Rozdział 7
Oczy dziewczyny powiększyły się.
- Dlaczego mu nie powiesz? - Zapytała, a ja spojrzałam na nią, jakby zadała najgłupsze pytanie na świecie. Albo nawet tak było.
- Oszalałaś? Wtedy nasza przyjaźń będzie spisana na straty. A ja tego nie chcę. Nie chcę go stracić. - Westchnęłam i wróciłam do wieszania zdjęć.
Już nie poruszyłyśmy tego tematu.
***
- Mamo, wychodzimy! - Zawołałam, grzebiąc w torbie.
- Gdzie jedziecie? - Nagle pojawiła się koło nas, przy czym wręczyła mi to, czego szukałam.
- O, dzięki. - Powiedziałam, zabierając kluczyki do auta. - Jedziemy do galerii, chcę też trochę pokazać Malii okolicę.
- W porządku. Bawcie się dobrze. - Zawołała jeszcze, kiedy już wychodziłyśmy.
- Naprawdę nie wiem, co się z nią dzieje. - Mruknęłam sfrustrowana, gdy odpalałam auto.
- Zapewne wkrótce się dowiesz. - Odparła Malia. - Wszystko w końcu wychodzi na jaw.
Droga do centrum handlowego zajęła około dwudziestu minut. W tym czasie Malia opowiadała mi o tym, co musi kupić swojemu pupilowi i że nadal zastanawia się nad imieniem dla niego.
- Może Angie? - Rzuciłam, kiedy zaparkowałyśmy już auto, a ja akurat zobaczyłam na szybie jednego z samochodów właśnie takie imię.
- Świetny pomysł! Angie jest idealnie! - Mówiła uradowana Tate, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
***
- Dziękuję ci za wszystko. - Powiedziała Malia wysiadając z auta. Byłyśmy właśnie pod jej domem.
- Nie masz za co. Musimy jeszcze kiedyś zrobić sobie taki wypad.
- Zdecydowanie. Do zobaczenia! - Pożegnała się dziewczyna, po czym zatrzasnęła drzwi i ruszyła w kierunku domu. Widząc jak wchodzi do środka, odjechałam.
Spędziłam naprawdę fajnie dzień. Malia okazała się świetną towarzyszką do zakupów. Nawet nie zauważyłyśmy, kiedy było już po szesnastej i dziewczyna powiedziała, że lepiej będzie, jeśli już będziemy wracać. Szkoda, szkoda.
Podczas chodzenia po sklepach opowiedziałam jej również trochę o Stilesie i naszej przyjaźni. Tate była naprawdę dobrą słuchaczką, z uwagą chłonęła każde słowo, a kiedy mówiłam jej o jakimś moim problemie, starała mi się jakoś pomóc.
Szkoda, że nie było z nami Allison.
Gdy dojechałam na miejsce, wysiadłam z samochodu i weszłam do domu.
Nieco zmęczona oparłam się o ścianę plecami i dopiero wtedy zdjęłam buty.
- Lydia? - Usłyszałam głos matki.
- Tak? - Odkrzyknęłam i odłożyłam torebkę na miejsce.
- Chodź do mnie! - Kolejne zdziwienie. Normalnie powiedziała by w takiej sytuacji "Pozwól tu na chwilę".
Gdy już znalazłam w torebce telefon, schowałam go do kieszeni i ruszyłam do salonu. Zastałam tam mamę w tym samym stroju co rano. Siedziała dosyć sztywno na kanapie, a kiedy zobaczyła, że już jestem, pokazała, żebym usiadła obok niej. Tak zrobiłam.
- Coś się stało? - Zapytałam, nieco zaniepokojona jej zachowaniem.
- Musimy porozmawiać, Lydia. - Zaczęła poważnie, ale nie tak, jak zawsze mówiła - jakbym była jej klientem w kancelarii prawniczej. Mówiła jak matka do córki, kiedy musi powiedzieć jej coś ważnego. - Ostatnio coś sobie uświadomiłam. Byłam okropną matką. Nie mogłaś się do mnie zwrócić o pomoc, nie mogłaś ze mną porozmawiać o swoich problemach, nawet o tym co ci się przydarzyło w ciągu dnia. To nie tak powinno wyglądać. Powinnam być dla ciebie wspierającą, wyrozumiałą osobą. A kim byłam? Praktycznie nikim w stosunku do ciebie. Można było mnie nazwać mamą na medal? Raczej nie... Ale teraz chcę to zmienić. Chcę być dla ciebie o wiele lepszą matką. Chcę, żebyś mogła się do mnie zwrócić, gdy będziesz tego potrzebowała. Chcę po prostu, żeby było dobrze. - Ujęła moje dłonie w swoje własne i delikatnie je ścisnęła. - Chcę tego, bo cię kocham. Zmienię się, już nie będę taka jak wcześniej. Będę się starać.
- Cieszę się. - Tylko tyle zdołałam wyszeptać. To co przed wtedy usłyszałam z ust mojej mamy zrobiło na mnie naprawdę duże wrażenie.
- Jednak musisz wiedzieć o czymś jeszcze, Lydio. Od razu mówię, że to nic wesołego... Tata wyjechał w delegację, to prawda. Ale gdy już wróci... Raczej nie spędzi tutaj zbyt dużo czasu.
Nie, niemożliwe. To już? Nie...
- Co masz na myśli? - Mruknęłam, chociaż dobrze znałam odpowiedź na to pytanie.
- Rozstajemy się. Niedługo odbędzie się rozwód. Przykro mi, że tak wyszło, kochanie. - Widząc, że nie mam zamiaru się odzywać, kontynuowała. - Ustaliliśmy jednak razem, że zapiszmy cię do psychologa. - Zauważyła, że chcę coś powiedzieć, ale tym razem mi na to nie pozwoliła. - I to nie tylko ze względu na nasze rozstanie. Wiem, że przez ostatnie miesiące byłaś w złym stanie i tak naprawdę zostałaś ze wszystkimi sprawami i problemami i sama. Ta decyzja jest nieodwołalna. - Dodała, gdy znów otworzyłam usta. - Wiem, że wydaje ci się to niekoniecznie, ale uwierz mi, to ci pomoże. A pamiętaj, ja chcę twojego dobra. - Widząc zbierające się w oczach mamy łzy i słysząc ton jej głosu, postanowiłam nie protestować. Ona naprawdę się starała.
- W porządku. - Szepnęłam, a mama podniosła ręce, ale jakby się przed czymś powstrzymała. Dlatego ja zrobiłam to za nią.
Przytuliłam się do niej mocno, tak, jak od dawna tego nie robiłam.
Kobieta na początku była nieco zaskoczona moim gwałtownym gestem, ale za chwilę się opanowała i również mnie uścisnęła.
- Moja mała, słodka, Lydia. - Usłyszałam cichutki głos mamy, a po policzku spłynęła mi łza.
Rozwód rodziców jest okropną rzeczą, ale czy mimo tego, w końcu może być dobrze?
***
Powiem Wam szczerze, że rozdział byłby wcześniej, ale nie miałam nabożeństwa, żeby go napisać. Czekałam też na odpowiedni moment, aż naprawdę mnie natchnie, ponieważ jest tutaj ważna chwila dla naszej bohaterki.
No cóż, tak czy inaczej, mam nadzieję, że Wam się spodobał :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top