Rozdział 12
- Jak było, skarbie? - Zapytała mama, gdy weszłyśmy z Phoebe do domu.
- Tak sobie. Ale nie chcę chyba tam wracać. Źle się tam czułam. - Powiedziałam z nieco skwaszoną miną.
- Skoro tak mówisz... Nic na siłę. - Uśmiechnęła się do mnie delikatnie, co odwzajemniłam.
- Muszę iść odrobić lekcje. - Powiedziałam, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Gdy tylko do niego weszłam, sięgnęłam po moje słuchawki i odtwarzacz mp3, po czym położyłam się na łóżku i przesłuchałam kilkanaście piosenek myśląc o wszystkim i o niczym. Wpatrywałam się niewidzącym wzrokiem w sufit. Kiedy w końcu urządzenie po zbyt długim czasie się wyłączyło, postanowiłam wstać i wziąć się za lekcje. Zanim jednak zabrałam się za robienie zadań z matematyki, do tablicy korkowej przykleiłam karteczkę z napisem "mecz lacrosse - sobota". Uśmiechnęłam się do siebie.
***
Słysząc okropny dźwięk budzika, jęknęłam przeciągle. Ja chcę spać... Może dzisiaj nie pójdę? pomyślałam, ale mój plan wyparował, kiedy przypomniałam sobie o tym, że obiecałam Malii podwózkę do szkoły, ponieważ jej rower się zepsuł, a samochodu nie miała.
Tak więc zwlekłam się z łóżka przypominając sobie co chwilę w myślach, że już był czwartek i niedługo będzie weekend.
- Lydia! Wstałaś?! - Krzyknęła mama, a ja wydałam z siebie niezidentyfikowany dźwięk mający to potwierdzić.
Ogarnęłam się w miarę szybko i wyszło tak, że pod domem Tate byłam kilka minut przed czasem. Korzystając z okazji wyłączyłam silnik, ułożyłam się wygodniej na fotelu i przymknęłam oczy. Tylko chwilkę, tylko chwilkę.
- Hej. - Słysząc głos Allison odwróciłam się w stronę drzwi z uśmiechem. Widząc jednak przyjaciółkę, mina mi zrzedła.
- Co się stało? - Zapytałam, wstając z krzesła i zaprowadziłam dziewczynę na łóżko. - Co jest, Alli?
- To już pewne. Wyjeżdżam do Francji. - Wyjąkała dziewczyna przez łzy, a ja słysząc te słowa zatkałam sobie usta dłonią. Po chwili jednak się opanowałam i objęłam przyjaciółkę. - Lydia? - Odezwała się, próbując przerwać targający nią szloch.
- Tak?
- Lydia. - Powiedziała, a ja zmarszczyłam brwi. - Lydia!
Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona. Natychmiast otworzyłam oczy i niespokojnie poruszyłam się na fotelu.
- Hej. Chyba trochę przysnęłaś, co? - Uśmiechnęła się Malia, która siedziała już na miejscu pasażera.
- No troszeczkę. - Odpowiedziałam.
Przez chwilę rozmyślałam o moim śnie. W sumie był on prawdą, wspomnieniem... Przynajmniej do póki Malia nie dodała do niego swoich trzech groszy.
- Stiles mówił, że jutro będzie jakaś impreza. - Słysząc to imię ocknęłam się.
- Tak, chyba coś mi się obiło o uszy. Idziesz? - Zapytałam, zbliżając się powoli do celu.
- Chyba tak. A ty?
- Sama nie wiem. - Mruknęłam, gdy wjechałam na szkolny parking.
- Oh, no dalej! - Tate podskoczyła niemal na fotelu, a jej kucyk zaczął się kołysać. - Zabaw się!
- Jeszcze nad tym pomyślę. - Odparłam wymijająco, chociaż i tak wiedziałam, że będą z tego raczej nici. Nie miałam żadnej ochoty gdzieś wychodzić, a tutaj impreza. Pełno ludzi, głośna muzyka, nie.
Kiedyś oczywiście lubiłam chodzić na takie zabawy, ale teraz najzwyczajniej w świecie nie miałam na to ochoty. Wolałam siedzieć w cichym domu i spędzić ten czas sama. Albo z Phoebe.
Gdy weszłyśmy do szkoły, jak zwykle podeszłyśmy do naszych szafek. Gdy otworzyłam swój ogromny notes z najważniejszymi notatkami, poczułam jak mocno łapie mnie za ramiona. Z moich ust wydobył się krótki krzyk przerażenia, a wszystkie kartki rozsypały się na podłogę. Usłyszałam krótki śmiech, jednak urwał się on, kiedy moje zapiski upadły.
- Cholera jasna, Stiles! - Warknęłam i już miałam się schylić, żeby wszystko pozbierać, kiedy uprzedził mnie w tym McCall. Szybko zgarnął notatki z ziemi i z uśmiechem podał mi je. Nie wiadomo z jakich powodów poczułam się trochę zawstydzona. Odwzajemniłam uśmiech i odbierając kartki mruknęłam ciche dziękuję.
Malia z podekscytowaniem, które swoją drogą nieudolnie próbowała zamaskować, przyglądała się całej scenie.
- Chodź, bo spóźnimy się na spotkanie. - Stiles jak gdyby nigdy nic zaczął delikatnie ciągnąć przyjaciela.
- Jakie spotkanie? - Zdziwił się brunet.
- Z drużyną. Chodź. - Odparł, a następnie spojrzał na nas. - Zobaczymy się potem. - Rzucił, po czym razem ze Scottem kilka sekund później zniknęli nam z pola widzenia. Zanim jednak straciłam ich z oczu zobaczyłam, dostrzegłam jak Stilinski wali chłopaka w potylice. Zmrużyłam oczy i odwróciłam się z powrotem w stronę mojej szafki.
- O jejku. - Szepnęła Malia, a ja rzuciłam jej pytające spojrzenie. - Nawet nie żartuj! Nie widziałaś, jak na ciebie patrzył?
- Ale kto? - Mruknęłam, a Tate zatrzasnęła mi drzwiczki przed nosem.
- Scott! Gadasz, jakbyś była ślepa. Nie dość, że jest mega przystojny, to jeszcze jest kapitanem szkolnej drużyny lacrosse!
- A ty gadasz, jakbyś nie wiedziała, że interesuje mnie tylko jedna osoba. - Powiedziałam ściszonym głosem i ruszyłam w stronę klasy.
- Wiem, Lydia, ale nie uważasz, że może powinnaś spróbować... Z kimś innym? Słuchaj, nie chcę cię zranić ani nic z tych rzeczy, ale tylko spójrz. Podobasz się wielu chłopakom, dajmy na to nawet McCalla. - Drążyła dziewczyna, gdy już weszłyśmy do klasy i usiadłyśmy w ławkach.
- Malia, przestań. - Ucięłam jej przemowę. - Dlaczego mi to robisz? - Zapytałam, patrząc jej w oczy.
- Bo nie chcę, żebyś cierpiała. Myślę, że jakiekolwiek szczęście jest lepsze niż bycie nieszczęśliwym z powodu kogoś nieosiągalnego. *
Słysząc to sama nie wiedziałam co myśleć. Od komentarza uratował mnie dzwonek oznajmiający rozpoczęcie lekcji.
Może Malia miała rację?
***
*"Myślę, że jakiekolwiek szczęście jest lepsze niż bycie nieszczęśliwym z powodu kogoś nieosiągalnego." - jest to cytat ze "Zmierzchu" Stephenie Meyer i tak sobie pomyślałam, że będzie mi tu ładnie pasował.
Co myślicie? Mi się ten rozdział wydaje trochę słaby, ale może przejdzie ;)
Miłego wieczoru, Misie!
MClarissaM
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top