11. "To na kilometr wygląda jak związek"

Gdy spotykasz się z kolegą

Stałaś przed drzwiami mieszkania rodziny Carello, przygryzając lekko usta. Nie byłaś do końca pewna, czy był to dobry pomysł, skoro Melania już tam była, ale... Ale może? Może jednak powinnaś była tu przyjść?

Wzięłaś głęboki wdech i zadzwoniłaś do drzwi. Przyciskałaś do piersi ulubione kwaśne żelki i truskawkowe Oreo swojego przyjaciela, czekając w dużej niepewności, czy ktoś Ci otworzy. A jeśli otworzy, to czy Cię wpuści do środka.

Usłyszałaś otwierające się drzwi. Wstrzymałaś oddech i zobaczyłaś przed sobą wysoką, zgrabną kobietę. Miała włosy jeszcze jaśniejsze niż jej dzieci, a także szczupłą twarz z ładnie podkreślonymi kościami jarzmowymi. Patrzyła na Ciebie swoimi szmaragdowymi oczami... I zdecydowanie musiałaś przyznać, że nie biła od niej pozytywna energia...

- Kim jesteś? - zapytała Cię, a Ty poczułaś, jak ze stresu ugięły się pod Tobą kolana.

- Dzień dobry... Jestem (T.i.), przyjaciółka Nataniela... Słyszałam, że jest chory...

Dziwne było to, że znałaś się z Natanielem już od paru miesięcy, a ciągle nie poznałaś się z jego rodzicami. Chłopak tłumaczył Ci zawsze, że po prostu są specyficzni i prawdopodobnie nie jest to dobrym pomysłem, byś póki co ich poznawała. Cóż, matkę już poznałaś. A ojciec...?

- Owszem, jest - powiedziała, jednak tak, jakby była to odpowiedź na to, że jest ładna pogoda. - Ale jest u niego już koleżanka, więc póki co nie przyjmuje więcej gości.

- Ale proszę pani, ja nie z notatkami - powiedziałaś, pewna, że to o to chodzi. - Chciałam go odwiedzić i przynieść mu coś na poprawę humoru...

- Jego koleżanka z klasy już u nas jest - powtórzyła, jednak jej ton był jeszcze bardziej nieprzyjemny. - Mogę mu zanieść Twój prezent, ale póki co nie przyjmujemy kolejnych gości.

Westchnęłaś ciężko. Nie byłaś do końca pewna, czy możesz dalej nalegać, czy nie. Jednak Twój instynkt zdecydowanie nasuwał Ci na myśl, żebyś nawet nie próbowała. A zatem pokiwałaś głową i podałaś kobiecie reklamówkę ze słodyczami.

- Mój syn nie lubi słodyczy - powiedziała, bezczelnie zaglądając do środka.

- Generalnie nie - przyznałaś jej rację. - Ale wiem, że te mu smakują. Jadł je przy mnie - czyżby kobieta nie znała swojego syna? A może to Ty właśnie wydałaś swojego przyjaciela...?

Nic Ci nie odpowiedziała. Zamiast tego odsunęła się, weszła z powrotem do środka i zamknęła Ci drzwi przed nosem bez pożegnania.

Westchnęłaś ciężko. Już rozumiałaś, czemu Twój przyjaciel mówił, że jego rodzice są specyficzni. Odchodząc, patrzyłaś na mieszkanie państwa Carello i zastanawiałaś się, co tam się teraz działo...

***

- Cieszę się, że przyszłaś - powiedział Nataniel do Melanii, uśmiechając się do niej. - To sporo dla mnie znaczy, wiesz?

- To miłe - odpowiedziała mu szatynka, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Nie mogłam Cię tak zostawić, zwłaszcza w chorobie.

Uśmiechali się do siebie. On do niej czule, ona do niego z ekscytacją.

- Ach, właśnie. (T.i.) Cię szukała - powiedziała spokojnie Melania, patrząc chłopakowi w oczy. - Chciała z Tobą porozmawiać, ale powiedziałam jej, że Cię nie ma, bo źle się czujesz - zdała mu całą relację z tamtej rozmowy.

- Dobrze wiedzieć - westchnął. - Napisałem jej, że póki co nie przyjdę do szkoły. Liczę, że zrozumiała...

- Z pewnością - uśmiechnęła się do niego szeroko.

Nataniel już rok wcześniej zauważył, że dziewczyna zaczynała się przy nim dziwnie zachowywać, a dłuższa obserwacja pozwoliła mu wywnioskować, że najzwyczajniej w świecie jest obiektem jej westchnień.

Nigdy nie poruszyli tego tematu, więc nie mieli okazji o tym porozmawiać. Jednak on tego nie potrzebował. Dziewczyna była dla niego jedynie dobrą koleżanką z klasy. Nigdy nie poczuł do niej nic więcej...

Po chwili do jego pokoju weszła jego matka. Podeszła do syna i położyła obok niego torebkę ze słodyczami.

- Była tu jakaś dziewczyna. (T.i.) czy jakoś tak... - popatrzyła na chłopaka. - Kazała Ci to przekazać - trochę podkoloryzowała, ale przecież Nataniel nie widział wszystkiego. Nie sprawdzi tego...

- Czemu nie zapytałaś, czemu nie wejdzie do środka? - zapytał, jednak chłodny wzrok jego matki od razu go uciszył.

- Znasz zasadę. Masz jednego gościa? Nie przyjmujemy więcej - mruknęła. To, że Amber zawsze zapraszała obie koleżanki i obie zawsze były przyjęte jednocześnie, to co innego... - I dobrze o tym wiesz.

- Tak, wiem... Przepraszam - zwiesił głowę, a Melania milczała cały ten czas.

Adelaide opuściła pokój chłopaka, na co ten westchnął ciężko...

***

- No proszę, kogo moje piękne oczy widzą - powiedział radośnie Kastiel, podchodząc do Ciebie i mierzwiąc Twoje włosy.

- Kas, ja nie mam nastroju - mruknęłaś do niego, wzdychając. - Akurat nie dzisiaj...

- No proszę. A cóż to zniszczyło Ci nastrój? Dostałaś kosza od Roszpunki?

- Czemu wszyscy myślą, że jestem w nim zakochana? - wywróciłaś oczami, na co ten parsknął śmiechem.

- No nie pierdol, że tego nie rozumiesz - pokręcił głową. - Mała. Gadacie razem najwięcej z całej klasy. Jesteście przyjaciółmi. I przyjaźń damsko-męska nie istnieje.

- Może dla Ciebie. Dla mnie istnieje - wzruszyłaś ramionami, wciąż bez jakiegokolwiek uśmiechu na ustach.

- Nieważne. Kto Ci zjebał nastrój, co?

Westchnęłaś ciężko, po czym ruszyłaś z nim w stronę pobliskiej cukierni. Miałaś po tym wszystkim ochotę na coś słodkiego.

Opowiedziałaś Kastielowi o swojej "wizycie" w domu przyjaciela i o tym, jak zostałaś potraktowana. Objął Cię ramieniem, przyciągnął do siebie i skrzywił się.

- Coś Ci powiem. Cała szkoła wie, że jego rodzice są surowi - zaczął jej tłumaczyć. - Ale nie zawsze tacy byli. Kiedyś byli inni...

***

- Mamo! - zapłakał pięcioletni Nataniel, rozglądając się w poszukiwaniu swojej rodzicielki.

Łezki płynęły mu w dół jasnej buzi. Chłopiec próbował je zetrzeć, ale w ich miejscu pojawiały się nowe, a jego nóżka po upadku z roweru na asfalcie mocno krwawiła.

Dopiero po dłuższej chwili kobieta dobiegła do syna. Kucnęła obok niego i przytuliła go do siebie.

- Co Ci się stało, skarbie? - zapytała czułym, ciepłym głosem.

- Boli - wypłakał chłopiec, na co mama wzięła go na ręce.

- Chodź - uśmiechnęła się delikatnie, jednocześnie trzymając syna w ramionach i prowadząc jego rower wolną ręką. - Pójdziemy do domu, opatrzymy i damy buziaka, żeby nie bolało, dobrze? - chłopiec pokiwał głową i wtulił się mocno w kobietę.

***

- Wiesz, dla mnie też byli w porządku - musiał przyznać, uśmiechając się słabo. - Lepszy niż własni rodzice. - Ale jak zaczęliśmy dorastać... Jakoś się to zmieniło. Pewnie przez to, że obaj jesteśmy chłopakami i nie chcieli, żebyśmy wyrośli na maminsynków. Tak, jakbym ja mógł na takiego wyrosnąć - wywrócił oczami, patrząc w bok.

- Wszystko okej? - zapytałaś go, kładąc mu dłoń na policzku, na co on od razu się zatrzymał.

Spojrzał na Ciebie zaskoczony i przyłożył dłoń do tego miejsca. Zamrugał parę razy, jednak nie odezwał się.

- Co się stało? - zmartwiłaś się. Czyżby nie chciał, żebyś go tak dotykała? Jeśli Ci powie, zrozumiesz to...

- Nie, jest okej - powiedział, wzdychając ciężko. - Po prostu nie jestem przyzwyczajony do takiej czułości. Taki już jestem, mała - skwitował, po czym zaprowadził Cię do pobliskiej kawiarni.

Zajęliście miejsce przy stoliku, a już po chwili podeszła do Was rudowłosa kelnerka z pięknymi, zielonymi oczami oraz okularami na nosie. Dziewczyna posłała Wam uśmiech, na co Kastiel puścił jej oczko oraz uśmiechnął się seksownie. Rudowłosa zarumieniła się mocno, jednak nie straciła profesjonalizmu.

- Dzień dobry - powiedziała spokojnie. - Czy mogę państwu coś podać? Dzisiejszy wybór dnia to latte z lawendą i pistacją oraz tarta z owocami lasu.

Spojrzeliście na siebie z Kastielem i kiwnęliście głowami.

- Zatem poprosimy to zamówienie dwa razy - powiedział chłopak, a kelnerka zapisała to w swoim notatniku.

- Jasne - uśmiechnęła się. - Ładnie razem wyglądacie. Urocza z Was para.

Razem z kolegą wybuchnęliście śmiechem. Szczęśliwie nie za głośnym, ale mimo wszystko udało się Wam wprowadzić kelnerkę w osłupienie.

- Wybacz - powiedział wreszcie Veilmont, powstrzymując dalszy śmiech. - Ale nie jesteśmy razem. Gdybyśmy byli, ona nie dałaby mi flirtować z innymi dziewczynami.

- Tu się zgodzę - zaśmiałaś się. - A tak, to flirtuj sobie z kim chcesz.

Sophia, bo tak mówiła plakietka na koszuli kelnerki, przeprosiła Was i odeszła, by przynieść Wam zamówienie, a Ty pokręciłaś głową.

- Nie wierzę, że można pomyśleć, że ja i Ty jesteśmy parą - powiedziałaś, jednak uśmiechnęłaś się.

- Facet zaprosił laskę do kawiarni, siedzą naprzeciwko siebie. To na kilometr wygląda jak związek - chłopak wzruszył ramionami, uśmiechając się złośliwie.

- Przykro mi, że nie mam doświadczenia? - wywróciłaś oczami. - Nigdy nie miałam faceta, więc się nie znam na związkach.

- Pierdolisz - zaśmiał się. - Serio nigdy nikogo nie miałaś? A całowałaś się chociaż? Albo bzykałaś?

Zwiesiłaś głowę. Naprawdę musiał Cię tak zawstydzić? Owszem, do całowania czy seksu nie potrzeba partnera, wystarczy po prostu losowa osoba. Ale Ty taka nie byłaś. Zawsze czekałaś na to, by swój pierwszy pocałunek i pierwszy raz oddać osobie, która na to zasłużył. Nie przypadkowemu facetowi z ulicy czy znajomemu ze szkoły.

- Cnotką jesteś?! - uśmiechnął się szeroko. - Nie mogę! Dobraliście się z Roszpunką, nie ma co.

- Przestaniesz wreszcie się ze mnie śmiać? - zmrużyłaś oczy na chłopaka. - To nie jest mój facet, nie podoba mi się on.

- Dobra, dobra - uniósł nieco ręce, patrząc na Ciebie. - Chyba że chciałabyś spróbować się całować? - mruknął, puszczając Ci oczko. Jednak widząc Twój zirytowany wzrok, odpuścił. Zaśmiał się cicho i skrzyżował ręce na torsie. - Jednak umiesz pokazać pazurki. Kocica z Ciebie.

- Czasem trzeba. Zwłaszcza na takich delikwentów jak Ty - uśmiechnęłaś się szeroko do chłopaka. - A skoro już wcześniej zaczęliśmy temat rodziców... Mówiłeś, że rodzice Nataniela się zmienili. A co z Twoimi? Jacy są?

- Jacy są moi kto? Nie znam takiego słowa - powiedział twardo. - Nie istnieje w moim słowniku - westchnął ciężko. - Mam z nimi chujowy kontakt. Mogę Ci opowiedzieć, ale to ciężka, długa historia...

- Mamy czas - powiedziałaś, uśmiechając się pocieszająco i gładząc jego dłoń.

- Widzisz... Kiedyś, gdy byłem bachorem... Też byli mili. No wiesz, dbali o mnie, martwili się... Tak myślę. Ojciec czasem wyjeżdżał, ale generalnie w miarę było okej. Potem się zjebało...

- Kim są Twoi rodzice z zawodu? - zapytałaś go zaciekawiona.

- Ojciec pilotem, matka stewardessą. W pracy się poznali. W każdym razie, gdy zacząłem chodzić do szkoły, matka też wróciła do pracy. Mieli na tyle forsy, że mogli sobie pozwolić, żeby sporo latać, a mnie zostawiać z opiekunką. Opiekunkami - poprawił się po chwili. - Ich nie było najpierw po miesiąc, dwa. Potem po cztery, po pół roku, a na koniec po rok. Więc tak właściwie... Wychowałem się sam - westchnął ciężko, patrząc na Ciebie i ściskając Twoją dłoń. Chyba właśnie tej czułości potrzebował.

- Ale przecież mieli dziecko w domu. Nie czuli żadnej tęsknoty? - pogładziłaś kciukiem wierzch jego dłoni.

- Wiesz, jak przyjeżdżali to było "Kastielku, jak my się za Tobą stęskniliśmy". Chuja tam. Dzwonili tylko wtedy, gdy akurat wypadały moje urodziny albo święta - westchnął ciężko.

Przerwał na chwilę, bowiem właśnie Sophia przyniosła Wam Wasze zamówienia. Uśmiechnęłaś się pogodnie do kelnerki, która odpowiedziała tym samym.

Gdy odeszła, upiłaś łyka swojej kawy i rozpłynęłaś się wręcz. Była pyszna, idealna wręcz. Spojrzałaś na swojego towarzysza i pokiwałaś głową na znak, że mógł kontynuować swoją opowieść.

- Wracając... - westchnął ponownie. Pewnie był to dla niego dość trudny temat. - Widzisz, gdy zacząłem dorastać, byłem pewien, że najzwyczajniej w świecie mają mnie w dupie. Nie odzywać się do syna przez tyle czasu? Kurwa jebana mać no, ja bym tak nie umiał. Ale najwidoczniej jestem popierdolony, że chciałbym mieć kontakt z dzieckiem, o ile kiedyś je będę miał.

- Nie jesteś. Jesteś normalny - pogładziłaś mu dłoń. - Wiesz, każdy normalny rodzic pragnie tego bliskiego kontaktu z dzieckiem. Chce przy nim być, pomagać mu i rozmawiać z nim. Jeśli tego nie chcą, najprawdopodobniej mają coś poprzestawiane, skoro tego kontaktu im nie brakuje - posłałaś mu ciepły uśmiech.

- Nie wiem. W takim razie oni są nienormalni. Do pewnego momentu tęskniłem. Ale w końcu przestałem. Wiesz, kiedy? - spojrzał Ci w oczy z pogardą, jednak skierowaną nie do Ciebie, a rodziców. - Kiedy okazało się, że nie mogę na nich liczyć w sprawie dojrzewania. Miałem czternaście lat. Miałem wtedy pierwszy mokry sen. Byłem wtedy przerażony. Chciałem zagadać do ojca, ale powiedział, że jest zajęty, a z matką nie chciałem o tym gadać. Zresztą, gdy ojciec jej powiedział, nie przejęła się - westchnął ciężko, biorąc łyka kawy i krojąc kawałek tarty.

- Przykro mi - powiedziałaś smutno. - Mogę sobie tylko wyobrazić, jak okropnie się wtedy czułeś...

- Czaisz, że wszystkiego, co związane z seksem i dojrzewaniem nauczyłem się sam z internetu albo od Lysandra? - pokręcił głową, jakby z niedowierzaniem. - Chciałbym cofnąć czas. Wtedy mógłbym im wygarnąć, co o nich myślałem.

- Myślisz, że poczułbyś się lepiej? - westchnęłaś. - Nie, Kastiel. Wręcz przeciwnie. Było by tylko gorzej. Próbowałeś kiedyś porozmawiać z nimi? Powiedzieć im, co Cię boli i co chciałbyś, by się zmieniło?

- Nie - wzruszył ramionami. - Uznałem, że chuja mi to da. Nie chciałem nawet próbować, bo po co? I tak mają mnie w dupie, więc nie muszę tego robić. Nie potrzebuję przy sobie osób, które mają mnie gdzieś.

- To Twoi rodzice - złapałaś jego dłonie i pogładziłaś ogromnie czule. - Za rodzicami każdy tęskni. Możesz się zarzekać, ile chcesz, że nie tęsknisz. Ale ja wiem, że tęsknisz, tylko duma nie pozwala Ci na to, by przyznać, że jest inaczej.

Uśmiechnęłaś się do niego delikatnie. Skrzywił się znacznie, po czym wziął łyk kawy. Nie odpowiedział nic na Twoje słowa.

- Spróbuj z nimi pogadać, jak pojawią się w domu. Na często przyjeżdżają?

- Różnie. Od dwóch dni do tygodnia - wywrócił oczami. Taka rozbieżność nie była czymś, co mu się szczególnie podobało.

- W takim razie znajdź jak najszybciej okazję do rozmowy. To Wam może wiele dać, wiesz?

- Nie wiem. Zobaczymy - westchnął. - Chyba.

***

- Korci mnie, żeby pójść tam jeszcze raz - wyznałaś Kastielowi, gdy opuściliście kawiarnię. Oczywiście on uznał, że "na pierwszej randce za Ciebie zapłaci".

- Gdzie? Do Carellów? Powaliło Cię, dziewczyno? - zapytał Cię, na co Ty zmrużyłaś oczy.

- To coś złego, że martwię się o przyjaciela? - zapytałaś, krzyżując ręce na torsie.

- Nie - pokręcił głową, po czym pstryknął Cię w nos. - Coś złego jest w tym, że jesteś uparta i próbujesz wejść do domu, w którym mieszka jeden z najbardziej wpływowych facetów w mieście.

- Wpływowych? - zapytałaś go. - Nat o tym nie mówił. Wiem, że jego ojciec pracuje w firmie, ale nie mówił, że...

- Nieważne - przerwał Ci Veilmont. - Mogę tam z Tobą iść jako, no wiesz, bodyguard. Ale nie mam zamiaru się w to wtrącać.

Uśmiechnęłaś się lekko do niego. Podziękowałaś mu, po czym ruszyliście w stronę mieszkania Twojego przyjaciela. Jednocześnie poczułaś, że sam Kastiel stał Ci się bliższy. Powoli także zaczynałaś rozumieć, dlaczego jest on taki, a nie inny. On nie chciał zwrócić na siebie uwagi rodziców. On chciał wyrazić siebie i tym właśnie zaimponować innym, bo w domu nikt nie poświęcił mu wystarczająco dużo uwagi. Dzięki temu zdobył przyjaciela w postaci Lysandra...

Gdy stanęliście pod domem Carellów, westchnęłaś. Stanęliście przed furtką, a Ty kliknęłaś guzik w domofonie. Po trzech krótkich sygnałach usłyszeliście głos.

- Kto tam? - no tak. Amber...

- (T.i.) i Kastiel - powiedziałaś spokojnie.

Już po chwili dziewczyna otworzyła Wam furtkę, a także drzwi. Uśmiechnęła się szeroko, po czym wyciągnęła mocno ręce do Kastiela.

- Kassi, nie spodziewałam się! - powiedziała, jednak nim zdążyła objąć chłopaka, ten się odsunął.

- Ej ej, opanuj się - powiedział twardo. Widać, że za nią nie przepada... - Ja nie do Ciebie.

- To do kogo? - zapytała zaskoczona Amber. - Chyba nie do mojego brata? Przecież wiem, że się nienawidzicie.

- Przyszedł do towarzystwa - miałaś już serdecznie dosyć jej zachowania. Nie potrafiłaś już milczeć. - Twój brat jest chory, więc przyszłam, żeby mu umilić ten czas. Mogę wejść?

- Ty? - dziewczyna otworzyła szerzej oczy. - Przecież wcześniej była tu ta kujonka. Po co tu jeszcze Ty?

- Co się dzieje, kochanie? - usłyszałaś niski, męski głos zza drzwi.

Uniosłaś głowę i zobaczyłaś wysokiego mężczyznę, odzianego w białą koszulę, czarny garnitur i złoty krawat, który ostatnio widziałaś w jednej z witryn ekskluzywnego sklepu... Miał oczy ciemne jak noc oraz czarne włosy. Uśmiechnął się do Amber.

- Tato, Kassi i (T.i.) przyszli do Nataniela - wydęła obrażona wargi. Czyli ten facet to jej ojciec? Ciekawie mają, nie ma co.

- Słucham? - mężczyzna zmarszczył brwi. - Przecież nie mówił, że spodziewa się gości.

- Bo nie spodziewał - odezwałaś się cicho. - (T.i.), dzień dobry - wyciągnęłaś dłoń w jego stronę. - Miło mi pana poznać. Przyszliśmy do pana syna, bo słyszeliśmy, że kiepsko się czuje.

Mężczyzna złapał Twoją dłoń i uścisnął ją dość mocno. Wyraźnie czułaś bijącą od niego dominację. W jednej chwili poczułaś się drobna. Maleńka. Jak mrówka.

- Tak, tak, kiepsko - pokręcił głową. - Była u niego już dzisiaj koleżanka i, o ile nie wiadomo, poczuł się lepiej. Więc nie potrzebuje już więcej wizyt. Chyba że to coś pilnego.

- Raczej nie - mruknął Kastiel, po czym objął Cię ramieniem. - Chodź, mała. Nie ma co marnować na to czasu.

- "Mała"? - odezwała się Amber, otwierając szeroko oczy. - Nazywasz ją "małą"? Jesteście razem.

- Nie. Nie jesteśmy i nie będziemy. Ale nie licz, że masz u mnie jakiekolwiek szanse - mruknął, po czym opuścił wraz z Tobą posesję Nataniela i jego rodziny.

Uszliście paręset metrów, po czym Kastiel na Ciebie spojrzał. Wciąż jednak szedł przed siebie.

- Coś Ci powiem - zaczął, wzdychając ciężko. - Jeśli następnym razem będziesz się wybierać na wycieczkę, nie wybieraj tamtego domu. Ja wszystko rozumiem, serio - pokręcił głową z jakby niedowierzaniem czy dezaprobatą. - Ale tutaj już się więcej nie wybiorę. Byłem tam pół minuty i tym samym zmarnowałem cenne trzydzieści sekund mojego życia.

- I na co mógłbyś je poświęcić? - zapytałaś, rozbawiona.

- Na przykład na głaskanie mojego psa albo pisanie nowej piosenki - wzruszył ramionami.

- Jesteś muzykiem? - zapytałaś, a na Twoich ustach pojawił się uśmiech. - No proszę, super. A na czym grasz?

- Gitara elektryczna. Za ostra jak na takie delikatne dziewczynki, jak Ty - uśmiechnął się złośliwie i pstryknął Cię w czoło.

- Przesadzasz - wzruszyłaś ramionami, uśmiechając się mimowolnie. - Zagrasz mi coś kiedyś?

- Jak zasłużysz, mała. Jak zasłużysz.

**********

Hejka kochani!

Rozpędziłam się, nie ma co. Piąta publikacja w ciągu półtora tygodnia. Idziemy na rekord, haha!

Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodobał. Osobiście jestem z niego mega dumna 😁

Pozdrawiam, wera9737.

Enjoy! =^.^=

PS: W mediach: Felivers - "Jakie masz dzisiaj plany?" (świeżutkie, sprzed niecałych 24h ❤️)

("Powiedz mi, jakie masz dzisiaj plany. Mogę zabrać Ci czas. Powiedz mi, w co chcesz się ze mną bawić i w jaki chcesz wejść stan")

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top