Rozdział 4
Słysząc głos Stilesa gwałtownie odwróciłam się. Stał on w progu pomieszczenia i przyglądał mi się.
- Co tu robisz? - Zapytałam. Kiedy on do cholery wszedł?
- Przyjechałem za tobą i wszedłem do domu praktycznie zaraz po tobie, ale mnie nie zauważyłaś - wyjaśnił. - Lyds, czy wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku, Stiles. Nic nie jest w porządku. Wszystko się sypie, a ja nie potrafię temu zaradzić. - Powiedziałam, po czym uklękłam i zaczęłam zbierać rozbite szkło.
- Zostaw, skaleczysz się. - Chłopak szybko znalazł się obok mnie i zabrał mi to, co zdążyłam już podnieść. Następnie otworzył szafkę pod zlewem i wyjął z niej zmiotkę. Ja za to poszłam po ręczniki. Kiedy wróciłam, Stilinski wrzucał pozostałości szklanki do kosza. - Lydia, co się dzieje? O czym ty mówiłaś? - Dopytywał, ale ja bez słowa wzięłam się za wycieranie podłogi. - Lyds. - Chłopak złapał mnie za rękę i spojrzał mi w oczy. - Chyba musimy porozmawiać. Może zaczniemy od tego, dlaczego tak nagle mnie zostawiłaś? Nadal tego nie rozumiem, przecież przyjaźniliśmy się tyle czasu. Zrobiłem coś źle?
- Nic nie zrobiłeś, Stiles. - To ja coś zrobiłam. - Nie mam pojęcia co się stało. - Tylko to mogłam powiedzieć. Innego wytłumaczenia nie miałam.
- Lyds, zapomnijmy o tym. Żyjmy jakby nic się nie stało. Okej? - Zaproponował, a ja wiedząc, że nie powinnam tego robić, pokiwałam głową. Stilinski uśmiechnął się i od razu mnie przytulił. - Tęskniłem za tobą, Martin. Życie bez najlepszego przyjacielajest trudne . - Słysząc to znów poczułam ukłucie. Ale w końcu musiałam się z tym pogodzić.
Naszą chwilę przerwał telefon chłopaka. Oderwaliśmy się od siebie i Stiles wyjął komórkę z kieszeni.
- Cholera, muszę iść. Wpadnę jeszcze wieczorem. - Obiecał, po czym wyszedł z pomieszczenia, a następnie z domu, zostawiając mnie samą na kuchennej podłodze.
Po kilku minutach po soku nie było już ani śladu, więc udałam się do swojego pokoju - miejsca, w którym ostatnimi czasy spędzałam najwięcej czasu nie wliczając w to szkoły.
Podeszłam do okna, a następnie wspięłam się na parapet i usiadłam na nim. Obserwowałam jak samochody przejeżdżają za oknem. Skojarzyło mi się to z tym, jak zawsze gdy wracaliśmy w wigilię od babci, wieczorem przez okno samochodu obserwowałam jak w różnych domach świecą się choinki, czasem udało mi się nawet zobaczyć jakichś ludzi. I tak patrząc, wyobrażałam sobie, jak wygląda ich życie, co właśnie robią, czy spędzają ten wieczór razem, a może w gronie rodziny? Tego nigdy nie wiedziałam i sądzę, że raczej nigdy się nie dowiem. Tym bardziej nie wiem, czy tegoroczne święta spędzę tylko z jednym z rodziców.
Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy. Wsłuchując się w ciszę zaczęłam pomału zasypiać i kiedy już prawie odpłynęłam, przypomniałam sobie pewną sytuację.
Siedziałam sama wieczorem na murku koło domu i płakałam. Miałam wtedy jakieś trzynaście lat i teraz nawet nie pamiętam co doprowadziło mnie do łez.
- Lydia? - Usłyszałam czyjś głos i podniosłam głowę. Koło mnie stał chłopiec, znałam go ze szkoły.
- Idź sobie. - Powiedziałam i podciągnęłam kolana, tym samym chowając w nich twarz.
- Co się dzieje? Coś nie tak? - Byłam mocno zdziwiona, że obcy chłopak, którego imienia nawet nie znałam, tak po prostu podszedł do płaczącej mnie i zaczął wypytywać.
- Po prostu nie chcę, żeby ktoś widział jak płaczę. - Mruknęłam i wierzchem dłoni otarłam łzę.
- Myślę, że nie powinnaś się ukrywać ze swoim płaczem. - Stwierdził a ja odsłoniłam trochę twarzy, aby móc na niego spojrzeć.
- Dlaczego?
- Ponieważ sądzę, że wyglądasz bardzo ładnie płacząc. - Odparł, a ja uśmiechnęłam się nieśmiało.
I tak właśnie poznałam Stilesa.
***
Przez to, że jestem głupia i przez przypadek wstawiłam rozdział, który jest hej do przodu, to daję ten. Przepraszam za zamieszanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top