12. "Nie ma o czym mówić"
Gdy coś przed Tobą ukrywa
Minął tydzień, odkąd próbowałaś odwiedzić swojego przyjaciela w jego domu. Nie miałaś siły ani ochoty robić tego ponownie, pewna, że to Melania tam przesiaduje i daje Natanielowi notatki. Skąd ta pewność? To było dość oczywiste. Dziewczyna ani trochę się z tym nie kryła. Wszyscy w klasie wiedzieli, że "idzie dzisiaj odwiedzić Nataniela, by mu poprawić humor". W głowie już miałaś paranoję, w jaki sposób ma ona zamiar to zrobić...
Od samego rana, gdy szykowałaś się do szkoły, czułaś, że coś było nie tak. Nie miałaś na to żadnego dowodu, jednak samo to, że Twoja kobieca intuicja Ci tak podpowiadała, powodowało, że czułaś w sercu niepokój.
Zeszłaś na dół na śniadanie i westchnęłaś ciężko. Usiadłaś przy stole i spojrzałaś w telefon. Zero wiadomości, zero połączeń. Zero prób kontaktu.
- Co się dzieje, skarbie? - zapytała Cię mama, stawiając przed Tobą miskę z Twoimi ulubionymi płatkami.
- Nic takiego - powiedziałaś smutno, biorąc do ust pierwszą łyżkę posiłku. - Po prostu Nataniel jest od tygodnia chory i martwię się o niego...
- Rozumiem - kobieta pogładziła Twoją dłoń. - Może dzisiaj pójdziesz go odwiedzić? Zrobimy mu domowy rosół, na pewno ucieszy...
- Próbowałam już pierwszego dnia, mamuś - wyznałaś jej, wzdychając ponownie. - Ale była u niego nasza koleżanka z klasy, a jego rodzice wyznają zasadę pokroju "Masz jednego gościa? Tyle Ci wystarczy". A każdego dnia ta sama koleżanka też u niego była, o ile mi wiadomo, to do wieczora.
- A może Nat się jej podoba? - zapytała Cię mama. - Gdyby było inaczej, on sam kogoś prosił o notatki. Ona sama by się nie wtrącała.
- Sama już nie wiem. Możliwe, że jej się podoba, nie mam pojęcia - przyznałaś, choć czułaś w sercu nieprzyjemne uczucie. Czyżbyś była zazdrosna...?
- W każdym razie... - mama uśmiechnęła się lekko do Ciebie. - Jak tylko Nataniel pojawi się w szkole, zapytaj go, jak się czuje. Na pewno to doceni.
- Też tak myślę - przyznałaś, odwzajemniając uśmiech mamy. Zawsze mogłaś z nią porozmawiać. Odkąd Twój ojciec zostawił ją dla młodszej, gdy była z Tobą w ciąży, była sama. Cudem było, że udało się jej wyjść na prostą przy dwójce dzieci...
Zjadłszy śniadanie, znów zaczęłaś biegać po domu, aby się odpowiednio wyszykować. Gdy kończyłaś nakładać na usta przezroczysty błyszczyk, usłyszałaś powiadomienie w telefonie. Serce Ci się zatrzymało. Nataniel?
Spojrzałaś na ekran i mimowolnie się uśmiechnęłaś. Co prawda nie był to SMS od Carello, ale wiadomość od Veilmonta poprawiła Ci nastrój.
Od: Rudzielec 💓
Cześć, mała. Podjechać pod Ciebie? Podwiozę Cię do szkoły.
W ciągu tego tygodnia zbliżyłaś się do Kastiela jeszcze bardziej. Okazało się, że ta postać zamkniętego na świat, chłodnego buntownika to tak naprawdę tylko skorupa. W środku potrafił być delikatny i czuły, tak jak dwa dni temu, gdy byłaś pewna, że skręciłaś kostkę, więc chłopak zabrał Cię do szpitala. Na szczęście jedyne co, to naciągnęłaś mięsień przez postawienie stopy w nieodpowiedniej pozycji.
Do: Rudzielec 💓
Możesz podjechać, pewnie. I jak już, to podwieziesz nas. Nie mnie. Już ja Ci dam unikać szkoły.
Dopisałaś adres w kolejnej wiadomości, po czym skończyłaś się szykować. Usiadłaś na łóżku i westchnęłaś.
***
Weszłaś do szkoły razem z Kastielem, co od razu skończyło się ostrymi spojrzeniami zakochanych w nim dziewczyn w Twoją stronę. Wywróciłaś oczami. Naprawdę? Nie mógł już nawet wejść gdzieś z koleżanką?
- Nie przejmuj się nimi - mruknął, nie patrząc na Ciebie, ale obejmując Cię ramieniem. - Jak wchodzę z jakąkolwiek dziewczyną, od razu mają problem.
- To dla mnie trochę niezręczne, to wszystko - przyznałaś, uśmiechając się słabo do chłopaka. - To co, idziesz w końcu na lekcje?
- Dobra, pójdę - wywrócił oczami. - Ale najpierw idę wypalić fajkę. Narazie - ucałował Twój policzek, po czym zawrócił i opuścił budynek.
Westchnęłaś ciężko, po czym spojrzałaś w stronę pokoju gospodarzy. Powinnaś tam zajrzeć? Czy powinnaś sprawdzić, co z Twoim przyjacielem, czy jednak póki co zostawić go samego?
Uznałaś, że długo bez odpowiedzi nie wytrzymasz. Skierowałaś się w stronę pomieszczenia. Nacisnęłaś klamkę...
I nic.
Czyżby dalej nie było go w szkole? A może jest, tylko po prostu poszedł do dyrektorki, żeby z nią pomówić? Sama nie wiedziałaś. Ale uznałaś, że nie będziesz w stanie z tym nic zrobić. Ruszyłaś w stronę sali, w której mieliście mieć matematykę. Usiadłaś przy ścianie i westchnęłaś ciężko, co natychmiast usłyszała Rozalia.
- Czyżby ktoś miał zły dzień? - zapytała, uśmiechając się i obejmując Cię ramieniem. - No, mów, co się stało.
- Nie wiem... - przyznałaś. - Szukam Nataniela, ale nie mogę go znaleźć. Albo coś załatwia, albo nie ma go wciąż w szkole.
- Jest. Widziałam go - powiedziała, na co mrugnęłaś parę razy. - Ale wydaje mi się, że coś się stało. Chodził ze zwieszoną głową i na nikogo nie zwracał uwagi.
- Muszę zatem go znaleźć - przyznałaś, jednak przyjaciółka Cię zatrzymała.
- Na razie zostań - poradziła Ci. - Potem go poszukasz. Póki co zobaczymy, czy jego zachowanie na lekcji też się zmieni. Sama się o niego martwię, mimo że nie jesteśmy blisko.
- Tak zrobię - kiwnęłaś głową, po czym posłałaś jej uśmiech. - Co ja bym bez Ciebie zrobiła?
***
Minęła lekcja matematyki i musiałaś przyznać, że sama zaczęłaś się martwić o Nataniela. Był wyjątkowo cichy i, tak jak mówiła wcześniej Rozalia, ciągle miał zwieszoną głowę. Martwiłaś się o niego ogromnie. Miałaś także nadzieję, że gdy go spotkasz, to wszystko się wyjaśni...
Jednak gdy tylko go szukałaś, on ciągle był gdzieś indziej, a Ty nie miałaś pojęcia, gdzie go szukać...
- Co jest, mała? - usłyszałaś obok siebie głos Kastiela, gdy siedziałaś na ławce na dziedzińcu, wyraźnie zamyślona.
- Huh? - spojrzałaś na chłopaka i uśmiechnęłaś się szeroko. - Nie, nic. Wszystko okej. Tylko nie umiem znaleźć nigdzie Nataniela, a muszę z nim pomówić. I to pilnie...
- Wiesz co? - powiedział, obejmując Cię ramieniem. - Nie szukaj go na siłę. Inaczej to wszystko chuj strzeli i pomyśli, nawet jeśli go znajdziesz, że jesteś nadgorliwa. Ja bym tak na pewno pomyślał - przyznał, uśmiechając się do Ciebie. - Poczekaj, aż przypadkowo na niego wpadniesz.
- Myślisz? - spojrzałaś na chłopaka, odwzajemniając lekko jego uśmiech. - No dobrze, zaczekam. Liczę, że prędzej czy później go znajdę...
- Będzie dobrze. Chodź tu - mruknął i objął Cię ciasno ramionami.
Byłaś wyraźnie zaskoczona tym, jak blisko niego byłaś. W końcu jeszcze ledwo tydzień wcześniej mówił, że od dziecka nie jest przyzwyczajony do tego rodzaju pieszczot. Jednakże nie przeszkadzało Ci to. Wręcz przeciwnie.
Jego ciało pachniało cudownymi męskimi perfumami, a także żelem pod prysznic. Te dwa zapachy sprawiły, że niemal zakręciło Ci się w głowie. Chciałaś przytulać się do niego cały czas i ani na chwilę się od niego nie odsuwać...
Zaraz, co?
Nawet nie poczułaś, jak zacisnęłaś palce na czarnej ramonesce chłopaka. Jedną dłonią przyciągnął Cię mocniej do siebie, a drugą ułożył na Twojej potylicy, wplatając palce w Twoje włosy. Z daleka pewnie wyglądaliście jak para...
- Oho, Twój rycerzyk nadchodzi - powiedział po chwili Kastiel, odsuwając się od Ciebie. - Goń go...
Odwróciłaś się od razu, jednak chłopaka już nie było. Przeprosiłaś Veilmonta i poszłaś do szkoły... I nie dałaś rady zauważyć Nataniela. Westchnęłaś ciężko, by następnie wejść do damskiej łazienki. Poszłaś w stronę kabin, gdy usłyszałaś głos Amber i... Twojego przyjaciela...? Weszłaś do pierwszej kabiny i zaczęłaś nasłuchiwać.
- Pospiesz się... - pogonił siostrę chłopak.
- To nie takie proste, nie da się tego zrobić tak szybko - warknęła dziewczyna. - Więc bądź cicho albo sam będziesz sobie tego siniaka zakrywał.
Zamurowało Cię. Siniaka? Jakiego siniaka?
- Mów ciszej albo ktoś usłyszy - odpowiedział Nataniel, patrząc na nią.
- Sam się w to wpakowałeś. Kto Ci kazał iść do szkoły najbardziej szemraną ulicą w mieście? - mruknęła pod nosem Amber, nakładając kolejną cienką warstwę podkładu pod obite oko brata.
- Skąd miałem wiedzieć, że za dnia też ktoś się tam kręci?
- Nie mam do Ciebie siły - westchnęła blondynka, nakładając na podkład trochę pudru. - Nie jest idealnie, ale na pewno widać to mniej niż wcześniej.
- Dzięki - Nataniel uśmiechnął się lekko, po czym opuścił kabinę, a zaraz za nim jego siostra.
O nie. Teraz nie przepuścisz tej okazji. Skorzystałaś błyskawicznie z toalety, by następnie wyjść z łazienki i ruszyć w stronę pokoju gospodarzy. Nacisnęłaś klamkę. Zamknięte. Przeklęłaś pod nosem, by dopiero wtedy zauważyć wiszącą na drzwiach karteczkę z informacją "Zaraz wracam". Warknęłaś pod nosem. Świat Cię chyba naprawdę nienawidzi!
Wróciłaś na dziedziniec po swoje rzeczy, których ciągle pilnował Veilmont.
- Co mi ukradłeś? - zapytałaś, uśmiechając się mimowolnie.
- Nic, tylko telefon. Ale i tak słaby, w lombardzie będzie mało warty - zaśmiał się. - I co? Pogadaliście w końcu?
- Nie - westchnęłaś. - Zniknął mi. W łazience chyba Amber zakrywała mu siniaka. Ktoś go musiał pobić.
- Ja pierdolę, serio? - pokręcił głową. - Znowu? Mało to w zeszłym roku przychodził do domu z pizdą pod okiem?
- Że co? - zmroziło Cię. Jak to? To nie jest pierwszy raz. - Żartujesz, co nie?
- O takim czymś się nie żartuje - spojrzał na Ciebie, patrząc Ci w oczy. - W zeszłym roku szkolnym przychodził co najmniej raz na miesiąc z limem. I nigdy tego nigdzie nie zgłosił, bo, przynajmniej tak mówił, nigdy nie widział twarzy tych typów. Sam już nie wiem, czy mu wierzyć, czy za chuja nie.
- Ja... - westchnęłaś. - Ja nie wiedziałam. Sam mi o tym nigdy nie powiedział. Boję się, że... Że to coś głębszego...
- Na mnie nie patrz - uniósł ręce w geście poddania się. - Ja nic nie wiem. Musisz się go sama zapytać. Ja Ci nie potrafię z tym pomóc...
***
- Nat, musimy pogadać - powiedziałaś, siadając obok niego w pokoju gospodarzy.
Wcześniej zamknęłaś drzwi na klucz, żeby nikt Wam nie przeszkadzał. Uniosłaś podbródek przyjaciela i westchnęłaś ciężko. Musnęłaś jego śliwę pod okiem delikatnie.
- Kto Ci go zrobił? - zapytałaś go, patrząc mu prosto w oczy. - I nie mów, że nie wiesz, o co chodzi ani nie rób ze mnie idiotki.
- (T.i.), proszę. Nie ma o czym mówić - mruknął.
Owszem, wiedział, że szukałaś go przez cały dzień. Ale starał się, żebyś go nie znalazła i nie zapytała o to, co mu się stało. Był pewien, że złapałaś go przypadkiem. Nie, że usłyszałaś go w łazience z Amber.
- Przestań chrzanić - zmrużyłaś oczy, zła. - Teraz jak na spowiedzi. Co się stało? Kto Ci to zrobił? - zapytałaś delikatniej. - Proszę. Muszę wiedzieć...
Westchnął ciężko, po czym złapał Cię za wolną rękę.
- Szedłem do szkoły okrężną drogą. Zaczepiło mnie trzech facetów i zażądali pieniędzy. Powiedziałem, że nie mam, więc mnie pobili. To wszystko - wyjaśnił spokojnie, patrząc Ci w oczy.
- Oboje wiemy, że coś więcej się za tym kryje. Kastiel powiedział, że to nie pierwszy raz i że często przychodzisz do szkoły w takim stanie...
Poczułaś i zobaczyłaś, że mięśnie Twojego przyjaciela się znacznie spięły. Zmartwiłaś się. Czyżby Veilmont jednak miał rację...?
- To nie ma znaczenia. Przesadza i tyle - powiedział spokojnie. - A teraz przykro mi, ale muszę się zająć paroma sprawami - rzekł, po czym podszedł do drzwi i otworzył je. Najwidoczniej nie chciał, żebyś była przy tym wszystkim.
Zmrużyłaś oczy. Czułaś, że niedługo dowiesz się, o co chodzi. Miałaś nadzieję, że zrobisz to szybciej niż chciałaś. Bałaś się o swojego przyjaciela i jedyne, o czym myślałaś, to to, by był bezpieczny.
Wróciłaś do Kastiela, który palił papierosa. Widząc Cię, uśmiechnął się cwaniacko. Poczekał, aż się zbliżysz, po czym dmuchnął Ci w twarz dymem, którym się wcześniej zaciągnął. Zakrztusiłaś się i zaczęłaś odganiać od twarzy resztę nikotynowego zapachu.
- Kastiel, cholera jasna! - warknęłaś, mrużąc oczy na chłopaka.
- O co chodzi, dziewczynko? - zaśmiał się, ponownie zaciągając się dymem. - Czyżbyś się na mnie obraziła?
- Zbliżasz się ku temu, więc jeśli tego nie chcesz, dobrze Ci radzę, żebyś uważał - skrzyżowałaś ręce na piersiach. - Rozmawiałam z Natanielem.
- Oho, czyli jednak Roszpunka postanowiła się wyspowiadać - zaśmiał się. - Więc? Czego się dowiedziałaś?
Opowiedziałaś chłopakowi, co powiedział Ci Carello. Zaznaczyłaś także, że poinformował Cię, że Kastiel przesadza ze swoimi osądami. Czerwonowłosy wywrócił oczami.
- Niech spierdala - warknął. - Na początku sam się dziwiłem, że przychodził taki. Ale skoro uważa, że ja przesadzam, to mam go w dupie. Niech się jebie i tyle - wypuścił dym i znów zaciągnął się papierosem. - Zresztą, nieważne... Mała?
- Słucham? - zapytałaś, patrząc chłopakowi w oczy i przyglądając się jego ostro zarysowanej, gładkiej szczęce.
- Chcesz dzisiaj wpaść do mnie po szkole?
**********
Hejka kochani!
Co to się tu dzisiaj porobiło? Drama się zaczyna! Zobaczymy, jak to będzie się ciągnęło dalej!
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał!
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
PS: W mediach: Taylor Swift - "Love Story"
("Romeo, take me somewhere we can be alone. I'll be waiting. All there's left to do is run")
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top