2.32 "Przyjdź do mnie do domu"

Gdy proponujesz mu spotkanie

Minęły dwa miesiące. Była połowa grudnia i wszyscy studenci byli już zaaferowani zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia. Uniwersytet błyszczał już kolorowymi lampkami oraz stojącymi w rogach pomieszczeń choinkami. Z radiowęzła leciały przyjemne dla ucha piosenki świąteczne, a paczki znajomych już ustalały, kiedy spotkają się, by wręczyć sobie prezenty z okazji świąt.

Tobie jednak głowę zaprzątało coś innego. To, że od już dwóch tygodni Twój blondwłosy przyjaciel nie miał z Tobą kontaktu. A raczej Ty nie miałaś z nim. Pisałaś do niego, błagałaś go telefonicznie o jakąkolwiek wiadomość czy znak, że żyje. Jednakże wszelka próba wymuszenia SMS-a czy połączenia zawodziły. Nie odpisywał, nie odczytywał, nie odbierał.

Byłaś przerażona coraz bardziej, zwłaszcza że zaczynałaś zdawać sobie sprawę, że czujesz do tego faceta coś więcej niż tylko zwyczajna sympatia przyjacielska. Był dla Ciebie czuły i delikatny, a jego nowy, drapieżny wygląd wyraźnie Cię przyciągał w jego stronę. Nie wiedziałaś, czy to miłość, czy tylko zauroczenie. Ale jedno było pewne.

Nie mogłaś go stracić.

Warknęłaś pod nosem. Musiałaś się przejść, inaczej cała byś eksplodowała. Założyłaś na siebie swoją beżową kurtkę, czarne kozaki i białe nauszniki, po czym zabrałaś telefon, opuściłaś pokój w akademiku i wyszłaś na zewnątrz. Było zimno, w powietrzu wirowały kolejne płatki śniegu, które lądowały na szarawym betonie. Obserwowałaś, jak po chwili się roztapiają, a ich miejsce zajmują kolejne śnieżynki. Oparłaś się plecami o ścianę budynku i westchnęłaś ciężko. Zamknęłaś oczy i odchyliłaś głowę do tyłu, wyraźnie zdenerwowana. Nie wiedziałaś jednak, czy bardziej zjadały Cię nerwy, czy złość.

Po chwili usłyszałaś damski, a potem męski śmiech. Spojrzałaś przed siebie i zamrugałaś. Nataniel?

Nie pomyliłaś się. Zauważyłaś, że niedaleko Ciebie znajdował się, otulony czarną kurtką z futrem wokół kaptura, blondwłosy młody mężczyzna z pewną towarzyszką. Otworzyłaś szeroko oczy.

Melania?!

Spodziewałaś się wszystkiego, ale nie tego. Po tych wszystkich latach Carello zdecydował się zaakceptować uczucia dziewczyny, która w liceum zabiłaby dla niego wszystkich dookoła? Trudno Ci było w to uwierzyć.

- Było niesamowicie - usłyszałaś z jej ust. Pewne było, że celowo wypowiedziała to zdanie odrobinę za głośno. Wiedziała, że doskonale się z nim dogadywałaś i ciągle była o Ciebie zazdrosna. - Musimy to kiedyś powtórzyć.

- Powiedziałem Ci coś, zanim poszliśmy do Ciebie - odpowiedział jej Nataniel. - Oprócz jednorazowego seksu nic nas nie będzie łączyło.

- Naprawdę nic więcej? - widać było, że jego słowa ją zabolały. - Nigdy więcej nawet się nie spotkamy... W tym samym celu?

- Znasz mnie. Raczej nie sypiam z tą samą dziewczyną dwa razy - powiedział do niej. - Muszę iść. Do potem! - odsunął się od niej i chciał odejść, gdy nagle Cię zauważył.

Posłał Ci delikatny uśmiech, jednak po Twojej minie doskonale mógł zauważyć, że nie było Ci do śmiechu. Podszedł do Ciebie, a Ty odwróciłaś się i zaczęłaś iść w przeciwnym kierunku, do biblioteki. Sprawnie jednakże Ci to uniemożliwił, bowiem złapał Twoje ramię i odwrócił Cię twarzą do siebie.

- Co się dzieje? - zapytał Cię, na co Ty parsknęłaś śmiechem.

- Naprawdę jeszcze pytasz? - pokręciłaś głową. - Dwa tygodnie się do mnie nie odzywasz i nie odpowiadasz na wiadomości, a teraz się zastanawiasz, co się dzieje? - odepchnęłaś go od siebie pod wpływem emocji.

Nataniel spojrzał na Ciebie, by następnie westchnąć ciężko. Odsunął się od Ciebie dwa kroki, po czym zaczesał swoje gęste włosy do tyłu.

- To jest bardziej skomplikowane niż może Ci się wydawać - powiedział spokojnie i przyjrzał Ci się. - Ale to nie jest odpowiednie miejsce. Zresztą, w ogóle nie powinienem Ci mówić, o co chodzi i dlaczego tak nagle zamilkłem.

- Co takiego jest tak wielką tajemnicą? - zapytałaś, widocznie coraz bardziej zirytowana. - Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi!

- Bo jesteśmy - potwierdził to, a Ty zacisnęłaś dłonie w pięści. Zaczynało się w Tobie gotować, z każdą chwilą coraz bardziej.

- Zatem skoro tak, to co niby odwaliłeś? - podniosłaś głos, tym samym zwracając na Was uwagę znajdujących się niedaleko studentów. - Wplątałeś się w problemy z prawem, do jasnej cholery?!

- Wiesz... - westchnął ciężko i zwiesił głowę, obejmując się ramionami. - Cholernie chciałbym zaprzeczyć i powiedzieć, że jestem czysty. Ale w ten sposób... Skłamałbym.

Cofnęłaś się parę kroków. Jak to możliwe? TWÓJ Nataniel ostatecznie postanowił zacząć karierę przestępcy? Dlaczego?!

Spojrzałaś na niego z szokiem w oczach, a on uniósł głowę. Jego oczy pociemniały, co spowodowało, że pomyślałaś, że coś jest nie tak. Przyznał Ci się tak łatwo do czegoś takiego? Przestępcy nigdy tak nie robią. Więc...

- Co zrobiłeś? - zapytałaś go i przełknęłaś ciężko ślinę. - Co takiego zrobiłeś? Nataniel, ja muszę wiedzieć. Skoro uważasz, że niby dalej jesteśmy przyjaciółmi, to musisz mi powiedzieć, co się wydarzyło.

- Nie mogę - pokręcił głową. - Choć bym nie wiadomo jak bardzo tego chciał, nie wolno mi tego powiedzieć. Nie wolno mi, nie mogę, nie potrafię... Tylko "nie".

- W takim razie najwidoczniej nie jesteśmy przyjaciółmi - pokręciłaś głową.

Jednocześnie Carello złapał Cię za ramiona. Zrobił to prawdopodobnie trochę za mocno, jednak nie chciałaś mu zwrócić na to uwagi w tym momencie.

- Nie rozumiesz - powiedział twardo, mrużąc oczy. - Nie rozumiesz, bo nie jesteś w mojej sytuacji. Nie wiesz, jak ta sprawa wygląda, zatem nie zrozumiesz.

- Więc mi wytłumacz? - uniosłaś brew i chwyciłaś go za nadgarstki równie mocno, co on Ciebie.

- Nie mogę, do kurwy nędzy! - odwrócił się i zaczesał włosy, tym razem obiema dłońmi, robiąc dwa wolne kroki do przodu i wzdychając. - Nie mogę Ci wytłumaczyć. To chodzi o bezpieczeństwo moje... I Twoje, (T.i.). Już i tak powiedziałem Ci za dużo.

- Nataniel, to nie może tak wyglądać - powiedziałaś do niego. Stanęłaś za nim i złapałaś go za ramię. - Zwłaszcza że, jak sam wspomniałeś, ta sprawa poniekąd się już mnie tyczy. Zatem... Spotkajmy się dzisiaj. Gdziekolwiek, po prostu chce zrozumieć. Muszę wiedzieć, co się dzieje i dlaczego.

Westchnął ciężko, by po chwili rozejrzeć się dookoła. Widziałaś w jego zarówno ruchach, jak i spojrzeniu poddenerwowanie. Czyżby czegoś się bał? Co było takie ciężkie, że obawiał się kogoś lub czegoś?

Nachylił Ci się do ucha i przystawił do niego dłoń. Czułaś na nim jego ciepły oddech, co przyprawiało Cię o, o ironio, przyjemne dreszcze.

- Przyjdź do mnie do domu - szepnął Ci prosto do ucha, na co Ty pokiwałaś głową. - Sama.

- Nie mam zamiaru nikogo brać ze sobą - powiedziałaś cicho, patrząc mężczyźnie w oczy. - Przyjdę sama, obiecuję. Zmieniłeś adres od ostatniego razu, jak u Ciebie byłam?

- Nie - pokręcił głową, po czym posłał Ci słaby uśmiech. - Ciągle mieszkam w tym samym domu. Śnieżka zresztą razem ze mną. Na pewno się ucieszy, że znów przyszłaś. Myślę, że Cię rozpozna.

- Było by miło - uśmiechnęłaś się smutno. - W takim razie będę u Ciebie dzisiaj koło osiemnastej, okej? Będzie już ciemno i tak bardziej pod wieczór. Na pewno będzie to dla nas na plus.

- Skoro tak chcesz, to w porządku. Będę czekał - powiedział cicho, po czym opuścił Cię i poszedł, chowając skostniałe dłonie do kieszeni kurtki, w stronę bramy wyjściowej z kampusu. No tak. On nie lubi się z uniwersytetem.

***

- No chyba sobie żarty stroisz! - otworzył szeroko oczy Alexy, gdy usłyszał, jakie są Twoje plany na tamten wieczór. - Masz zamiar spotkać się z tym typem? (T.i.), przemyślałaś to dobrze?

- Nie wiem - westchnęłaś, popijając kawę na stołówce. - Ale mam nadzieję, że tego nie pożałuję. Choć już i tak wystarczająco się obawiam tego, co mi powiedział...

- Skoro mówił, że chodzi o Twoje bezpieczeństwo, to nie ma się co dziwić, że się boisz - pokręciła głową Rozalia. - (T.i.). Dla Twojego własnego dobra dobrze Ci radzę zabrać ze sobą. Nie wiem, paralizator, gaz pieprzowy, cokolwiek. I mówię Ci to nie ze złośliwości, tylko z troski. No wiesz, jako dobra przyjaciółka.

- Roza ma rację - wtórował jej niebieskowłosy. - Ja wiem, że to Twój "przyjaciel" i w ogóle, ale jesteś na sto procent pewna, że nic Ci się nie stanie? Żadna krzywda?

Pokręciłaś głową. Tak, bylo Ci naprawdę miło, że Twoi przyjaciele się o Ciebie martwili i że chcieli dla Ciebie jak najlepiej. Schlebiało Ci to. Ale przecież...

- To Nataniel Carello. Nie skrzywdziłby mnie - powiedziałaś z niezwykłą pewnością siebie w głosie. No cóż...

- Tak. To jest Nataniel Carello - westchnęła Rozalia. - I to jest właśnie ten problem. Bo nasz przewodniczący nigdy by się nie wpakował w takie gówno, w jakie jest wpakowany teraz. Więc przykro mi, ale dopóki mi jakoś nie udowodni, że jest dla Ciebie dobry i że Cię nie zrani, to nie mam zamiaru mu ani wierzyć, ani ufać - powiedziała, a Alexy pokiwał głową, tym samym się z nią zgadzając.

- Poradzę sobie - uśmiechnęłaś się lekko. - Zabiorę ze sobą jakieś rzeczy do samoobrony dla świętego spokoju, dobrze? - pogładziłaś czule ich ramiona. - Ale ufam, że wszystko będzie dobrze. I że się ułoży. Nataniel to mój przyjaciel, nie zmienię zdania. I mam nadzieję, że nie będę musiała go zmieniać...

**********

Hejka kochani!

I kolejny rozdział za nami. Sprawa się robi coraz bardziej skomplikowana... A skomplikuje się jeszcze bardziej 🫣🫣 nie bijcie!

Generalnie mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i że będziecie czekać na kolejny ^^

Pozdrawiam, wera9737.

Enjoy! =^.^=

PS: W mediach: Nickelback - "Leave Their Bones for the Crows"

("Castles will crumble and towers will fall. Last of the rubble set fire to it all")

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top