Rozdział 20
- Kiedy wrócisz? Tęsknię za tobą. - Powiedziałam smutnym głosem do słuchawki.
- Skarbie, nie ma mnie dopiero kilka dni. Jak ty wytrzymałaś beze mnie wcześniej? - Zaśmiała się Phoebe.
- Nie mam pojęcia. - Odparłam, wzdychając.
- Postaram się wrócić jak najszybciej. - Oznajmiła w końcu ciotka, na co kąciki moich ust uniosły się ku górze.
- Mam nadzieję. Pa. - Rozłączyłam się i odrzuciłam telefon na kołdrę.
- Dlaczego rozmawiałyście tak krótko? - Jęknęła Malia. Przyszła do mnie, żebym wytłumaczyła jej matematykę, ale broniła się rękami i nogami. Gdy zadzwoniła Phoebe, ucieszyła się jak ja z pizzy.
- Im wcześniej zaczniemy, tym szybciej skończymy. Dobra, słuchaj.
I tak przez następnie pół godziny tłumaczyłam dziewczynie nowy temat, używając przy tym wielkiej kartki papieru i kolorowych flamastrów. Starałam się wyjaśnić jej wszystko najlepiej jak tylko potrafię, jednak załamałam się kiedy zobaczyłam, że moja uczennica smacznie sobie śpi.
- Tate! - Krzyknęłam i walnęłam ją poduszką. Ta ocknęła się momentalnie.
- Trzydzieści siedem! - Odkrzyknęła, a ja spojrzałam na nią jak na wariatkę.
- W którym momencie usnęłaś? - Zapytałam zrezygnowana, pokazując jej moją rozpiskę.
- Wow, kiedy to narysowałaś? - Zdziwiła się dziewczyna, a ja rzuciłam kartkę na podłogę i opadłam na łóżko.
- Tate, gdzie ty masz głowę? - Jęknęłam, trzymając się za czoło.
- To nie moja wina, że nie mogę tego zrozumieć, Martin. - Odparła, przecierając twarz rękoma, a następnie poprawiła swojego koka, z którego podczas drzemki uciekło kilka kosmyków.
- Ty po prostu nie chcesz tego zrozumieć!
Nagle zadzwonił telefon - ku uciesze Malii. Zmęczona sięgnęłam po niego i odebrałam.
- Stiles, powiedz jej, że jak nie weźmie się za matematykę to będzie mieć dwóję. - Powiedziałam na wstępie.
- Malia, jeżeli nie weźmiesz się za matematykę, będziesz mieć dwóję. - Wyrecytował Stilinski. - Coś jeszcze?
- Nie, dziękuję. Dlaczego dzwonisz? - Zapytałam i zerknęłam na przyjaciółkę, która wpatrywała się w podręcznik takim wzrokiem, jakby chciała go nim co najmniej podpalić.
- Chciałem cię tylko poinformować - tutaj zmienił głos na bardzo poważny - że wszystko już działa i seans filmowy u Stilesa cię nie omimie.
- Stilinski, czemu tak dziwnie mówisz? - Zaśmiałam się i usłyszałam dźwięk przedzieranego papieru. Spojrzałam na Malię i z przerażeniem zobaczyłam, że wyrwała stronę z podręcznika. Czym prędzej go jej zabrałam.
- Nie jestem Stilinski. Ale słyszałem, że fajny z niego gość. - Odpowiedział.
- W końcu obejrzałeś "How i met your mother"! - Ucieszyłam się.
- Tak, Stiles coś mi o tym wspominał.
- Dobra, ja kończę, bo mam tutaj pewną oporną do nauki osobę. Zadzwonię później.
- Przekażę. - Zaśmiałam się i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
- Okej, więc zacznijmy od... - Odwróciłam się w stronę przyjaciółki, ale widząc, że ta znowu zasnęła, po prostu się poddałam i położyłam koło niej.
***
Obudziły mnie krzyki. Otworzyłam oczy i zerknęłam na zegarek. Było po dziewiętnastej. Malia wciąż słodko spała.
Zaciekawiona, a zarazem trochę przerażona, wyszłam na palcach z pokoju, a następnie oparłam się o balustradę.
Bardzo się zdziwiłam, gdy zobaczyłam na dole ojca. Już miałam się odezwać, gdy znów podniesiono głos. Tym razem była to mama.
- To twoja wina! Tylko i wyłącznie twoja! - Wrzeszczała i zaczęła wypychać tatę w stronę wyjścia. - Wynoś się stąd! Wynoś! - Niemal sama mogłam poczuć jak zdziera sobie przy tym gardło. Wyrzuciła jeszcze na zewnątrz kilka ubrań ojca, po czym z hukiem zatrzasnęła drzwi.
Kobieta nawet mnie nie zauważyła, więc od razu ruszyła w stronę salonu. Płakała.
Wstrząśnięta tym co właśnie zobaczyłam, zaczęłam powoli wycofywać się do swojego pokoju.
Wiele razy w ostatnim czasie słyszałam ich kłótnie, ale jeszcze nigdy mama nie wpadła w taką furię.
Gdy weszłam do swojej sypialni, moja przyjaciółka już nie spała. Najwidoczniej wszystko słyszała, ponieważ wpatrywała się we mnie zmartwionym wzrokiem.
Stałam jeszcze przez chwilę w progu, nie wiedząc co zrobić, aż dziewczyna rozchyliła ramiona i podbiegłam do niej, a ona mocno mnie przytuliła.
- Już dobrze, już dobrze. - Malia swoim szeptem i kołysaniem próbowała mnie jakoś uspokoić, ale ja wciąż płakałam.
Dlaczego nie mogłam mieć normalnej rodziny? Dlaczego nie mogłam mieć normalnego życia? Dlaczego musiało być właśnie tak?
Nie mając pojęcia kiedy, zasnęłam w ramionach przyjaciółki.
***
Powoli otworzyłam oczy. Przez okna wpadało do pokoju światło słoneczne. Czyli był już ranek, ja przespałam całą noc.
Malia ani na chwilę nie wypuściła mnie ze swoich objęć. Chwila...
Od kiedy ona ma takie szerokie ramiona?
Zdezorientowana odwróciłam głowę i ujrzałam Stilesa. Co on tu robi?
Chłopak czując, że się wiercę, obudził się.
- Hej. Jak się czujesz? - Zapytał, a ja chcąc usiąść, wyplątałam się z jego ramion.
- W porządku. - Odparłam i przetarłam oczy. - Skąd się tu wziąłeś?
- Wczoraj mówiłaś, że jeszcze zadzwonisz, ale nie zadzwoniłaś, więc ja to zrobiłem. Malia odebrała i powiedziała mi co się stało i, że musi już wracać do domu. Nie chciała cię jednak zostawiać samej, więc przyjechałem. - Skończył mówić, a ja pokiwałam głową.
- Dziękuję. - Powiedziałam, na co chłopak tylko uśmiechnął się i mnie przytulił. Nagle coś sobie uświadomiłam.
- Która godzina?
- Po ósmej. - Odpowiedział po chwili Stilinski.
- Przeze mnie nie poszedłeś na pierwszą lekcje. - Mruknęłam i niemal usłyszałam jak mój przyjaciel wywraca oczami.
- Lyds, a ty tylko o szkole. Są rzeczy ważne i ważniejsze. A ty zdecydowanie jesteś ważniejsza. - Słysząc te słowa, jeszcze mocniej wtuliłam się w tors chłopaka.
- Ale pójdziemy na resztę zajęć?
- Jeśli chcesz. - Stiles wzruszył ramionami, na co ja pokiwałam głową. - No to ja się zbieram do siebie, podjadę po ciebie za jakieś pół godziny. - Pożegnał się i wyszedł, a ja wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki, żeby wziąć prysznic. Następnie zrobiłam sobie makijaż i ubrałam się w krótką, czarną, przewiweną bluzeczkę oraz białe, obcisłe spodnie sięgające mniej więcej kolan. Włosy związałam w niskiego, niechlujnego koczka i wyciągnęłam z niego kilka kosmyków.
Gdy jeep podjechał pod mój dom, byłam gotowa do wyjścia. Zanim jednak to zrobiłam, wstąpiłam jeszcze do kuchni. Na drzwich lodówki znalazłam karteczkę:
Przepraszam, ale znów muszę załatwić coś ważnego. Wrócę późno.
Mama
Mam wrażenie, że to coś ważnego jest związane z tatą.
***
Wow, nie mogę uwierzyć, że to już dwudziesty rozdział!
Szczerze mówiąc myślałam, że ta książka (w sumie to nie wiem jak to nazwać) będzie miała maksymalnie 15 rozdziałów <<bo tak samo było w pierwszej "opowieści", którą opublikowałam na Wattpad, lałam wodę jak cholera <nie szukajcie tego, dla bezpieczeństwa mózgów ludzkości usunęłam to przerażające coś>>), a tu proszę, jesteśmy mniej więcej gdzieś w połowie historii *Gosia i szatańskie plany*. Od razu mówię, że nie mam pojęcia ile będzie rozdziałów, ponieważ czasem wpadnie mi do głowy jakiś kolejny pomysł, który po prostu muszę upchnąć do rozdziału, no i tak się przedłuża.
Tak sobie również pomyślałam, że może macie jakieś pytania - do mnie lub do bohaterów - związanych z "In love with him", więc jeżeli ktoś coś, to śmiało piszcie ;)
Miłego weekendu!
MClarissaM
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top