczenia. Gorąco roznosi się w moim ciele od ilości wypitej wódki. Nie przejmuję się tym, że Ashton bez przerwy patrzy na moje ciało. Całkowicie zapomniałam o tym, że moja spódniczka jest o wiele krótsza niż powinna. Właściwie to zatraciłam się w alternatywnej rzeczywistości.
Kręci mi się w głowie, kiedy robię sobie następnego drinka, abym mogła zagrać z przyjaciółmi w kolejną, pijacką grę. Śmieję się, kiedy sok wylatuje poza szklankę. Nie przeszkadza mi to, że ubrudziłam sobie nim palce. Mój umysł jest tępy przez alkohol, więc nie odczuwam większości emocji. Towarzyszy mi jedynie śmiech oraz chęć śpiewania kolejnych hitów z lat osiemdziesiątych.
- Ja zacznę! - wyrwała się Lauren, która również nie należała do najtrzeźwiejszych. Właściwie to zdecydowanie się upiła dzisiejszego wieczoru. Zadziwia mnie fakt, że Ashton jako starszy brat nic z tym nie zrobił. Wręcz przeciwnie - sam polewał jej kolejne kolejki shotów. Jednakże nie wnikam głębiej w ich relację, ponieważ z daleka widać, że jest ona odmienna od więzi typowego rodzeństwa. - Nigdy przenigdy nie kąpałam się nago w miejscu publicznym. - wybełkotała, a na jej twarzy gościł rozbawiony wyraz. Wypiły jedynie dwie osoby - ja i Calum.
- Nigdy przenigdy nie całowałem się z osobą tej samej płci. - powiedział Michael, który jest po prawej stronie Lauren. Tym razem z kubeczków wypiły wszystkie dziewczyny oraz Calum. Zaczynam nabierać podejrzeń, że wygra kolejną grę.
- Nigdy przenigdy nie przyłapałam nikogo na seksie. - nadeszła kolej Mii. Dziewczyna wcale nie wygląda, jakby wypiła duże ilości wódki. Zdecydowanie trzyma się z nas najlepiej i jestem pewna, że jutro będzie z nas wszystkich cierpiała najmniej.
Lauren ponownie degustuje alkohol, a Ashton jęczy z zażenowania. Z moich ust wydobywa się śmiech, bo domyślam się, że to on został przyłapany przez siostrę.
- Boże Święty, naprawdę?! - wykrzyczał Michael, który również musiał zrozumieć aluzję. - Współczuje ci. - zachichotał, a blondynka tylko wzruszyła ramionami.
- Nigdy przenigdy nie zdradziłem swojej dziewczyny. - tym razem głos zabrał Calum. Jemu humor również towarzyszył. Bez przerwy się uśmiechał i rzucał sprośnymi żartami w stronę Lauren. Dużo razy dostał ochrzan od Ashtona, który twierdził, że wolałby nie wiedzieć, co jest między nimi. Mnie to jedynie bawiło.
Nikt nie wypił alkoholu, więc nadszedł mój czas, abym powiedziała swoje zdanie:
- Nigdy przenigdy nie brałam narkotyków. Trawka się nie liczy!
Tym razem również nikt nie wypił.
- Nigdy przenigdy nie miałem niższego zachowania w szkole niż dobre. - stwierdził Ashton, jakby od niechcenia. Z niezadowoleniem na twarzy upiłam swojego drinka, a wraz ze mną Michael. Znowu uderzyły we mnie przykre wspomnienia, ale nie chciałam tego ukazać. Zamknęłam mocno powieki, żeby nie uronić łzy, a dłoń zacisnęłam mocno wokół szkła, aż pobladły mi knykcie.
Gra trwała dalej, ale nie potrafiłam się na niej skupić. Znowu powróciłam do swojej przeszłości, mimo obietnic, które sobie sama złożyłam, że więcej nie będę rozdrapywała starych ran. Znajomy ból serca znowu wrócił, a narządy skurczyły się do minimalnych rozmiarów. Patrzę tempo na stolik oraz butelki, które są na nim porozrzucane. Zebrały się łzy w moich oczach, a w płucach brakuje powietrza. Nieświadomie wstrzymałam oddech. Emocje górują nad moim ciałem. Nie wiem, co właśnie się dzieję. Jakby czas się zatrzymał.
- Ja...ja pójdę do łazienki - wyjąkałam ledwo słyszalnie. Podniosłam się szybko i skierowałam w głąb domu. Właściwie nawet nie wiem, gdzie jest łazienka. Chciałam szybko uciec, zanim wybuchnę niekontrolowanym płaczem albo popełnię jakieś głupstwo.
Idę na chwiejnych nogach po zimnych schodach. Nie wiem, jakim cudem dotarłam na samą górę i usiadłam na najwyższym stopniu.
Boże, to niewiarygodne jak w ciągu trzech minut mój humor uległ zmianie. Wystarczyła mała wzmianka o tym gównie, które dzieje się w Nowym Jorku, a mój organizm reaguje wyjątkowo mocno.
Biorę głęboki wdech, aby uspokoić swoje rozdygotane mięśnie oraz powstrzymać łzy, które trzymam pod powiekami. Próbuję wyrzucić wspomnienia, atakujące moją głowę. Każde wyzwisko odbija się w mojej głowie, a najbardziej upokarzający wieczór odtwarza się przed moimi oczami. Przypominam sobie te lekceważące spojrzenie mojego byłego chłopaka oraz przyjaciółki, kiedy zrównywali mnie z ziemią. Szydercze śmiechy z ich strony nawiedzają mnie w śnie. Nigdy nie zapomnę, kiedy do sieci wrzucili moje przerobione zdjęcia, przez co zostałam okrzyknięta największą hipokrytką oraz szmatą tej zasranej szkoły. Jednym zdaniem - zrobili z mojego życia piekło.
- Demony z przeszłości? - cichy głos Ashtona rozbrzmiał w moich uszach. Mocno pociągnęłam nosem i wytarłam oczy, nie przejmując się makijażem. Spojrzałam na chłopaka, który ukucnął przede mną. Dłonie ułożył na moich kolanach. Poczułam różnicę temperatur naszych chciał i wzdrygnęłam się. Jego palce są chłodne, ale zarazem kojące w dotyku. Mam ochotę znowu poczuć jego ramiona, owinięte wokół mnie. Czułam się wtedy wspaniale. Jakby wszystkie moje problemy znikły.
- Tak. - odpowiedziałam krótko, spoglądając na przystojną twarz chłopaka. - Ciągle mnie to wszystko dręczy. Mam już serdecznie dość. - wyznałam.
- Wiem, co czujesz. Naprawdę jest mi przykro. - stwierdził spokojnym tonem. Nagle złapał moje dłonie i zacisnął wokół nich palce. Przeszły mnie prądy, które spowodowały, że mój żołądek się zacisnął. Ten mały gest rozpoczął istny huragan w moim wnętrzu. Wszystkie moje narządy wywróciły się do góry nogami, a serce zachowuje się, jakby miało zaraz rozerwać moją pierś. Patrzę w jego brązowe tęczówki, które wyrażają współczucie oraz zaniepokojenie. Napawam się ich widokiem, ponieważ są piękne. Wyjątkowe w swojej prostocie.
- Nieważne. Zapomnijmy o mnie i moich problemach.- poprosiłam, ciągle wpatrując się w jego twarz. - Chyba wrócę do domu, żeby nie psuć wam imprezy swoim złym humorem. - zaproponowałam, wyrywając delikatnie swoje dłonie z uścisku Ashtona. Ciężko było mi to zrobić, bo jego ręce są wyjątkowo ciepłe oraz przyjemne w dotyku, mimo ich chropowatej powierzchni. Chłopak kiwnął głową i wstał na proste nogi.
- Odprowadzę cię. - poinformował mnie blondyn, zaczynając schodzić po schodach.
- A twoja siostra? - zapytałam, również podnosząc się ze stopnia. Wytarłam okolice oczu palcami, aby wytrzeć najprawdopodobniej rozmazany tusz do rzęs oraz cienie do powiek.
- Calum się nią zajmie. W końcu jest jego crush girl. - zachichotał cicho, kręcąc głową z niedowierzaniem. Rozszerzyłam oczy, patrząc na niego pytająco.
- O wszystkim wiesz?
- Obydwoje nie są dyskretni. - wzruszył ramionami, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. Nie skomentowałam tego i po prosto szłam za chłopakiem do korytarza, gdzie zostawiłam swoje buty. - Pójdę po twój telefon i powiem Mii, że cię odprowadzam, bo źle się poczułaś. - dodał, a ja tylko wymruczałam ciche „mhm".
Pośród różnych par obuwia znalazłam swoje czerwone trampki, które sprawnie nasunęłam na swoje stopy.
Opuszczenie domówki to zdecydowanie dobry pomysł. Będąc w korytarzu słyszę śmiechy innych oraz głośne rozmowy. Nie chcę niszczyć ich dobrych nastrojów. Ja i moje problemy nie zasługują na to, żeby być w centrum uwagi. Muszę je przytrzymać w sobie, aby się stłumiły i wtedy wrócę do normalnego życia. Nie mam pojęcia, ile czasu mi to zajmie, ale jest to dobre wyjście. Nieszkodliwe oraz bezbolesne dla innych. A o to mi chodzi - żeby mój ból nie przeszedł na moich najbliższych. Wystarczy, że moi rodzice przechodzą również ten koszmar. Więcej osób nie zamierzam ściągać na dno tego piekła.
- Proszę. - w pomieszczeniu pojawił się Irwin, podając mi mój telefon. Podziękowałam mu i poczekałam, aż założy swoje czarne Vansy. Nie trwało to długo, więc po niecałej minucie opuszczaliśmy dom Caluma.
Na zewnątrz panuje subtelne ciepło, które otula moją skórę. Niebo znowu ozdabiają tysiące gwiazd, a między nimi można dostrzec księżyc. Panuje spokój oraz błoga cisza. W tle słychać jedynie szczekanie psów oraz owady. W powietrzu można wyczuć orzeźwiający zapach trawy oraz wilgoci. W tej harmonii jestem zagubiona ja z chaosem w głowie, sercu oraz życiu. Często czuję się jak intruz. Odstaję od stoicyzmu, który tutaj panuje. Jakbym była puzzlem z innej układanki. Jestem tą małą szramą na gładkiej tafli szkła - doskwieram każdemu, a szczególnie perfekcjonistom.
Idziemy równym, wolnym tempem w stronę domu babci. Nie mówimy nic. Zachowujemy się, jakby tamta sytuacja nie miała miejsca. Całkowicie jak ostatnim razem. Każdy zaczął błądzić między swoimi wewnętrznymi rozterkami. Pochłania nas noc oraz jej atuty, którym dobrowolnie ulegam.
Uwielbiam noce. Są tajemnicze, wypełnione równowagą, magiczne. W nocy wszystkie złe charaktery budzą się do życia. W szczególności siły nieczyste, które nosi każdy z nas w sobie. Za dnia potrafimy je uciszyć, jednak wraz z zapadnięciem mroku dajemy im ożyć. Pociągają nas w ciemność, gdzie dajemy się pokusie grzeszków oraz grzechów. Pieprzymy konsekwencje. Pragniemy tylko odprężenia dla złych emocji. Kiedy pozwolimy je ulotnić, nie widać ich końca. Będą uciekać z naszego ciała w niekontrolowanym tempie. A rano powracają z podwójną siłą, żebyś kolejnego wieczoru pozwolił im się ponownie wydostać z sideł twojego umysłu oraz serca.
Jest to przerażające, ale znane każdemu, kto wypuścił swoje demony.
- Co robisz w weekend? - palnął chłopak. Dochodzimy do domu mojej babci. Wszędzie panuje ciemność, co lekko podnosi mnie na duchu. Najwidoczniej starsza kobieta dała mi wolną rękę. Jestem jej wdzięczna za to, że wiele sznurków mi popuszcza i pozwala cieszyć się wolnymi dniami.
- Nic, jak zwykle. - odpowiadam, zakładając ręce na piersi. Zwalniamy kroku, jakbyśmy nieświadomie chcieli pozostać w swoim towarzystwie jeszcze kilka, dłuższych chwil. - A co? - zapytałam.
- Już nieważne - machnął ręką, uśmiechając się tajemniczo. Zmarszczyłam brwi, jednak nie skomentowałam tego.
Zatrzymaliśmy się przed domem. Obróciłam się na pięcie i chciałam już iść, jednak głos Ashtona mnie zatrzymał:
- Nie pożegnasz się?
Spojrzałam na jego twarz, która wyrażała minę szczeniaczka. Zaśmiałam się, kręcąc głową. Podeszłam do chłopaka i pozwoliłam się przytulić. Jego duże ramiona oplotły mnie. Mocno mnie do siebie przycisnął. Ponownie zachichotałam.
Zapach jego perfum wręcz świdruje mój nos, ale nie przeszkadza mi to. Wręcz przeciwnie - zaciągam się powietrzem, aby móc poczuć ten aromat intensywniej. Nieśmiało zaplatam ręce wokół jego talii, zaciskając palce na czarnej koszuli. Uśmiecham się, ponieważ tego potrzebowałam. Zwykłego objęcia, przepełnionego troską.
To niezwykłe, że takie proste czyny są tak ważne. Szczególnie w momentach, kiedy czujemy, że grunt pod naszymi nogami zaczyna być chwiejny. Wtedy wsparcie drugiego człowieka jest czymś, czego pragniemy. Pozwala nam, abyśmy mogli utrzymać równowagę albo chociażby zdołali stać na własnych nogach. Czasami mamy ochotę poddać się i runąć w dół, ale ta jedna osoba tego nie akceptuje. I pozwalamy sobie pomóc, aby na naszej porażce nie ucierpiał nikt inny.
- Pasuje? - zapytałam, kiedy oderwaliśmy się od siebie. Ramiona Ashtona zastąpił niemiły chłód. W moim środku zawrzało - z powodu ilości wypitego alkoholu lub nadmiernych emocji. Ewentualnie mieszanka jednego oraz drugiego, co jest możliwe.
- Pasuję. - odpowiedział. Na jego wargach błąkał się uśmiech, co dla mnie jest najwspanialszą rzeczą, jaką może mi podarować. Szczególnie, że w jego życiu również się nie przelewa. Może nie mówimy sobie o tym dosłownie, ale wystarczy spojrzeć w nasze wnętrza głębiej, aby dostrzec smutek, złość oraz gorycz. - Do zobaczenia, Deborah. - dodał, zaczynając się oddalać ode mnie.
- Do zobaczenia, Ash.
Pragnę poczuć jego ramiona wokół mnie jeszcze raz.
Dodaję dzisiaj, bo w weekend wyjeżdżam i nie jestem pewna, czy będę miała internet ^^
Komentujcie i zostawcie votes! <3
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top