Rozdział 16
Siedziałam właśnie w swoim pokoju na łóżku i robiłam notatki na najbliższy sprawdzian z biologii, kiedy drzwi sypialni otworzyły się i stanęła w nich mama.
- Hej, skarbie. Przepraszam, że nic ci nie mówiłam ani nie zadzwoniłam, ale musiałam załatwić bardzo ważne sprawy związane z firmą. - Powiedziała, siadając koło mnie.
- Jasne, rozumiem. - Posłałam jej uśmiech. Nie chciałam, żeby się zadręczała tym, że znowu mnie zostawia samą. Zresztą, teraz nie jestem już sama, bo jest ze mną Phoebe.
- Robiłaś coś ciekawego pod moją nieobecność? - Zapytała po chwili, jednocześnie przyglądając się mojemu notesowi.
- Nie. Byłam wczoraj na imprezie, ale szybko wróciłam. Była do kitu. - Wzruszyłam ramionami i chcąc jakoś zejść z tematu, zaczęłam podgryzać końcówkę długopisu. - Już wszystko w porządku w firmie?
- Tak. A przynajmniej mniej więcej. - Kobieta uniosła kąciki ust do góry. - Wybierasz się gdzieś dzisiaj? - Na zadane pytanie zamiast odpowiedzieć, zerknęłam na tablicę znajdującą się nad biurkiem. Dostrzegając karteczkę, którą powiesiłam tam wcześniej, odparłam:
- Prawdopodobnie wybieram się na mecz.
- No tak, Stiles jest w drużynie, prawda? - Przypomniało jej się, a ja przytaknęłam. - W porządku. Widzę, że się uczysz, więc nie będę ci przeszkadzać. - Położyła niezręcznie dłonie na kolanach i zaczęła zbierać się do wyjścia.
- Mamo, ty nigdy nie przeszkadzasz. - Oświadczyłam, łapiąc ją za rękę.
- Kocham cię. - Szepnęła, ściskając delikatnie moje palce, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Ja też cię kocham. - Odparłam, na co kobieta schyliła się i pocałowała mnie w czoło, po czym wyszła z pokoju.
***
Od: Malia
Hej, jedziesz na mecz?
Do: Malia
Tak.
Od: Malia
Zabierzesz mnie po drodze?
Do: Malia
Jasne :)
Wysłałam wiadomość, po czym odrzuciłam telefon na drugi koniec łóżka i wróciłam do poprzedniej pozycji. Leżałam przykryta puchatym kocem, a obok znajdowały się książki i notatki, które robiłam, zanim mi przerwano.
Zastananawiałam się, jak to będzie wyglądać. Powie mi? A może będzie udawać, że nic się nie stało?
Po kilku minutach bezczynnego leżenia w końcu zebrałam się i wstałam. Sprawdziłam jeszcze godzinę - miałam wystarczająco czasu, aby się ogarnąć.
Najpierw poszłam ubrać się w coś porządniejszego niż dresy i kapcie. Następnie zrobiłam delikatny makijaż, dzięki któremu wyglądałam mniej więcej jak zwykle, a po nim rozczesałam włosy i zostawiłam je rozpuszczone.
Gdy byłam już gotowa, schowałam telefon do kieszeni i weszłam jeszcze do pokoju Phoebe zapytać, czy widziała gdzieś kluczyki od samochodu. Widząc jednak, że śpi, wycofałam się po cichu z pomieszczenia i zbiegłam po schodach. W kuchni zastałam mamę pieczącą jakieś ciasto, co było dla mnie sporym szokiem.
- Co robisz? - Zapytałam zdziwiona, chociaż odpowiedź była oczywista.
- Postanowiłam coś upiec. - Odparła mimo to uradowana mama.
- Okej - pokręciłam głową i przeszłam do rzeczy. - Widziałaś klucze do auta?
- Są na półce w przedpokoju. - Mruknęła kobieta, a ja ruszyłam w tatmtym kierunku.
Założyłam kurtkę dżinsową, po czym wyszłam z domu i wsiadłam do pojazdu. Po chwili byłam już pod domem Tate.
Zatrąbiłam dwa razy, przez co po kilku sekundach dziewczyna wybiegła i znalazła się na miejscu pasażera.
Miałam ogromną ochotę od razu jej wszystko wygarnąć, ale postanowiłam poczekać, aż sama coś powie.
- Hej. - Przywitała się, na co uśmiechnęłam się. Nie było to do końca szczere, ale starałam się udawać, jakby nic się nie stało.
- Hej. Jak tam wczorajsza impreza? - Zaczęłam temat, ruszając w kierunku szkoły.
- Nawet fajnie. - Odparła dziewczyna wzruszając ramionami, a ja zaczęłam zaciskać i rozluźniać pięści na kierowcy, jak to miałam w zwyczaju.
- A chłopcy? - Zerknęłam na nią i poruszyłam znacząco brwiami, na co Malia się zaśmiała.
- Nic. Praktycznie cały czas tańczyłam gdzieś sama. Szkoda, że cię nie było.
Ach, tak?
- A Stiles? Myślałam, że poszedł. - Zmarszczyłam brwi.
- Był, ale łaził gdzieś z kumplami.
- Dużo wypiłaś? - Miałam wrażenie, że to brzmi jak jakieś przesłuchanie, ale widocznie na dziewczynie nie robiło to jakiegoś problemu.
- Nie, prawie w ogóle. Nie chciałam już po pierwszej imprezie wrócić pijana do domu, bo obawiam się, że ojciec by mnie już nie wypuścił następnym razem. Bardzo się o mnie troszczy, nie chce, żeby coś mi się stało. - Wyjaśniła, a ja pokiwałam głową.
Nie mogłam uwierzyć, że kłamstwa przechodzą jej przez gardło tak łatwo. Myślałam że tam wybuchnę, ale postanowiłam zachować spokój.
Kiedy dojechałyśmy do naszego celu, ledwo udało nam się znaleźć miejsce, żeby zaparkować. Tak jak reszta ludzi, ruszyłyśmy na tyły szkoły. Naszym oczom ukazało się boisko oraz trybuny, już w części zapełnione. Rozjerzałam się i dostrzegłam akurat dwa wolne miejsca niemalże na samym przodzie. Nie chcąc mimo wszystko zgubić Tate, złapałam ją za dłoń i pociągnęłam w tamtą stronę.
Okazało się, że obok siedzieli ojciec Stilesa i mama Scotta. Pan Stilinski był szeryfem w Beacon Hills, a pani McCall pracowała w tutejszym szpitalu.
Przywitałyśmy się z nimi grzecznie, po czym czekaliśmy na rozpoczęcie meczu.
Po krótkiej chwili na trawę zaczęli wchodzić zawodnicy. Dostrzegłam Stilesa, który spojrzał w moją stronę i pomachał mi. Ja z uśmiechem również uniosłam dłoń, ale widząc, że moja towarzyszka robi to samo, nie wiem dlaczego zakłopotana opuściłam rękę.
Mecz się zaczął. Na początku przegrywaliśmy, aż w końcu nasz kapitan zdobył trzy punkty, wyrównując wynik. Zastanawiałam się jakim cudem Scott będąc wczoraj tak nawalonym, dziś grał tak dobrze.
Rozgrywka z minuty na minutę robiła się coraz bardziej gorąca, a zawodnicy brutalni.
W końcu została ostatnia minuta. Wszyscy z zapartym tchem czekaliśmy kto wygra. Wydawałoby się, że już po nas, ponieważ zawodnik z przeciwniej drużyny wyrzucił piłkę w stronę bramki, ale na szczęście bramarz bezbłędnie obronił ten rzut.
Zostało pół minuty. Niespodziewanie, ktoś podał do Stilesa, który stał najbliżej bramki. Ten tępo wpatrywał się w swój kij, stojąc jak widły w gnoju. Nie wiedziałam co się dzieje, przecież zawsze był świetny w lacrosse. Wokół zrobiło się jakby ciszej. Do końca zostało kilka sekund, a ja nie mogąc się już powstrzymać, krzyknęłam.
- Rzucaj!
Chłopak spojrzał na mnie, po czym natychmiast odwrócił się i w ostatniej sekundzie piłka wleciała w siatkę.
Wszyscy zerwali się z miejsc i zaczęli wiwatować. Uszczęśliwione razem z Malią niemal podskoczyłyśmy.
Całą drużyna zbiegła się w jedną grupkę i co chwila ktoś klepał Stilinskiego po plecach albo po głowie. Razem z kapitanem przybił piątkę, aż w końcu znów spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
Tak właściwie nie byłam pewna czy patrzy na mnie, czy na znajdującą się obok Malię, ale miałam to gdzieś. Po prostu biłam mu z dumą brawo, a na mojej twarzy gościł szeroki uśmiech.
***
Hej!
Rozdział jest dzisiaj, ponieważ jestem chora i nie poszłam do szkoły, co się równało z wolnym czasem.
Mam nadzieję, że przyjemnie sie Wam czytało :)
Chciałam też podziękować za prawie 700 wyświetleń i motywujące komentarze. Kocham Was!
MClarissaM
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top