Rozdział 18

- Czwarte? - Usłyszałam szept dochodzący zza moich pleców i zerknęłam na swoją kartkę. Na palcach pokazałam, która odpowiedź jest prawidłowa.

Była właśnie lekcja angielskiego, co równało się z wcześniej wspomnianym sprawdzianem. Miejsce za mną siedział mój przyjaciel, któremu "pomagałam".

Na szczęście obeszło się bez żadnej uwagi nauczyciela, więc wszystko poszło gładko.

Gdy zadzwonił dzwonek, oddaliśmy nasze prace - a tak właściwie moje - i wyszliśmy na korytarz.

- Co ty byś beze mnie zrobił? - Westchnęłam, kładąc sobie dłoń na sercu.

- Byłbym nikim bez ciebie, Lydio Martin. - Przyznał pobłażliwie Stiles, a ja udałam, że ocieram łzę wzruszenia. - Dzwoniłaś do Malii? - Chłopak zmienił temat.

- Tak, mówiła, że strasznie bolała ją głowa i wymiotowała. Może zjadła coś nieświeżego.

- Może. - Mruknął Stiles. Jak ja nie lubię, gdy tak dziwnie odpowiada. - Wow, Lyds, wiem, że chcesz się mi przyglądać jak się przebieram, ale chyba jednak będziesz musiała zostać na zewnątrz. - Oświadczył, a ja zorientowałam się, że rzeczywiście chciałam wparować do męskiej szatni.

- Nie pochlebiaj sobie, Stilinski. - Zmrużyłam oczy, chociaż to co przed chwilą powiedział o przebieraniu wcale nie było kłamstwem. - Czekam na boisku.

Mój przyjaciel zniknął za drzwiami, a ja ruszyłam do wyjścia.

Po chwili znalazłam się już na zewnątrz. Wiatr zaczął rzucać moimi lokami i podniósł delikatnie moją niebieską spódniczkę, którą natychmiast przytrzymałam dłońmi.

Po kilkunastu sekundach znalazłam się już na trybunach. Rozejrzałam się i zauważyłam znajomą dziewczynę. Ta podłapała moje spojrzenie, więc uśmiechnęłam się i podeszłam do niej, a następnie zajęłam miejsce obok.

- Hej... Lydia? - Zapytała brunetka, na co pokiwałam głową.

- Zgadza się. A ty jesteś...?

- Kira. - Odparła szybko dziewczyna.

- A więc jesteś tu nowa? - Zagaiłam, chcąc jakoś poprowadzić rozmowę.

- Tak, to mój pierwszy dzień. Dzięki twojemu koledze wiem jednak już sporo rzeczy. - Mimo wszystko na jej usta wkardł się mały uśmieszek.

- Tak, Scott to porządny facet. - A niech ma, jeszcze mi za to podziękuje.

Na trawie zaczęła już się zbierać drużyna. Zaczęło się od zwyczajnej rozgrzewki. W tym czasie Kira trochę mi o sobie opowiadała, ale szczerze mówiąc słuchałam jednym uchem, a wypuszczałam drugim. Wszystko przez to, że ciagle obserwowałam Stilesa.

Jakiś czas później zaczęli ćwiczyć już ze sprzętem. Najpierw rzuty do bramki, w której stał kapitan. Oczywiście jak to on, bronił każdą piłkę.

- Jest dobry. - Skomentowała Kira, uważnie przyglądając się Scottowi.

- To prawda. - Przyznałam.

Punktem kulminacyjnym było to, jak brunet spojrzał na dziewczynę, przerzucił piłkę przez ramię, która wylądowała w kiju trzymanym przez trenera, po czym kiwnął do niej głową. Myślałam, że biedna tam zemdleje.

Uśmiechnęłam się tylko pod nosem i zerknęłam na mój obiekt zainteresowania.

Wywijał on właśnie kijem jakieś dziwne rzeczy, aż ten w końcu mu upadł. Widząc to parsknęłam śmiechem.

***

- Chodźmy do mnie, mam straszną ochotę na obejrzenie "Gwiezdnych Wojen". - Stwierdził Stilinski, gdy po treningu skierowaliśmy się na parking.

- Oglądaliśmy to w zeszłym tygodniu. - Przypomniałam mu, przywracając oczami.

- Ale inną część. - Wyjaśnił podczas wsiadania do jeepa.

- A co z moją pizzą? - Przypomniało mi się.

- Zamówimy. W domu smakuje lepiej niż w pizzerii. - Powiedział, a ja zaśmiałam się.

- No dobrze, jedźmy już oglądać te 'Wojny'. - Westchnęłam i ułożyłam się wygodnie na fotelu.

- Lydia, kiedy w końcu zrozumiesz, że to najlepsze co tylko istnieje na tym świecie? - Zapytał załamany chłopak.

Mam trochę odmienne zdanie co do tego co jest najlepsze co tylko istnieje na tym świecie.

Gdy dojechaliśmy już do domu, akurat odjechał z podjazdu radiowóz, co oznaczało, że pan Stilinski gdzieś pojechał, zapewne do pracy.

Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do kuchni. Najpierw do mikrofali wstawiliśmy popcorn, a później zaczęliśmy szukać jakichś napojów. Skończyło się tak, że znaleźliśmy się w pokoju z miską popcornu i butelką soku pomarańczowego. Oczywiście nie zapomniałam o obiecanej mi pizzy, więc czym prędzej wcisnęłam przyjacielowi telefon do ręki. Ja za to wzięłam płytę z filmem i zabrałam się za jej uruchomienie.

- Dziękuję, do widzenia. - Pożegnał się Stiles i odłożył komórkę na biurko.

- Wiesz, nie chcę cię martwić, ale chyba nici z oglądania. - Mruknęłam, a chłopak odwrócił się w moją stronę jak opętany.

- Jak to? - Zapytał, jakby to miało wagę państwową.

- Nie chce się włączyć.

- Bo pewnie coś źle zrobiłaś. - Stwierdził, a ja zmrużyłam oczy.

- Nie zrobiłam niczego źle, przecież uruchamiałam tu filmy tysiąc razy. - Odparłam.

Stilinski próbował coś z tym zrobić, jednak nic to nie zmieniło.

- No i klops. - Westchnęłam.

- Mogę cię odwieźć do domu. Razem z pizzą. - Zaoferował chłopak, ale ja pokręciłam głową.

- Nie chcę wracać. - Stwierdziłam i położyłam się na łóżku tuż obok miski z popcornem. - Możemy porobić coś innego. Wiem! - Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł.

- Cóż to się uroiło w tej rudej główce? - Parsknął Stiles, a ja rzuciłam w niego poduszką.

- Nie jestem ruda! - Zaprzeczyłam, ale to tylko jeszcze bardziej go rozbawiło.

- No już przepraszam, truskawkowa blondyneczko. - Powiedział po chwili i poklepał mnie po głowie jakbym była jakimś psem. - Dobra, mów co to za pomysł, bo się nawet zainteresowałem.

- Możesz w końcu to sprzątnąć. - Wskazałam na ścianę zapełnioną wycinkami z gazet.

Jakiś czas temu Stiles bardzo interesował się tutejszymi przestępstwami i lubił na własną rękę rozwiązywać różne zagadki, a w pewnym stopniu ułatwiało mu sprawę to, że jego ojciec był policjantem i mimo wszystko miał wgląd do wielu informacji. Szczerze mówiąc mnie to nigdy jakoś specjalnie nie interesowało, a mojemu przyjacielowi znudziło się to kilka miesięcy temu. Do tej pory jednak nie zdjął ze ściany swoich skomplikowanych planów.

- Serio? Lyds, nie chce mi się. - Jęknął Stiles.

- Ale ty tego nigdy nie zrobisz! A dzięki mnie dodatkowo będziesz miał gwarancję, że po dwóch minutach nie rzucisz tego w cholerę i nie zostawisz na kolejny, Bóg wie, jak długi czas.

- Eh, ty i te twoje pomysły. - Wywrócił oczami, ale wstał, podszedł tam i wziął się za sprzątanie. Zaczął od zdejmowania sznurków.

- Tak właściwie, to co oznaczają te kolory? - Miałam na myśli właśnie kolory sznurków. Było ich cztery, ale domimował jeden z nich. I to bardzo.

- Zielony to rozwiązane sprawy, żółty to w toku. - Odpowiedział, rozplątując nitki.

- A niebieski? - Zapytałam, zajadając się popcornem.

- Ładnie wygląda. - Odparł, wzruszając ramionami.

- A czerwony?

- Nierozwiazane.

- Jest praktycznie tylko czerwony. - Stwierdziłam, przyglądając się dokładniej całemu rozkładowi.

- Tak, wiem, dziękuję za zwrócenie uwagi. - Zirytował się nieco na tę uwagę, a ja wywróciłam oczami.

- Oh, nie obrażaj się - mruknęłam w tym samym momencie, w którym na zewnątrz zatrąbiło auto - tylko lepiej idź po jedzonko. - Dokończyłam z uśmiechem.

Chłopak wyszedł z pokoju, zabierając po drodze portfel. Ja za to wstałam z łóżka i podeszłam do ściany, chcąc mu pomóc w zdejmowaniu tych wycinków.

Zdejmując zdjęcie naszego byłego nauczyciela chemii - nie miałam pojęcia co ono tam robiło - doznałam miłej niespodzianki.

Ściany w pokoju mojego przyjaciela były jakiś czas malowane, ale akurat ten fragment specjalnie został pominięty. Był tam bowiem napis, który powstał jeszcze na początku naszej znajomości:

lydia tu była :)

***

Ależ ja Was rozpieszczam tymi rozdziałami. Cóż, wolę korzystać z wolnego czasu i pisać, bo jak wrócę do szkoły, wróci również poprzedni system pojawiania się rozdziałów :c

Miłej nocy/dnia/kiedykolwiek to czytacie!

MClarissaM

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top