2.37 "Cóż za szkoda"
Gdy idziesz na imprezę
Już od godziny siedemnastej stałaś przed szafą i zastanawiałaś się, jaką kombinację ubrań założyć. Zastanawiałaś się pomiędzy krótką sukienką a eleganckim garniturem w postaci marynarki i spodni. Ostatecznie wybrałaś sukienkę - krótką i czarną, na cienkich ramiączkach. Zagryzłaś dolną wargę, gdy zdałaś sobie sprawę, jak dawno nie nosiłaś tej sukienki. Ostatni raz miałaś ją na sobie cztery lata wcześniej podczas jednego ze spotkań z Kastielem. A raczej jednej z randek. Westchnęłaś, by następnie przebrać się w wybraną sukienkę. Przejrzałaś się w lustrze i uśmiechnęłaś. Mimo że Twoje piersi i biodra stały się w ciągu całego tego czasu bardziej kształtne, ciągle mieściłaś się w to ubranie.
Trudno było powiedzieć, jak bardzo nie mogłaś doczekać się tej imprezy. Potrzebowałaś się rozluźnić po całym wczorajszym dniu. Pocałunek Hyuna i spotkanie z Natanielem, wbrew pozorom, bardzo Cię wykończyły. Ten wieczór miał sprawić, że czułabyś się swobodniej oraz odpoczęłabyś od rzeczywistości akademickiej.
Nim się obejrzałaś, stałaś już przed budynkiem Snake Roomu. Co parę chwil sprawdzałaś swój telefon, aby upewnić się, czy Twoja przyjaciółka nie wysłała przypadkiem jakiejkolwiek wiadomości. Niestety, nic się tam nie pojawiło. Nagle poczułaś na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Spanikowana odwróciłaś się, jednocześnie zaciskając dłoń w pięść i unosząc ją. Jednak gdy zobaczyłaś te charakterystyczne czerwone włosy zamrugałaś kilkukrotnie.
- Kastiel? - rzuciłaś jedynie, opuszczając dłoń.
- Cześć, (T.i.) - powiedział, posyłając Ci lekki uśmiech. - Nie spodziewałem się, że tu będziesz - dorzucił. - Domyślam się, że Rozalia Cię wyciągnęła z akademika, co?
- Nie mylisz się - przyznałaś, wzdychając. Mimo wszystko wciąż było Ci trudno z nim rozmawiać. Kastiel był kiedyś Twoim chłopakiem, a rozstaliście się... Tak naprawdę bez żadnej rozmowy. - Umówiłyśmy się tutaj. Alexy ma do nas dołączyć.
- A no tak, Wasz ukochany smerf - wymruczał. - A Roszpunka? Też z Wami będzie czy nie?
- Kastiel, nie mówmy o nim - rzuciłaś ostro. Może nawet za bardzo. Westchnęłaś ponownie. - Przepraszam. Po prostu... Zranił mnie bardziej niż kiedykolwiek. Nawet nasza kłótnia w liceum nie była tak ostra, jak ta sytuacja.
- Cokolwiek się wydarzyło, jestem pewien, że nie zrobił tego celowo - rzucił muzyk w Twoją stronę. - Może i zrobił się z niego drań, ale akurat na Tobie mu zależy.
- Chyba jednak nie w tym przypadku - powiedziałaś, choć sama wątpiłaś w rację swoich słów. W końcu doskonale wiedziałaś, że gdyby mu nie zależało, nie biegałby tak za Tobą, aby rozwiązać całą tę sytuację...
Zanim jednak zdążyłaś coś dopowiedzieć, a Kastiel odezwać się choć słowem, dołączyła do Ciebie Twoja przyjaciółka. Objęła Cię i przywitała Cię z szerokim uśmiechem na ustach, a Veilmont zniknął Ci z oczu.
- Cześć, Rozo - powiedziałaś do białowłosej, uśmiechając się lekko. - Czuję, że potrzebowałam tej imprezy. Zbyt dużo rzeczy się wydarzyło w ciągu tych dwóch dni.
- Oho, czyli będziemy potrzebować więcej niż jednego drinka. Da się to załatwić - przyjaciółka objęła Cię ramieniem, a następnie poszła z Tobą do środka.
Usiadłyście z nią przy barze, a następnie zamówiłyście po jednym mojito. Barman zajął się przygotowywaniem dwóch drinków, a Rozalia spojrzała na Ciebie wyczekująco.
- Więc? - uniosła brew. - Co Cię trapi? Widzę po Tobie, że coś jest nie tak.
- Bo jest - westchnęłaś, masując nasadę nosa. - Jak Ci powiem, to padniesz - Rozalia aż złapała się blatu lady. - Hyun mnie pocałował.
Twoja przyjaciółka doskonale wiedziała, kim był Azjata. W końcu musiałaś codziennie z nią plotkować i opowiadać jej, jak było. Wczoraj jednak, przez Twoje zmęczenie, pominęłaś ten rytuał. Zatem musiałaś jej powiedzieć dzisiaj.
- Że co?! - białowłosa otworzyła szeroko oczy. - Chyba żartujesz. Przecież on Cię zna zaledwie kilka dni. Jak to możliwe, że tak szybko Cię pocałował?
- Nie wiem, Roza - przyznałaś, po czym westchnęłaś ciężko. - Uwierz mi, nie spodziewałam się tego nawet. Odwzajemniłam to... - poczułaś, jak Twoje policzki zarumieniły się ze wstydu.
- Słucham?! - widziałaś po przyjaciółce, że nie podobało jej się to, jak tamta sytuacja przebiegła. - (T.i.), Ty nie jesteś taka. Nie całujesz pierwszych lepszych facetów.
- Wiem - pokręciłaś głową, po czym znów spojrzałaś na przyjaciółkę. - Ale słuchaj. Odsunęłam się od niego, on mnie przeprosił. Powiedział, że to nie powinno mieć miejsca. A jak wracałam do domu, znowu natknęłam się na Nataniela.
Gdy zobaczyłaś, jak dziewczyna zwiesiła głowę i zmarszczyła brwi, zdałaś sobie sprawę, że ten obrót wydarzeń zdecydowanie się jej nie spodobał. Westchnęła i znów na Ciebie spojrzała.
- Domyślam się, że znowu próbował z Tobą pogadać - skwitowała, a gdy barman podał Wam obu drinki, wzięłyście po łyku. - I jak zareagowałaś?
- Kazałam mu się gonić - przyznałaś. - Ale z każdym kolejnym razem zastanawiam się, czy dobrze robię - skrzywiłaś się znacznie. - No wiesz, gdyby mu nie zależało, nie próbowałby tyle ze mną dyskutować. Myślałam o daniu mu szansy, żeby się wytłumaczył, ale boję się, czy dobrze zrobię w tej kwestii...
- To zależy od Ciebie - westchnęła dziewczyna, patrząc na Twoją twarz. - No wiesz, możesz spróbować z nim pogadać. Ale nie wiem, czy na pewno dobrze się to zakończy. Będę trzymać kciuki, żeby tak było, ale wiesz, jak to jest.
- Wiem - przyznałaś, po czym sięgnęłaś po telefon i zagryzłaś dolną wargę.
Weszłaś w wiadomości z Natanielem i westchnęłaś. Odkąd wróciłaś do miasta, nie pisaliście ze sobą. Zamiast tego dzwoniliście do siebie bądź rozmawialiście twarzą w twarz. Spojrzałaś na pusty ekran, po czym wystukałaś wiadomość.
Możemy się spotkać? Chyba musimy sobie wyjaśnić kilka rzeczy.
Jednak już po chwili skasowałaś wszystko, co napisałaś. Uznałaś, że takich rzeczy nie powinno załatwiać się przez telefon, a twarzą w twarz. Jeśli go spotkasz, wtedy go poprosisz o rozmowę. Najwyżej on odmówi, a Ty wyjdziesz na wariatkę.
Schowałaś telefon do torebki i znów napiłaś się drinka. Rozalia po prostu uśmiechnęła się do Ciebie i pogładziła Twoje ramię, po czym sama wypiła łyk swojego mojito. Nagle usłyszałyście głośne owacje, a następnie odwróciłyście się w stronę, z której one dochodziły. Kastiel Veilmont we własnej osobie oraz jego zespół, Crowstorm, wychodzili właśnie na scenę, aby zagrać koncert. Czerwonowłosy oraz szatyn ze swoimi gitarami, blondyn z gitarą basową oraz granatowowłosa kobieta, która zasiadła za perkusją.
- Witajcie! - zawołał do mikrofonu Kastiel, a tłum jego wiernych fanek głośno zapiszczał. - Wow, humorki dopisują. To zajebiście, bo dzisiejszego wieczoru nie zabraknie nam emocji. Zaczniemy koncert od piosenki, od której wszystko się zaczęło. Nasz debiutancki singiel, który wszyscy kojarzycie. Zaczniemy mrocznym klimatem, potem przejdziemy w przyjemny.
Już po chwili w uszach usłyszałaś najpierw głos Kastiela, a potem bębny i elektryczne gitary.
Oh, Death.
Oh, Death.
Won't you spare me over till another year?
Well, what is this that I can't see?
With icy hands getting over me.
Well, I am Death, none can excel.
I open the door to Heaven and Hell.
Oh, Death.
Oh, Death.
Too late, too late, to all farewell.
My soul is doomed so heed me well.
As long as God in Heaven dwell
Your soul, your soul shall scream in Hell.
Oh, Death.
Oh, Death.
Oh, Death.
Mimo że tekstu w piosence było niewiele, a raczej skupiała się ona na dźwiękach instrumentów, które budowały klimat utworu, nie potrafiłaś odwrócić głowy. Widziałaś, jak Kastiel swobodnie czuł się na scenie. Jak jego oczy błyszczały z radości, że może tu stać i jak napawał się popularnością wśród swoich fanów. Zwłaszcza tych płci żeńskiej. Doskonale rozumiałaś ich rozemocjonowanie. Sama niegdyś szalałaś za tym mężczyzną, mimo że nie był wtedy jeszcze znanym muzykiem. A teraz wokalista i jednocześnie gitarzysta Crowstormu, popularny na całym świecie, sprawiał, że każda dziewczyna patrząca na niego miała od razu kisiel w majtkach.
Mimowolnie się uśmiechnęłaś, gdy po owacjach zespół zaczął od razu, bez zapowiedzi, grać kolejne utwory. Ciągle zachowywały one klimat rockowy, jednakże wchodziły w różne tematy. Od miłości, przez cierpienie, aż po wspomnienia z młodzieńczych lat.
Przez cały koncert doskonale się bawiłaś, wsłuchując się w słowa piosenek, a z Twoich ust nie schodził uśmiech. Wraz z Rozą wypiłyście po dwa drinki, a sama poczułaś, jak znacznie się rozluźniłaś.
Na tyle, że Twój pęcherz zaczął wołać o ulgę.
- Roza? - spojrzałaś na przyjaciółkę. - Muszę pójść do toalety - rzuciłaś, po czym zeszłaś z krzesła barowego.
- Jasne! - zawołała. - Mam iść z Tobą czy pójdziesz sama?
- Poradzę sobie. Pilnuj nam miejsc - zaśmiałyście się, po czym od razu poszłaś do toalety.
Po skorzystaniu z ubikacji i umyciu rąk, od razu poczułaś przyjemną ulgę. Jednakże gdy tylko opuściłaś łazienkę, zaczepił Cię obcy mężczyzna. Miał europejskie rysy twarzy i trudno Ci było określić, z jakiego kraju pochodził, jednak jego akcent wskazywał słowiańskie korzenie. Miał jasnobrązowe włosy oraz błękitne oczy, a jego żuchwa była ostro zarysowana.
- Jaka śliczna panienka - mruknął, po czym zbliżył się do Ciebie na tyle, że nie potrafiłaś się odsunąć. - Czy zgodzisz się, żebym zaprosił Cię do tańca? - zapytał. Nie czułaś się jednak komfortowo.
- Nie, dziękuję - odpowiedziałaś szybko. - I tak już idę do domu.
Po tych słowach ręce mężczyzny pojawiły się po bokach Twojej głowy, a Ty zostałaś przyparta do ściany tuż obok drzwi prowadzących do damskiej łazienki. Patrzył intensywnie w Twoje oczy, a gdy uważnie przestudiowałaś jego twarz, zobaczyłaś powiększone źrenice. Był naćpany.
- Cóż za szkoda - mruknął. - W takim razie może przynajmniej dasz się odprowadzić? Jak daleko stąd mieszkasz?
- Ale ja sobie doskonale poradzę - rzuciłaś, starając się brzmieć na pewną siebie. Chyba poniekąd Ci się udało.
- Och, twardzielka - posłał Ci uśmiech, który pewnie miał być lubieżny, ale wyglądał bardziej jak obleśny. - Nie bądź taka uparta, przecież nie zrobię Ci krzywdy.
- Chyba powiedziała Ci, że nie chce pomocy - mężczyzna mógł usłyszeć za sobą męski głos.
Gdy tylko się odwrócił, zobaczył ostre rysy twarzy, czerwone włosy spięte w kitkę nad karkiem oraz szare, chłodne tęczówki. Na widok wokalisty Crowstormu, od razu się od Ciebie odsunął.
- To Wy się znacie? - zapytał, nie wiedząc nawet, jak blisko prawdy był. - Okej, dobra, sory. Już spierdalam, już mnie tu nie ma.
Mężczyzna rzeczywiście się odsunął, by po chwili zniknąć Ci z oczu. Westchnęłaś, czując, jak Twoje serce mocno waliło. Starałaś się je uspokoić, oddychając wolniej. Spojrzałaś na Kastiela i uśmiechnęłaś się lekko.
- Dziękuję - powiedziałaś, po czym poprawiłaś swoją sukienkę.
- Nie ma za co - rzucił, po czym zlustrował Cię. - Pamiętam tę sukienkę. Założyłaś ją na którąś z naszych ostatnich randek. Prawie Cię wtedy wrzuciłem do jeziora - uśmiechnął się lekko do Ciebie.
- Zgadza się - pokiwałaś głową, również się uśmiechając na tamto wspomnienie. - Będę wracać do Rozalii. Cieszę się, że byłeś w pobliżu.
- Musisz być bardziej pewna siebie, mała - powiedział Ci Veilmont, gładząc Twoje włosy. - Jesteś twarda, ale oprócz tego musisz nauczyć się ładnie pyskować. Kurs samoobrony też nie jest głupim pomysłem.
- Jeszcze jakieś dobre rady? - uniosłaś brew, uśmiechając się jednak. To było miłe, że się o Ciebie zmartwił.
- Na razie nie - zaśmiał się cicho. - Wracaj do Rozy, pewnie się martwi, że Cię tak długo nie ma.
Pokiwałaś głową i pożegnałaś się z mężczyzną, po czym rzeczywiście skierowałaś się w stronę przyjaciółki. I w czasie gdy Ty opowiadałaś jej, co zaszło tuż przy damskiej toalecie, Nataniel Carello wyprowadzał swoją siostrę z klubu na drugim końcu miasta...
**********
Hejka kochani!
Kolejny rozdział za nami. Przysięgam, że dawno nie miałam takiego zastoju pisarskiego. Mam nadzieję, że żaden inny nie będzie taki długi. Mieć pomysły i wenę, ale nie mieć chęci? Najgorsze uczucie każdego pisarza. A przynajmniej jedno z najgorszych.
Ale mamy to! Następny rozdział planuję napisać z perspektywy Nataniela, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
PS: W mediach: Khemmis - "A Conversation with Death"
("Too late, too late, to all farewell. My soul is doomed so heed me well")
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top