Rozdział 7

Nie wiem, czy tak do końca za sprawą przypadku po wyjściu ze szkoły natchnęłam się na Kelys, która również skoczyła już lekcje. Na pozostałych przerwach ograniczałyśmy się do zewnętrznego wyrażania tego ze zauważamy się siebie nawzajem – pomachania reką, skinienia głowa czy zamienianie paru słów z kim masz teraz co masz teraz. Mimo, że czasem odnosiłam wrażenie ze Kelys chciałaby zacząć dłuższą rozumowe ja sama od niej uciekałam nie do końca potrafiłam powiedzieć dlaczego. Teraz jednak ucieszyłam się na jej widok. Dogoniłam ja przy przejściu i złapałam za plecak przez co omal się nie przewróciłam. Złapała jednak równowagę, a jej usta rozciągnęły się w uśmiech.

- Hej – uśmiechałam się

- Hej. Jakie masz na dziś plany ?

- Żadnych – odparłam po chwili milczenia – a ty ?

- tez nic – przyznała – a wiec możemy się gdzieś przejdziemy ?

- czy ja wiem – spojrzałam nie zdecydowanie - czemu nie

Kalys bardzo zależało na kontakcie ze mną może nawet na przyjaźnij .widziałam to w jej oczach.

Wyszłyśmy z placu szkoły i udałyśmy się w stronę miasta. Przez całą drogą praktycznie przegadałyśmy. O czym ? O wszystkim i o niczym po prostu miałyśmy strasznie podobne gusty i zainteresowania. W pewnej chwili stanęłyśmy. Tu gdzie teraz stałyśmy znajdował się miniaturowy park z klombami pełnymi pomarańczowych żywych kwiatów o które dbały okolicznie mieszkanki. Park stwarzał idealne warunki do wypoczynku dla zmęczonych życiem mam i babć z wózkami, a także oferował romantyczne zakątki. Stałyśmy teraz po drugiej stronię małej uliczki przez, którą rzadko kiedy przejechał jakiś samochód . Mój wzrok podążał za wzrokiem Kalys i zatrzymał się na jakimś budynku, jego kolor był nie określony coś pomiędzy szarym, a jasno czarnym. Stał pomiędzy sklepikiem z artykułami spożywczymi, a pustym placem.

- Czy ja mam zwidy ? – zapytałam się

- Nie, chyba nie – zaśmiała się – choć.. pokaże ci jak wygląda w środku – chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w jego stroną tym samym przechodząc na drugą stronę jezdni.

Popchenłam szklane drzwi i znalazłam się w białej sali. Zapach drogich perfum uderzyło w moje nozdrza. Widziałam przed sobą przestrony hol i śnieżnobiałe ściany drewniane ławki i szklane stoliki na których położone były różne magazyny. Na ścianach wisiały kwiaty i obrazki różnych tancerzy.

- Ale... jak.. skąd wiedziałaś ? – obróciłam się w jej stronę domagając się natychmiastowej odpowiedzi

- Wspomniałaś coś o tym, że kochasz balet. Trochę poszperałam jak i poczytałam w takim źródle jak Internet i dowiedziałam się, że są nabory niedługo na letnią szkole tańca, a gołym okiem widać, że nie masz gdzie ćwiczyć, wiec postanowiłam cię tu przyprowadzić

- Ale.. nie musiałaś – przytuliłam dziewczynę

Kelys mnie irytowała, ale jednocześnie czułam, że ją lubię. Zrobiła dla mnie coś tak małego a jednocześnie tak wielkiego co dla mnie stanowiło całe moje życie.

- Możesz przychodzić tutaj od poniedziałku do soboty i nie musisz się martwić o kasę, że będziesz musiała płacić mój tata jest tutaj pomocnikiem szefa wiec trochę popytał i udało się tak, że nic nie musisz płacić

- Jak ja ci się odrzwdziecze.. to naprawdę dużo Kelys. Nie spodziewałam się, że będę mogła korzystać z takiej wielkiej sali i to sama. Byłam nastawiona bardziej na to, że niczego nie znajdę i nie będę przygotowana na nabory

- Naprawdę nie musisz mi dziękować – uśmiechnęła się – a swoją drogą mówiłaś, że nie lubisz imprez, prawda ? – Kalsy zaskoczyła mnie tym pytaniem.

Spojrzałam na nią zdziwiona.

- Wobec tego w sobotę zapraszam cię do siebie na imprezę

- co ? – zdziwiłam się – Chyba jednak spasuje. Nie jestem typem imprezowiczki, będę czuła się tam jak wyrzutek. Nikogo tam nie znam Keys. Trudno mi się przyznać, ale nigdy nie byłam na imprezie. To miłe z twojej strony, ale niestety nie przyjdę

- Oj daj spokój Rose ! – szturchnęła mnie w ramię – Przecież znasz mnie, a ja cię poznam z innymi. Powiedzmy, że to będzie wstęp do poznania nowych osób, bo kto nie chce poznać nowych ludzi ?

- zdecydowanie ja ! – podniosłam energicznie swoją prawą rękę

- Proszę cię – wystawiła szereg swoich białych ząbków

Wiec chyba nie mam innego wyboru ? Zostałam zaciągnięta pod samą ściane i nie było już odwrotu. Już od początku tej rozmowy wiedziałam, że w sobotę będę na tej imprezie obecna.

James

Popchnąłem obskurne drzwi i znalazłem się w białej sali. Zapach leków i środków dezynfekujących natychmiast przenikł przez każdą komórkę mojego ciała. Wydawał mi się obcy choć nie byłem tu pierwsza raz. Widziałem przed sobą przestrony hol i śnieżnobiałe ściany drewniane ławki i schody prowadzone na różne oddziały. Razem z chłopakami udaliśmy się na pierwsze piętro. Nikt przez całą drogę się nie odzywał, panowała pomiędzy nami grobowa cisza. Dopóki nie weszliśmy do sali gdzie już od dwóch tygodnia leżał Beau.

- Cześć bracie – jako pierwszy rozmowę zaczął Jai – Jak się czujesz ?

- Jest już o wiele lepiej prawdopodobnie w sobotę już mnie wypuszczą z tego pieprzonego szpitala. Cholernie mi bez was nudno, a tu tylko same przymuły chodzą – jak na zawołanie wszyscy wybuchliśmy śmiechem – a jak u was ? słyszałem, że  Tyler  nie daje wam spokoju

- Robi wszystko, żebyśmy wpadli w ręcę glin – powiedziałem na jednym wdechu

- Ten cholerny gnojek działa mi już na nerwy – wtrącił Luke

- Coraz więcej ofiar jest w około naszej okolicy, a ten nawet nie brudzi sobie rąk, żeby choć trochę pościerać ślady – dodał Daniel

- Cały Taryel – weschną – ale wiecie, że macie nic nie robić beze mnie ? Nie możemy spieprzyć planu za daleko już zaszliśmy w tym gównie

- Właśnie, a co do planowania bliźniacy znów coś... - nie skoczyłem, bo starszy bliźniak mi przerwał

- My z Jai'em nic nie robimy !

No tak zapomniałam, że bracia w stosunku do Beau są nastawieni jak do ojca, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Chodzi o to, że dla niego oni to połowa życia nigdy nie pozwala im robić rzeczy niebezpiecznych, ale cóż jak to w życiu chłopaki się przeciwko niemu buntują i robią to co zdaniem Beau jest na liście rzeczy niebezpiecznych. Gdy dowiedział się o tym, że bliźniacy biorą udział w nielegalnych wyścigach samochodowych nieźle się wkurzył, że ich nie upilnował, chciał za wszelką cene zrobić wszystko, żeby i oni nie wplątali się w to całe gówno, ale co zrobić ciekawość zawszę góruje jak starszy brat wychodzi gdzieś na noc i wraca dopiero gdzieś nad ranem. Wiec Beau jest dla nich jak ojciec, którego zresztą nie widzieli kiedy skoczyli 4 lata. Nie ma co się dziwić, że jest tak opiekuńczy.

- Co znowu i tym razem wykąbinowaliścię ? – spojrzał na młodszego z braci

- James...

- To nie ja założyłem się – podniosłem ręce w geście obrony

- Założyliście się ? O co ?!

- Założyli się o dziewczynę, kto pierwszy będzie ją miał – wtrącił Skip – Wygrany jedzie za kierownicą w wyścigu przegrany za pasażera

- Jesteście popieprzeni ! Nie dość, że mamy Talyera na głowie to wy jeszcze zakładacie się i to o jakoś dziewczynę ?!

- Daj spokój i tak ta ciota przegra – uśmiechną się Luke do Jai

- Pieprz się, kochany braciszku.

- No cóż jak na razie jeszcze nie mam z kim

- Powaliło was ?! Następna szczeniacka gra ? Mało wam jeszcze.. dajcie spokój i tak nie weźmiecie udziału w tym wyścigu wiec nie ma co dyskutować..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top