19. "Nie mam pojęcia, co robić"
Gdy szukasz pomocy
Zagryzłaś dolną wargę, gdy zobaczyłaś, z jaką miną patrzył na Ciebie Kastiel. Miał szeroko otwarte oczy i nieco rozchylone usta. Tak, jakby myślał, że to, co chciałaś mu powiedzieć, było czymś naprawdę złym.
- O czym chcesz pogadać? - zapytał Cię, gładząc Twój policzek.
Westchnęłaś.
- Jest coś... Co jest dla mnie ważne, ale nie miałam pojęcia, komu jeszcze mogłabym to powiedzieć...
- Czy łączy się to z tym, że przyjechałaś do szkoły z tymi dwoma blondaskami? - pokiwałaś głową. - Czułem, że nie mówisz mi wszystkiego, mała. Jesteś beznadziejna w kłamstwie - pocałował czule Twoje włosy. - Więc? Powiesz mi wszystko?
-Jak sam mówiłeś, Nat ma surowego ojca. Wręcz bardzo surowego. Czepia się najmniejszych szczegółów. Wiem, bo byłam tego świadkiem - zaczęłaś tłumaczyć, opierając się plecami o ścianę budynku. - Ale to nie wszystko. Dobrze, że do nich przyszłam, bo dowiedziałam się czegoś strasznego... - w Twoich oczach stanęły łzy. - Nataniel jest bity przez ojca...
Chłopak przez chwilę patrzył na Ciebie... By następnie wybuchnąć śmiechem. Gorzkim czy serdecznym, teraz to nie miało znaczenia. Znaczenie natomiast miało to, że czułaś się fatalnie, a on to tylko pogorszył...
- Kuźwa, Kastiel, co jest z Tobą nie tak?! - krzyknęłaś na niego, a on jedynie otarł łzę z kącika oka.
- Wielka rewelacja dnia. Nasz pan przewodniczący dostał w tyłek od taty? - pokręcił głową z uśmiechem na ustach. - Mała, to niczego nie dowodzi.
Nie. Nie potrafiłaś się dłużej kontrolować. Nie w takiej sytuacji. Nawet nie zwróciłaś uwagi, jak Twoja dłoń uniosła się i z głośnym plaskiem wylądowała na policzku Twojego partnera. Dopiero czując pieczenie ręki, zasłoniłaś usta obiema dłońmi. Kastiel natomiast, zszokowany, przyłożył swoją do policzka. Nie mogłaś w to uwierzyć. Właśnie dałaś Veilmontowi, swojemu facetowi, w twarz.
- Czy to naprawdę było konieczne? - spytał Cię, mrużąc oczy i masując obolały policzek.
- Przepraszam... - westchnęłaś. - Ale nie miałeś prawa śmiać się z tego wszystkiego! - przetarłaś mokre od łez oczy. - Nie rozumiesz? Ojciec go BIJE. Robi mu krzywdę. To nie klaps czy dwa, tylko coś naprawdę poważnego. Słyszałam, jak się kłócili, potem uderzenie... A wieczorem poszłam do niego do pokoju. Przyznał, że Francis robi to już sześć lat...
- Cholera... Przepraszam - mruknął i przytulił Cię do siebie. Jednak nie odwzajemniłaś tego. Ciągle byłaś zła. - Serio przepraszam. Zawsze myślałem, że nie jest to aż tak poważne i nawet jeśli stary jest dla niego zły, to tak czy siak dobrze się im wiedzie...
- Może gdybyś choć raz się uspokoił i nie kłócił się z nim, zauważyłbyś, że coś było w tym wszystkim nie tak... Dzisiaj rano chyba też zrobił mu krzywdę, ale nie jestem pewna...
- Wiedz tylko, że przez to, że ma jakieś swoje problemy, nie będzie moim bestie - westchnął ciężko, na co Ty zacisnęłaś palce na jego koszulce. - Dobra, dobra, już.
- Nie mam pojęcia, co robić - przyznałaś, pociągając nosem. - Nat kazał mi obiecać, że nikomu nic nie powiem, ale jak mam utrzymać to w sekrecie, skoro to mój przyjaciel?
- Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to kontakt z opieką społeczną - odpowiedział, a Ty uniosłaś głowę. - No co? Sama mówisz, że on nie zrobi nic w tym kierunku. Więc skoro on sam nie chce uratować się z tego piekła, ktoś musi mu pomóc. Kto inny, jak nie Ty?
Musiałaś przyznać, że miał rację. Nataniel pewnie w żadnym stopniu nie próbowałby sam sobie pomóc. Pewnie gdy wróci do domu, ponownie będzie go czekać piekło. Za co mógłby oberwać tym razem? Za pogniecioną koszulę? Za to, że się z Tobą zadaje? Nie miałaś pojęcia i nawet nie chciałaś o tym myśleć. To było by bez sensu.
- Masz rację... - położyłaś dłoń na czerwonym policzku Kastiela. - Zadzwonię tam. I... Przepraszam. Pewnie mnie poniosło...
- Przestań. Miałaś rację, nie powinienem był się śmiać - nachylił się i pocałował czule Twoje ciepłe usta, co odwzajemniłaś. - To co? Idziemy?
- Idziemy...
***
Uznałaś, że pójście w miasto będzie najlepszą opcją. Nikt ze znajomych Cię nie usłyszy i będzie to najspokojniejsze miejsce. Ostatecznie poszliście do parku. Kastiel usiadł na ławce, po czym pociągnął Cię na swoje kolana. Drżącą dłonią wybrałaś numer, a Twój palec zawisł nad zieloną słuchawką.
- Ej, spokojnie - mruknął, gładząc Twoje włosy. - Przecież tu jestem. Zadbam o Ciebie, obiecuję. Nie stanie Ci się krzywda.
- Nie idź stąd, okej? Jeśli będę sama, na pewno spanikuję. Znasz mnie...
- Jesteś głupia, jeśli myślisz, że bym Cię zostawił z tym samą. No już, dzwoń.
Wzięłaś głęboki wdech, po czym kliknęłaś słuchawkę i przyłożyłaś telefon do ucha. Słuchałaś kolejnych sygnałów, a w środku czułaś, jak narasta panika. To, że Kastiel był przy Tobie, dodało Ci sporo odwagi. Zwłaszcza że czule głaskał Cię po udzie, gdy opowiadałaś kobiecie po drugiej stronie, czego byłaś świadkiem w domu państwa Carello.
Gdy się rozłączyłaś, czerwonowłosy ucałował Twoje czoło.
- Dzielna dziewczynka - mruknął. - I co? Co Ci powiedzieli?
- Oczywiście potrzebują jakichkolwiek dowodów - westchnęłaś. Bałaś się, że Nataniel domyśli się, że to Ty zadzwoniłaś po służby. - Powiedziano mi, że wyślą służby do Nata do domu i tam poszukają jakichś śladów.
- Liczę, że to coś da. Nie po to starasz się mu pomóc, żeby potem nikt nic nie powiedział. Choć mam wrażenie, że zakończy się to fiaskiem. Na pewno ojciec Nataniela przyzna się, że go bije - Twój partner wywrócił oczami.
- Mam nadzieję, że sytuacja się choć odrobinę poprawi.
- Zobaczymy...
***
Po szkole udałaś się do brata do szpitala. Okazało się, że nowotwór częściowo zniknął z jego kości, przez co mógł za parę dni wrócić do domu. Oczywiście, chemie dalej były obowiązkowe. Jednak nie było już tak źle, jak wcześniej.
Podeszłaś do łóżka Cartera i przytuliłaś go czule do siebie. Chłopak syknął cicho z bólu, jednak odwzajemnił uścisk.
- Cześć, siostrzyczko - powiedział z uśmiechem na ustach. Jednak go spojrzał Ci w oczy, domyślił się, że płakałaś. - Okej, co się stało? Komu mam wpieprzyć?
- O czym Ty mówisz? - spytałaś, marszcząc brwi.
- Przestań udawać. Wiem doskonale, że płakałaś. Więc? - pogładził Twój policzek. - Co się stało?
- To... To nic takiego, tylko... - westchnęłaś. - Widzisz, znajomy mojej koleżanki z klasy jest ofiarą przemocy domowej - musiałaś trochę pozmyślać. - Ten znajomy to potwierdził, więc moja koleżanka zgłosiła to odpowiednim służbom, bo on sam powiedział, że nie ma zamiaru tego robić. Z tego, co mówiła, służby mają pójść do tego znajomego do domu. Przez to moja koleżanka boi się, że jej znajomy będzie na nią zły...
- I przez to płakałaś? - uniósł brew.
- Tak. Widzisz, była przerażona i sama zaczęła płakać. A więc, jak ranią mnie cudze łzy - to akurat była prawda.
- Wiem - pokiwał głową. - Wiesz, myślę, że Twoja koleżanka dobrze zrobiła. Nawet jeśli ten jej znajomy na początku będzie wściekły, z czasem zrozumie, że ona nie zrobiła tego, aby mu zaszkodzić, a wręcz przeciwnie. Aby mu pomóc. Teraz ona może czuć się źle, ale niech pamięta, że tylko prawdziwy przyjaciel zrobiłby coś takiego.
Poczułaś się lżejsza. Od razu zrobiło Ci się lepiej. Wiedziałaś, że Twój brat ma rację. Liczyłaś, że Nataniel zrozumie, że chciałaś dobrze, nawet jeśli będzie uważał, że zniszczyłaś mu rodzinę...
**********
Hejka kochani!
Kolejny rozdział za nami! Mam nadzieję, że Wam się podoba. Następny będzie mi się ciężko pisało, już to czuję. Ale liczę, że efekt wyjdzie taki, jakiego wszyscy oczekujemy ^^
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
PS: W mediach: Przemek Kucyk - "Sorki"
("Chciałam tylko dzieciaków piątki, lecz nie umiem liczyć, sorki. Powtarzałam klasę z biolki. Już taka jestem. Sorki")
PS2: Wiem, że piosenka nie pasuje klimatem do rozdziału, ale jest zbyt piękna, żeby jej nie użyć :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top