epilog
Stałam przy parapecie i wyglądałam przez okno.
Słońce pięknie świeciło, a na niebie nie było żadnej chmury.
Dlaczego? Ten dzień wcale nie był radosny. Nie było czego świętować lub czcić.
-Lydia, jesteś gotowa? - Phoebe położyła dłoń na moim ramieniu.
- Nigdy nie będę. - Szepnęłam, jednak odwróciłam się. Ciocia, podobnie jak ja, miała na sobie czarną sukienkę. - Nie chcę. - Dodałam i poczułam, jak w moich oczach wzbierają się łzy. - Nie chcę, bo wtedy to będzie ostateczne.
- Skarbie, musimy. - Blondynka przytuliła mnie, a ja zacisnęłam powieki. - Chodź. - Powiedziała po chwili i złapała mnie za rękę, po czym wyszłyśmy z domu.
Razem z mamą wsiadłyśmy do auta, a następnie skierowałyśmy się w stronę cmentarza.
Podczas drogi starałam się o tym wszystkim nie myśleć, jednak to samo do mnie napływało. Cały czas miałam przed oczami to wydarzenie. Cały czas słyszałam wycie syren. Nie mogłam nad tym zapanować.
Nie zarejestrowałam momentu, w którym wysiadłyśmy z samochodu. Dopiero ktoś, kogo w ogóle nie spodziewałam się zobaczyć, wyrwał mnie z transu.
- Allison? - Szepnęłam, a brunetka odwróciła się i od razu do mnie podeszła.
- Lydia. - Mruknęła niewyraźnie, a ja mocno się do niej przytuliłam. - Tak mi przykro.
- Jak dobrze, że jesteś.
***
Pogrzeb trwał około dwóch godzin. Po jego zakończeniu wszyscy powoli zaczynali zbierać się do domów, uprzednio jednak zamieniając kilka słów z zakłamanym panem Stilinskim.
Nawet Allison w końcu pojechała do swojego dawnego domu obiecując, że przyjedzie później. Miała zostać w Beacon Hills jeszcze kilka dni, a następnie wrócić do Francji.
Przekonałam mamę i Phoebe, że chcę zostać sama, dlatego też pojechały do domu.
Widziałam również Scotta i Kirę. Chłopak chyba nadal nie do końca rozumiał co się wydarzyło, chodził z obojętną miną.
Gdy w końcu zostałam sama, stanęłam przed stosem kwiatów ze wstążkami.
- Tak mi przykro. - Szepnęłam i poczułam jak po policzkach zaczynają spływać mi łzy. - To wszystko moja wina. To przeze mnie - szlochałam. - Przepraszam. Nie wiem czy w ogóle mnie słyszysz - wzięłam głęboki oddech - ale chcę ci powiedzieć. Kocham cię. Kochałam i zawsze będę cię kochać.
- A on kochał ciebie. - Usłyszałam głos za sobą. Widząc jednak do kogo on należy, nie odwróciłam się. - Tej nocy kiedy do mnie przyjechał powiedział, że jest we mnie zakochany odkąd pierwszy raz mnie zobaczył. Jednak to było o tobie. Zorientowałam się, gdy później powiedział "jesteś najlepszym, co przytrafiło mi się w życiu, Lydia". A ten pocałunek? Zauroczyłam się w nim, ale on wtedy wyjaśnił mi, że nic z tego nie będzie. Lydia, wiedz, że nigdy nie chciałam cię skrzywdzić. Nigdy. Wiem, że to wszystko wydaje się okropne, ale naprawdę nie chciałam cię zranić. Zrozumiem, jeżeli mi nie wybaczysz, ale po prostu chciałam, żebyś wiedziała. - Dziewczyna skończyła mówić, a ja w końcu cała się trzęsąc, zwróciłam się w jej stronę.
- Do zobaczenia w szkole. - Powiedziałam, po czym odeszłam.
***
Minął miesiąc. To był zły miesiąc.
Miałam koszmary, często budziłam się z krzykiem. Sen zazwyczaj był ten sam. Scena tamtej nocy.
Jednak kilka dni temu postanowiłam, że teraz będzie lepiej. Będę starać się żyć najlepiej, jak tylko umiem. On na pewno by chciał, aby tak właśnie było.
Phoebe musiała wyjechać tydzień po pogrzebie, co nie ułatwiało sprawy. Mimo to wspierała mnie Natalie, która stawała się coraz lepszą matką. Co do taty zrozumiał, że naprawdę nie chcę wyjeżdżać, więc dał sobie spokój i przelewa mi co miesiąc pieniądze, jakby to miało by mi go zastąpić.
Dziś ostatni dzień szkoły. Już po rozdaniu świadectw, dlatego stoję przed szafką i wyjmuję z niej moje rzeczy. Wkładam właśnie notatki do torebki, kiedy ją widzę. Idzie przez korytarz tak jak wtedy. 'Uśmiecha się do mnie, co odwzajemniam. Wszystko trwa może pięć sekund, ponieważ dziewczyna po chwili znika za rogiem.'
Znów kieruję wzrok na moją szafkę, a kąciki moich ust delikatnie kierują się ku górze.
Zanim zatrzaskuję drzwiczki i opuszczam szkołę, zrywam z nich małą karteczkę.
stiles tu był :))
Koniec.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top