26. "Żegnaj, (T.i.)..." [END]
Gdy musisz wyjechać
Święta i Nowy Rok minęły spokojnie. Byłaś szczęśliwa, gdy mogłaś wreszcie wrócić do szkoły i spotkać się ze swoimi przyjaciółmi, których nie widziałaś całe dwa tygodnie. Oczywiście gdy się zobaczyliście, od razu zaczęliście się ściskać i życzyć sobie szczęśliwego nowego roku. Musiałaś przyznać, że brakowało Ci tych ludzi.
Amber wciąż żywiła do Ciebie szczerą nienawiść. Przyzwyczaiła się do myśli, że jej brat już mieszka sam, daleko od rodziny. Jednak dalej nie wybaczyła Ci tego, że to przez Ciebie się to stało. Mimo że tak czy siak to nie była do końca Twoja wina. Gdyby Francis nie bił swojego syna, nic by się nie wydarzyło...
W połowie stycznia wróciłaś radośnie do domu ze szkoły.
- Już jestem! - zawołałaś, zrzucając plecak z ramienia, a następnie zdejmując swoją białą puchatą kurtkę i wieszając ją na garderobie w przedpokoju.
Nikt Ci nie odpowiedział, przez co spanikowałaś. Zwłaszcza że nie musiałaś otwierać drzwi kluczami, bo były otwarte. Weszłaś do salonu i z przerażeniem odkryłaś, że Twoja mama płakała, a brat siedział na fotelu i chował głowę w dłoniach, trzymając palce we włosach.
Podbiegłaś do nich, kucnęłaś obok i położyłaś po jednej dłoni na ich kolanach. Martwiłaś się. Co takiego się stało, że oboje są tak samo załamani?
- Mamo, Carter... Co się dzieje? - spytałaś, a to, co powiedziała mama, sprawiło, że zamarłaś.
- Musimy wyjechać... - szepnęła przez łzy.
Spięłaś się cało, a Twój oddech się zatrzymał. Ale jak to? Dlaczego?
- Mamo, ale... - spojrzałaś na nią, czując się okropnie. W oczach stanęły Ci łzy. - Ale dlaczego? Co się dzieje?
- Byłem u lekarza... - pociągnął nosem Twój brat. - Powiedział, że jest specjalny rodzaj chemii, który może mi bardziej pomóc... - przeczesał włosy dłońmi. - Problem w tym, że musimy wyjechać... Wyjechać z Francji do Stanów...
Twoje serce rozbiło się na milion kawałków. Jak to? Miałaś zostawić szkołę, przyjaciół i ukochanego? Owszem, ogromnie obchodziło Cię zdrowie Twojego brata, ale...
- Ale mamo - spojrzałaś na swoją rodzicielkę. - Ja mam tutaj wszystko. Mam chłopaka, mam szkołę, mam przyjaciół... Mam tyle rzeczy... - po policzku spłynęła Ci łza. - Muszę to wszystko zostawić...?
- Przykro mi, córeczko - szepnęła i objęła Cię ciasno ramionami. - Wiem, że jesteś tutaj szczęśliwa. Ale jesteś jeszcze niepełnoletnia. Nie możesz zostawić Cię tutaj samej. W innym kraju. Przepraszam...
Nie potrafiłaś dłużej powstrzymywać płaczu. Wstałaś i pobiegłaś do swojego pokoju. Weszłaś do środka, wspięłaś się na łóżko i wybuchnęłaś płaczem. Czułaś się beznadziejnie. Musiałaś opuścić wszystkich, wszystko, co miałaś, aby wyjechać do USA z bratem i matką...?
Nie. Nie mogłaś być taka samolubna. W końcu chodziło o oto, żeby Carter był zdrowy. Musiałaś to zaakceptować... Gdyby tylko to było takie proste...
Musiałaś powiedzieć bliskim ze szkoły, że wyjeżdżałaś. Bałaś się, że źle się to skończy. Bałaś się... Że na zawsze ich stracisz...
***
- Jak to: wyjeżdżasz?! - Kastiel otworzył szeroko oczy, łapiąc dziewczynę za ręce. - Dlaczego?!
Patrzyłaś, jak zarówno on, jak i Nataniel, Rozalia i Alexy patrzyli w Twoją stronę. Byli równie zrozpaczeni, co Ty. Nie wiedziałaś, jak masz im to powiedzieć... Więc uznałaś, że najlepiej przygotujesz ich od początku.
- Mój brat... - pociąga nosem. - Mój brat ma raka kości. W Stanach jest możliwość przeprowadzenia chemii, która może jakoś polepszyć jego stan. Ale muszę jechać z nimi. Carter potrzebuje pomocy mamy, a ja nie mogę zostać sama w kraju... - przetarłaś mokre oczy i poczułaś, jak Kastiel rzucił Ci się na szyję.
- Nie możesz mnie, kurwa, zostawić... - szepnął Ci do ucha, a Ty słyszałaś, jak łamie się mu głos. - Przez to wszystko stracę jedną z najważniejszych osób w moim jebanym życiu. Nie mogę Cię stracić...
- Kas, ale co ja mogę? - powiedziałaś, patrząc mu w oczy. - Przepraszam... Ale ja naprawdę muszę...
- Obiecaj, że będziemy w kontakcie - rzuciła Rozalia, gdy wraz z Alexym wyrwali Cię z ramion Kastiela i przyciągnęli do siebie. - Nie ma mowy, że pozwolę, żeby ten kontakt się urwał.
- Ja tak samo - dorzucił niebieskowłosy. - Masz z nami ciągle gadać i dawać update'y na temat życia w USA, jasne?
- Dobrze - powiedziałaś cicho, pociągając nosem. - Nie mogę Was stracić. Nigdy...
Spojrzałaś także na Nataniela. Chłopak miał łzy w oczach, a jedna płynęła mu po policzku. Nie tylko właśnie miał stracić dziewczynę, która mu się podobała. Była to także dziewczyna, która uratowała go z tego piekła, w którym tkwił, odkąd skończył dwanaście lat.
Zbliżył się do Ciebie, a Alexy z Rozą odsunęli się. Chłopak od razu mocno Cię do siebie przytulił. Czuł, że będzie ogromnie za Tobą tęsknił. Zresztą, Ty za nim także...
- Jeśli byśmy się mieli już więcej nie zobaczyć... - westchnął ciężko. - Wiedz, że nigdy w życiu nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiłaś. Cholera... Tak bardzo mi pomogłaś... - pogładził Ci plecy, a Ty czułaś, jak zaczynasz tracić kontrolę nad płaczem.
Chwilę później wszyscy zaczęliście szlochać. Uścisnęłaś każdego z osobna, mając nadzieję, że te parę dni minie jak najwolniej...
***
Niestety, wbrew Twoim oczekiwaniom, czas mijał nieubłaganie szybko. Miałaś ochotę wybuchnąć płaczem już wtedy, gdy dojechałaś na lotnisko z bratem i mamą, jednak kiedy okazało się, że trójka Twoich przyjaciół i Twój ukochany przyjechali Cię pożegnać, od razu łzy zaczęły Ci lecieć po policzkach.
- (T.i.), nie płacz... - szepnęła Rozalia, która od razu Cię uścisnęła. Na jej policzku lśniła łza. - Już w porządku...
- Nic nie jest w porządku, Roza - powiedziałaś, zapłakana. - Nawet nie wiem, jak długo Was nie spotkam...
- Ej, nie gadaj tak - Alexy pogładził Twoje włosy czule. - Zobaczysz. Prędzej czy później będziemy się widzieć. Obiecuję...
Spojrzałaś smutno na brata, który podszedł do Kastiela. Widziałaś po twarzy chłopaka, że cierpiał przez ból w kościach, jednak twardo nie chciał tego za bardzo pokazać. Zbił z chłopakiem męską piątkę.
- Dzięki... Że się nią zajmowałeś - powiedział ze smutnym uśmiechem na ustach. - Wiem, że byłeś dla niej dobry. Teraz ja przejmę tę rolę. Zadbam, żeby nikt nigdy jej nie skrzywdził.
Veilmont nic mu nie odpowiedział. Jedynie objął go po męsku, klepiąc go bardzo delikatnie po plecach.
Już miałaś się zabierać z bliskimi do samolotu, gdy każdy z nich wyjął z kieszeni swoich ubrań drobne prezenty dla Ciebie. Wzruszyłaś się.
Kastiel wręczył Ci łańcuszek z literą "K" jako wisiorkiem. Od Nataniela dostałaś bransoletkę z zawieszką - kotem. Rozalia dała Ci złotą broszkę z różową lilią, a Alexy - kolorową apaszkę, byś nie zapomniała, kim był Twój najlepszy przyjaciel.
Uścisnęłaś po raz ostatni przyjaciół, a ukochany spojrzał Ci w oczy. Oparł Wasze czoła o siebie, po czym pocałował Cię delikatnie, ale czule. Pogładził Ci policzki i westchnął.
- Kocham Cię, mała - szepnął.
- Ja Ciebie też, Kastiel... Nigdy Cię nie zapomnę...
- Kochanie, pora na nas... - powiedziała smutno Twoja mama, na co westchnęłaś.
- Żegnaj, (T.i.)... - szepnęli całą czwórką jednocześnie.
- Do zobaczenia... - powiedziałaś cicho, po czym uśmiechnęła się do nich smutno i odwróciłaś się.
Szłaś w stronę wyjścia z lotniska, czując łzy na policzkach. Obiecałaś sobie jednak, że gdy wrócisz do Francji, odnajdziesz ich.
Wszystkich.
**********
Hejka kochani!
I tym oto akcentem kończymy "Impresje Nataniela".
Ale tylko pierwszy sezon! Od następnego rozdziału zaczynamy drugi. Mam nadzieję, że także będzie się Wam podobał.
Przy okazji, bardzo chciałabym Wam podziękować za 1.62K wyświetleń!
No i przypominam, że na moim profilu znajduje się link do discordowego serwera ^^
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
PS: W mediach: Avril Lavigne - "Wish You Were Here"
("All those crazy things we did. Didn't think about it, just we went with it. You're always there, you're everywhere but right now I wish you were here")
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top