Rozdział 15
- Wybrany numer jest niedostępny. - Oznajmił po raz kolejny głos w słuchawce, a ja w końcu się poddałam i rzuciłam telefon na miejsce pasażera. Oparłam się o fotel i próbując powstrzymać niekontrolowany szloch, przyłożyłam sobie jedną dłoń do ust i starałam się robić głębokie wdechy i wydechy.
Gdy już niemalże się uspokoiłam i tylko leciały mi łzy z oczu, powoli wjechałam na ulicę i skierowałam się w stronę domu. Chciałam się tam jak najszybciej dostać. Chciałam być już w swoim pokoju.
Po kilku minutach dojechałam na miejsce i dziękowałam Bogu, że przeżyłam tę drogę i przez zasłaniające mi widok łzy nie wjechałam do żadnego rowu.
Wysiadając z auta dostrzegłam jeszcze w lusterku, iż rozmazany tusz sprawia, że wyglądam jak zmora. Nie zwracałam jednak na to uwagi. Miałam to gdzieś.
Zatrzasnęłam drzwi samochodu i szybkim krokiem ruszyłam do drzwi. Już po kilku sekundach znalazłam się w środku. Szybko zdjęłam buty i nie zważając na pytanie zadane przez siedzącą w salonie Phoebe, pobiegłam na górę.
Z impetem otworzyłam drzwi mojej sypialni i niczym małe dziecko rzuciłam się na łóżko i zaczęłam na nowo płakać. Już nawet nie chodziło o Stilesa. To, że ja żywiłam do niego jakieś uczucia nie oznaczało, że on jest w jakiś sposób zobowiązany wobec mnie. Mógł robić co chciał, przecież nie można nikogo zmuszać do miłości. Tu chodziło o Malię.
Zaufałam jej. Dobrze o wszystkim wiedziała. Tak nie zachowuje się prawdziwa przyjaciółka. Tak się nie robi.
Leżałam tak w ubraniu, poczochranych włosach i rozmytym makijażu, a moim ciałem targał szloch. Nagle poczułam jak ktoś kładzie się za mną i mnie przytula. Uniosłam wzrok i zobaczyłam opadające blond włosy.
- Co się stało, kochanie? - Zapytała zmartwionym głosem Phoebe, ale ja zamiast odpowiedzieć, zaczęłam szlochać jeszcze bardziej. Dlaczego to do cholery tak bardzo bolało? I tak naprawdę co mnie bolało? To, że zobaczyłam chłopaka, którego kochałam całującego się z moją przyjaciółką, czy to, że moja przyjaciółka zdradziła mnie całując chłopaka, którego kochałam?
***
Gdy otworzyłam oczy, ujrzałam promienie słońca wpadające przez otwarte okno do pokoju. Musiałam zasnąć wieczorem będąc wykończona płaczem.
Odwróciłam się na drugi bok, jednak nie zobaczyłam za sobą ciotki. Co się dziwić, przecież logiczne, że nie będzie przy mnie siedzieć cały czas.
Z westchnieniem podniosłam się z łóżka i przetarłam dłonią oczy. Powoli znów docierało do mnie to co zaszło poprzedniego wieczora i nie chcąc dopuścić do kolejnego wodospadu łez, wzięłam kilka głębokich wdechów i podparłam ręką czoło. Zerknęłam na zegarek. Było po dziewiątej. Tate pewnie jeszcze spała po takiej imprezie.
Zbierając się w sobie, w końcu zeszłam z łóżka i w drodze do łazienki zabrałam ręcznik oraz jakieś luźne ubranie. Weszłam do pomieszczenia i nawet nie przeglądając się w lustrze od razu zdjęłam ubranie i weszłam pod prysznic. Ciepła woda zawsze pomagała mi w takich sytuacjach.
To znaczy, jeszcze nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Chodzi mi o to, że zawsze kiedy tylko było mi źle, byłam zestresowana lub zła, gorący prysznic zawsze działał na mnie kojąco.
Chciałam zostać pod strumieniami ciepłej wody na zawsze, ale widziałam, że w końcu będę musiała wyjść.
Po kilku minutach z westchnieniem wydostałam się z kabiny i owinęłam szczelnie ręcznikiem. Rozczesałam mokre włosy, a następnie nałożyłam na siebie wcześniej wybrane ubranie.
Wyszłam z toalety i skierowałam się w stronę kuchni. Tak jak się spodziewałam zastałam tam Phoebe.
- Hej. - Odwróciła i przywitała się słysząc moje kroki. Ja odpowiedziałam jej jedynie uśmiechem, po czym tradycyjnie usiadłam na krześle. - Teraz możesz mi powiedzieć, co się wczoraj wydarzyło? - Zapytała, a ja poczułam nieprzyjemny skurcz w brzuchu. - A jeśli podam ci twoje ulubione naleśniki z nutellą? - Dodała i podłapała mój wzrok, a następnie zaczęła wyjmować potrzebne produkty.
- Ta impreza to był zły pomysł. Albo dobry. Już sama nie wiem jak na to spojrzeć. - Zaczęłam, wpatrując się w krajobraz za oknem.
- Jeśli mi opowiesz to ci pomogę. - Powiedziała ciocia, starając się jednocześnie patrzeć mi w oczy i przygotowywać moje śniadanie.
- Widziałam jak Malia i Stiles się całują. - Wypaliłam od razu, a blondynce z wrażenia niemal wypadła szklanka.
- Jak to? - Zdziwiła się, otwierając szeroko oczy.
- Mnie się pytasz? - Mruknęłam starając się utrzymać emocje na wodzy.
- Nie rozmawiałaś z nią? Albo z nim?
- Nie, na pewno jeszcze nie wstali. Zresztą, nie wiem czy chcę z nimi gadać.
- Wiesz, że prędzej czy później będziesz musiała. Jeśli nie ze Stilesem, to z Malią. A może sama ci o tym powie? - Podsunęła, a ja prychnęłam.
- Tak, masz rację. Zaraz wbiegnie do nas z okrzykiem "Lydia, wczoraj na imprezie całowałam się z twoją miłością mimo tego, iż dobrze wiedziałam, co do niego czujesz! A co u ciebie?" - Stwierdziłam, a Phoebe pokręciła głową.
- Nie o to chodzi. Mogą zacząć zżerać ją wyrzuty sumienia. Chwila, zacznijmy od tego, że nie wiadomo, jak do tego doszło. Może byli pijani? - Podsunęła, a ja wzruszyłam ramionami.
- Może rzeczywiście powinnam odpuścić go sobie? Może to nie ma sensu? - Zastanawiałam się, nadal patrząc na to, co się dzieje na zewnątrz.
- Tak po prostu? Już nie pamiętasz? - Zapytała Phoebe, patrząc na mnie ze zmartwieniem.
- Pamiętam co? - W moim głosie było słychać lekkie zdziwienie.
- Jakie to uczucie! Kiedy idzie przez szkolny korytarz, widzisz go i jakbyś nie mogła oddychać. W klasie nie moższ przestać na niego patrzeć i jesteś szczęśliwa, że on w pewnym sensie na ciebie czeka, że będziecie mogli gdzieś później razem pójść... Gdy patrzysz w jego oczy i to wiesz. Nie pamiętasz jakie to uczucie? - Zapytała, a ja przymknęłam oczy.
- Może nie powinnam. - Stwierdziłam po chwili, a ciocia podeszła do mnie i wzięła moje dłonie w swoje.
- Nie rezygnuj z niego, Lydia. Nigdy nie wiesz, co się może przydarzyć.
***
Przepraszam za nieobecność, ale sami rozumiecie, szkoła :c
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top