Zabawa Sylwestrowa
Shot dedykowany, WSZYSTKIM MOIM CZYTELNIKOM !!
WikiSprecher, dziękuję za pomysł na 'zabawę' :) Miało to być coś całkiem innego, ale czemu nie zrobić z tego czegoś Sylwestrowego!
HumanIThink, dziękuję kochana, że chcesz spędzić te ostatnie godziny roku z moją twórczością :P
allalove, dziękuję za każdą miłą konwersację!
xxJustMeBitchxx, dziękuję kochanie za to, ze jesteś i czytasz moje wypociny. Pamiętaj 'Mamusia' wszystko widzi :P
geomeissner, dziękuję za piękny tekst, który dla mnie stworzyłaś :*
smieszekxd, o Tobie też nie mogłam zapomnieć. Kocham Cię całym sercem!
Dziękuję również HateVitae i xxxlstylinsonxxx, za każde miłe słowo, wsparcie i rozmowy :*
Louis może nie należał do romantycznych i wszelkie randki organizował jego chłopak. Ale jeśli chodzi o sylwestra, był mistrzem w wymyślaniu odpowiednio spędzaniu w tym dni czasu.
W tym roku chciał zrobić coś co Harry zapamięta do końca życia. W zeszłego Sylwestra zabrał go do Francji i zaledwie zdążyli tuż przed północą. Wtedy uprawiali seks w parku. Trochę adrenaliny. Dwa lata wcześniej, zafundował mu szukanie go po całym Londynie, aby na koniec dnia znaleźć się w pokoju hotelowym i kochać się do upadłego.
Co roku było cudownie, bez tych wszystkich imprez na które zapraszali ich przyjaciele. Szatyn nie lubił tego i miał szczęście, ze lokowaty podzielał jego zdanie.
Długo myślał nad tym wszystkim i co wymyślił okazywało się totalnym dnem. Olśniło go w wigilię. Siedząc przy urodzinowej kolacji z Harry'm i rodziną . Możliwe, że to nie odpowiedni moment na myślenie o tym, ale no cóż. Mogło być gorzej. Może jego pomysł nie należał do najlepszych, ale zielonookiemu powinien się spodobać. Lubił takie niespodziewane zabawy. W ten o to sposób miał plan doskonały.
Hazz dobrze wiedział, że jego chłopak coś szykuje. Na każdy sposób próbował wydobyć z niego co tym razem wymyślił. Dobrze być przygotowanym na to co może go czekać, a szczególnie, że Lou potrafił mieć pomysły nie z tej ziemi. Pięć lat temu w pierwszego ich wspólnego Sylwestra Tommo wykupił całą salę kinową. Mieli obejrzeć jakiś tandetny film, ale skończyło się na kilku szybkich numerkach. Nie to, że nie lubił tak spędzać czasu, no ale wolał być już psychicznie nastawiony do jego kolejnego pomysłu. Niestety ten był nieugięty. Podchody, milusie pytania, nie pomagały.
Louis dobrze wiedział, że jego chłopak za wszelką cenę chciał dowiedzieć się o jego plamach. On jednak milczał jak grób. Nie miał najmniejszego zamiaru wtajemniczać go w swój plan.
Trzydziestego pierwszego grudnia z samego rana gdy tylko jego miłość życia zniknął za drzwiami ich wspólnego mieszkania, ruszył do akcji. Wysprzątał cały dom. Pozbył się pościeli z ich łoża i zastąpił ją czerwoną narzutą. Pozbierał wszelkie porozrzucane ubrania. Złożył te, które powinny znaleźć się w szafach.
Około południa wsadził kurczaka do piekarnika i ruszył na zakupy. W pobliskim sklepie budowlanym zakupił czarne trytki, gruby sznur i szeroką taśmę. Sprzedawca spojrzał się na niego jak na obłąkanego. Kto mądry robi jakiś remont w sylwestra, prawda?!
Po drodze do domu kupił najdroższego szampana jaki mieli w sklepie i wrócił do domu. Sprawdził jak miewa się kurczak i z uśmiechem stwierdził, że wszystko idzie po jego myśli. Wziął szybki prysznic i zabrał się za resztę.
Harry był dość zmęczony. Dziś w wydawnictwie było gorzej niż w ulu. Książka, którą zajmował się miała dziś trafić do druku, aby dziesiątego stycznia można było ją znaleźć na półkach księgarni. Taka szybka akcja. W ogóle to się nie podobało lokowatemu. Chciał zabić tego, który to wymyślił.
Drzwi mieszkania otworzył z rozmachem i cokolwiek Louis wymyślił na dzisiejszy dzień, niech spada na drzewo. Styles miał stosunkowo już dość tego roku i cieszył się, że już się kończy.
Zdjął płaszcz, powiesił go na wieszaku i ściągnął buty. Nimi zbytnio się nie przejmował. Kiedyś je ułoży. Teraz chciał się znaleźć pod prysznicem. Łóżko też go wzywało. Miał taką ochotę zagrzebać się w pachnącej Louis'em pościeli i obudzić się dopiero rano. Musiał jednak najpierw znaleźć szatyna i poinformować go o tym, że dziś jest niedysponowany. Jednak nie było mu to dane. Nagle z dużą siłą został przytwierdzony do ściany. Syknął z bólu. Zaraz jednak przestraszył się. Został napadnięty we własnym domu. Gdzie się podziewał jego ukochany?!
Może to głupie, że w tym momencie się nie bał o swoje życie, a o tego nienormalnego faceta.
-bądź cicho, a nie stanie ci się krzywda, ty maleńki pedałku.
W pierwszym momencie chciał parsknąć śmiechem, gdy usłyszał głos ukochanego, ale postanowił zachować powagę sytuacji. Szybko zrozumiał, że tak właśnie mieli spędzić tego sylwestra. Nagle zmęczenie nie miało znaczenia. Czuł radość i podniecenie. To mogło być naprawdę zabawne i niezapomniane. Odgrywanie scenek nie może być takie złe.
Szatyn mocniej przycisnął wyższego do zimnej powierzchni. Złapał za jego nadgarstki i ułożył płasko na gładkiej ścianie. Miał ochotę przelecieć swojego chłopaka tu i teraz, ale to nie ten czas. Najpierw zabawa, a później przyjemności.
Harry wczuł się w swoją rolę przez co na ustach Tommo wyszedł szeroki uśmiech. Jak na ofiarę przystało, chłopak próbował się uwolnić. Co niestety poskutkowało przewróceniem małego stoliczka, który stał przy samym wyjściu z korytarzyku. Porcelanowa popielniczka, która na nim stała rozsypała się w drobny mak po zderzeniu z twardą powierzchnią. Żaden z nich się tym nie przejął. Walczyli dalej. Loczek o uwolnienie, niebieskooki o udaremnienie mu tego. Młodszy jednak wygrał tą walkę. Jakimś sposobem wyswobodził się z silnego uchwytu chłopaka, ale miał takie głupie szczęście, że potknął się o stolik. Biedne drewno nie miało szans z jego ciężarem. Usłyszeć można było tylko jak się łamie. Louis musiał powstrzymać śmiech, kiedy to zobaczył. To nie tak, że był to prezent od jego mamy i powinni go szanować.
Zaciskając zęby chwycił młodszego za stopę przyciągając go do sobie. Ofiara oczywiście się broniła, przez co poleciał do tyłu, kiedy stopa loczka zderzyła się z jego piersią.
Styles widząc to podniósł się i wbiegł do salonu. Tam właśnie Tomlinson dopadł go po raz drugi. Złapał za koszulę i szarpnął do tyłu. Materiał nie wytrzymał tego i pękł pozostawiając mu kawałek siebie w dłoni. Jego uśmieszek można było odczytać na wiele sposobów. Prawda była jednak taka, że miał ochotę zedrzeć ten przeklęty materiał z chłopaka, dlatego też ponownie złapał za garderobę zielonookiego i pociągnął.
-nie wygrasz ze mną, suczko
Styles po tych słowach zaczął się cofać. Przewrócił przy tym komodę z której posypały się papiery i jakieś ozdóbki. To na chwilę zdezorientowało go i Lou to wykorzystał. Powalił biednego na ziemię. Hazz uderzył głową o panele i za nim cokolwiek do niego doszło leżał twarzą przy podłodze, a szatyn spinał trytkami jego nadgarstki. Usiadł na jego plecach i zabrał się za zdejmowanie mu spodni. Loczek wiercił się, a z pomiędzy jego ust wydobył się krzyk. To podnieciło go jeszcze bardziej. Jednak nie mogli sobie pozwolić na to, aby ktoś ich usłyszał. Z tylnej kieszeni wyciągnął taśmę. Umiejscowił ją na ustach swojej ofiary. Nie obyło się bez protestowania, ale on miał to daleko, bo i tak nie słyszał.
Olewając całkowicie jęki chłopaka zdjął mu do końca spodnie, a później związał kostki sznurkiem, tak aby zielonooki nie mógł się poruszyć.
-a teraz posłuchaj mała dziwko -dłonie niższego zacisnęły się na brązowych włosach. -wypieprzę cię tak mocno, że zapomnisz jak masz na imię.
Nagle drzwi mieszkania otworzyły się z hakiem. Hazz nie mógł zobaczyć kto się pojawił, ale momentalnie przestał czuć na sobie ciężar swojego chłopaka. Krzyki które rozchodziły się po mieszkaniu doprowadzały go do szalu. Bał się o to, że Louis'owi może coś się stać. Z wielkim trudem obrócił twarz w stronę wejścia i zobaczył jak jakiś mundurowy zakuwa jego ukochanego w kajdanki. Zaczął krzyczeć, ale taśma tłumiła wszystko co mówił. Miał ochotę zabić każdego, kiedy szatyn został wyprowadzony z domu.
Jak tylko został uwolniony z jego ust padły nad wyraz obraźliwe słowa w stosunku do policjanta.
-co wy odpierdalacie?!
Harry myślał, że najbardziej żenującym momentem w jego życiu było przyłapanie go przez mamę na masturbowaniu się, gdy miał piętnaście lat. Teraz już wiedział, że tamto to było pikuś. W tym momencie miał ochotę zapaść się pod ziemię, kiedy opowiadał funkcjonariuszowi, który go przesłuchiwał, o ich zabawie. Prawdopodobnie był tak czerwony, że pomidor przy nim gubił kolor. Jak tu wytłumaczyć komuś bez wypieków na twarzy, że oni po prostu odgrywali scenę gwałtu, bo ich to podnieca.
-chce pan powiedzieć, że...
-że chcieliśmy w ten sposób uprawiać seks -był już wkurwiony. Ileż razy można to powtarzać. Chciał już zobaczyć Louis'a, zabrać go do domu i przygotować jakąś dobrą kolację -tu są jego dokumentu -posunął w stronę policjanta dowód osobisty swojego chłopka -mieszkamy oboje w tym mieszkaniu do którego Panowie się włamali.
Policjant spojrzał na chłopaka trochę krzywo. Pewnie ciężko było mu się przyznać do błędu. A;e nikt nie miał prawa nic zarzucić Louis'owi.
-może jest pan ofiarą przemocy domowej i nie chce pan tego ujawnić.
Styles o mało nie spadł z plastikowego krzesełka na którym siedział.
-czy ja wyglądam jak ofiara przemocy?! -nie wytrzymał. Podniósł głos. Chciał rozszarpać gardło temu palantowi i każdej osobę, która dotknęła jego misia.
Był zły i nawet nie chciał sobie wyobrazić co teraz musi czuć jego skarb. Prawdopodobnie roznosił cały komisariat i Harry mu się nawet nie dziwił. Sam miał ochotę to zrobić. Można być tego pewnym, że jeśli zaraz ci idioci nie ruszą dup i nie przyprowadzą szatyna, on zrobi wszystko co w jego mocy, aby uprzykrzyć im życie.
-niech pan zrozumie...
-to niech pan zrozumie. Proszę nas wreszcie wypuścić.
Trzy godziny oczekiwania w jakimś obskurnym gabinecie utwierdziła Harry'ego w tym, że to był jednak najlepszy sylwester jaki kiedykolwiek spędził. Nikt nigdy nie dostarczył mu tylu wrażeń co Louis dziś. Kończyli stary rok z przytupem. Będą mieli co wspominać do końca życia. Oczywiście nie mogli tego opowiedzieć komukolwiek, bo musieliby przyznać się do tego co robili. Harry był zbyt wstydliwy, aby opowiadać o swoim życiu seksualnym. Wystarczyło, że musiał o tym opowiedzieć tu na posterunku.
-panie Styles -chłopak uniósł głowę do góry i zobaczył niskiego faceta w mundurze. Za nim stał Louis. Nie myśląc za wiele rzucił się mu na szyję. Chciał poczuć go bliżej siebie, a po za tym cieszył się, że wreszcie są razem i mogą spokojnie wrócić do domu.
Dziwne jednak było to, że jak tylko ciało Harry'ego przyległo do tego Louis'a, ten się odsunął z kwaśną miną. To trochę zabolało loczka. Poszło to jednak zapomnienie kiedy zobaczył wielkiego siniaka na prawym policzku jego ukochania. Mógł teraz zamordować tego, który to zrobił. Mogą być też pewni, że on tego tak nie zostawi. Nie mieli prawa robić mu krzywdy.
Marsz do domu okazał się być jeszcze gorszy niż kiedykolwiek mógł sobie wyobrazić. Niebieskooki w ogóle się nie odzywał, a jak już to robił, lepiej nie mówić.
Szedł przed siebie niosąc w dłoniach buty i to nic, że mieli zimę. Louis miał to w dupie. Lubił chodzić boso, nawet jeśli na dworze jest minusowa temperatura. Najwyżej zamarznie.
Zaszedł do pierwszego lepszego otwartego sklepu. Coś przeczuwał, że tym razem przywitają Nowy Rok na środku ulicy wracając z posterunku.
To naprawdę będzie niezapomniany dzień dla niego i Harry'ego.
Było mu tak bardzo źle z tym wszystkim. Zaplanował cudowny wieczór z zabawą na głównym planie, a wyszło z tego wielkie nic. Chyba powinien iść skoczyć z mostu, bo zepsuł swojemu ukochanemu taki dzień.
Z westchnieniem kupił jakieś wino, które pewnie nie będzie zdatne do picia, ale lepsze to niż nic.
Wychodząc ze sklepu spojrzał na Harry'ego. W świetle latarni wyglądał jak anioł. Jego włosy układały się miękko na jego ramionach. Na pełnych ustach widniał zmysłowy uśmieszek. Poczuł wtedy, że wszystko jest ok. Do czasu, aż sam się nie uśmiechnął, a siniak na jego twarzy o sobie przypomniał . Nagle wszystko wróciło. Zabawa, policja, komisariat i zepsuty sylwester. Doskonale związane w kupie.
Przetarł bolący policzek przypominając sobie jak upadając, gdy policjant go obezwładniał uderzył w stolik. Miał szczęście, że nie wylądował w szpitalu. Jeszcze tego by mu brakowało.
-Szczęśliwego Nowego Roku -wręczył Harry'emu butelkę i smutno spojrzał w jego oczy. Brunet zmarszczył czoło i przyciągnął go do siebie. W pierwszym momencie szatyn był lekko zdezorientowany.
-Szczęśliwego, Lou... -wyszeptał tuż przy jego usta. -kocham cię.
Usta kochanków połączyły się w jedność, a tuż nad ich głowami nocne niebo rozbłysło wszystkimi kolorami tęczy. Big Ben gdzieś w oddali wybił północ. Jednak oni się tym nie przejmowali. Weszli w Nowy Rok z pocałunkiem. Życząc sobie w myślach, aby ich miłość trwała wiecznie.
-to był najlepszy sylwester w moim życiu
-pieprzysz...
-chyba ty
Głośny śmiech rozszedł się po jednej z uliczek Londynu. Nie zagłuszały go nawet wybuchy petard, krzyki ludzi.
Harry przyciągnął swojego chłopaka do siebie mając nadzieję, że ten rok będzie tak cudowny jak ten stary.
*
Leżąc między bałaganem, który zrobili w salonie, popijając szampana wspominali stare czasy. Harry nie mógł uwierzyć, że spędzili ze sobą aż pięć lat. Przecież dopiero co się poznali! Czas tak szybko płynął, że ciężko było zauważyć jego upływ. Ale mówią, że szczęśliwi czasu nie liczą. A oni byli szczęśliwy i mogli się nim dzielić ze wszystkimi.
-Hazz, mam coś dla ciebie -brunet by skłamał jakby powiedział, że się nie przestraszył. Mimo, że wczorajszy dzień był najlepszym sylwestrem w jego życiu i w Nowy Rok wszedł z uśmiechem, obawiał się tego co mógł wymyślić jego chłopak.
-co to takiego? -czuł jak małe ziarenko strachu kwitnie w jego żołądku, gdy Louis położył na jego dłoni małe czerwone pudełeczko. Od pewnego czasu zastanawiał się, czy szatyn chciałby wziąć z nim ślub. No i teraz trzymał w dłoni pudełko, w którym mógł być pierścień zaręczynowy, lub coś całkiem innego. Właśnie dlatego o mało nie dostał zawału. Lou chyba zauważył jak ten się waha, dlatego sam otworzył wieko.
Harry miał zawał. To na pewno było to. Zielone oczy skanowały srebrną powierzchnię sygnetu.
-wyjdziesz za mnie, Harry?
-ja... ja. -zaczął się jąkać -tak, oczywiście, że tak! -brunet założył na palec świetnie dopasowany pierścień i przytulił swojego chłopaka. Nie, nie... Już nie chłopaka, a narzeczowego! -chciałeś mi się oświadczyć, po tej zabawie? -wskazał na bałagan w salonie. Będą musieli tu posprzątać. Jey ich zabije za stolik, który im podarowała na trzecią rocznicę związku. Może znajdą identyczny i go nim zastąpią.
-nie -Harry nagle zdaje sobie sprawę, że odpłynął. Uśmiechnął się prze to -chciałem zrobić to w twoje urodziny, ale stwierdziłem, że dziś jest lepsza okazja.
Bo w miłości nie ważne gdzie i jak, ważne z kim.
Louis i Harry... Mieli siebie. To było najważniejsze. Głupia zabawa, siniak Lou, komisariat, poszły w zapomnienie. Mieli teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Planowanie ślubu. Choć nie, to też zostawią na później. Teraz muszą zająć się sobą i to nie tak, że niebieskooki znowu coś wymyślił. Oni po prostu postanowili przerobić kilka pozycji z Kamasutry.
**
WSZYSTKIM ŻYCZĘ SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!
MAM NADZIEJĘ, ŻE PO MOJEJ PRZERWIE SPOTKAMY SIĘ W TYM SAMYM GRONIE, A NAWET WIĘKSZYM :*
*Zapraszam też do geomeissner na piękną lukrową opowieść o Larry'm "Perfect Love' i na coś co tworzymy razem 'You've Got Message' :D
zapraszam cieplutko :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top