Rozdział 8

Od: Malia

Pamiętasz te śliczne sandałki, które dziś kupiłam?

Do: Malia

Tak, a co?

Od: Malia

Angie właśnie do nich nasikała. :')

Gdy zobaczyłam tę wiadomość, na mojej twarzy pojawiło się rozbawienie.

Byłam na łóżku w swoim pokoju i czytałam książkę, kiedy dostałam smsa od Tate.

Postanowiłam zrobić sobie przerwę i zeszłam na dół. Zdziwiłam się, gdy na dole ujrzałam ciocię Phoebe. Była ona siostrą taty, ale to właśnie z mamą utrzymywała o wiele lepsze kontakty.

- Lydia! No proszę, jak ty wyrosłaś! I wypiękniałaś! A myślałam, że to już niemożliwe. - Krzyknęła, gdy tylko mnie zobaczyła.

W niechlujnym koku, poplamionej, za dużej bluzce i dresie pobiegłam w stronę kobiety.

- Phoebe!

Z racji tego, że była dosyć młoda, wolała, kiedy mówiłam do niej po imieniu.

Rzuciłam się jej na szyję, na co zaśmiała się i odwzajemniła uścisk.

- Ahh, udusisz mnie! - Zaczęła machać dłońmi w poszukiwaniu pomocy, na co w końcu ją puściłam i przyjrzałam się jej.

Od czasu, kiedy ostatni raz ją widziałam, praktycznie w ogóle się nie zmieniła. Nadal była piękną blondynką o niebieskich oczach i delikatnych rysach twarzy.

- To jak? Opowiadaj co tam u ciebie? Jak tam w szkole? Masz już chłopaka? - Poruszała znacząco brwiami, a ja wybuchnęłam śmiechem.

- Mogę szczerze powiedzieć, że w szkole idzie mi bardzo dobrze. - Odpowiedziałam, ale jednak Phoebe nadal nie była zadowolona z mojej odpowiedzi.

- Naprawdę nie masz żadnego chłopca? - Zapytała szeptem marszcząc przy tym nos.

- Oh, daj spokój, ona nie skończyła jeszcze siedemnastu lat! - Zaoponowała mama popijając herbatę.

- Oh, daj spokój - ciotka przedrzeźniła ją. - W moim wieku była w klasie taka jedna Cassie. Cały czas tylko chodziła i chwaliła się tym, że przeleciało ją pół szkoły...

- Phoebe! - Oburzyła się mama, na co parsknęłam śmiechem.

- No co? Mówię jak było. - Blondynka wzruszyła ramionami.

Tą jakże zabawną rozmowę przerwał dzwonek telefonu.

- Przepraszam, muszę odebrać. To z pracy. - Mruknęła mama, po czym wyszła z pomieszczenia.

- To co? Zaprowadzisz mnie do sypialni? Już zapomniałam gdzie ona jest. - Phoebe wstała, a ja miałam ochotę skakać z radości.

- Zostajesz na dłużej?

- Cóż, będziesz mnie musiała znosić przez jakiś czas! - Kobieta również się z tego cieszyła.

Nie byłyśmy jak siostrzenica-ciocia, a raczej jak siostry,mimo tego, że z wyglądy nie byłyśmy do ciebie podobne ani trochę. Przy niej nie czułam się jakbym miała te szesnaście lat, a dwanaście.

Szybko ruszyłyśmy na górę, po czym wkroczyłyśmy do sypialni znajdującej się tuż obok mojej.

- Był tu ktoś od mojej ostatniej wizyty? - Zapytała kobieta, rozglądając się po pomieszczeniu.

- Nie... Oprócz babci Lorraine w wakacje. - Dodałam, a Phoebe spojrzała na mnie z udawanym niesmakiem.

- Zmienialiście pościel, prawda? - Na te słowa obie po kilku sekundach wybuchnęłyśmy śmiechem.

- Brakowało mi ciebie. - Odezwałam się po chwili, kładąc się na łóżku.

- Oh, skarbie. Coś się dzieje? - Zapytała, układając się obok mnie, po czym objęła mnie ramieniem tak samo jak za dawnych lat.

- Wszystko się dzieje. - Westchnęłam. - Chciałabym zamknąć się w pokoju, schować pod kołdrą, wyłączyć telefon i siedzieć tak bez kontaktu ze światem.

- Wiem co czujesz, Lydia. - Kobieta pogłaskała mnie po głowie trochę nietypowo, bo jakby właśnie chwaliła za coś psa, ale nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. To pewnie przez to, że prowadzi schronisko i sama ma ich kilka.

- Tak myślisz? - Nie byłam zbytnio tego pewna.

- Absolutnie. Też kiedyś byłam nastolatką. Co prawda to było dawno temu i teraz jestem dinozaurem...

- Nie przesadzaj. - Zaśmiałam się. - Jesteś ode mnie starsza tylko czternaście lat.

- Ugh, nie przypominaj mi, że za cztery miesiące stuknie mi trzydziestka. - Jęknęła chowając twarz w moich włosach.

- Ale przynajmniej masz narzeczonego - przypomniałam. - Właśnie, dlaczego nie przyjechałaś z Simonem? - Zainteresowałam się.

- Wyjechał za granicę do pracy. Bóg wie, kiedy on wróci. - Machnęła ręką.

- To dlatego przyjechałaś? - Zapytałam. - Nie chcesz być sama?

- Nie do końca. - Mruknęła, ale nie zadowoliła mnie ta odpowiedź. Szturchnęłam ją łokciem w bok, żeby wyjawiła coś więcej.

- No dobra, jestem tu też z powodu twoich rodziców i z polecenia twojej matki. - To brzmiało jak jakaś tajna misja. - Wie, że jest ci ostatnio trudno, więc poprosiła, żebym przyjechała i spędziła z tobą trochę czasu. Jest świadoma, jakie mamy relacje. - Wyjaśniła, a ja zmarszczyłam brwi.

- To po jaką cholerę zapisała mnie do psychologa?

- Po pierwsze uważaj na słowa, bo jeszcze cię matka usłyszy, a po drugie: czy ja wyglądam na psychologa?

- Nie, ale... - Zaczęłam, ale mi przerwała.

- No widzisz. Co ci szkodzi, Lydia? Idź chociaż raz, Natalie chce ci pomóc. Jeżeli nie będzie ci pasować, to jakoś to odkręcimy. Ale idź ten jeden, jedyny raz. - Poprosiła, a ja w myślach przyznałam jej rację.

- W porządku.

- Mądra dziewczynka. - Ucieszyła się Phoebe.

Leżałyśmy tak jeszcze jakiś czas w ciszy. Już nawet prawie zasnęłam, kiedy usłyszałam donośny głos dochodzący z dołu.

- Lydia! Masz gościa!

Jęknęłam, po czym zwlekłam się z łóżka. Mimo tego iż wiedziałam, że Phoebe zostanie długo, nie chciałam jej opuszczać chociaż na chwilę.

- Chodź - powiedziała kobieta i pchnęła mnie delikatnie w stronę drzwi. - Najwyższa pora, żebym przyniosła rzeczy z samochodu i się rozpakowała.

Razem zeszłyśmy po schodach, jednak moja towarzyszka wyszła z domu tylnymi drzwiami, które znajdowały się w kuchni.

Dopiero kiedy weszłam do salonu zorientowałam się, że wyglądam jak sto nieszczęść.

A w salonie na kanapie siedział Stiles.

***

Wiem, że nie jest zbyt ciekawy, ale przynajmniej poznaliście nową postać - Phoebe.

Nadeszła pora, w której wręcz błagam Was o jakiekolwiek komentarze. Nie wiem czy Wam się podoba, czy macie jakieś uwagi... Także proszę, zostawcie po sobie choć słowo ;)

Mam nadzieję, że następny uda mi się wstawić szybko.

MClarissaM

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top