Rozdział 2
- Lydia, obudź się. - Ktoś położył na moim ramieniu dłoń, a ja mruknęłam coś niezrozumiałego. - Wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły. No dalej, dzisiaj już piątek. - Powiedziała mama i widząc, że otworzyłam oczy, wyszła z pokoju.
Z trudem zwlekłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki. Przez to, że jeszcze w połowie spałam, schodząc po schodach prawie z nich spadłam. W końcu jednak bezpiecznie dotarłam na dół i skierowałam się do łazienki. Wykonałam poranną toaletę, po czym zrobiłam makijaż.
Jeszcze w piżamie weszłam do kuchni, aby na szybko zjeść jakieś śniadanie. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to rodzice. Ubrani byli jak zwykle elegancko i wyglądali bez zarzutu. Jak zwykle.
Bez słowa otworzyłam lodówkę, po czym wyciągnęłam z niej mleko. Nalałam trochę do miski, po czym dosypałam płatki, wzięłam łyżkę i ruszyłam z powrotem do swojej sypialni. Można by pomyśleć, że śniadanie to idealna okazja do spędzenie choć odrobiny czasu ze sobą, ale nie u mnie w domu. Ojciec zawsze czytał gazetę popijając tą swoją cholerną kawę, a mama o tej porze i tak zbierała się już do wyjścia.
Tak więc usiadłam przy biurku i otworzyłam podręcznik do historii, aby w między czasie powtórzyć sobie jeszcze informacje na sprawdzian, chociaż i tak znałam już cały dział na pamięć. Odkąd całe dnie spędzałam sama, nie miałam nic innego do roboty niż nauka, dlatego też od czasu, kiedy straciłam przyjaciół, moje oceny w szkole zmieniły się.
Po zjedzeniu śniadania podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarną sukienkę w róże. Włosy zostawiłam rozpuszczone i stwierdzając, że jestem już gotowa, zabrałam torebkę z krzesła i wyszłam z domu.
Droga do szkoły zajęła mi kilkanaście minut. Po zaparkowaniu samochodu, wysiadłam z niego i ruszyłam w stronę budynku. Tradycyjnie na początek podeszłam do szafki, aby przygotować książki i notatki, które będą potrzebne mi na pierwszą lekcję. Zamknęłam drzwiczki i rozejrzałam się po korytarzu.
Moją uwagę przykuł przechodzący obok trener, który swoją drogą uczył też ekonomii. Obok niego szła dziewczyna, której wcześniej nie widziałam w tej szkole. Miała brązowe włosy sięgające połowy ramion, krótkie spodenki i dżinsową kurtkę.
Niespodziewanie nastolatka podłapała moje spojrzenie i widząc, że się jej przyglądam, uśmiechnęła się do mnie. Odruchowo zrobiłam to samo. Wszystko trwało może pięć sekund, ponieważ nieznajoma po chwili zniknęła za zakrętem.
- Hej, Lydia. - Nagle usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się i ujrzałam tak dobrze znaną mi osobę.
- Stiles. - Uśmiechnęłam się.
- Dawno nie gadaliśmy - stwierdził, a ja przyznałam mu rację kiwnięciem głowy. - Może moglibyśmy się spotkać - podsunął, a mi przed oczami stanęła piękna wizja. Siedzimy razem w kinie i trzymamy się za ręce... - Fajnie byłoby tak gdzieś wyskoczyć jak za dawnych czasów. - I tutaj czar prysł. Zapomniałam, że ja dla niego nadal byłam tylko przyjaciółką.
- Sama nie wiem... - Mruknęłam i zaczęłam nerwowo zaciskać pięść i z powrotem ją rozluźniać.
- Oh, no dalej, Lyds - słysząc to zdrobnienie kąciki moich ust uniosły się ku górze. - Nie daj się prosić.
- No dobra, niech ci już będzie. - Uśmiechnęłam się, a Stilisnki słysząc moją odpowiedź zrobił to samo.
- To co? Może na dobry początek pizza po szkole? - Zaproponował, a ja pokiwałam głową. - W takim razie widzimy się po zajęciach. - Powiedział, po czym oddalił się.
A co jeśli to był błąd? Jeśli zostawiając go ponownie znów go zranię? Cóż, zaryzykowałam. Będę się tym martwić później.
Słysząc dzwonek obwieszczający, że za chwilę zacznie się lekcja, pospiesznie ruszyłam pod salę, w której miałam mieć za chwilę angielski. Kiedy tam dotarłam, zajęłam swoje stałe miejsce i po otwarciu podręcznika czekałam na przyjście nauczyciela. Wpatrywałam się w okno obserwując ptaki latające na zewnątrz. Moją uwagę jednak przykuł tak dobrze znany mi niebieski jeep. Pomyśleć, że kilka razy nawet w nim nocowałam. Uśmiechnęłam się pod nosem na te wspomnienia. Na te cudowne wspomnienia.
- Klaso - słysząc głos nauczyciela odwróciłam się. Lekko się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam, że obok mężczyzny stoi dziewczyna, którą widziałam kilka minut wcześniej. - To jest wasza nowa koleżanka, Malia Tate. Bądźcie mili. - Powiedział, po czym pokazał jej, żeby zajęła miejsce. Malia widząc mnie znów posłała mi lekki uśmiech, na który jednak nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ usiadła.
Przez całą lekcję zastanawiałam się, dlaczego szatynka jest względem mojej osoby taka miła. Nie brałam pod uwagę to, że kiedyś już się widziałyśmy, bo jej nazwisko nic mi nie mówiło.
Dlatego też kiedy tylko zadzwonił dzwonek, szybko wzięłam w ręce swoje rzeczy i podeszłam do jeszcze pakującej się dziewczyny.
- Hej. - Przywitałam się trochę niepewnie, a ona podniosła na mnie wzrok.
- Cześć. Widziałyśmy się już na korytarzu, prawda? - Zapytała. - Poznałam cię po tej ślicznej sukience. - Słysząc te słowa zdziwiłam się, ale jednocześnie obudziła się we mnie mała część starej mnie.
- Ja jestem Lydia Martin, a ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - Stwierdziłam z uśmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top