Rozdział 25

*Wcześniej*

- Musimy tam iść? - Mruknąłem niezbyt zadowolony, gdy przyjaciel ciągnął w stronę baru.

- Tak, musimy. Stary, cały czas o niej myślisz, a ostatnio to już w ogóle tracisz kontakt z rzeczywistością.

- Nie przesadzaj. - Odparłem, siadając na brzydkim, bordowym stołku.

- A kto próbował wejść dzisiaj do pokoju, nie otwierając wcześniej drzwi? - Scott uniósł brwi i nie słysząc żadnego odzewu z mojej strony, dodał: - Sam widzisz.

- Nie mam pojęcia, co mam robić. - Westchnąłem, obracając szklanką wypełnioną alkoholem.

- Co masz na myśli? - Zapytałam brunet, który w przeciwieństwie do mnie pił jeden za jednym.

- To trwa za długo. Tyle lat. Boję się, że w końcu ją stracę. Albo nie zdążę jej powiedzieć. Ale co jeśli jej powiem i wszystko zniszczę? - Właśnie takie pytania zadawałem sobie od jakiegoś czasu. - Co byś zrobił na moim miejscu?

- Nie jestem tobą. - Odpowiedział mój przyjaciel. - Jednak gdybym był, chyba bym jej powiedział.

- Łatwo mówić. - Mruknąłem.

- Nie pamiętasz jak to było kiedyś?

- Ale co konkretnie? - Zapytałem zirytowany. Nie lubiłem, gdy Scott wyrażał się tak nieprecyzyjnie.

- Jak mnie prosiłeś, żebym ją zapytał czy jej się podobasz. - Odparł, a ja przypomniałem sobie jedną z takich sytuacji.

- Scott, miałem wtedy czternaście lat. - Przypomniałem, popijając napój.

- A teraz toś ty niby taki dorosły? - Zadrwił brunet, na co wywróciłem oczami.

***

- Stiles, mówię ci - wybełkotał jakoś czas później Scott. - Ja bym powiedział. Pamiętasz tę jej przyjaciółeczkę, Allison? Przecież ci mówiłem, że mi się podobała, ale do niej nie zagadałem? I co? Skończyło się na tym, że wyjechała gdzieś do Francji, a ja zostałem sam. - Chłopak spojrzał na dno swojej szklanki.

- Przecież zawsze miałeś jeszcze mnie. - Zauważyłem, opierając brodę o rękę.

- Nie chciałbym, żebyś był moją dziewczyną. - Stwierdził po chwili brunet, krzywiąc się. Nagle na jego telefonie pojawiło się zdjęcie Kiry co równało się z tym, że właśnie dzwoniła. - Cześć, skarbie. - Przywitał się. - Co? Nie, tylko trochę. To kryzysowa sytuacja, przyjaciel jest w potrzebie. Tak, tak, jutro pójdziemy. Obiecuję. - Słuchając tego coś się we mnie złamało. Mimo tego, że chłopak był nawalony jak świnia, rozmawiając z nią robił się inny. Taki... Szczęśliwy?

Niespodziewanie wstałem z krzesełka - przy okazji zachwiałem się niebezpiecznie - po czym ruszyłem w stronę wyjścia.

- Biles, gdzie ty idziesz? - Zawołał Scott, mrużąc oczy.

- Idę jej powiedzieć! Powiem jej! - Oznajmiłem, a następnie zostawiłem pijanego przyjaciela w barze i wyszedłem na zewnątrz.

Wieczór był chłodny i mglisty, jednak nie robiło to na mnie większego wrażenia.

Chwiejnym krokiem skierowałem się do mojego jeepa, a gdy w końcu do niego doszedłem, wsiadłem do niego i po małym problemie z włożeniem kluczyka do stacyjki, uruchomiłem go.

Wyjechałem na ulicę i skierowałem się do jej domu.

Po kilkunastu minutach dojechałem do swojego celu. Nie byłem zestresowany. Chciałem jej to w końcu powiedzieć. Chciałem, żeby w końcu się dowiedziała.

Zapukałem do drzwi i czekałem aż ktoś otworzy.

Po chwili w progu pojawiła się ona. Miłość mojego życia.

- Stiles? Co ty tu robisz? - Zdziwiła się. - Jesteś pijany?

- Tylko trochę. Ale to nieistotne. Mogę wejść? - Zapytałem, a zdezorientowana dziewczyna wpuściła mnie do środka. Następnie pomogła mi wejść po schodach, aby później zaprowadziła mnie do swojego pokoju.

- Usiądź. - Poradziła, jednak ja zamiast to zrobić, stanąłem przed nią.

- Nie, muszę ci coś powiedzieć. Trzymałem to w sobie od dnia, gdy pierwszy raz cię zobaczyłem. Ale teraz już nie mogę wytrzymać i czuję potrzebę powiedzenia tego. Kocham cię. Kocham. Jesteś moją miłością. - Skończyłem, a dziewczyna wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi oczami. - Wszystko w porządku? - Zamiast usłyszeć odpowiedź, poczułem na swoich wargach jej usta. Jak dobrze było ją znów pocałować.

Po chwili wyglądało na to, że jednak na samych pocałunkach się nie skończy.

***

Leżałem koło niej i rysowałem palcem kółka na jej nagim ramieniu. Coś w jej zachowaniu było dziwne, jednak nie zwracałem na to większej uwagi. Ważne dla mnie było wtedy to, że byłem z nią. Z dziewczyną, którą kocham najbardziej na świecie.

Nie mam pojęcia ile czasu minęło. Może dwadzieścia minut, a może dwie godziny. Nie miało to dla mnie znaczenia.

Nagle z transu wyrwał mnie jęk. Zerknąłem w stronę drzwi - bo właśnie stamtąd dochodził ten dźwięk - i doznałem szoku.

W progu stała zapłakana Lydia.

Poczułem, jakby cały alkohol mnie opuścił. Wtedy zacząłem myśleć trzeźwo. Zerknąłem na dziewczynę leżącą obok mnie i zorientowałem się, że to Malia.

Cholera, jak to było możliwe, że to się stało? Byłem pewny, że to Lyds. A przynajmniej tak sobie to wyobrażałem...

Niespodziewanie Martin wybiegła z pomieszczenia i po chwili było słychać tupanie na schodach.

- Lydia! - Krzyknąłem i zerwałem się z łóżka, po czym zacząłem szybko wkładać na siebie ubrania, które zbierałem z podłogi. Nie zauważając na szatynkę, ruszyłem w pościg za Lydią.

Całkowicie trzeźwy wskoczyłem do jeepa i pognałem za pomału znikającym we mgle samochodem.

Docisnąłem pedał gazu i po chwili byłem już blisko niej. Zatrąbiłem, aby zatrzymała się, jednak ona tylko przyspieszyła. Zakląłem pod nosem i zrobiłem to samo.

Nagle na przednią szybę wleciał wielki ptak. Przerażony odruchowo wykręciłem kierownicę. Straciłem panowanie.

Rozpędzone auto zaczęło dachować, a ja byłem totalnie otumaniony. Nie wiedziałem gdzie jest góra, a gdzie dół. Nie wiedziałem co się dzieje.

W końcu poczułem, że leżę. Leżę i nic mną nie targa ani nie rzuca. Próbowałem się poruszyć, jednak nie za bardzo mi to wychodziło. Z trudem uniosłem powieki. Niewiele widziałem, obraz był rozmazany.

Jednak nagle zobaczyłem ją. Jej truskawkowe włosy. Biegła w moją stronę.

Chciałem coś powiedzieć. Chciałem coś jej powiedzieć. Jednakże ona była szybsza.

- Nie! - Usłyszałem jej krzyk.

- Kocham cię, Lydio Martin. - Pomyślałem.

Potem było już tylko ciepło, a następnie ciemność.


***

Tak. To się dzieje naprawdę. I to nie jest żaden sen Lydii albo coś takiego.

Takie zakończenie było zaplanowane od samego początku, odkąd postanowiłam napisać to opowiadanie.

Prawdę mówiąc nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Mam wrażenie, że to wszystko minęło tak szybko.

Cóż, pojawi się jeszcze  epilog i to będzie tyle.

MClarissaM

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top