Rozdział 23
Rano było inaczej niż zawsze. Pierwszy raz otworzyłam oczy z uśmiechem. Pierwszy raz od nie wiem kiedy wstałam od razu nie marudząc i tanecznym krokiem ruszyłam do łazienki. Miałam w sobie jakaś wewnętrzną energię, która dawała mi kopa.
Wyszłam ze swojej sypialni, jednak słysząc odgłosy z pokoju obok zajrzałam do niego, a widząc kto w nim jest, wbiegłam do niego z radosnym krzykiem.
- Phoebe! - Zawołałam i wskoczyłam w ramiona ciotki.
- Lydia, nie było mnie killa dni, naprawdę aż tak tęskniłaś? - Zapytała rozbawiona kobieta, ale mimo to odwzajemniła uścisk.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Odparłam, jeszcze przez chwilę chowając twarz w jej blond lokach.
- Opowiadaj, cóż ciekawego działo się przez te dni. - Powiedziała ciocia, siadając na łóżku i ciągnąć mnie za ręce, abym zrobiła to samo.
- Najpierw... - Zaczęłam jednak przerwał mi krzyk z dołu.
- Lydia! Spóźnisz się do szkoły! - Przypomniała mi mama, a ja zerwałam się.
- Kurczę - jęknęłam i spojrzałam smutno na Phoebe.
- Idź. Jak wrócisz wszystko mi opowiesz. Obiecuję, że nigdzie się nie ruszę. - Kobieta pchnęła mnie delikatnie w stronę drzwi, a ja nieco zasmucona wyszłam z sypialni. Trudno, będę musiała trochę poczekać.
Pośpiesznie udałam się do łazienki, po czym umyłam zęby i zrobiłam delikatny makijaż. Następnie wróciłam do swojej sypialni i założyłam krótkie spodenki, białą bluzeczkę na ramiączkach oraz sweterek, po czym nie mając już czasu, byle jak ułożyłam włosy i je upięłam. Zabrałam z krzesła torbę, pożegnałam się z Pradą całując ją w nosek, po czym mijając się z mamą wyszłam z domu i wsiadłam do mojego samochodu.
Pogoda była naprawdę piękna. Do tego włączyłam jeszcze radio.
- So please don't go. - Zaczęłam śpiewać pomimo tego, że nie za bardzo mi to wychodziło. Czułam się szczęśliwia.
Gdy dojechałam na szkolny parking, nadal mruczałam tę piosenkę, kiwając delikatnie głową na boki.
- Co ty dzisiaj taka zadowolona? - Zapytała Malia, podchodząc do mojej szafki. Przyjrzałam się jej i dostrzegłam, że znów wyglądamy podobnie, ponieważ i ona miała krótkie spodenki, bluzkę na ramiączkach i na to sweterek. Czasami mam wrażenie, że mamy jakieś telepatyczne połączenie. Tylko włosy miała inne, ponieważ rozpuszczone.
- Czemu nie odebrałaś wczoraj telefonu? Dzwoniłam. - Zignorowałam jej pytanie.
- Rozładował mi się telefon. - Odparła wzruszając ramionami. - Ale mów. Co ci?
- Nie uwierzysz co...
- Hej. - Przywitał się z nami Stiles, a ja miałam ochotę wywrócić oczami. Dlaczego nikt nie dawał mi tego dnia dojść do głosu?
- Cześć. - Odpowiedziałyśmy, obie opierając się o szafki.
- Mów dalej. - Powiedziała Malia, a ja zaczęłam się denerwować.
- Ale co? - Zapytałam udając głupią i zmarszczyłam brwi.
- Przed chwilą coś zaczęłaś mówić.
- Ah, no tak. - Machnęłam ręką. - Phoebe wróciła. - Wymyśliłam na poczekaniu, a na twarzy Tate pojawiło się małe niezrozumienie.
- Aha. - Mruknęła. No cóż, to na pewno nie brzmiało jak ważna wiadomość.
- Pamiętajcie, że dzisiaj trening. - Przypomniał nam chłopak, a ja wywróciłam oczami.
- Nie rozumiem po co chodzimy oglądać te treningi. Mecz jeszcze rozumiem, ale to? - Powiedziałam, zatrzaskując drzwiczki szafki, z której chwilę wcześniej wyjęłam książki.
- Ponieważ, moje drogie - zaczął - muszę mieć motywację. Wiem, że inaczej prześladowałybyście mnie i wyzywały od leniwych klusek, które niewiadomo dlaczego są w drużynie. - Wyjaśnił, na co obie spojrzałyśmy na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie łapię. - Oświadczyła Malia, na co pokiwałam głową.
***
Przez cały dzień nie miałam kiedy powiedzieć przyjaciółce o sytuacji zaistniałej poprzedniego dnia. Albo koło nas ciągle kręcił się Stilinski - a było oczywiste, że nie będę tego mówić przy nim, ponieważ on na pewno nie zrozumiałby dlaczego się tak emocjonuję, skoro chciał mi tylko pomóc - albo to Malia nie mogła gadać, a to mnie wezwał jakiś nauczyciel i tak dalej.
Tak więc dopiero kiedy zadzonił dzwonek kończący ostatnią lekcje, Stiles poszedł do szatni, a ja w końcu mogłam porozmawiać z Tate.
- Malia, nie uwierzysz co się stało - powiedziałam podekscytowana.
- Przecież wiem. - Przerwała mi, a ja zatrzymałam się i spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami.
- Co? Jak to? Skąd? - Czyżby Stilinski jej powiedział? Ale dlaczego?
- Dobrze ty się czujesz? Mówiłaś mi o tym rano. - Wyjaśniła.
- Jak rano? Kiedy rano? - Coś tu nie grało.
- Rano. Przy szaflach. O Phoebe. - Mówiła, a ja walnęłam się w czoło.
- Nie, nie, nie! To nie o to chodzi. Powiedziałam to tylko dlatego, bo Stiles stał z nami!
- Czyli twoja ciotka nie wróciła?
- Wróciła, ale nie w tym rzecz. Słuchaj - zaczęłam - wczoraj po szkole przyszedł do mnie Stiles, żeby zrobić projekt na geografię. Potem zadzwoniła mama i powiedziała, że Phoebe miała poważny wypadek - w tym momencie Malia otworzyła szeroko buzię, jednak szybko ją uspokoiłam. - Nic jej nie jest, okazało się, że to był tylko sen - dziewczyna wypuściła powietrze z płuc, a ja kontynuowałam. - Byłam jednak przerażona, miałam chyba atak paniki i wtedy... Pocałował mnie. - Wyznałam w końcu, na co dziewczyna zatrzymała się.
- Jak to cię pocałował? - Zapytała zdziwiona, a ja wzruszyłam ramionami.
- No, normalnie. Było niesamowicie. - Rozpłynęłam się na wspomnienie o tamtym wieczorze.
- Ale dlaczego to zrobił? - Dociekała, a ja nie mogłam zrozumieć o co jej chodzi. Ruszyłam w stronę schodów, a Malia poszła za mną.
- Powiedział, że wstrzymałam wtedy oddech, przez co się uspokoiłam... Chwila - nagle w mojej głowie coś zaskoczyło. - Wcale ci się nie podoba, że to zrobił. To dlatego. - Szepnęłam.
- Chwila, o czym ty mówisz? - Tym razem to Tate się zdziwiła. - Co jest grane? - Odezwała się ponownie nie słysząc mojej odpowiedzi. Ja jednak tylko pilnowałam się, żeby nie spaść ze schodów. - Lydia. - Dziewczyna złapała mnie za nadgarstek i odwróciła w swoją stronę.
- Zaufałam ci. Powiedziałam ci. A mimo to zrobiłaś to. Pocałowałaś go. Jedynego chłopaka, na którym mi zależy. Dobrze o tym wiedziałaś. - Wyrzuciłam z siebie. Widząc jak Tate przygląda mi się z niezrozumieniem, kontynuowałam. - Tak, o wszystkim wiem. Byłam na imprezie. Widziałam was. Jednego nie rozumiem: jak mogłaś mi to zrobić? - Mimo jej zrozpaczonej zrozpaczonej miny, nie przestawałam mówić. - Wybaczyłam ci to. Uznałam, że to na pewno był pijacki wybryk. Albo że sama mi o tym powiesz. Ale nie. Zawiodłam się na tobie, Malia. - Zakończyłam swoją przemowę i mając gdzieś trening, ze łzami w oczach ruszyłam do swojego auta.
***
Chcę Wam bardzo bardzo bardzo (x379864238) podziękować za ponad 1k wyświetleń! Nawet sobie nie wyobrażacie, jak się cieszę, że komuś się podoba ta historia (w którą ostatnimi czasy lubię wprowadzać dziwne akcje * :))) *). Dziękuję również za niezwykle motywujące komentarze.
Życzę wszystkim miłego wieczoru c:
MClarissaM
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top