48. [Lukanette] Początek końca
Marinette pożegnała Tikki prawie na zawsze. Wiedziała, że nie będzie superbohaterem do końca swoich dni, ale nie spodziewała się, że ten nadejdzie prędzej aniżeli później.
— Jesteś na to gotowa? – Luka usiadł obok dziewczyny. Przysunął się do siebie i położył głowę na jej ramieniu, wtulając się. Rozkoszował się słodkim, różanym zapachem jej perfum.
— A mam inne wyjście? – zerknęła na swój lekko odstający brzuch. Był to trzeci miesiąc.
— Możesz... poczekać – zaproponował niepewnie, choć sam zdawał sobie sprawę z faktu, że Paryż nie poczeka.
— Myślisz, że to dla mnie proste. Tyle lat walczyłam w obronie tego miasta jako Biedronka. Czuję się, jakbym przechodziła na emeryturę. A mam dopiero dwadzieścia siedem lat.
— Tak, tak, moja staruszko. – Pocałował ją w policzek. Robisz się stała.
Odwróciła się gwałtownie. Jakby tylko wzrok zabijał, nic by z niego nie zostało.
— Od kiedy zrobiłeś się taki wredny?
— Odkąd muszę czytać listy od fanów. Nawet nie wiesz, jakie to frustrujące poznawać życiorys i uczucia kogoś, kogo nigdy nie poznasz. A czasami te „uczucia" wykraczają poza dobry smak.
Marinette się zaśmiała.
— Daj mi tych fanów, to ich rozniosę, póki jeszcze nie oddałam swojego Miraculous.
Luka odgarnął jej włosy na bok.
— Naprawdę obrońca Paryża sterroryzuje mieszkańców tylko z mojego powodu?
— Mm... — udała, że się zastanawia. – Zawsze i wszędzie.
Jednak zamiast okrzyku radości, usłyszała westchnięcie. To właśnie był jej Luka. Martwił się za nią, zakrywał jej problem swoim, a na końcu i tak wracali do początku.
— Komu oddasz Tikki? Na pewno jesteś na to gotowa? – zadał jej pytanie po raz ostatni.
— Nie jestem, nigdy nie będę, ale dla niego, bądź dla niej – dodała szybko – znajdę siły, żeby zrobić, co należy.
Zamknęła mirakulum Biedronki w puzderku. Przyłożyła je do ust i wyszeptała ostatnie „Do widzenia".
Kolejny odnaleziony. Dajcie znać komentarzach, czy się podobało xd
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top