Rozdział 9
- Hej, Lydia. Ładnie wyglądasz. - Stiles uśmiechnął się widząc mnie, a ja miałam tylko nadzieję, że moja twarz nie zamieniła się w buraka. Kiedy chłopak był dla mnie tylko przyjacielem, mogłam chodzić przy nim nawet w przebraniu banana. Jednak ostatnimi czasy kilka rzeczy uległo zmianie, przez co wtedy w salonie miałam ochotę rozpłynąć się w powietrzu.
- Hej, co cię do mnie sprowadza? - Boże, Lydia, ogarnij się, zachowujesz się jakbyś była burmistrzem i witała kogoś w ratuszu.
- Mam mały problem. - Powiedział, a ja uniosłam brew do góry. - Kojarzysz ostatni sprawdzian z historii? Czuję w kościach, że go zawaliłem, a wiem, że ty radzisz sobie bardzo dobrze. To co, pomożesz? Super! - Powiedział Stiles nawet nie czekając na moją odpowiedź. Typowy on.
- Hm... No nie wiem, nie wiem... - Postanowiłam się z nim chwilę podroczyć. - Co z tego będę miała?
- Przewidziałem taką opcję, dlatego też - chłopak wyciągnął spod bluzy moją ulubioną czekoladę - przyniosłem zapłatę.
- Dobra - rzuciłam, po czym szybko wyrwałam mu jedzenie w dłoni i pobiegłam na górę.
- Myślisz, że cię nie złapię? - Zawołał Stilinski ruszając w pościg za mną. Właśnie wbiegłam po schodach na piętro i już miałam wejść do pokoju, kiedy usłyszałam huk. Natychmiast się odwróciłam i ujrzałam Stilesa leżącego na pierwszym schodku.
- O Boże, nic ci nie jest?! - Przerażona od razu do niego podbiegłam i uklękłam obok. - Stiles. - Dotknęłam jego ramienia, a on nagle zerwał się i zaczął mnie łaskotać.
- Błagam, przystań! - Po chwili z moich oczu zaczęły lecieć łzy, ale chłopak bardzo dobrze się bawił. Bałam się, że jeśli tak dalej pójdzie, to pęknie mi przepona.
- Ekhem. - Usłyszeliśmy chrząknięcie. Chłopak natychmiast zaprzestał dręczenia mnie. - Ja wszystko rozumiem, ale proszę bez gwałtów. - Powiedziała Phoebe, a ja miałam ochotę wyskoczyć przez poręcz.
- My tylko... - Zaczął nieco speszony Stiles, ale ciotka mu przerwała.
- Dobra, będę udawać, że niczego nie widziałam, jeśli pomożesz mi wnieść tę walizkę, która stoi na dole. - Puściła mu oczko, a Stilinski zbiegł po schodach.
Wiedziałam, że ma świadomość tego, że kobieta sobie tylko żartuje, ale jak to on - Stiles Stilinski zawsze pomocny.
- Może byś wstała, a nie tak leżysz jak święta krowa. - Phoebe stała nade mną a ja uświadomiłam sobie, że rzeczywiście nadal znajduję się na ziemi. Szybko podniosłam się, po czym korzystając z okazji pośpiesznie poprawiłam koka.
Chwilę później koło nas pojawił się mój przyjaciel targający granatową walizkę.
- Dziękuję. - Kobieta uśmiechnęła się do niego i zaczęła ciągnąć bagaż w stronę swojego pokoju. - Miłej zabawy! - Krzyknęła wchodząc do sypialni, a ja z prędkością światła zdjęłam swojego różowego klapka ze stopy i rzuciłam w zamykające się już drzwi. Na ten czyn usłyszałam tylko śmiech ciotki.
- Przepraszam, że cię wykorzystała - powiedziałam do chłopaka, gdy już weszliśmy do mojego pokoju.
- Coś ty, nie ma o czym gadać. - Machnął ręką i tak jak kiedyś, rozłożył się na całej szerokości łóżka.
- I przepraszam też za te jej teksty. -Dodałam, szukając na biurku podręcznika do historii.
- Nah. - Mruknął tylko. - Tak w ogóle kto to jest? - Zapytał, przemieszczając się do pozycji siedzącej.
- Moja ciocia, Phoebe. - Odpowiedziałam w chwili odnalezienia książki.
- Zachowujecie się, jakbyście były raczej...
- Siostrami? - Przerwałam mu i usiadłam obok niego, a on pokiwał głową. - Dobra, zacznijmy od początku.
- Tak będzie najlepiej. - Przyznał Stiles, a ja po chwili namysłu przycisnęłam mu poduszkę do twarzy.
***
- I tak właśnie do władzy doszedł Rudolf z Habsburga. Teraz rozumiesz? - Zapytałam, kiedy na zegarku wybiła już godzina dwudziesta pierwsza.
- Zdecydowanie. Świetnie tłumaczysz.
- Wiem. - Przyznałam skromnie i wzruszyłam ramionami. Podniosłam się z łóżka i rozciągnęłam swoje ciało po długotrwałym siedzeniu w jednej pozycji.
- Jesteś zachwycona tym, że spędziłaś ze mną sobotni wieczór przy nauce?
- Totalnie. - Odparłam i słysząc śmiech Stilesa uświadomiłam sobie, że on zinterpretował to inaczej, niż ja miałam w intencjach. W sumie może to i lepiej.
- Dobra, będę się zbierał. - Stwierdził, patrząc na zegarek. - Jeszcze raz dzięki za pomoc.
- Od tego są przyjaciele. - Rzuciłam, a chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Cześć! - Pożegnał się zaraz po tym, jak mnie przytulił i wyszedł. Gdy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, opadłam na łóżko.
Stiles, Stiles... Co ty ze mną robisz?
***
Kolejny nieciekawy rozdział! Super.
Postaram się, aby następne były już lepsze :)
MClarissaM
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top